Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38

Światło.. jego promienie padały na moją twarz. Ogrzewały i tak rozgrzane do czerwoności policzki, mimo to przez moje ciało przechodziły zimne dreszcze. Pustka, co się właściwie stało? Jennett... Dobra trzeba zrobić pierwszy ruch. Otworzyłem powoli oczy, ale zostawiłem je do połowy otwarte. Biel.. czy to już niebo? Olimp? Hades? A nie to sufit.. ale gdzie ja jestem? Aktualnie leżałem, to nie szpital bo za miękko. Obróciłem delikatnie głowa. Nawet ten mały ruch sprawił mi ból. Mój misiek, którego dostałem na piąte urodziny. Mój pokój...jak dobrze, tylko co się stało? To był sen?! Niemożliwe! Przewróciłem się na lewo i ujrzałem mojego aniołka. Maya leżała na podłodze z bardzo smutną miną i coś robiła na telefonie. Czyżby płakała? Czemu? Spała w moim pokoju?!

- May... - powiedziałem słabo wyciągając rękę spod kołdry. Podniosła wzrok z telefonu, jakby się przesłyszała. Skierowała swoje różowe oczy na mnie. Ciężko określić co to była za mina. Radosna czy smutna. Wstała jak najszybciej i podeszła do mnie.

- Ty żyjesz! - uśmiechnęła się, teraz na twarzy zobaczyłem rozmazany makijaż. Czyli płakała. Ja żyje i co w tym dziwnego? Tylko spałem.

- Czemu miałbym nie żyć? - teraz wydawała się być zakłopotana. Włosy opadły jej na twarz

- Księżniczko? - zaśmiałem się nie wiedząc o co chodzi, odgarnąłem jej włosy.

- Naprawdę nie pamiętasz? - co mam pamiętać. To był sen chyba..postanowiłem wstać. Podnieść się do pozycji siedzącej. Co mi tak łeb rozwala?! Nadal byłem w bluzie i miałem włosy związane w kitkę. Czyli to nie był sen.. ale co się właściwie wydarzyło? Harry usiadła na łóżku i mnie mocno przytuliła. Odwzajemniłem uścisk, chociaż jakoś nie miałem siły aby zrobić to mocno.

- Straciłeś przytomność, gdyby cie wujek nie znalazł nie wiem co by było - usłyszałem trzask pioruna i się domyśliłem co by było. Byłesś blisko od domu, a wujek poszedł tylko do sklepu i wracając zobaczył ciebie leżącego na ziemi. Wziął cię na ręce i przyniósł. Ciesz się, że mamy lekarza na miejscu, i że cie znalazł bo byś wylądował w szpitalu..

- Musiałem mocno walnąć głową bo mnie strasznie boli - przestaliśmy się już ściskać. Musiałem ją pewnie mocno przerazić, tak jak ona mnie kiedy wpadła pod samochód. Dotknęła moich policzków i czoła, miała zimne i przepocone dłonie. Pewnie od stresu.

- Jesteś cały rozpalony i masz...38 stopni gorączki.

- Rozpalony na twój widok hyhy - mój firmowy uśmieszek.

- Ty zboczuchu! - uderzyła mnie lekko w ramię. Czyli to prawda..już nie należę do drużyny.

- Affo, coś nie tak?

- Zabijesz ją?

- Kogo?

- Jennett McCurdy! Tego fałszywego anioła!

- Gadasz dokładnie tak jak ja wczoraj. Słyszałam o tym co się wydarzyło..i

- Ja muszę zagrać ten mecz!! - wrzasnąłem - Czekałem na niego przez cały ten czas. Na rewanż! Chciałem udowodnić, że liceum Zeusa potrafi grać fair, że nie jestem oszustem i się zmieniłem! - wraz z tym wrzaskiem znowu coś mnie ukuło, zaczęło pulsować w sercu, więc złapałem się w to miejsce.

- Rozumiem, doskonale wiem co czujesz. Ale tak czy siak nie zagrasz! Jesteś chory i zemdlałeś, a ty chcesz grać 90 minut w piłkę! Weź człowieku myśl!

- Potter proszę, ja się szybko zregeneruję. Poleżę cały dzień, wezmę lekarstwa ugotujesz mi zupy i się wyliże. Mecz jest dopiero o 16!

- Ale przecież już nie jesteś w drużynie... - no i to jest ten mały, a raczej duży szkopuł.

- To będę tylko oglądać.

- Hmm... wiem,że wujek się nie zgodzi, ale on nie musi się dowiedzieć - uśmiechnęła się szeroko

- Dzięki! - niespodziewanie położyła swoją dłoń na mojej, na tej która spoczywała na sercu.

- Boli cię?

- Boli i to strasznie.

- Zostało złamane. Niegdyś było całe skamienia, a teraz uczucia dają o sobie znać - Maya i te jej mądre cytaty. Nie uważam, że to przez Jennett. Obawiam się, że to może być coś więcej...

- Gdzie idziesz? - zauważyłem, że wstaje.

- Połóż się jeszcze, a ja zawołam twojego tatę. Wiesz..widziałam, że się martwił

- On? Ten człowiek nie ma uczuć!

- Byron nie gadaj tak! On cie kocha! W końcu to twój tata

- Dziwne, że mnie wtedy zabrał. W końcu miał okazje się mnie pozbyć - moja kuzynka przewróciła tylko oczami. To co powiedziałem było prawdą. Ten chłodny człowiek nigdy nie dawał mi miłości ani wsparcia, to chyba przez niego stałem się..Aphrodim? Bo nie wiem jak to ująć

Obok łóżka mam szafkę nocną, a na niej lampka, książki, nóż, telefon i klatka Zeusa. Ten jak zwykle..chomik z ADHD lata po całym swoim mieszkanku. Wysunąłem do niego palca, a on go śmiało powąchał. Teraz nagle przypomniał mi się zakład z Odrei.

- Będę musiał śpiewać! - wychodzi na to, że nie wierzę w swój zespół. Oczywiste jest, że beze mnie nie dadzą rady. Chociaż z naszymi technikami... Jak se pomyślę ile ja trenowałem Boską Wiedzę v2. Jak mnie plecy bolały kiedy upadałem z takiej wysokości. I się poddałem. Głupi jestem, trza było trenować więcej aby moje skrzydła mogły ewoluować!

Naiwny... jak to powiedział Steven. W mojej głowie pojawił się pożar, jak mi Maya opowiadała jak to Jennett uratowały jej skrzydła. Ona nawet nie wie do czego jest zdolna, do czego zdolna jest jej technika. Zakazana technika... Pukanie do drzwi. To teraz czeka mnie ciężka rozmowa. Z tym człowiekiem naprawdę jest ciężko przeprowadzić jakąkolwiek konwersacje.

- Proszę- rzekłem po czym do pokoju wszedł mój tato. Miałem nadzieję, że Maya też wejdzie.

- Nareszcie się obudziłeś! Wiesz jakiego stracha mi napędziłeś! - ach tak? Tobie czy Mayi?

- Naprawdę? Miałeś okazję mnie porzucić, ale nie zrobiłeś tego. Czemu?

- Głupoty gadasz, czemu miałbym cię zostawić?

- Oj nie udawaj, ciągle obwiniasz mnie o śmierć mamy, nie masz dla mnie czasu i..i.. - położył mi rękę na mojej dłoni. Zawsze tak robi kiedy chce abym się uspokoił.

- Wiesz doskonale, że nie mogę być cały czas przy tobie. Chce nam zapewnić godne życie, po za tym zaraz będziesz pełnoletni i wielokrotnie mówiłeś mi, że się wyprowadzasz - kurde, nie o to mi chodziło. On się mną w ogóle nie zajmował, jedynie dbał o moje zdrowie, ale szczęście ani razu. Nie był na żadnym meczu.

- Już nieważne..

- Nie mogę cię puścić do szkoły, a szkoda bo zamierzałem przyjść na mecz - Wait..What?!

- Tak się nim przejmowałeś i szykowałeś, więc postanowiłem zobaczyć efekty twojej ciężkiej pracy - dobrze się stało, że zemdlałem, bo by przyszedł na mecz, a nie zobaczył mnie na murawie.

- Naprawdę? To szkoda bo raczej nie zobaczysz

- Boli cię serce? - zapytał. Do bólu serca w tym momencie mogę zaliczyć ból psychiczny.

- Tak trochę.. - zrobił poważną minę i zmarszczył brwi. Nad czymś myślał, tylko nad czym?

- Tato czy miałeś kiedyś tak, że się w kimś zakochałeś, ale to była tylko iluzja, ta osoba straciła do ciebie zaufanie i cię skrzywdziła, a ty chciałeś dobrze - chyba nigdy nie widziałem takiego zdziwienia w jego oczach, nawet wtedy kiedy sam z siebie posprzątałem dom aż tak się nie zdziwił.

- Tak miałem raz taką historie.. z twoją mamą - uśmiechnął się - a ty?

- Eeeem nie.. - nie w ogóle. Ja się boje czy on mi zaraz nie wyjedzie z tekstem, że jestem adoptowany.

- Głodny jesteś?

- Nie za bardzo.. - potargał mnie po włosach, wstał i wyszedł. Zaskoczył mnie swoim zachowaniem i wypowiedziom. Spojrzałem na szafkę na której leżał wcześniej wspomniany nóż..a spoglądnąłem na moje ręce, pełne ran, lekkich zacięć. Tak, ciąłem się. Są to tylko delikatne kreski, za słaby jestem aby wbić się głębiej. Ale czasami już nie wytrzymuję, chcę zejść z tego świata i dołączyć do Bogów. W sumie już dostałem przepustkę..moje skrzydła. Podkuliłem nogi i schowałem głowę zwijając się w tak zwaną kulkę. Pojawiły się moje skrzydełka i mnie objęły. Tak se myślę, czy ci wszyscy gracze mają pojęcie do czego zdolne są techniki hissatsu i do czego można je wykorzystywa?. Jennett się przekonała, zastanawia mnie jak ta dziewczyna opanowała zakazaną technikę, czy ją to nie boli? Nie chce już o niej myśleć..ale coś mi nie pozwala.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro