Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54

Kolejny z moich zajebistych i profesjonalnych kosplejuw w mediach!
-----
- Spóźniony! - krzyknął Mark na widok zasapanego Byrona.

- Motor w naprawie, a autobus mi uciekł! - tłumaczył się i ze zmęczenia upadł na ziemię.

- Za dużo pierogów? Spokojnie Axela też jeszcze nie ma, ten to zawsze się spóźnia! - poklepał go po blond główce.

- Jest Jennett? - zapytał rozglądając się w około - muszę jej szybko coś powiedzieć

- Ale z was zakochane gołąbeczki! Nie wytrzymacie bez siebie ani sekundy - śmiał się, a jego banan na twarzy z każdą chwilą coraz bardziej dobijał Aphrodiego - a właśnie mówiąc o zakochaniu...o co chodziło to z Joshem? Co wyście razem...dlaczego dzisiaj go nie ma?

- Po pierwsze, wrócił do domu, po drugie nie wymawiaj jego imienia! - święta dla blondyna nie były łaskawe. Jego rodzina jeszcze z domu nie wyjechała, więc wkurzenie nie schodziło z jego twarzy.

- ZBIÓRKA !!! - krzyknął trener jak najgłośniej potrafił, gdyż wszyscy byli pochłonięci rozmową o świętach. W pośpiechu ustawiono się w szeregu na baczność.

- Witam was po przerwie, jak pewnie zauważyliście, ponownie mamy rotację w składzie, gdyż Joshua Dun z powodów rodzinnych wrócił do Korei, liczę, że wszyscy są pełni energii do działania, gdyż skupimy się na tworzeniu nowych technik. Rozgrywamy mecz z akademią królewską, która nas doskonale zna, więc trzeba ich czymś zaskoczyć. Skupcie się proszę na swoich atutach, ale i nie przekombinowujcie za bardzo!

- Hai! - krzyknęli wszyscy i rozbiegli się w jakieś ustronne miejsca by pracować samemu.

Aphrodi dosłownie został sam, nie miał bladego pojęcia co z sobą zrobić. Może dopracować Potęgę Boskiej Wiedzy? Nie może! Okazało się, że udało mu się to tylko pod wpływem adrenaliny w trakcie ostatniego meczu. Jest to zbyt męczące o czym świadczyło jego omdlenie na koniec, a nie może pozwolić sobie na utratę przytomności w trakcie innych meczów. Niby można to wyćwiczyć, ale wyniszczony organizm mu na to nie pozwalał.

Jennett też łaziła bez celu, więc w końcu mógł z nią pogadać, dziadek pewnie nieświadomie powiedział mu wiele ciekawych rzeczy.

- Jenny! - podbiegł do niej, a ona się uśmiechnęła.

- Czego chcesz ode mnie?

- A czy ja zawsze muszę czegoś od ciebie chcieć? Ta sprawa z Joshem...

- Jest okej, tak wiem to jego wina, on cię podrywał żebym ciebie znienawidziła, ale jest już w porządku - blondyn mógł odetchnąć z ulgą.

- Powiedz mi, jak wymyśliłaś Wiedzę demona?

- A czemu cię to ciekawi? - zmarszczyła brwi tak jakby nie zamierzała o tym nikomu powiedzieć.

- Bo jest analogiczną wersją mojej techniki, a nie znaliśmy się wcześniej...

- Była zapisana na takiej karteczce, którą kiedyś znalazłam.

- Znalazłaś karteczkę? - Byron czuł się jak detektyw rozwiązujący zagadkę - a czy z tą karteczką był biały zeszyt? - nie mogąc uwierzyć chwycił ją za dłonie i napierał na przestrzeń osobistą

- O czym ty do mnie... - zaczerwieniła się - puszczaj! - wyrwała się z uścisku

- Podarta karteczka, znalazłam w szufladzie w szafie w piwnicy. O żadnym zeszycie nic nie wiem. Jakiś dziwny jesteś.

- Przepraszam, masz może tę karteczkę?

- W domu...bawisz się detektywa? - ta sprawa dla Sherlocka Love'a była zbyt trudna do rozwiązania. Zamyślił się

- A wiesz w ogóle, że to zakazana technika? Jesteś jakaś dziwna, że twoje ciało to neutralizuje, zapewne i wyniszcza od środka, Byron zaczął coś pleść nie wiadomo czy do niej czy sam do siebie. Naprawdę był pochłonięty tym myśleniem. Do tego jego matka jednak żyje!

Jennett miała laga umysłu, nie widziała innej sensownej odpowiedzi jak:

- Tak ;-; Coś jeszcze?

- Nadal nic nie wiem!

- Powiesz mi o co chodzi?

- Nie ważne, dużo się działo przez tę przerwę...Burn przyjeżdża na sylwestra wiesz o tym?

Czarnowłosa spuściła wzrok i podrapał się po ramieniu kiwając głową.

I Aphrodi znowu został sam, jedyną opcją było dołączyć do grupki, która stała przy Marku.

- Odpuść to bez sensu! - krzyczał Kevin łapiąc się za głowę.

- Hopsa dropsa turlu bach pach ma jakieś głębsze znaczenie! Ja to wiem!

-Zebrana grupa pastwiła się na zeszytem Marka, gapiąc się w nieczytelne bazgroły. Stwierdzili, że nie ma szans na tę technikę, już mieli przerzucić się na coś innego gdy Aphrodi zaczął mówić.

- Przedrzyj się przez tłum tworząc fale i płyń wraz z rybami, wybij się do góry trzymając za ręce kręcąc się jak banan by na końcu naskoczyć i siłą kopnąć piłkę do bramki.

Nastała cisza, nikt nic nie mówił i wszyscy patrzyli się to na Byrona to na zeszyt.

- Co? Tak tam jest napisane - założył ręce na piersi nie wiedząc czego oni nie rozumieją w tym piśmie.

- Afuro Terumi jesteś bogiem! - Evans padł na kolana przed blondynem i zaczął się przed nim kłaniać. Oczy miał przepełnione łzami szczęścia i nie dowierzania.

- Nie można zaprzeczyć mojej boskości! - zarzucił włosami.

- Jak to możliwe, że umiesz się z tego rozczytać? - zapytał Nathan, który obracał zeszyt tak aby ujrzeć to samo co Aphrodi.

- Mój dziadek, był przyjacielem Davida Evansa i posługiwali się tym kodem, właściwie to on go wymyślił i mnie nauczył. Boska Wiedza też była tak zapisana - spojrzał w stronę Jennett, w końcu Wiedza demona także była wymyślona przez jego dziadka.

- Ucz mnie! - mało brakowało by Mark nie zaczął mu lizać butów.

- Ale o co chodzi z tymi rybami i bananem? - słusznie zapytał Erick, blondyn wziął do rąk zeszyt i próbował się czegoś wyszukać.

- Banana fish... - wymamrotał

- Bananowa ryba?! - zaśmiał się Todd.

- Tak to się nazywa, mogę się mylić, ale to ma być coś w rodzaju kontrastu...

- Ci panowie nigdy nie mieli talentu do nazw - podrapał się po głowie Kevin - kto będzie wykonywał bananową rybę?

- Niech pomyślę... - Mark spojrzał w sufit sali - jest to technika dla napastników, więc postawię na Aphrodiego mojego Boga i Axela!

- Co?! - krzyknęli oboje wskazując na siebie, a Mark był cały rozpromieniony.

- Nie zamierzam się tego podejmować! Niech to będzie każdy byle nie on! - skarżył się Byron, a Axel tylko przeklinał pod nosem. Z daleka było można usłyszeć śmiech Jennett, bardzo podobał jej się ten pomysł.

- Dlaczego nie? Oboje jesteście kontrastem, Aphrodi jest żółty jak banan, a Axela włosy połyskują jak łuska ryby - śmiała się w niebogłosy.

- Postanowione! - krzyknął Mark, a dwójka popatrzyła na siebie z nienawiścią - teraz znajdźmy jakąś technikę dla mnie, bo czuję, że nie osiągnę za wiele z ręką Majina

- Ale Boską Wiedzę już pokonałeś...- szepnął Aphrodi sam do siebie. Na nowo zaczęto przegrzebywać zeszyt w poszukiwaniu czegoś co jest warte uwagi.

Wszyscy sobie trenowali, inni zbijali bąki, a jeszcze inni cisnęli bekę z Byrona i Axela. Między innymi Jennett.

Dwójka biegła przed siebie zamieniając się stronami (taki bieg Naruto, jak Burn i Gazelle) musieli wziąć duży rozbieg, ale albo się ze sobą zderzali, albo już w trakcie wyskoku i obrotów się puszczali i upadali.

- Mam dość! - wrzasnął blondyn po tym jak znowu upadli na ziemię.

- Wstawaj - stanowczo rozkazał Axel, łapiąc piłkę w ręce.

- Mrrr I ship it - powiedziała Jennett robiąc z palców kształt serduszka i patrzyła przez nie na nieudolnych piłkarzy.

- Wstawaj! - krzyknął głośniej

- Dobra, dobra! - wstał i otrzepał się z trawy - Jakiś ty nerwowy!

- Stwierdzam, że nie powinno cię być w tej drużynie, ale to nie moja decyzja... - to co powiedział mocno podziałało na Love'a. Takie słowa działają jak płachta na byka.

- Jak ja ci zaraz... - ustawili się oboje w równej linii. Byron bardzo się spiął by pokazać temu bucowi co potrafi. I ruszyli! Wyminęli się z 3 razy podając piłkę, za nimi wytworzyła się fala albo przynajmniej jakaś woda bo do tej pory nie było nic. Wyskoczyli do góry chwytając się za ręce, kręcili się wokoło siebie trzymając piłkę w wirze, gdy byli na odpowiedniej wysokości, naskoczyli z buta na piłkę pchnąc ją.

- Banana fish! - krzyknęli. Jednakże piłka wyślizgnęła się z pod ich nóg i poleciała ponad bramkę. Oboje stracili równowagę i upadli na plecy.

- Jak chcesz to potrafisz! - i wtedy Love uświadomił sobie, że to była zwykła podpucha.Mimo bólu kręgosłupa, wręcz zerwał się z podłoża.

- Jeszcze raz! Jeszcze raz! Prawie wyszło!

Wtem rozległ się gwizdek trenera co oznaczało, że trening się skończył.

- To może umówimy się gdzieś za godzinę na boisku nad rzeką? Skoro tak bardzo chcesz jeszcze raz... - uśmiechnął się do niego co jednak Axelowi zdarzało się bardzo rzadko.

- Phi! No dobra zmarnuję na ciebie trochę mojego czasu! - zarzucił włosami

- I ship it - krzyknęła Jennett wraz z menadżerkami.

Naoglądałam się Banana Fish xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro