Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61

Propozycja nowej okładki.
a) Zmieniamy!
b) Zmieniamy, ale zrób inną!
c) Nie zmieniamy!

-------------

Tak bardzo chciał spać, tak bardzo chciał by jego umysł w końcu odpoczął, jak na złość mu się to nie udawało. Do tego Zeus straszliwie hałasował na swoim kołowrotku.

W takich momentach zazwyczaj jedyne czego się pragnie to śmierć, Byron mimo iż pociął się nie raz i nie dwa to wcale nie chciał śmierci, właściwie to jej się panicznie bał oraz gardził tymi co przegrywają tak łatwo i nie walczą. Czuł się jednak, że jest zamknięty w ciasnym pudełku czyli sytuacji bez wyjścia.

Niespodziewanie z parteru dobiegł dźwięk zamykanych drzwi. Ktoś wyszedł? Ojciec na nocną zmianę, na panienki? To nagle natchnęło Byrona żeby dobić się jeszcze bardziej.

Potrzebował jakiś wskazówek, a na pewno najwięcej ich będzie w sypialni taty. Przemknął niczym shinobi do jego pokoju. Albumy? Było ich zaledwie trzy, to wszystko dlatego, że ich ojcowsko synowskie relacje szybko zaczęły się rozpadać. Przeglądał je tysiące razy, na pewno nie było tam zdjęcia z panią Grace.

Wziął jeden z nich i mimo wszystko zaczął oglądać. Śmiesznie patrzeć na siebie jako małego berbecia, jak za niedługo będzie miał osiemnastkę.

Tutaj w zoo, tu na jakimś spacerze, tu wraz z Joshem na podwórku jego babci, z Mayą i Arthurem... jacy oni też byli mali. Otworzyły się jakieś wspomnienia, a w oku zakręciła się łezka. I też wszędzie z tą piłką w rączkach.

Ale dosyć tego, nie po to tu przyszedł. Jeszcze jednym dobrym miejscem może być szafka nocna, w sumie to nigdy tam nie grzebał, starszy człowiek zazwyczaj trzyma tam jakieś swoje duperele i sekrety.

Otworzył szufladę. I co my tu mamy?

- Termometr, tabletki, jakaś książka o końcu świata. Dziwne, zazwyczaj czyta jakieś lekarskie wywody...prezerwatywy? Serio? Wiedziałem, że kogoś tu sprowadza gdy mnie nie ma, stłuczona ramka na zdjęcia i... - teraz wyciągnął coś co zadało cios ostateczny jego rozryczanemu sercu, ścisk w gardle stał się ogromny, a łzy już samoistnie puściły. W trzęsącej się ręce trzymał kupkę kolorowych papierów, wycinanek, rysunków, pracy z plasteliny. Były to laurki i prezenty wykonane przez niego dla taty. Z okazji urodzin, dnia taty, czy tak o bez okazji. Pierwszą z nich były bardzo niechlujnie narysowane patyczaki trzymające się za ręce, było widać, że to syn i tata, a w około serca i tęcza. Tęcza trochę się rozmazała to dlatego, że spadła na nią mokra słona kropla. Byron był już cały zaryczany, zakrywał sobie usta dłonią i szlochał. Był święcie przekonany, że tata wyrzucał wszystkie jego rysunki chociaż on tworzył je z ogromną miłością dziecka do rodzica.

- Przepraszam tato...czemu dopiero teraz dostrzegam, że przez cały czas chciałeś dla mnie dobrze...

Głowa mu opadła na łóżko, a rysunki wypadły z rąk. Nie miał w co się wysmarkać.Zamknął na chwilę oczka, ale spod powieki dojrzał chyba to czego szukał.

Była to koperta, z pieczątką z sprzed osiemnastu lat...

Trzęsącymi dłońmi wyciągnął zwartość koperty, był to list. Z odrobiną strachu przed jego zawartością zaczął czytać.

Drogi Richardzie,

Przepraszam, że kontaktuję się z tobą w ten sposób, ale taki wydawał mi się najbardziej stosowny. Powiem szczerze, dobrze się stało. Sam wiesz, że nie układało się między nami najlepiej, a poczęcie Byrona to jedna wielka pomyłka. Nawet nie pamiętam od jak dawna cię okłamywałam, że wszystko jest dobrze. Tak naprawdę zdradzałam cię na boku i nienawidziłam całym sercem. Twoją obojętność przejawiającą się w braku czułości, odmienne poglądy, brak dyscypliny. Przed sądem tego nie powiedziałam ani tobie, ale po prostu za bardzo się różnimy. Wątpliwości nie mam, Byron jest twoim dzieckiem i dlatego tobie go zostawiam Sam nalegałeś na dziecko. Mogłabym go przygarnąć wraz Mathew, jednak za bardzo przypomina ciebie, ciebie i twoją felerną rodzinę. Zapomnijmy o sobie zupełnie, zaczynam nowe życie tak jak ja chciałam, w zupełnym przeciwieństwie do ciebie. Gnij sobie w tym swoim szpitalu, gardzę takimi ludźmi nie wychodzącymi przed szereg, bez jakichkolwiek zainteresowań. Znudziłeś mnie

PS. Razem z Matthew będziemy mieć córkę, Jennett McCurdy, ładnie brzmi to nowe nazwisko prawda?

Grace

***

Jennett znajdowała się tam gdzie miejsce kobiet według niektórych być powinno.Przy mopie. Ubrana w gumowe rękawiczki i z chustką na głowie by odgarniała jej grzywkę. Nie traktowała tego jako karę, bardziej jak piękną i otwartą drogę do śmierci z wycieńczenia. Nie należała do utalentowanych jeśli chodziło o sprzątanie. Wymachiwała tylko biodrami w rytm muzyki puszczanej ze starego radia, które przyniosła z domku klubowego. Leciała jakaś składanka z lat 80 i akurat "Material girl" Madonny i udawała, że śpiewa do mopa. Mogła tak w nieskończoność i w ten sposób skończyłaby to za tydzień, ale drzwi wejściowe zaskrzypiały ze starości.

- Przybyłem! - krzyknął dobrze znany jej głos.

- Pisałam ci, że sobie sama poradzę!- był to Aphrodi, nie zwróciła na niego szczególnej uwagi. Teraz mop był jej miłością. Myślała, że usłyszy jakieś tłumaczenia albo rzuci jakimś żartem.

- Eeee kim jesteś? - blondyn zamrugał dwa razy. Niedziwne, że nie poznał własnej dziewczyny.

McCurdy wyglądała...inaczej? Włosy miała spięte w dwa niechlujne warkocze, a na nosie leżały kwadratowe okulary.

- Twoją jedyną - skoczył do niej, bo ogarnął kim jest i objął ją swoim męskim ramieniem.

- Ja ze swoich wszystkich włosów mogę zrobić takiego warkocza jak jeden z twoich dwóch. Cześć tak w ogóle - przyciągnął ją bliżej i obdarzył powitalnym pocałunkiem.

Czarnowłosa dalej na niego nie spojrzała, przymilała się tylko jak kotek.

- Tajfun dorwał moje soczewki, więc musiałam odkopać okulary z końcówki gimnazjum.

- Uroczo

- Uroczo?! Mój poziom atrakcyjności spadł o 69 milionów!

- I tak jesteś zajęta, więc co się przejmujesz - spojrzała na niego jakby chciała mu zaraz przywalić w jaja. Byron wykorzystał , że w końcu obdarzyła go swoim błękitnym spojrzeniem i zabrał jej okulary.

- Jak wyglądam? - zapytał krzywiąc się, chociaż nie była to duża wada. Czyż to nie jest pytanie retoryczne? Czy ja muszę to komentować? No wyobraźcie sobie Byrona w okularach. Czarnowłosej pojawiły się gwiazdki w oczach, no ale oczywiście mu tego nie okaże.

- Debilnie - wyrwała mu je i wytarła ręką krew, która popłynęła jej z nosa z podniecenia.

- Tam masz miotełkę, ścierę i płyny. Poćwiczysz trochę ręce wycierając kurze.

Oboje zajmowali się swoimi obowiązkami w ciszy, w dwóch osobnych segmentach sali. Dziwne, bo odkąd są razem wytworzył się między nimi taki oto dystans. I jeszcze to cholerne podejrzenie o bycie rodzeństwem.

- Coś chyba jesteś nie w sosie kochanie... - oczy Jennett się powiększyły jak usłyszała "kochanie" brzmiało to tak tandetnie, źle... i jakby nierealnie? Skarciła go spojrzeniem bo wcale nie było to śmieszne.

- Oprócz pogryzionej soczewek, to dostałam zmianę w pracy za koleżankę, więc za jakieś 40 minut cię tu zostawię i szkoda bo chciał trening obserwować zza krzaka - westchnęła na koniec.

- Pracę? - podniósł pytająco brew.

- Mówiłam ci, że zbieram na nowego lapka, a poza tym jak mamy uciekać z domu to trzeba mieć na jedzenie.

- Nocowankę nazywasz ucieczką? - zaśmiał się po czym dał głośniej skrzeczące radio.

- Sam mówiłeś, że nocowanka to tylko przykrywka! Yyy...co robisz? - jej dłoń niespodziewanie znalazła wygodne miejsce na dłoni Byrona.

- Zatańczymy? - pochylił się robiąc ukłon.

- Eeee - nie czekając na jej odpowiedź przyciągnął ją bliżej do siebie i złapał w tali na co Jennett wpłynął rumieniec na twarz. W zepsutym radiu leciał jakiś romantyczny staroć. Oboje nie mieli nigdy nic wspólnego z towarzyskim, nawet Jennett z jej taneczną przeszłością. Po prostu kręcili się trzymając za ręce jak dzieci w przedszkolu. Trochę to można porównać do krakowiaka.

- Debilu przed chwilą myłam tą podłogę! - jakoś Love miał na to wywalone, do momentu gdy on się nie wywalił. Stawiając krok poślizgnął się i wylądował na plecach ciągnąc ze sobą czarnowłosą. Jak wcześniejszy taniec był romantyczny, to to było jeszcze bardziej romantyczne i urocze. Popatrzyli sobie chwilę w oczy, nie chcieli wcale wstawać.

- Ty będziesz to teraz mył

- Urocza jesteś jak się tak złościsz - nacisnął palcem, jak guziczek, jej nosek, że aż zrobiła zeza.

- W czyimś domu nie będziemy mieć ani chwili dla siebie - skomentował blondyn w końcu się podnosząc. Jennett już zapomniała, że Aphrodi reprezentuje bóstwo miłości i pożądania.

- Jak zrobimy to tu i teraz to podłoga będzie jeszcze bardziej brudna - dała mu pstryczka w nos za to, że on śmiał tknąć jej nosa. Wyskoczyła w górę.

- Sprzątanko time!

Byron wycierał kurze, Jennett jeszcze doczyszczała podłogę. Trening miał być na sali gimnastycznej bo na dworze jest śnieg, ale jeszcze za nim to będzie omawiana strategia w domku klubowym. By praca naszej dwójki nie poszła na marne. Mycie, pucowanko, ciepła rozmowa, parę żartów o szmatach i kilkanaście minut z życia wzięte.

- Wybacz, ale już muszę się zmywać. Do wieczora - Byron akurat przetarł ostatnią lampę, przytulił swoją dziewczynę na pożegnanie i został sam z głosem Michaela Jacksona. Najlepsze jest to, że miała to być jej kara, a nie jego.

Domywał podłogę, na którą Jennett narzekała, gdy drzwi wejściowe nagle zaskrzypiały.

- Ciebie tu zostawiła, a sama sobie polazła? - usłyszał stary męski głos. Podniósł głowę i uśmiechnął się.

- Dzień dobry trenerze.

- Przyszedłem bo wiedziałem, że cię tu zastanę - zatrzasnął drzwi. Byron oparł głowę o kij mopa.

- A do czego ja trenerowi potrzebny?

- Jak dziadek?

- Żyje. Ma problemy z pamięcią trochę, wrócił już do Korei

- Wiem, żałuję, że się z nim nie spotkałem. Porozmawiałbym z nim po latach. Bardzo mi go przypominasz. Jerry był taki kontrowersyjny, mało kto go lubił dlatego trzymał się z Darkiem, jednak dawał takie kopa energetycznego drużynie.

- Aha, czyli mnie nikt nie lubi? - parsknął.

- Przejdę do rzeczy - w tym miejscu trener Hillman spoważniał - ile osób wie o "tym".

- "O tym"? - chłopak podniósł pytająco brew.

- O... nazwijmy to supermocach.

Byron poskubał się po brodzie, bo myślał, że "to" dotyczy jego związku z Jennett. Dziwne, że o to pyta. Nie jest to tajemnica państwowa przecież.

- Z mojego otoczenia, to dziadek, Dark, Jennett, ogólnie drużyna, ale chyba nie rozumieją z czym mamy do czynienia i to chyba tyle. Ale to nie jest tylko nasza obserwacja, myślę, że władza wie na pewno.

- W telewizji o tym trąbią, ale to sam sobie zobaczysz, o podpaleniu domu przez człowieka, człowieka, który sam płonął i został nagrany - Byronowi oczy się rozszerzyły do wielkości pięciozłotówek. Ogólnie wiadomość była wstrząsająca, bo na pewno człowiek, którego nie spalił ogień nie jest widziany na co dzień. Znał takiego, któremu jarała się rękę, ale czy Burn mógł spalić cały budynek?

- Wiesz, w ludziach nagle przebudziła się fantazja i snują o tym różne teorie, nie minie za wiele czasu, a cała prawda wyjdzie na jaw. Co się porobiło z tym światem...

- Świetnie, czyli naprawdę jestem Bogiem - zaśmiał się na wizję świata z latającymi ludźmi, niewidzialnością czy superszybkością. Zarzucił włosami i skierował się ku wyjściu.

- Bardziej przejmowałbym się tym, że Jennett jest demonem.

Cała grupa zebrała się w domku klubowym, bez Jennett był jakiś mniejszy ścisk. Gdy łaskawie zebrali się wszyscy, no prawie, Silvia chciała zacząć spotkanie, zauważyła wyraźny brak jednej osoby. Standart

- A gdzie Axel?

- Jak zwykle się spóźnia - rzekł Mark ze złamaną ręką, to była jego stała kwestia, gdyż białowłosy był takim samym mistrzem w nie przychodzeniu na czas jak Jennett.

- Może to on jest tym całym dziwnym podpalaczem? - zaśmiał się Byron siedzący na stole, jemu brak jeża w ogóle nie przeszkadzał.

Widać, że temat płonącego mężczyzny był znany drużynie bo zaczęły się jakieś szmery.

- Raczej niemożliwe, był dzisiaj na lekcjach bez żadnego urazu - uderzył go Kevin siedzący obok.

- No właśnie! Człowiek ogień też był w całości gdy smażył się wraz z budynkiem - Bobby analizował ten filmik z jakieś 30 razy.

- Prawie jak Endeavour z My hero academia - Willy poprawił okulary, wszyscy spojrzeli dziwnie na Glassa, ten znowu o tych swoich bajeczkach. Mało kto wyłapał o kogo chodzi.

- Cicha woda brzegi rwie - skomentowała to Nelly.

Niespodziewanie po domku rozszedł się dźwięk pukania, a chwilę później drzwi się otworzyły. O wilku mowa.

- Ohayo... - wyszeptał i przeciągnął. Spojrzał po chwili na nich, każdy kto siedział na podłodze odsunął się jak najdalej mógł i jakby każdy próbował wywiercić dziurę w chłopaku żeby nie mógł ich spalić.

- Coś się stało? - jak zwykle chłodny i obojętny, ale teraz uwagę reszty przykuło coś innego.

- Czemu masz bandaże na rękach?! - wrzasnął Todd wskazując na ręce białowłosego. No chyba się nie pociął.

Axel spojrzał na swoje ręce

- Poparzyłem się

Cisza. Śmierć.

- Pomagałem nieść zlewki klubowi chemicznemu i coś się trochę wylało...

Było można usłyszeć jedno głośne, równe odetchnięcie z ulgą.

- Coś mnie ominęło? - zapytał Byrona do którego się przysiadł.

- Tak, podpaliłeś budynek i sam też się paliłeś

- Dobrze wiedzieć.

- Kończąc temat tajemniczego podpalacza, przypominam, że czeka nas mecz z Kirkwood. Kawałek czasu do niego, ale warto się przygotować i jakoś zaprezentować gdyż jest to już ostatni nasz mecz - przemawiała Silvia, gdy perfidnie przerwał jej Mark.

- No to super, wiemy coś o nich? Mają coś nowego? Czy ponownie "stawiamy wszystko na braci Murdock"?

- Jakby... przez długi czas mieli problemy ze składem, dlatego na razie zagrali dwa mecze. Z dzikimi... Jezu znowu oni! I... z otaku

- Filmików nie ma?

- Jest kilka, ale to nie przedstawia nic szczególnego. Bardziej żeby pokazać dzikich i... ej chyba znalazłam coś ciekawego.

Nelly pochyliła się nad komputer Celii.

- Oddali mecz walkowerem po pierwszej połowie?!

- Czy tylko mnie to nie dziwi? - westchnął Nathan na myśl o tych dziwakach.

- Proszę ich nie obrażać! - burzył się Willy.

- Myślę, że skoro mamy dość sporo czasu możemy się do nich wybrać, może sprzedadzą nam jakąś informację - myślał Jude.

- O nie! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. To uwłacza mej godności! - sama myśl o tej niewygodniej, krótkiej sukience którą miała na sobie i tych kolorowych zboczeńcach chciało jej się rzygać.

- Nie przesadzaj ostatnim razem było fajnie... - wyszeptała Celia

- Fajnie?!

- Pozwólcie, że wam przerwę - wtrącił się Byron - Z tych Otaku są jakieś taktyczne koksy czy o co chodzi?

Cisza, Axel i Kevin siedzący po obu jego stronach spojrzeli na niego niedowierzając po czym cała grupa zaczęła tarzać się po podłodze ze śmiechu.

- Ha ha... - blondyn nie miał pojęcia czemu się z niego śmieją.

- Może tym razem wcisnął Byronowi kieckę! - krzyknął Kevin i śmiech się stał jeszcze dłuższy.

- Grupa, zboczeńców, prawiczków, porażek życiowych ich rodziców, jakbyś skopiował Williego razy 11 - podsumowała Nelly.

- Jakby mamy ich albo dzikich do wyboru... - panience Raimon przypomniało się jaką nieokrzesaną grupą małp była ta drużyna, dosłownie. Trzeba wybrać mniejsze zło.

- Panowie, idziemy do maid cafe, nie ma co zwlekać!

-----
Uwielbiam Byrona w wersji z anioła >///< jest takim barankiem, ale i bad boyem równocześnie. Ten z Boskiego Ognia mógłby się uczyć od niego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro