Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40


- Rozpoczynamy to niesamowite spotkanie, które zacznie drużyna gości, liceum Raimona! - przez megafon było słychać głos komentatora, oczywiście naszego kochanego Chestera, który w końcu dostąpił zaszczytu komentowania meczu na tym stadionie.

Gwizdek sędziego. Zaczęła się walka z niebios. Skład Raimon jakoś specjalnie się nie zmienił. Kevin, Axel, Jennett nasi napastnicy, Josh, Jude, Erick, Todd, pomocnicy i na obronie Jack Nathan, Bobby.

Jonas i Henry z drużyny przeciwnej stali spokojnie, nie zamierzali się rzucać tak jak zrobili to Kevin i Axel.

- Znowu stoją jak ciołki! - wrzasnął Kevin, który podał do Axela. Białowłosy przebiegł pomiędzy napastnikami. Obejrzał się czy ktoś w ogóle za nim biegnie, albo obok niego. Poczuł lekki podmuch powietrza koło siebie i biegł dalej, biegł, ale bez piłki.

- Co do.. - ta nowa blondynka zrobiła obrót i gdy nie patrzył zabrała mu piłkę!

- Hera! - krzyknęła i kopnęła w stronę chłopaka. Brunet przyjął na klatę, a w jego stronę rzucił się Kevin. Jennett zaś wbiegła na połowę przeciwnika. Pytanie po co? Axela przyblokował Jeff Irion.

- Czy drużyna Raimon przyjęła na ten mecz jakąkolwiek strategię? Wyglądają jakby byli w kompletnej rozsypce! Henry House niespodziewanie wykopuje piłkę do tyłu i.. pojawia się nowy kapitan, który przejmuje piłkę!

- O nie! Nie pozwolę ci! - krzyknął Josh, który podbiegł do Demetera - Tunel Wiatru! - wokół Josha pojawił się zielony cyklon, który przeniósł bruneta półtorej metra za przeciwnika.

- Hehe - zaśmiał się głupio. Chłopak biegł przed siebie, dziwił się, czemu nikt go nie blokuje, ale to nie ważne, czół energię i chęć skopania tyłka Aphrodiemu mimo iż nie grał w tym meczu. Jedyną osobą, która próbowała przyblokować jakoś bruneta była Artemida.

Chłopak przebiegł obok niej, pchnąc ją z biodra. Nastolatka upadła na ziemię, ale nie tylko Josh ma przejawy agresji. Szybko się podniosła, rozciągając ręce w taki sposób jakby trzymała niewidzialny łuk. Miała zamknięte oczy. Pociągnęła za niewidzialną strzałę, gdy naciągnęła ją na długość swojej ręki. W jej rękach pojawiła się prawdziwa broń. Miała kolor granatowy z czarnymi zdobieniami, otworzyła oczy a szpikulec strzały zapalił się czarnym ogniem.

- Strzała Śmierci! - krzyknęła. Wypuszczając szpikulec z zawrotną prędkościom. Strzałka idealnie trafiła w plecy zielonookiego. Czarny ogień przeszedł po całym ciele i go sparaliżował. Poczuł piekący ból, jakby szatan go opętał. Stał się jakby posągiem i opadł na ziemię.

- Josh!! - wrzasnęła Jennett, która przez cały czas stała gdzieś z boku i grzebała butem w ziemi. Odrei się uśmiechnęła, podkręciła piłkę i wykopała za siebie. To jakże piękne podanie przejął Atena. I skierował się razem z Arionem w stronę napastników. Jude, nie mógł dopuścić do siebie myśli, że są miażdżeni. Pomachał w stronę Ericka aby pobiegł razem z nim na pomocników. Jennett chciała podbiec do Josha który wyglądał jak obalony posąg, gdy wyczuła na sobie wzrok Arti.

- Nie radzę, chyba nie chcesz zostać zamrożona - dziewczyna celowała w nią swoim łukiem - Moje strzały zawsze trafiają do celu. Poza tym patrz, już zaczyna się ruszać - rzeczywiście tak było. Dun zaczął się poruszać po czym oszołomiony wstał.

- Skąd oni wzięli te zawodniczki?! - dziwił się Willy.

- Czemu nie mogłam znaleźć żadnych informacji o nich?! I dlaczego nigdy nie wypuścili ich na boisko?! - krzyczał Celia. Trener Hibiki spojrzał w stronę ławki przeciwnika, gdzie siedział Byron zadowolony ze swojej strategi.

- Dark...spójrz jaki wielki błąd zrobiłeś. Te dzieciaki to naprawdę zdolni ludzie i sami sobie świetnie radzą. Jak widać nie potrzebują oszustwa. Czemu mi nie powiedziałeś, że masz syna...który też starał się nas pozbyć. Całe szczęście nie wplątał w to masowej ilości osób, a Jennett - myślał i spojrzał w kierunku McCurdy, która tłumaczyła Joshowi co się wydarzyło (Świetnie, ten mecz jest zaczepisty. Wszyscy mają czas na pogaduchy!)

Gra toczy się dalej. Judowi udało się odbić piłkę razem z Erickiem. Z okrągłym przedmiotem biegł aktualnie Eagle. Kiedy w jego stronę zbliżał się Hera. Podał do chłopaka w pelerynce, a sam zablokował bruneta.

- Płomienny Taniec! - strzał okazał się być krzywy i pobiegł w inną stronę niż pod nogi Juda. Po drodze zgarnął go Jonas i pobiegł na bramkę, Hera, którego poniósł ogień też ich dogonił, biegli w szeregu obok siebie. Pomocnicy poddenerwowani zawrócili i zaczęli ich na nowo ganiać. Przed Demetrem stanął Jack.

- Mur !!!! - chłopak odbił się jak od prawdziwego muru, a razem z nim piłka, którą chciał zabrać Nathan. Henry był od niego szybszy i pięknym podskokiem przejął na klatę .

- Trochę za wolno - gdy tylko opadł na ziemię zaczęła się walka, Nathan nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Kopali się trochę po nogach. Mówi się, ze gdzie dwóch się kłóci tam trzeci korzysta. I w sumie tak było. Piłkę zgarnęła Iris! Pobiegła zgrabnie w stronę bramki, Bobby nie miał żadnej szansy aby do niej dobiec, Nathana blokował Hera, a Jack. Jack został wykorzystany. Blondynka wyskoczyła w górę, odbiła się od jego torsu, później głowy, co trochę bolało, i w wyskoczyła wysoko w powietrze. Artemida gdy nikt nie patrzył zaczęła powoli kroczyć w stronę połowy przeciwnika. Dziewczyna była mniej więcej na wysokości gdzie Axel robi ogniste tornado, ale jej to nie wystarczało. Nie wiem jak wzbiła się jeszcze wyżej, ale tym razem zaczęła wirować jak bączek. Wokoło niej pojawił się płomienie, takie jak Axela. Czy to ogniste tornado?!?!?!?!? Nie... ogień wyglądał bardziej jak energia i to tęczowa (powiało my little pony xD)

- Tęczowe Tornado!! - wszystkim szczęki dosięgały ziemi. Kolejna przeróbka tornada Axela. - Mark! - krzyknął Axel.

- O kurde, tu nie pomoże boska ręka.. - pomyślał. Dziewczyna przestając się obracać, kopnęła piłkę, że leciała z prędkością torpedy.

- Ręka Majina!! - Evans wykonał jak najszybciej technikę, na szczęście na czas. Piłka otoczona tęczową energią strasznie mocno napierała.

- To jest silniejsze niż tornado Axela! - myślał - Dam radę! - rzeczywiście, udało mu się! Zadowolony z siebie się uśmiechnął. Dziewczyna wylądowała pięknie, na ziemi nawet z tak niewiarygodnej wysokości.

- Kur!! - kopnęła trawę.

Telefon Nelly nagle zadzwonił...

- Jezuuu, nie w takim momencie... Halo? Maya?! Skąd masz mój numer? Chcesz nam pomóc? Nic nie rozumiem co do mnie mówisz! ... dobra idę po ciebie - rozłączyła się. Nelly poprawiła spódnicę i wstała z ławki.

- Czego chciała? - zapytała Silvia.

- Ochroniarz nie chce jej wpuścić i muszę po nią pójść.

- Na boisko jej raczej nie wpuszczą, tylko czemu dzwoni do ciebie, a nie swojego kuzyna?

- Skąd mam wiedzieć. To idę, postaram się zaraz wrócić - i Nelly sobie poszła.

Mark podał piłkę do Bobbiego, który przyjął na klatę i podał do Ericka. Akcja by się udała gdyby nie...

- Rozmach Burzy! - Demeter przeleciał przez pomocników zabierając im piłkę, przy okazji wszyscy wirowali w powietrzu a potem opadli na ziemię.

- Iris! Jeszcze raz! - podał piłkę w stronę dziewczyny.

- Jestem genialny! - Aphrodi skakał po ławce.

- Affo, uspokój się, zachowujesz się...dziwnie? - rzekł Artie po czym złapał go za nadgarstek. Aphrodi cały się trząsł, spojrzał mu w oczy, miał powiększone źrenice.

- Nie...nie mogłeś tego zrobić, obiecałeś! Powiedziałeś, że prędzej się zabijesz niż znowu się napijesz boskiej wody! - Love nie zwracał uwagi na słowa przyjaciela. Sam czuł się z tym źle, obiecał sobie, nawet się przez to pociął.

- Wytłumaczysz mi to? - Afuro wziął głęboki wdech. I zaczął opowiadać, że miał ku temu powód.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro