Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52

Zima była bardzo sroga. Często zasypywało drogi i wszystko wyglądało jak z obrazka. Świat i ludzie gonili za wszystkim w szale świątecznych zakupów. Jednak w trakcie tej gonitwy dwóch chłopców znalazło odrobinę czasu dla siebie. Wpadli do domu Byrona mało co nie wyłamując drzwi, zrzucili kurtki przemoczone od śniegu na ziemię i popatrzyli na siebie zadowoleni. Jeden objął drugiego i zaczęli się całować. Tak bardzo łapczywie, że się od siebie nie odrywali. Szli jakby kręcąc się w stronę kanapy aż w końcu Aphrodi powalił Josha na ów kanapę.

- Ładna chatynka - rzekł brunet przeczesując swoje włosy.

- Zazdrościsz biedaku? - pocałował go w czoło i zaczął rozpinać mu koszulę guzik po guziku. Dun trochę się wzdrygnął na to, czuł że to wszystko posunęło się odrobinę za daleko. Blondyn jak długi położył się na nim i schylił się do jego szyi. Lizał Josha, co odrobinę łaskotało. Lekki strach pokazał się w momencie gdy rękami zjeżdżał w kierunku jego spodni i krocza. Byron już mu rozpinał pasek od spodni, gdy ten chwycił go za ramiona, popatrzył głęboko w jego krwiste oczy. Uśmiechnął się wrednie, tak jak osoba nad nim miała w zwyczaju i zaczął się śmiać.
- Co cię tak bawi? - zapytał blondyn twierdząc, że śmiech niekoniecznie jest teraz na miejscu. Zielonooki przejechał mu palcem po nosie.
- Byronek...mówił ci już ktoś jak bardzo naiwny jesteś? - Love'owi przeszła przez myśl rozmowa ze Stevenem. Momentalnie się zerwał, chwycił za szyję kolegi jakby miał go udusić. Miał chęć mordu w oczach.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak! Ta cała farsa, te miłe słówka...  Coś znowu wymyślił?! - zaczął zaciskać swoje dłonie i dusić bruneta, ale jemu z twarzy uśmiech dalej nie schodził. 

- Dopilnowałem żebyście ty i Jennettka nie byli razem...plan zrealizowany w stu procentach...chociaż mdliło mnie od prawienia ci tych komplementów i całowania... - Byron warknął. Wściekłość rozpychała go od środka, uniósł pięść gotów sprać go na kwaśne jabłko.

- Durniu! Jakie masz z tego korzyści?! Sam teraz jej nie zdobędziesz - zatrzymał jego dłoń gdy znajdowała się przy jego twarzy.

- Chciałem ją na własność, ale wyjeżdżam....

- Wyjeżdżasz?

- A skoro ja nie mogę mieć jej na własność to ty też nie! - Josh w oczach Byrona zaczął wyglądać jak jakiś psychopata. W Japonii na kogoś takiego mówi się yandere, gotów zabić z miłości. Przykre było to, że wypowiadał się o niej jak o rzeczy. Jakby kłócili się o zabawkę.

- Zamknij się i wynoś z mojego domu!!! - wrzasnął wskazując na drzwi.

- Oj nie denerwuj się tak pedałku, już cię nie podniecam? Cały czar prysł co? - mówił to i zapinał równocześnie swoją koszulę.

- Odezwała się największa ciota.

- Od początku naszej znajomości wydawałeś się jakiś inny...lepiej odpuść sobie zanim ją skrzywdzisz.

- Wynocha - otworzył mu już nawet drzwi.

- Homoseksualizm nie jest zły. Tylko kto ci to wbił to głowy? Ten cały Ray Dark na ciebie źle podziałał może on ciebie wtedy...

- Spadówa  - krzyknął w szale, bo to co mówił Josh było nie do wytrzymania. W ten sposób kończyła się piękna męska przyjaźń. Dosłownie wykopał go za drzwi.

- Bardzo dobrze, że wyjeżdżasz! Żebym cię już nigdy na oczy nie widział! - trzasnął drzwiami za nim. Poczuł jakby był w środku pusty. Zdradził go najlepszy przyjaciel i ośmieszył w oczach dziewczyny, którą kochał. Do tego zaczął mu wypominać rzeczy, które nie były prawdą, ale i nie do końca kłamstwem. 
Zaczął walić głową o drzwi aż usiadł pod nimi i podkulił nogi. Te święta nie zapowiadały się za dobrze...

- Dlaczego to wszystko przytrafia się właśnie mnie?! - wytarł pojedynczą łzę, która spłynęła po jego policzku.

- Afuro...co to było? - usłyszał delikatny głos swojej kuzynki. Stała przed nim odrobinę zmieszana. Przez cały czas wszystko widziała i nie do końca wiedziała co ma zrobić.

- Widziałaś to wszystko? - poziom zażenowania został podniesiony do stanu krytycznego.

- Tak, ale nie tylko ja - zza Mayi wychylił wysoki niebieskooki blondyn z krótko ściętymi włosami, ale grzywką zasłaniającą oko. Ów chłopak lat miał 20.
Byronowi całkowicie wyleciało z głowy, że dzisiaj przyjeżdża rodzina z Korei, a wraz z nią upierdliwy kuzyn Arthur (brat Mayki) Był on ostatnią osobą, którą miał ochotę widzieć w tej chwili.

- Arthur... - wymamrotał pod nosem.

- Też miło cię widzieć gejuszku - uderzył go pięścią w ramię

- Idźcie sobie, proszę...

- Ojciec wie? - Maya przykucnęła przy nim.

- O czym ma niby wiedzieć?! Nie jestem pieprzonym gejem tylko bi to po pierwsze, a po drugie to wszystko to jedna wielka pomyłka!

- A ta Jennett to ładna chociaż? - uderzenie z lewego sierpowego od Mayi.

- Jennett McCurdy, mówi ci to coś?

- Dziewczyna dilera? To niezła dupa była...Gdyby Naguś się dowiedział, że teraz ty trzymasz na niej łapska to by cię rozszarpał - uderzenie z prawego sierpowego.

- Na moje nieszczęście Jenny będzie widzieć we mnie tylko geja, który wykorzystał jej przyjaciela - podniósł się z podłogi i udał do pokoju obijając się o ściany. Maya nie mogła na to patrzeć, chociaż jej brata to bardzo śmieszyło, jak zwykle to ona musi to wszystko naprawiać.

Josh oddał swoje bagaże, był gotów aby przejść przez bramki kontrolne. Był zadowolony z pobytu w Japonii, trafił do miłej rodziny, ale kiedy okazało się, że jego mama okazała się być nagle śmiertelnie chora, musiał wrócić.
Siedział na ławeczce, liczył na jakieś pożegnanie, że przyjdzie cała drużyna albo chociaż Jennett, Axel czy Mark. Martwiło go to trochę.

- Co się tak rozglądasz? - stanęła przed nim ta najbardziej wyczekiwana osoba. Podniósł głowę, ale nie ujrzał tego wyrazu twarzy, który chciał zobaczyć. Czarnowłosa ewidentnie była zła.

- Jenny! - uśmiechnął się szeroko, jednakże dostał z plaskacza w policzek.

- Ulżyło mi - zaczęła kręcić nadgarstkiem zaś Josh masował czerwony policzek - jesteś naprawdę beznadziejny.

- Ale o co ci chodzi?

- O co mi chodzi?! Wyobraź sobie, że Maya widziała i słyszała co wyprawiałeś z Byronem i mi wszystko pięknie wytłumaczyła. Jestem wręcz na ciebie wściekła! Zmieniłeś się, to nie jest mój stary dobry Joshua. Powiedziałabym, że zasługujesz na kogoś lepszego niż ja, ale teraz będę się modlić żebyś był samotny do końca życia.

- Ja...

- Cicho ja mówię! Straciłeś nie dość, że przyjaciela to teraz i mnie. Lepiej bym tego naprawdę nie rozegrała! Grać na emocjach zagubionego Aphrodiego by mieć jeszcze z tego korzyści...super. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny. Teraz możesz ty mówić - Josh uśmiechnął się jakby to co mówiła nastolatka jej nie ruszyło.

- Jennett ty jesteś zaślepiona tak jak on, dążysz do tej samej sytuacji co z Burnem. Wszyscy chcą dla ciebie dobrze, kochają cię, a ty się zachowujesz jak jakaś dziwka. Moje granie na emocjach nie równa się z twoim zabawom - McCurdy miał twarz z kamienia, burknęła tylko na tę wypowiedź.

- Przykro mi, że musimy się rozstać w takich warunkach.

- Mi nie specjalnie... a wiesz co ci powiem? ON wraca...
Niebieskooka wzdrygnęła się na samą myśl o NIM.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro