5
Dzień zapowiadał się pięknie, świeciło słońce, wiał lekki wietrzyk, a liście mimo to, że był wrzesień miały wciąż kolor zielony. Jennett już od tygodnia była w drużynie piłkarskiej Raimona. Bardzo się zżyła ze swoją klasą, polubiła gotowanie z Celią, uprzejmość Jacka, grę na konsoli Todda nawet ćwiczyła kung-fu z Timmim. Jednak osobą, którą polubiła najbardziej był Axel. Ciemnooki zamieszał w jej umyśle, świetnie grał w piłkę i dobrze się uczył. Blaze chociaż nie jest romantykiem to gdy widział McCurdy robiło mu się ciepło na sercu. Fanklub, czyli Willy i Kevin widzieli, że już u dziewczyny nie mają szans. Do lekcji zostało jeszcze 30 minut, nastolatka siedziała na ławce koło boiska, patrzyła na Axela i Ericka oboje trenowali. Na czarodzieja murawy w ogóle nie spoglądała, patrzyła tylko na białowłosego. Nagle włączyła się wibracja w jej telefonie i refren piosenki " Stressed out"
(Koffciam tą piosenkę >.<) Połączyła się nie patrząc kto dzwoni i usłyszała gruby męski głos.
- Kiedy weźmiesz się do roboty?! - dziewczyna się przestraszyła, myślała, że Steven już dawno o niej zapomniał - była w błędzie.
- Ja...
- Dziewczyno nie kazałem ci się uganiać z Blazem!!
- No tak, ale...ja muszę ich krzywdzić? - zapytała cichym słodkim głosikiem.
- Wystarczy, że załatwisz Evansa. Jak jemu coś zrobisz ucierpi na tym cały zespół. Ale radzę ci żebyś się pośpieszyła- rozłączył się.
Jennett posmutniała, zapomniała w ogóle po co tu przyszła. Kiedy podniosła wzrok ujrzała przed sobą Axela, obawiała się że słyszał rozmowę. Ale chłopak tylko się uśmiechnął i zapytał:
- Nie chciałabyś z nami potrenować?
- Albo nie chcesz pokazać nam Wiedzy demona? - dodał Erick.
***
Na japońskim pani zrobiła uczniom wolne gdyż miała dużo kartkówek do sprawdzenia. Wszyscy robili zadanie domowe lub grali na telefonach. Mark gapił się w zeszyt swojego dziadka. Sam układał swoje afro, a do Jima Jennett trochę bała się zbliżać. Ogólnie wszyscy byli czymś zajęci tylko nie ona. Samotność McCurdy ujrzał Jude Sharp i dosiadł się do niej. Dziewczyna starała się nie zwracać na to uwagi, ale w końcu pękła.
- Czego chcesz?
Czerwonooki się uśmiechnął
- Jennett, kim ty właściwie jesteś?
- Co masz na myśli?
- Grasz świetnie w piłkę, owinęłaś sobie chłopaków wokół paluszka, przepędziłaś Byrona i tak między nami- zaczął szeptać- chyba spodobałaś się Axelowi.
- Nie możliwe ten człowiek nie ma uczuć .
- Nie udawaj tobie też się podoba!
Jennett się zarumieniła. Miłą rozmowę przerwał trzask drzwi, do sali wbiegła Nelly i w ręku trzymała jakąś kopertę. Odezwała się zdziwiona nauczycielka:
- Nelly, skarbie co się stało?
- Mam dla naszych piłkarzy wspaniałą wiadomość! Dostałam list, że strefa footballu organizuje mecze towarzyskie! Ze szkołami z naszego miasta i okolicy. Nasz pierwszy mecz będzie z Liceum Czarnej magii. Nie jest to walka o konkretne mistrzostwo, ale myślę, że nikt wam nie odpuści- wytłumaczyła.Wszyscy byli zadowoleni ze wspaniałej wiadomości. Nagle wśród radości wszystkich zabrzmiało pytanie "Z kim gramy pozostałe mecze?"
- Resztę meczy gramy z Schuriken, Zeusem, Królewskimi i na końcu z Kirkwood.
Po tych słowach radość wszystkich zgasła gdyż Jude będzie musiał się zmierzyć z Królewskimi, Axel z Kirkwood, a wszystkich czeka nieprzyjemny mecz z liceum Zeusa. Rozmowa Juda i Jennett została kontynuowana.
- Sharp, coś się stało? Posmutniałeś.
- Wiesz będę musiał rywalizować ze swoją starą drużyną.
- Ach, jakoś to będzie! Przecież nie mają ci za złe, że przeszedłeś do Raimon.
- Chyba nie...
- Słuchaj mam prośbę. Mógłbyś powiedzieć chłopakom, że nie będzie mnie na treningu.
- Dlaczego?
- Nie musisz wiedzieć- zrobiła minę "nic nie kombinuję"
Niestety Jude nie ma magicznej mocy Axela i nie umie się domyślić, że Jennett coś kombinuje.
***
Wszyscy zebrali się na boisku nad rzeką i zaczęli się rozgrzewać.
- Jude, widziałeś gdzieś Jennett?- zapytał Axel.
- A co...- uśmiechnął się głupio gdyż wiedział, że białowłosy bardzo polubił Jennettkę.
- Co się tak głupio uśmiechasz?
- Nie ważne... Jennett musiała wcześniej wyjść.
Axel pokiwał głową i odszedł. 5 minut później przyszedł trener Hibiki i wszyscy ustawili się w szeregu.
- Witam, jak pewnie wiecie zbliżają się mecze towarzyskie,a nasz pierwszy jest z Magicznymi. Graliście już z nimi, ale od przegranej z wami nabyli nowe techniki hisatssu.
Przede wszystkim ich prędkość wzrosła do poziomu Schuriken, więc...-przerwał mu śmiech Nelly, Celli i Silvi.
- My przepraszamy, ale oni sobie nie poradzą z tym zadaniem- powiedziała Silvia.
- Co trener wymyślił?!- przestraszył się Bobby, a mężczyzna tylko się uśmiechnął pod wąsem.
- Waszym zadaniem jest dobiec na drugi koniec lasu.
- Zaraz, zaraz tamtego lasu - Jack wskazał palcem na ogromny las- pan zwariował!
- Nie zwariowałem. Macie na to półtorej godziny. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na genialny pomysł pojechania tam autobusem lub innym środkiem transportu.
Todd, Sam, Max, Jack i Steve już myśleli, że im się upiecze.
- Żeby dodatkowo was zmotywować to pierwsza trójka na mecie dostanie 2 dni wolne od szkoły- oczywiście wszystkim wskoczyły banany na twarze.
- Meta jest przy pizzerii "Milano". Wszystko jasne? Tak więc 3,2,1..start! (mleczny start XD)
***
Jennett biegła jak najszybciej przez las. Przed wyjściem ze szkoły rozmawiała z trenerem o treningu i wyścigu. Nie mogła uwierzyć w to co za chwilę zrobi. Znalazła wielką piramidę zrobioną z belek drewna, no po prostu ścięte drzewa. Schowała się za nią trzymając piłkę w rękach i czekała na Marka i resztę.
- Jeszcze około godzina - powiedziała po cichu, po czym wyciągnęła telefon i zaczęła na nim grać.
W tym samym czasie przez las szedł nie kto inny jak Byron Love. Chłopak kończył lekcje trochę szybciej niż Raimon i już był po treningu. Wracał do domu drogą przez las, kopał piłkę przed sobą i miał słuchawki w uszach. Słuchał swojej ulubionej piosenki, słuchał jej w kółko gdyż bardzo ją lubił, a jest to 7 years Lucasa Grahama.
( kolejna moja ulubiona piosenka >.<)
Raimon, w trakcie biegania podzielili się na grupki:
"Koniec" - Willy i Jack
" Zaraz umrę" -Sam,Todd,Jim,Timmy
"Chcę to wygrać!" - Max, Bobby, Steve, Kevin
"Przód" - Erick, Mark, Jude, Axel
"Kocham biegać" - Nathan
I mniej więcej w takiej kolejności biegli. Na początku każdy wystrzelił jak torpeda, ale po pięciu minutach zamieniała się w spacerek seniorów po górach. Grupa "Przód" powoli zaczęła się rozdzielać gdyż Erick zatrzymał się żeby kupić wody w pobliskim markecie, a Mark dostał takiej zadyszki, że zaczął się dusić. Zaś Axel i Jude przyśpieszyli żeby dogonić Nathana. Ogólnie wszystkie grupki się porozdzielały. Po jakieś godzinie Axel, Jude, Mark i Nathan byli już na końcówce lasu. Gdy niebiesko włosy zorientował się, że koledzy go ścigają postanowił na ten ostatni kilometr przyśpieszy na maxa i tak zrobił. Reszta uznała, że ścigać go nie ma sensu.
Jennett znudziła się czekaniem kiedy usłyszała szelest liści. Wyglądnęła ostrożnie zza belek drewna i zauważyła Nathana. Skuliła się szybko w kulkę i modliła się żeby jej nie zobaczył i się udało - Nathan pobiegł dalej.
Około 10 minut później usłyszała ponownie szelest liści, byli to Axel, Jude i Mark. Evans zatrzymał się by złapać oddech, potem usiadł i to prosto pod belkami drewna za którymi stała Jennettka.
- Mark wstawaj już niewiele zostało! - krzyknął Sharp
- Biegnijcie dalej ja muszę odpocząć i chyba zaczekam na Ericka- i chłopcy pobiegli dalej
- To jedyna taka szansa- powiedziała Jennett pod nosem. Postawiła piłkę przed sobą, całą swoją energię skupiła na nodze i kopnęła z całej siły, a za piłką pojawiła się smuga czarnego światła. I ile miała jeszcze sił w nogach uciekła w głąb lasu. Cały stos drzew się zawalił (nie pytajcie jak to możliwe). Sytuację zaobserwował Byron, który był dokładnie 30 metrów od zdarzenia. Bez zastanowienia podniósł rękę w górę i pstryknął palcami mówiąc "Rajski czas". Świat się zatrzymał. Love zamiast iść dumnym krokiem tak jak zawsze robi to w tej technice to pobiegł z największą prędkością. Zepchnął Marka z toru drzew, jednak gdy tylko go dotknął moc przestała działać i czas znowu ruszył. Drewno uderzyło z niesamowitą siłą o ziemię, więc gdyby nie Aphrodzio z Marka byłby naleśniczek. Nikomu nic się nie stało. Oboje leżeli teraz na ziemi, a wokół nich unosiła się chmura kurzu i piachu. Axel i Jude gdy usłyszeli huk od razu zawrócili. Mark pierwszy się odezwał nie patrząc do kogo mówi.
- Mój ty Boże! Uratowałeś mi życie, dziękuję ci...- tutaj się obrócił i zobaczył swojego wybawcę- ...Byron?!
- Wiesz ty co! Myślałem, że usłyszę jakieś szczere podziękowania! I co to w ogóle za mina, równie dobrze mógłbym sobie popatrzeć na twoją śmierć.
- Jestem ci mega wdzięczny, naprawdę tylko się dziwię, że to... - nie dokończył bo zauważył, że Byron nie zwraca na niego uwagi . Lecz po chwili się obrócił i wymamrotał:
- Wiesz, człowiek potrafi się zmienić -zabrał swoją piłkę, założył słuchawki i odszedł.
- Może ja nie jestem wcale zły?- dodał i uśmiechnął się szyderczo.
Do Endou podszedł Axel
- Nic ci nie jest?
- Nie nic...
- Czy ja mam coś nie tak ze wzrokiem czy to właśnie Love ci życie uratował? - zapytał Jude.
Afuro szedł dalej, ale nie mógł zapomnieć o tym co zrobił. Zawsze pragnął aby Mark przestał istnieć, może on naprawdę się zmienił?
- Dlaczego ja to zrobiłem? - zapytał sam siebie.
Jeśli was to obchodzi to nikt nie wygrał wyścigu z powodu tego co się przydarzyło Markowi.
Takie króciutkie :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro