Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53

Ciocia Byrona, oczywiście długowłosa blondynka i starsza siostra jego ojca zamęczała chłopaka na śmierć. Głaskała go po główce, całowała i mówiła czułe słówka. Chłopak był bardzo speszony i czerwony na twarzy. Nie tylko ze złości bo chciał pobyć sam, ale też od rumieńców gdyż głową znajdował się w piersiach kobiety.
Rodzeństwo siedzące na drugiej kanapie nie mogło powstrzymać się od śmiechu. Najgorsze było to, że nie mógł nic z tym zrobić. Nawet jego ojciec się z niego śmiał.

- Może wystarczy tych pieszczot? - jednak pan Richard łaskawie postanowił uratować syna z opresji. Przyniósł dużą ilość herbaty i ciasta. Na jego słowa pani Mirabelle od razu puściła blondyna, a ten opadł bezwładnie na kanapę. Zapach przyniesionego ciasta przywołał także dziadków, którzy przechadzali się po domu.
Rozmowy trwały w najlepsze, ciotka dalej tuliła blondyna, a on czuł się jak na komisariacie. Wszyscy zadawali mu pytania, a on nic nie wiedział.

- Nie jesz nic? - zdziwiła się ciotka na widok podkulonego chłopaka - chudziutki jesteś - złapała jego rękę i podwinęła mu rękaw o wiele za dużej bluzy żeby zobaczyć jego kościste ręce. Niestety oprócz tego zobaczyła jeszcze liczne czerwone kreski. Zamurował ją ten widok. Gdy Byron się zorientował, szybko wyrwał rękę z objęć. Nastała dziwna cisza, którą przerwał dzwonek do drzwi.

- Ja otworzę! - zerwała się Maya bo jako jedyna wiedziała kto to.

- Czy to może święty mikołaj? - zaśmiał się dziadek.
W drzwiach stanął nie jaki Nathan Swift, troszkę podenerwowany trzymał coś za plecami.

- Nathuś jak miło! - krzyknęła dziewczyna na jego widok, na te słowa reszta rodziny odwróciła się w stronę drzwi. Niebieskowłosy zobaczył całą dynastię Love. Wyglądali jak nie japońska, a typowa niemiecka rodzina za czasów Hitlera.

- A ty tu czego? - nad Mayką wisiała czarna aura, jej właścicielem był Aphrodi. Nathan na jego widok aż podskoczył, jednak za blondynem stało coś jeszcze gorszego. Drugi blondyn! Mimo iż Byron jest wysoki to tamten był o głowę wyższy.

- Co to za gnojek? - dostał kop w jaja od swojej siostry i zgiął się w pół.

- Nie gnojek tylko Nathan! - Ów Nathan był przerażony zaistniałą sytuacją. Szybko wyciągnął zza pleców prezent, który chciał wręczyć.

- To dla ciebie, wesołych świąt! - krzyknął. Paczuszkę pięknie owiniętą wstążką przejął jej kuzyn zanim ona zdążyła po nią sięgnąć.

- Miło z twojej strony - uśmiechnął się.

- Ona jest moja! - powiedział Arthur zanim trzasnął drzwiami.

- Co to miało niby być durnie?! - paczka po chwili znalazła się w jej rękach i tupiąc jak najgłośniej pobiegła do swojego pokoju. Wydawało się jakby miała zacząć płakać.

- I co zrobiłeś?! - krzyknęli oboje na siebie.

***

(Nie mam pojęcia jak wygląda wigilia w Japonii ;-;)

Aphrodi patrzył przez okno jak śnieg pada, słuchał jakiś smętnych satanistycznych pieśni i bawił się z chomikiem. Przytyło się małemu Zeusowi w ostatnim czasie i przypominał okrągłą kulkę. Jakoś tylko patrzenie na te małe puchate coś sprawiało mu jakąś radość.
Ojciec kazał się Byronowi ubrać się jakoś elegancko, czego do końca nie rozumiał bo nie szedł na galę rozdania oskarów, a na kolację. Czarne dżinsy, biała koszula, szelki i muszka. Zestaw idealny, a uroku dodawała mu kiteczka. Teraz tylko wysłać dni na snapa.
Wkrótce rodzina zebrała się w salonie by wspólnie zmówić pacierz. Podzieliła się opłatkiem i każdy każdemu złożył życzenia. Blondyn nasłuchał się życzeń typu: "Napisz dobrze maturę" "Znajdź w końcu pracę" "Powodzenia u dziewczyn" "Nie zabijaj się" "Przede wszystkim zdrowia"
Zasiedli przy stole by móc w końcu spokojnie objeść się jak świnie, wszystko przebiegałoby normalnie gdyby nie ta upierdliwa postać jaką jest Arthur.

- Byronek, jak tam twój chłopak? - w tym momencie blondyn zadławił się pierogiem. Zaczął kaszleć i się dusić.

- Masz chłopaka?! - zdziwiła się cała rodzina poza Mayką, która waliła w plecy swojego kuzyna. Ten był cały czerwony na twarzy i pokazał starszemu środkowy palec.

- Ja po tobie wszystkiego się spodziewałem, ale tego nigdy w życiu! - zdziwił się ojciec. Biedny Byron nie mógł dojść do słowa przez ciągłe duszenie się.

- Baka! - wrzasnęła Mayka - on nie ma żadnego chłopaka!

- Nie ma bo się pokłócili.

- Wnuczuś ty...ty jesteś gejem?! - cała ta sytuacja wyglądała coraz bardziej komicznie. Love był bliski zejścia z tego świata, odważył się jednak na tak poważny zabieg jak wypicie kompotu z suszu, którego nienawidzi, ponieważ czuł, że Williams łamie mu kręgosłup.

- A tak wam się z Joshem układało... - Byron gdy popił od razu zrobiło mu się lepiej.

- Nie wierzę... - mamrotał ojciec.

- Nie jestem cholernym gejem! Tym bardziej z Joshem! A nawet gdybym był to co?! - wszyscy zamilkli.

- No pewnie, przecież masz Jennettkę - zachichotała Maya. I ty Brutusie przeciwko niemu?

- Masz dziewczynę?! - powtórka z rozrywki.

- Nie, nie mam (jeszcze) ona nie jest moją dziewczyną. Możemy przestać o mnie rozmawiać? Pomódlmy się, zjedzmy...

- Ładna jest? Jak wygląda - przerwała ciotka Mirabelle.

- ...pośpiewajmy

- Dziewczyna dilera - znowu Arthur zaczął mu dogryzać zaś Aphrodi myślał co mu zrobić by go jak najmocniej zabolało.

- Jesteś dilerem?! - przestraszył się dziadek. Twarzopalma.

- Nie, nie ja! Jej były chłopak był dilerem - wcale nie brzmiało to najlepiej.

- Byronie Sebastianie Love, w jakie ty złe towarzystwo popadłeś! - krzyknął pan Richard, użył jego drugiego imienia co już zwiastowało nieszczęście.

- Co krzyczysz na dziecko! To wszystko twoja wina, ty go źle wychowujesz!

- Zaczyna się...- załamał się dziadek.
Dzieciaki siedziały cicho jak myszy pod miotłą

- Co niby takiego złego robię?!

- Widać ewidentny brak matki w jego życiu! Ty i Grace tworzyliście piękną parę...

- A czy to moja wina?! Odeszła tylko przez... - w tym momencie mężczyzna zatkał sobie usta dłońmi. Serce mu stanęło w momencie gdy to powiedział. Usłyszał uderzenie rękoma o stół i nieciekawy wyraz twarzy Byrona.

- Z tego co wiem mama nie żyje...

- Brawo - rzekła Mirabelle po czym usiadła na krześle, tata patrzył na swojego syna wzrokiem przerażenia. Teraz będzie musiał powiedzieć całą prawdę, szczególnie, że Byron wyglądał tak jakby chciał to z niego wyrwać siłą.

- Dokończ proszę. Tylko przez... -pan Love spuścił głowę i wymamrotał mając w nadziei, że nie dosłyszy:

- Twoja mama żyje...rozwiedliśmy się po twoich narodzinach - długowłosy poczuł jak coś w nim pęka, poczuli to także Maya i Arthur siedzący obok. Nie mógł uwierzyć, że żył 17 lat w kłamstwie. Powinien czuć ogromne szczęście, a odczuwał ogromny zawód i rozpacz.

- Jak mogłeś mnie tak okłamać?! Chodziło o zwykły rozwód,a ty mi wmówiłeś, że nie żyje?! Przebolałbym fakt, że to z mojego powodu. Kto by chciał żyć z czymś takim jak ja?
 - zerwał się z miejsca i wbiegł po schodach do swojego pokoju krzycząc jeszcze jedno głośne:

- Nienawidzę cię!

- Byron! - krzyknął za nim, ale ten nie zamierzał wrócić. Załamany opadł na krzesło i walnął głową w stół.
Minęło trochę czasu. Blondyn siedział na balkonie paląc papierosa. Od tego całego zamieszania bolała go głowa, ale to nie pierwszy raz. Rodzinne spotkania zawsze kończyły się w ten sposób (dlatego mieszkają wszyscy daleko od siebie by nie spotykać się za często) jednakże ten raz to była zdecydowana przesada.
Jak tysiące myśli przelatywało mu teraz przez głowę, to nie mógł przepuścić tej, że jego matka pewnie układa sobie życie z kimś innym i że go nie chciała. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jego ojciec go wychował prawie do końca.
Mayka z dołu coś zaczęła krzyczeć, a do jego pokoju wszedł niespodziewanie dziadek.

- Nie chcesz rozpakować prezentów? - zapytał śmiejąc się, a potem spojrzał na niego z lekkim zakłopotaniem. Aphrodi już nawet nie krył się z tym, że pali.

- Nie mam ochoty...na nic. Nie chcę nawet znać szczegółów, on cię tu przysłał?

- Sam przyszedłem

- Nie chcesz wiedzieć czemu palę?

- I tak byś nie powiedział - oboje się zaśmiali. Dziadek pogłaskał go po długich blond włosach.

- Żałuję, że cię oddałem pod skrzydła Darka, był naprawdę dobrym przyjacielem.

- Ale trenerem już nie najlepszym.

- Nie wybaczę mu, że ci zrobił taką krzywdę.

- Tylko tyle? Cała drużyna Raimona wini go za ten wypadek.

- Nie mogę nic powiedzieć, gdyż jestem temu współwinny.

- Coś z naszą rodziną jest ewidentnie nie tak - rzekł próbując zrobić okrąg z dymu.

- Masz zeszyt, który ci dałem? Mogę go zobaczyć? - Byron nieco się zdziwił na to, ale zaczął szperać po szafkach i wyciągnął czarny zeszycik. Menadżerki często śmiały się, że to death note gdyż Aphrodi za każdym razem gdy na niego spoglądał to się podejrzanie uśmiechał.
Niegdyś należał właśnie do jego dziadka do zapisywania technik, które zostały użyte w drużynie Raimon. Zapisywał je razem z Davidem Evansem, więc wszystko było zapisane tajnym kodem. Większość z nich nie nadawała się do niczego chociaż były tam zapisane takie techniki jak "Rozmach burzy" czy "Boska strzała" które zostały wykorzystane w Zeusie. Najcenniejszym skarbem jest jednak urwana połowa kartki A4. Zapisana jest na niej w szczegółach Boska Wiedza. Wielu próbowało jej się nauczyć, ale nikomu w Raimonie się to nie udało. Dopiero 10 letni Aphrodi zauważył błąd w tej technice i wykonał ją jako pierwszy. Tym samym zaczęła należeć do niego.
Dziadzio zaczął go pośpiesznie kartkować.

- Świetnie, a gdzie drugi?

- Drugi?

- Zeszyt no! Taki biały i druga połowa tej kartki z Boską Wiedzą?

- Mam tylko ten...

- Przecież dawałem twojemu ojcu dwa zeszyty, dwie połówki kartki! - Mężczyźnie musiało coś się w głowie pomieszać. Nie raz wspominał o drugim zeszycie, ale Byron nie miał go nigdy w rękach. W tym momencie Byron miał w głowie jakiś dziwny przebłysk. Pomysł, ale nie chciał wierzyć, że to prawda.

- Co było na tej drugiej połówce kartki?

- Ta zakazane wersja Boskiej wiedzy, no wiesz ta z czarnymi skrzydłami co niszczy użytkownika od środka...Wiedza szatana...wiedza diabła...jak to się nazywało..

- Wiedza demona? - zapytał i poczuł jakby momentalnie dostał zawału.

- Bingo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro