Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

Czelendż dla was bo to ma ponad 2000 słów

Jennett przez łzy:

- To będzie masakra.. - była załamana, że za nią ma wejść Willy i ciągle w ciężkim szoku. Maya, jako jej wierna przyjaciółka przytulała ją i głaskała po włosach. Gdy nagle blondyna wpadła na pewien pomysł.

- Zagrajcie w dziesiątkę! Juda i Ericka przeniesiemy na atak. Kevina cofniemy do tyłu na pomoc i po sprawie! Będzie łatwiej użyć np. Królewskiego pingwina mieszanego z ognistym tornadem - Ekipa siedząca na ławce rzuciła na nią zdziwiony wzrok. Czemu oni wcześniej na to nie wpadli, a blondynka tak?!

- Co? Powiedziałam coś nie tak?

Śmiało skorzystali z tego pomysłu. Bez Jennett będzie troszku ciężko, ale przecież to jest drużyna Raimon. Dadzą radę!

- Chcą grać w 10 osób?! Chcą abyśmy mieli równe szanse czy co?! - zamyślił się Love. Po czym przeleciał boisko swoim wzrokiem

- Na pomysł tej strategii mogła wpaść tylko moja kuzynka.

- Cóż to się dzieje proszę państwa! Czy drużyna Raimon postanowiła dać równe szanse ekipie Zeusa?! - głos Chestera potwierdzał to, że to co zrobili jest szalone.

- Czyli stawiamy na plan B ? - chciał upewnić się Hera. Kolega w kasku skinął tylko głową.

Gwizdek sędziego.

- Axel! - imię kolegi wywrzeszczał Jude podając piłkę w jego stronę. Jeżyk biegł z piłką wymijając Henrego i Jonasa. Robiąc wślizg i przebiegając niezauważalnie obok nich.

- Erick! - kopnął piętką do tyłu gdy zauważył zbliżającą się blondynkę w jego stronę.

Aphrodi poszedł w stronę ławki Raimon. Spiął tyłek. Czuł się winy za to co zrobiła Odrei.

Siedząca tam ekipa bardzo się zdziwiła na jego widok. Po tym co zaszło między nim a czarnowłosą, jakoś słowo "Przepraszam" ciężko przechodziło mu przez gardło.

Stanął przed nimi ze spuszczoną głową, ani on ani oni nic nie powiedzieli.

- Ja..ja..chciałem..przeprosić - ukłonił się, że na jego głowę zleciał kaptur. Jennett uniosła jedną brew. Nie spodziewała się, że blondyn ma sumienie. Nie będzie na niego krzyczeć, nie ma siły. Ostatnio się wystarczająco nawrzeszczała.

- Nic się nie stało - teraz wzrok na czarnego anioła. Aphrodi podniósł się z ukłonu i też miał bardzo pytający i zdziwiony wyraz twarzy.

- Nie twoja wina... jak chcesz...to.. możesz wyjść na boisko. Może chłopcy wezmą się w garść - zanim Aphrodi cokolwiek powiedział głos wzięła Maya.

- Nawet o tym nie myśl. Bo powiem ojcu.

- Myślisz, że boję się własnego taty? Phi! Czuję się doskonale.

- Ale zaraz przestaniesz!

- Czy my o czymś nie wiemy? - zapytała Nelly za wszystkich zebranych.

- Nie twoja sprawa! - powiedziało kuzynostwo w tym samym czasie. Byron tylko zarzucił włosami i wrócił do siebie.

- Kretyn - mruknęła pod nosem blondynka.

- Możemy...wiedzieć o co chodzi? - Calia, jak i wszyscy mieli dość tej niepewności.

- Nie! - krzyknęła agresywnie - niby starszy, a zachowuje się jak dziecko!

- GOOOOOOOOOOOL !!!!!! -głos Chestera z głosnika.

- Kto strzelił?!- Przestraszyła się Nelly. Dziewczyna spojrzała w stronę Marka leżącego na ziemi - Ale jak?!

- Piękna akcja napastników Zeusa! Widać, że obrona działa dziś słabo, skoro trafili w tak prosty sposób! - Hera i Demeter, zrobili kombinację strzałów "Boskiej Strzały" i "Ataku odbić". W prosty sposób myląc obronę i bramkarza.

- Jezusie... - Jennett schowała twarz w rękach. Gwizdek sędziego. Nareszcie przerwa.

- Proszę państwa. Kończymy pierwszą połowę wynikiem 2:0 dla gospodarzy!

Mark podbiegł do ławki i rzucił się na ziemię pod nogi trenera udając, że płacze. W sumie to czuł się jakby miał zaraz się popłakać.

- Przepraszam! Zawaliłam sprawę!

- No..zawaliłeś - potwierdziła Jennett. Evans zmęczonym wzrokiem spoglądnął na nią.

- Mark to my zawaliliśmy - winił wszystkich zdyszany Nathan. Zdecydowanie obrona dziś zawodzi. Głos przejął trener, który cały czas milczał. Tłumił w sobie emocje, ale już ma dosyć

- Wszyscy zawaliliście. Byliście zbyt pewni wygranej po ostatnim meczu. To wasze obijanie się, rozterki i brak zabawy rozwalają wasze zgranie. Liceum Zeusa to zdolni ludzie, zrozumieli swój błąd i pokazują, że potrafią grać bez oszustwa. Zaczęli się nawet tym bawić Dzisiaj brakuje tego wam, brak przygotowania, ciągle was boli strata części naszej ekipy i nie chcecie iść do przodu. Zawaliliście na całej linii - trzeba było ich tak ochrzanić. Trafił i to do ich serc i przemówiło. Szczera prawda. Tylko co z tym zrobić? Jak wygrać.

- Mogę coś powiedzieć?... - krzyknęła Maya. Trener skinął głową.

- Mój kuzyn przez was płacze po nocach, tak go dręczy poczucie winy. Ciągle go widzę z głową w notesie, albo na boisku. On ma straszne parcie na bycie najlepszym. Liczy, że go nie zawiedziecie i będziecie się starać, a się obijacie. Nie gra bo ktoś, nie będziemy rzucać nazwiskami, wyrzucił go z drużyny. Lecz kiedy nadarzyła się okazja musiał się rozchorować. Mimo to liczył przynajmniej na mentalną walkę. Pomyślcie jakby to fajnie było znowu wygrać! Poza tym chłopaki mają zakład z Nelly, więc radzę się postarać. Co się tak gapicie? - nikt nigdy z nich nie myślał w ten sposób o Aphrodim, ani o Mayce.

- Może zostanę waszym trenerem mentalnym? - zaśmiała się uroczo - Ale nie mówcie blond kretynce bo się na mnie obrazi.

- Trenerze... - mężczyzna spojrzał na czarnowłosą - chcę wejść na boisko - pewne siebie spojrzenie w stronę trenera.

- Skoro masz siłę... wracamy do pierwszego składu! - drużyna Raimon napoiła się, odpoczęła, zebrała siły i w sumie byli gotowi, muszą nabić co najmniej 3 gole aby wygrać i to będzie ich cel albo powtórka z przed kilku miesięcy. Czyli aż 4 gole. Idzie po schodach na boisko. Zbliżenie na jego piękne granatowe korki, jego włosy powiały za nim niczym peleryna Juda, a teraz zbliżenie na pełne zdeterminowania oczy. Stanął na boisku w swoim stroju piłkarskim.

- No to dajmy czadu!

Drużyny znowu stanęły na boisku, wszystkich rzucił na kolana jeden widok. Nie tylko graczy bo widownię również. Widok zwany Aphrodi. Znaczy nie do końca sam Aphrodi, a bardziej miejsce, w którym stał.

- Co on robi na obronie?! - krzyknął Kevin do Axela wskazując palcem na blondyna, który odesłał mu krzywy uśmiech.

- Co oni zamierzają? Jak Love wykorzysta swoje umiejętności na obronie?! - poprawił okulary zdziwiony Willy - Mayka wiesz coś o tym.

- Nie mam bladego pojęcia - po czym dodała w myślach - może to i dobrze, mniej się nabiega.

- Rozpoczynamy drugą połowę tego wspaniałego widowiska! Proszę państwa, za Ariona Metlocka, wchodzi były kapitan drużyny, dobrze nam znany Byron Love! Rozpoczynamy! Pierwsze podania w wykoniu Zeusów... Co za strata! ... Dun w posiadaniu piłki... Jak sprytnie go okiwał...Biegnie, biegnie..Czy będzie gol?... Cóż za świetna obrona! ... Czarodziej murawy biegnie raczej łatwo nie odpuści! ... uwaga, jest szansa dla Axela Blazea! ... Czy ją wykorzysta? - komentował Chester. Nareszcie nadarzyła się okazja na gola. Z obrońców został tylko Aphrodi co to za problem?

- Harmonia Olimpu! - Love lekko uniósł się w powietrzu, wokół niego pojawiło się oślepiające światła. Ręce miał złożone jak do modlitwy, a gdy je rozprostował zza jego pleców wyłonił się ateński akropol. Axel wpadł na blokadę i odbił się jak od muru. Blondyn przechwycił piłkę i wykopał ją do Iris. Axel warknął, na czerwonookiego i uderzył pięścią w murawę. (Miała to być przerobiona technika Shindou)

- No proszę. Mój przyjaciel postanowił się jednak postawić - śmiał się Josh, który biegł na pannę Hudson.

- Oh nie! Jaka strata. Piłka znowu w posiadaniu Raimon! ... Piękne podanie do Sharpa ... czyżby słynna iluzja piłki? ... Jak szybko! Znowu jest szansa na gola! ...Wydaję się jakby drużyna Zeusa nie planowała nic więcej jak te 2 gole ... Obrońca Lane War zdobywa od Axela piłkę! ..podanie... Dragonfly ma szansę, na jego drodze stoi tylko Aphrodi.

- Harmonia Olimpu! - sytuacja Kevina wyglądała tak samo jak u Axela.

- Złość piękności szkodzi - Affo skomentował w ten sposób przeklinanie Kevina pod nosem.

- Jennett dasz radę! - powiedział jej pewien głos, skierowała głowę na swoje nogi, wokół nich wił się ogon wilka. Dawna Jennett nie odeszła, ta zła, zmieniona przez Burna, już nie chodzi o pierwotną kujonkę grzeczną Jennettkę. A o to co chciała z siebie pozbyć. Wilk jej tłumaczy, że trzeba być zawsze dumnym z tego kim się jest i było. Trzeba pamiętać, a nie rozpamiętywać. Tylko pytanie...czy da radę?

- Jesteś silna dziewczyno! - z oka nastolatki spłynęła łza. Wystarczyło aby Aphrodi wkroczył na boisko aby znowu zaczęła zadręczać się wspomnieniami i problemami. Za słoną kropelką popłynęła następna. Ścisnęła pięść i podniosła głowę w górę.

- Pokaże im kim byłam i kim jestem naprawdę! Koniec z byciem fałszywym aniołem!

- Jennett piłka! - z rozmyśleń wybudził ją głos Marka krzyczącego aż z pod bramki. Ona niczym Fubuki wyskoczyła w górę i przejęła ją na klatę. Zarzuciła włosami, a jej łzawiące oczy zalśniły w blasku jesiennego słońca. Gdy wylądowała na ziemi, poczuła niesamowity przypływ energii, dzikiego zwierzęcia już koło niej nie było, zaś czuła jakby był w niej.

Biegła przed siebie nie przejmując się, że inni chcieli aby im podano. Tak jak pierwszego dnia pokonała drużynę Zeusa tak zrobi po raz drugi. Przebiegła przez Herę i Demetera z małą pomocą Juda i Nathana. Dalej z nią biegł Axel, który zakrył jednego z pomocników. Nad Weslym Knoxem zrobiła salto, a prześlizgnęła się pod Dannym Woodem, zaś Affo...

- Harmonia Olimpu! - zaczął wykonywać swoją technikę Hissatsu. Jennett pomyślała o wszystkim co sie stało od kiedy poznała Raimon, jaką teraz jest silną osobą, trochę fałszywą, ale przez to kim była ma siłę teraz. Gdyby Haruya by jej nie zmienił nie biegła by teraz tutaj i by o tym nie myślała.

- Prędkość kła! - niebieskie oczy Jennett przesiąkły fioletowo niebieskim światłem, rozpędziła się i pognała do przodu, za nią pojawił się wcześniej wspomniany wilk. Był o wiele większy i wyglądał bardziej majestatycznie. Za nim za Byronem pojawił się akropol, prędkość wilka Jennett zdołała go ominąć zostawiając za sobą fioletowy ślad błyskawicy. (Miało to wyglądać trochę jak błyskawica Accel Midorikawy)

- Że co?! - chłopak obejrzał się za siebie. Jennett nie tracąc na sile zrobiła obrót jak Gazel przy północnym uderzeniu. Wilk również obrócił się wokół własnej osi. Kiedy czarnowłosa kopnęła z całej siły piłką w stronę bramki wilk skoczył zaraz za nią po czym zniknął. Wszystko działo się tak szybko, że bramkarz Poul Sidon nic nie zauważył i strzał już był w bramce. Niebieskooka updła szczęśliwa na ziemię.

- Zrobiłam to.. - szepnęła.

Wznowiono grę, dalej to już wszystko szło jak z płatka.

- Nie wiem jak ona to zrobiła, ale długo nie zatriumfuje - przyrzekł sobie Aphrodi. Kiedy napastnicy utracili piłkę. Ruszył sam do przodu bo nie mógł dłużej na to patrzeć.

Niestety albo stety, Jennett udało się powtórzyć strzał. Było już 2 do 2. Wszyscy byli wyczerpani, gdyż nie było łatwo zdobyć tego gola. Sczególnie Affo, który biegał z obrony na pomoc, a z pomocy na atak. Była okazja strzelenia Boską Wiedzą, jednak ta próba nie powiodła się.

- Hera! Jonas! Próbujemy jeszcze raz! - krzyknął spocony i obolały Byron, który czuł jakby jego ciało było rozrywane. Zwykła rozsterka serca, więc skąd taki ból?

- Nie poddam się - chwycił się za pierś i pełen determinacji spojrzał na jennett, która odesłała mu to samo.

Chłopak wystrzelił z ogromną prędkością na połowę przeciwnika.

- Od kiedy on tak szybko biega?! - dziwił się Nathan. Napastnicy Zeusa pomogli przebiec Byronowi, aby nie tracił swojej energi. Tutaj kluczem była właśnie szybkość.

Kiedy jednak pozistał sam, nie miał innego wyboru.

- Rajski czas! - pstryknął palcami w biegu, przebiegł, i znowu ruszył czas. Z obroną było tak samo. Wszyscy unieśli się w powietrze. I tutaj blondynek zauważył szansę. Wspiął się po kolei po Jacku, Nathanie i Bobbym...

- Czy on zamierza... - przeraziła się jego kuzynka. Z pleców chłopaka pojawiło się piękne upierzenie. Potrójna para skrzydeł, która wybiła go jeszcze wyżej. Włosy mu powiewały, i czół niesamowity przypływ mocy. Rozprostował ręce niczym Jezus. Niespodziewanie skrzydła się powiększły i wyłoniła się czwarta para.

- Potęga Boskiej Wiedzy! - krzyknął, po czym z całej siły kopnął. Zza piłką leciał żółto- niebieski ogień. Mark z lekkim przerażeniem spojrzał na strzał i na swoje ręce.

- Dziadku daj mi moc...Ręka Majina! - strzał wirował w ręce Majina i powoli wpychał Marka do bramki. Zmusił go nawet do dołożenia drugiej ręki. Niestety, moc aphrodiego zwyciężyła. Mark zdyszany leżał na ziemi.

- Dlaczego?! Czy ja nie jestem wystarczająco silny?! - Aphrodi wyladował z dumną postawą. Ciało całe mu się trzęsło. Nie wiedział nawet, że tak potrafi. Dyszał niespokojnie. Spojrzał w niebo i w jego kierunku się uśmiechnął.

Zadowolony padł na twarz ze zmęczenia i bólu. Na stadionie nastała chwila ciszy.

- Aphrodi! - do kuzyna podbiegła. Maya.

- Cóż to się dzieje proszę państwa! Dopiero zaczęła się druga połowa, a już doznaliśmy dreszczyka emocji!

- Nie pozwolę mu wygrać! - warknęła Jennett.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro