Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

46

- Witam, witam moje aniołki. Dzisiaj ze mną gościnnie Joshua Dun i Maya Williams. Razem będziemy reze, rece, recezować..kur!!! Recenzować tę oto butelkę wody.

- Dobra cięcie ! To jest bezsensu! - krzyknął Josh, po czym wyłączył kamerę, a Jennett odetchnęła z ulgą.

- Aż tak nam się nudzi, że zakładamy kanał na youtubie? - zapytała Maya, którą męczyło to jak po raz 36 Jennett miała problem z wypowiedzeniem słowa "Recenzja"

- Mówiłam abyśmy włączyli xboxa, a wam parodia "Poka Sowe" przyszła do głowy i reze...recenzja wody!

- Jesteśmy prawie pełnoletni, a zachowujemy się jak dzieci.

- ;-; no cóż.. jesteś z nas najstarsza, więc mamy cię nazywać babcią?

- O tobie nie mówiłam, ty zawsze będziesz dzieckiem - Maya wyszczerzyła zęby i popatrzyła na zegarek.

- Muszę uciekać.

- Pierwsze zawody? - zapytał Josh. Chodź to brzmiało bardziej jak zdanie twierdzące.

- Heh no, sztafeta.

- Nathan przyjdzie? - Jennett zrobiła z twarzy lennyface'a. I ruszyła znacząco brwiami.

- Jakoś ostatnio kontakt nam się urwał... - spuściła smutno głowę - to pa, do jutra

- Do jutra - rzekła pozostała dwójka, a Maya sama znalazła drzwi

- Gramy w piłkę? - zaproponował Josh do Jennett leżącej na podłodze i głaszczącej psa.

- Nie chce... mi się....

- Przydałoby się okiełznać twojego wilka.

- Potańczmy! ^^

- Co? ;-; - Josh i taniec to raczej złe połączenie.

- To co słyszałeś. Włączam xboxa!

- Ale psa musisz wyprowadzić! - Tajfun jakby usłyszał słowa bruneta i rzucił się na niego z językiem, że ktoś o nim pamięta.

- Heh, niech ci będzie! - wzięli potrzebne rzeczy, Jenny miała ochotę "przez przypadek" zapomnieć piłkę. Tylko otworzyli drzwi, a tu powiew chłodu i wiatru.

- Śnieg?! - zdziwił się Josh, jak przed chwilą było słońce.

- Juhu czyli jednak tańczymy!

- Będę miał przynajmniej na co patrzeć - Jennett przywaliła mu z łokcia w brzuch.

- Zboczuch! - szybko włączyła płytę i uruchomiła wszystko, nim się dziewczyna ze wszystkim uporała Joshua leżał rozłożony na kanapie udając, że jest chory.

- Tajfun! - pies zbiegł po schodach skacząc i rzucając się z jęzorem na bruneta, że zgiął się w pół.

- No, to od której piosenki zaczynamy? Joshua co ty znowu robisz..  - schodząc z kanapy wziął i objął Jennett w tali kładąc głowę na ramieniu.

- A którą moja księżniczka se życzy? - chłopak właśnie zarobił pięścią w twarz, i focha na zawsze. Co on se wyobraża?! McCurdy nigdy nie chciała aby Josh został jej chłopakiem, tak czeka go friendzone forever. Przez całą ich znajomość takie rzeczy zdarzały się często. Dun na chwilę o tym zapomniał, a teraz znowu się zaczyna.

- Dun co ci znowu nawala?! Nie rób tak!! Jeszcze ci nie przeszło?

- Sorry, ale tobie nie da się oprzeć...

- 0-0 co? - czarnowłosa nie wahając się uderzyła go ponownie.

- Przestań mnie bić! - chłopak masował obolały policzek i spojrzał na płonącą w rumieńcach przyjaciółkę.

- Przepraszam...trochę mnie poniosło..

- Trochę? Wiesz, że cię kocham?

- Weź mi tu nie słodź. A co z Nelly?

- Czy wszystkie dziewczyny są takie same?! Ona też dała mi kosza...

- Nelly jest zarezerwowana dla Marka.

- A dla ciebie Axel? - co?! Ona i Axel?! Ta..to już przeszłość, chociaż chciała poprosić go o drugą szansę.

- Axel?! Nie!!!! - zaczęła machać przecząco rękami na wszystkie strony. Chyba trochę za bardzo zabawiła się uczuciami chłopaka. Podobało jej się bycie kochaną. Burn jej tego za bardzo nie dawał.

- Gniewasz się? - zapytał wybity z tropu Josh, który nie ogarniał już swojej przyjaciółki.

- Niby o co? Nie nie przestanę się z tobą przyjaźnić. Dobra, olać śnieg! Chodź pogramy w piłkę! - Josh siedział i patrzył w swoje stopy, coś siedziało w jego umyśle przez co wyglądał bardzo smutno. Jennett nawet nie zwróciła na to uwagi, chodź było podejrzane, że tak go nagle wzięło.

- A będziesz się ze mną przyjaźnić mimo wszystko? - to pytanie zaczęło ją zastanawiać, Dunowi coś ewidentnie siedzi na umyśle.

- Pewnie, chyba, że ześwirujesz jak Burn - Joshua się uśmiechnął słysząc to zdanie, ale tylko na chwilę. Żeby nie zwracać uwagi dziewczyny.

- No to chodźmy.

***

Aphrodi stał na balkonie i patrzył jak spadające płatki śniegu topnieją. Wisiało mu, że się przeziębi bo wyszedł tylko w krótkim rękawku i wziął jeszcze szalik. Patrzył się w niebo zastanawiając się jak to ma w zwyczaju nad sensem życia, jego życia, które uważał za beznadziejne. W ręku trzymał papierosa i wypuszczał dym z ust. Znalazł se nowy nałóg, od kiedy się to ciągnie? Od jakiegoś miesiąca. Jakoś czuł ulgę paląc, wypuszczając z siebie dym zamiast masy niekontrolowanych słów.

- Ojciec wie, że palisz? - zapytała Maya, która weszła na balkon, nie dowierzając własnym oczom i z założonymi rękami na piersiach.

-Chcesz czegoś? - zapytał szorstko. Mayce się serce krajało na widok blondyna, traciła swojego starego Chachafuro. On nie może sobie zniszczyć życia. Jego zmienność też przeraża. Widziała go skaczącego po scenie, a teraz widzi jak zapewnia sobie raka płuc.

- Co się z tobą kurde dzieje?! - Byron uchylił lekko wzrok do tyłu, ale i tak się nie przejął słowami dziewczyny.

- Nic, jest dobrze, idź już bo się spóźnisz

- Jak wpadnę znowu pod samochód, to spojrzysz na mnie i wysłuchasz? - wzruszył ramionami.

- Idę, trzymaj kciuki. Może uda się coś wygrać.

- Pa - Maya ze spuszczoną głową wyszła z domu, ona tego nie zostawi w ten sposób, niemożliwe, że dalej obwinia się o to samo czy przeżywa wyrzucenie z drużyny. Musiało się coś wydarzyć, coś o czym nie wie.Niestety nie ma czasu się pogrążać i wplątywać w ciemną duszę kuzyna. Bo zamiast biec będzie myśleć i przez nią drużyna przegra. Woli się nie naprzykrzać Miles. Fajnie by było gdyby Nathan ją jeszcze zobaczył...

Afciu stał jeszcze na balkonie, niespodziewanie zaczął płakać, beczeć. Zasłonił ręką swoje usta i upadł na podłogę. Siedział i płakał.

- Co ja z sobą do cholery robię?!

Aphrodi czekał na Maykę, która zniknęła gdzieś ze swoimi kolegami z klasy by cieszyć się z otrzymanego ekspresu do kawy. Rozpuścił włosy i i rozwiązał muszkę, aktualnie grzebał w paznokciach. Co jakiś czas przychodzili ludzie mu mówić jak to niesamowicie zaśpiewał, najbardziej cieszyły go komplementy od dziewczyn.

- Brawo, spisałeś się, jak zwykle... - powiedział znany mu głos, podniósł głowę i zobaczył Josha, który wyglądał jak nieśmiały, zarumieniony chłopczyk.

- Eem dzięki...co nie zmienia faktu, że i tak cię nienawidzę.

- Jesteś lepszy... próbowałem wierzyć, że jest inaczej, ale w niczym cię nie przebiję. Nawet zdobyciu serca Jennett - Byron zamrugał dwa razy nie wierząc w to co słyszy. Jakby zawiesił mu się serwer. Joshua schlebiający Byronowi? Niecodzienne przeżycie. Aphrodiego także poczół się dziwnie gdy jego "odwieczny wróg" powiedział coś takiego.

- Byłeś przede mną, a cofnąłeś się do tyłu? Zagranie godne frajera takiego jak ty - blondynowi podobały się słowa Duna i chciał ich więcej, ale trochę mijały się z prawdą, gdyż brunet jest naprawdę świetnym piłkarzem.

- Zabrałem ci miejsce w reprezentacji, niszcząc naszą przyjaźń. Wiadomo, że jestem nikim. Jennett, ty, Burn, Gazelle...wszyscy jesteście ponad mną. Dlatego zacząłem grać agresywnie..przepraszam - ;-; Byron ponownie zatrzepotał dwa razy rzęsami.

- Racja, było mi przykro, ale gdy zakończyliśmy naszą znajomość czułem się jeszcze gorzej. Nie da się ukryć, że jestem lepszy - Afuro złapał bruneta za podbródek i uniósł do góry patrząc mu w szmaragdowe oczy - ale ty nie jesteś gorszy - na twarz Josha wpełzł burak i odwrócił wzrok

- Przyjaźń na zawsze? - zapytał blondyn.

- Tylko przyjaźń?

- Co masz na my... - Byronowi nie udało się dokończyć, gdyż Josh złączył ich usta w długim soczystym pocałunku. Joshua był szczęśliwy i podniecony, że mógł to zrobić, że odzyskał przyjaciela. Którego chyba znowu utraci ;-; Aphrodi nie za bardzo wiedział co robić i nie ogarniał co się dzieje. Josh go całował i skubał delikatnie po ustach. Złapał go za szyję i nie przestawał. Przestraszony Affo zamknął oczy i odpłynął. Chociaż jego pierwsza myśl to było " What the F*ck?!" to postanowił skorzystać z okazji i się pomiziać z chłopakiem. Dlatego ruszył swoje usta i od razu wsunął język między wargi bruneta. Joshowi oczy się powiększyły, nie spodziewał się, że Aphrodi zareaguje pozytywnie na jego uczucie. Odepchnął go i zatkał sobie usta, Aphrodi stał jak wryty i zdziwiony, że przerwał. Joshua zaczął uciekać od blondyna przerażony co właśnie zrobił.

- Josh czekaj! - pobiegłby za nim gdyby ktoś nie złapał go za rękę.

- Tu cię mam! - to była Maya, która zaczęła go ciągnąć.

- Sorry, że tak długo, możemy już wracać, nie nudziło ci się?

- Nie ;-;

Rozmyślanie o tym czy Joshua upadł na głowę i o swojej orientacji przerwał dzwonek telefonu, intro z Tokyo Ghoul. Kto może dzwonić? Jakiś nieznany numer, wytarł nos i łzy szalikiem i się uspokoił. Odebrał nie myśląc kto to.

- Halo, Aphrodi? - głos z słuchawki należał do Marka Evansa, po co dziecko z ADHD miało by niby do niego dzwonić?

- Evans, chcesz czegoś? Nie mam za dużo czasu... - co akurat było kłamstwem - i skąd masz mój numer?

- Nelly mi dała. Chciałem ci złożyć małą propozycję...znaczy dużą..



Pozdrawiam shiperów Byron x Jennett oraz Nelly x Josh xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro