Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39

Około godzina do meczu, Oczami Jennett

That I'm at an all time..low,low,low,low,low. Ta piosenka idealnie nakreśla moją sytuację. Jestem cały czas w dole,dole,dole,dole,dole. Mam dołka, przez wczorajszą rozmowę z Aphrodim. Tak szczerze to martwię się o niego, że coś mu się stało, wręcz odczuwam to w kościach. Mayka też się do mnie nie odzywa, zresztą cały dzień jest smutna, ale zła tylko na mnie. Siedzimy sobie w klasie czekając na naszą podwózkę. Atmosfera jak na pogrzebie, przecież jedziemy na mecz! Spojrzałam na Marka, siedział zawiedziony. Oczywiście! Wszyscy dalej przeżywają odejście chłopaków. Zmotywowałabym ich, ale nie jestem Mayką. Głupio by to wyglądało, wyrzuciłam pana idealnego z drużyny i dlatego cieszę się meczem. O kurde.. szkoła Zeusa! Przecież oni mnie znają każdy będzie mieć mi za złe! I krzyczeć, że to przeze mnie Byron nie gra! I znowu jestem w dole, dole,dole,dole. Na szczęście motywacją zajęła się Silvia.

- Chłopaki!

- I dziewczyny! - sory, ale musiałam to wtrącić.

- Chłopaki i dziewczyny, jest mecz! Wy tu się smucicie jakby dopiero co ktoś umarł. Tak, stało się Steve, Max, Sam, Timmy i Sam odeszli, ale to nie zmienia faktu, że nie są z nami duchowo. Mieli prawo od nas odejść, lecz na pewno nie przestaną grać w piłkę. Więc wszyscy proszę przestańcie się dołować, szczególnie ty Mark! - chłopak spojrzał na zielonowłosą - tak, ty. Jesteś kapitanem i to ty masz największy wpływ na zespół! - no.. trzeba przyznać, że ta przemowa podniosła mnie i chyba resztę na duchu.

- Silvia ma rację - Erick wstał i objął Silvię. Hhyhyhyhy :3 Jennett shipuje - sięgnijmy po zwycięstwo! - Evans spojrzał na Ericka jak...spod byka? Spojrzałam pod jedną ze ścian gdzie siedział Axel. On mnie ewidentnie unika, dlaczego? On dalej to przeżywa? Głupi Sharp... chcę mieć ze wszystkimi dobre kontakty.

- Jedziemy! - zza drzwi wyskoczyła Nelly. Czyli sobie nie pogadamy. Wzięliśmy swoje torby i ruszyliśmy do busika. Na przekór Judowi usiadłam obok Axelika-fotelika. Chyba Sharp zaczyna się mnie bać..

- No hej... - zaczęłam rozmowę.

- Byron żyjesz! Wiesz jak nas nastraszyłeś?! - krzyknęła Artemida, a cały zespól rzucił się na niego. Chłopak zdecydowanie szczęśliwy nie był. Cały czas miał zawroty głowy, no i kto by się cieszył na mecz, w którym się nie zagra.

- Jak twój tata do mnie zadzwonił i powiedział, że zemdlałeś i ewidentnie jesteś osłabiony, nawet nie wiesz jak się przestraszyłam! Martwiłam się - cały czas krzyczała Odrei

- Wszyscy się martwiliśmy - poprawił ją Arion.

- Nie trzeba było, nic mi nie jest tylko łeb mnie boli - wszyscy popatrzyli po sobie i odezwał się Apollo:

- Gdybyś się nie "rozchorował" to teoretycznie mógłbyś teraz zagrać - "teoretycznie" to słowo zostało trochę przeciągnięte.

- Co? Ale o czym mówisz - za tłumacza zrobiła Iris.

- Steven osobiście powiedział mi, że nie może być na meczu z powodów osobistych - przekonaliśmy wszystkich uczniów aby nic dyrektorowi nie mówili, bo chcieliśmy abyś zagrał. No ale cóż, wyszło jak wyszło.

- Nawet nie wiecie jak mnie to wkurza (żeby nie powiedzieć czegoś innego), że nie mogę zagrać, ale czuję się jakbym miał zaraz znowu zemdleć. Będę dzisiaj robił za naszego trenera i będę obserwował wszystko z ławki i krzyczał. Przyniosłem także to.. Demeter chodź - chłopak podszedł do blondyna

- Na kolana! - Jonas klęknął na kolanie, a Byron wyciągnął małe pudełeczko

- Aphrodi..oświadczyny wyglądają inaczej - blondyn przewrócił oczami i otworzył pudełko, a w nim była zielona opaska kapitana.

- Jonasie Demeterius zwany także Demeter, synu bogini ziemi uprawnej, zboża, rolnictwa i urodzaju. Od tej chwili zostajesz kapitanem drużyny liceum imienia Boga bogów Zeusa na czas jeszcze mi nie wiadomy. Gratuluję - wręczył mu opaskę przypominającą wieniec laurowy. Chłopak wstał z ziemi i założył sobie przedmiot na rękę.

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem i zawsze dbasz jak mój anioł stróż abym nie zrobił czegoś głupiego, więc wiem, że mogę ci zaufać - Brunet w kasku pokiwał głową i rzekł:

- Nie zawiodę cię

- Odrei i Iris, chono tu - różowooka podeszła do byłego kapitana.

- Dzisiaj będziecie miały zaszczyt wzięcia udziału w meczu. Miała być to dla was niespodzianka, którą szykowaliśmy. Obie macie techniki hissatsu, a razem tworzycie niezły duet - obie popatrzyły po sobie z gwiazdkami w oczach - Iris, wejdzie na pomoc, a Odrei zaraz za nią. Głosowaliśmy kto ma zejść z boiska i niestety był to Artie (ten w masce)

- Mówisz poważnie?! - podnieciła się brunetka.

- Ja zawsze mówię poważnie - obie zaczęły skakać z radości. Byron się uśmiechnął. No to lećcie się przebrać, Raimoni zaraz przyjadą.

Dobrze wiedzieć, gościu jest znowu na mnie obrażony, ten jeż ma humorki jak jakaś księżniczka. Całe szczęście, że już jesteśmy. Coś mnie sparaliżowało, umysł człowieka jednak jest dziwny. Miałam nadzieję, że jeszcze tu wrócę, czego teraz chcę? Zapomnieć o wszystkim, zapomnę kiedy zacznę grać w piłkę, tak myślę...mam tyle szczęścia, że mój przyjaciel wilk już o mnie zapomniał. Po spotkaniu z Affo zniknął i się nie pojawił, a ja nie skończyłam techniki. Przy wejściu nikt nas nie przywitał, nie zaprowadził do szatni. A o ile dobrze pamiętam mają oni dwie menadżerki. W sumie to i tak z ostatniego meczu wszyscy pamiętają gdzie co jest. No nie liczyliśmy na jakieś huczne przywitanie. Ja poszłam z menadżerkami gdzieś się przebrać, a reszta miała swoją szatnie. Jakoś szybko się ogarnęłam i... związałam włosy. wiem zwykle tego nie robię, ale postanowiłam zmienić coś w swoim wyglądzie. Tak jak zmieniło mi się życie tak zmienię się ja. Włosy uczesałam w wysokiego kucyka i zostawiłam sobie dwa pasemka nie związane. Szłyśmy w stronę szatni chłopaków, gdy na korytarzu usłyszałyśmy głos i to taki znajomy.

- Czy tylko ja usłyszałam krzyk Mayi? - zapytała Celia.

- Nie tylko ty.. - powiedziałam. Rozmowa dochodziła zza rogu. Wychyliłyśmy się w czwórkę. Była tam rzeczywiście Maya i Aphrodi, który stał z założonymi rękami oparty o ścianę

- Byron proszę, ty ledwo co chodzisz! Nie mogę ci na to pozwolić!

- Dlatego daj mi więcej, to dodaje mi energii! - jego głos był dość agresywny..

- Widzisz, znowu cię przyćmiło bo na mnie krzyczysz. Mój prawdziwy kuzyn wie, że popełnił błąd i nie chciałby tego drugi raz!

- Twoje zdanie mnie nie obchodzi! Zagram w tym meczu.

- Affo, stanie ci się krzywda. Dziwię się sobie, że ci pozwoliłam i zaproponowałam ten pomysł.

- Niech ci będzie, tyle powinno mi na razie wystarczyć, wejdę w drugiej połowie - odkleił się od ściany i poszedł wzdłuż korytarza, Mayka oczywiście pobiegła za nim.

- Ja się o ciebie martwię , to może się źle skończyć! - odwrócił się do niej. Ten wzrok... on ją zaraz uderzy! Mało co by brakowało, abym się rzuciła na niego. Patrzyli na siebie sępim wzrokiem. Czy on jest...nie.. ale jest na tyle świadom, że nie zrobi jej krzywdy. Dziewczyny pociągnęły mnie za sobą, no racja zaraz gramy mecz.

- Co oni kombinowali? - zastanawiała się Nelly, domyślałam się, ale nie chciałam mówić tego nagłos. Aphrodi mógłby grać w 50 twarzy Greya     (͡ ° ͜ʖ ͡ °) on ma tyle twarzy, charakterów, że niekoniecznie mógł być pod wpływem boskiej wody. Tylko czemu Maya nie pozwalała mu wejść na boisko? Jak miałby wejść na boisko skoro wyrzuciłam go z drużyny?

Pov. 3os

Stali przed sobą ustawieni w dwa rzędy, prawie tak samo jak parę miesięcy temu. Wszyscy, ale to dosłownie wszyscy, każda osoba na stadionie była zainteresowana dziewczynami z drużyny Zeusa. One czuły i wiedziały, że wszyscy na nie patrzą. Spojrzenia chłopaków z Raimon też pokazywały ogromne zdziwienie. Jenny czuła dumę, że stanęła na tym stadionie, co innego grać tutaj, a u nich na boisku. Każdy w szkole chyba wiedział o jej zdradzie, i że to przez nią największa gwiazda przeciwników nie gra. Mimo to stała wyprostowana, i patrzyła się na Axela. Jego twarz zawsze była spokojna. Byron siedział zadowolony jak pan i władca na ławce rezerwowych mimo iż chował twarz w swojej czarnej bluzie. Demeter i Mark podeszli do siebie.

- Szczerze, miałem, że zobaczę tutaj Byrona - to było chamskie Mark

- No cóż..nie powiem czyja to wina, że nie może tu przed tobą stanąć. Nie potrzebujemy tej blond cioty aby was ponownie wgnieść w murawę - uśmiechnął się.

- Jakbyś zapomniał to my ostatnio wygraliśmy i teraz też tak będzie.

- Mogę ci obiecać, że teraz w żaden sposób nie oszukujemy i pokażemy prawdziwą siłę posłańców Zeusa.

- Trochę szkoda, że musieliście się tak zniżyć żeby pozwolić dziewczynom na grę - to było serio chamskie

- Taki wygadany jesteś, to zobaczymy co powiesz gdy dotknie cię nasza śmiercionośna strzała - podali sobie nareszcie ręce. Każdy z uśmiechniętą i zadowoloną miną. Rozeszli się i każdy gracz za nimi na swoje pozycje

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro