Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

- Okejj, pewnie wszyscy wiedzą dlaczego was tu zebrałam - zebrani siedzący pod ścianą pokiwali niepewnie głową. Buzowała w nich ciekawość.

- Ja nie wiem - podniósł rękę Jude.

- Ja też - ręka Mayi również uniosła się w górę.

- Gdybyś nie uciekała przede mną to byś wiedziała - oburzył się Nathan.

- No więc tak, pracowałam dla Darka, tak ma on syna Stevena, tak te drzewa to moja wina, ale pożar już nie, tak to Avril rzuciła mnie do rzeki, tak to ja wyrzuciłam z Byrona z jego drużyny, ale wtedy to byłam mega wściekła. Jakby nie patrzeć to wychodzi dla nas sory dla was na dobre. Pewnie wywalicie mnie teraz z drużyny i wcale się nie zdziwię jak to zrobicie. Tak czy siak przepraszam - na koniec zrobiła piękny ukłon i w tej pozycji została.

- Brawo - usłyszała cichy głos wilka za sobą. Wszyscy mało co załapali, gdyż wypowiedziane słowa miały tempo Marka Evansa.

- Wyrzuciłaś Lovea z jego drużyny? - zapytał uradowany Jack. Skoro Zeusi nie mają przy sobie syna Afrodyty mecz jest wygrany.

- Nie zamierzamy wyrzucić cię z drużyny, każdy popełnia błędy, ale ważne, że ty swój zrozumiałaś. Teraz to na pewno ja wygram zakład! - krzyknął Mark. Jennett podniosła się z ukłonu. Z zdziwionym i jakby pytającym wzrokiem.

- Czyli mi wybaczacie? - wszystko byłoby wspaniale gdyby nie rozwalające system pytanie Axela.

- Możemy wiedzieć dlaczego dołączyłaś do Darka?

- A właśnie zapomniałam wspomnieć, że Avril jest jego córką. Wrzuciła mnie do rzeki z zazdrości do ciebie i pomogła przy pożarze - miała nadzieję, że wyszła z nieprzyjemnej sytuacji.

- Ale ja się pytałem, dlaczego to zrobiłaś? - wzrok na dziewczynę. Tego chciała uniknąć. Odwróciła się za siebie, spoglądając na siedzącą pod ławką wyobraźnię.

- Przepraszam - szepnęła.

- Otóż - zwróciła się do osób zebranych pod ścianą - on...on ten no... wiecie... - kłamanie całkiem dobrze jej wychodzi,ale teraz nie miała pojęcia co nakłamć.

- On... mi zagroził - brzmiało to trochę jak pytanie - zagroził mojej rodzinie - zrobiła by chętnie facepalma, ale zdradziłaby, że skłamała.

- Ah.. on to chyba nigdy się nie zmieni. Przez niego mało co nie straciłem siostry - odwróciła się znów za siebie, ale jej dawna osobowość zniknęła.

- Spoko wybaczamy ci - rzekł Josh. Podszedł do niej i mocno przytulił.

- Tylko następnym razem powiedz nam od razu, a nie, że dowiadujemy się od Aphrodiego - zaśmiał się Todd - ale fajnie, że wywaliłaś go z drużyny. Tylko jak to zrobiłaś?

- Poprosiłam Stevena. Dziwne, że się zgodził, bo bardzo chciał aby liceum Zeusa wygrało nasz mecz.

- Przepraszam was bardzo, ale pozwólcie, że się wtrącę. Jak mój kuzyn dowie się, że nie jest już kapitanem drużyny, że niepotrzebnie zarywał noce myśląc o strategi to nie wracam dzisiaj do domu. A tobie Jenny to wyrwie nogi, ręce, wydłubie oczy, zgwałci, zabije, zje, a kości zakopie. Radze z nim pogadać -to co powiedziała Maya przeraziło wszystkich szczególnie niebieskooką, nie chciała być skrócona, oślepiona, zgwałcona, zabita, zjedzona i zakopana. Aphrodi nie jest kanibalem. Prawda?


Po lekcjach

Trening miał się odbyć o godzinie 17 , wiec całkiem sporo czasu. Znowu, to zrobiła zgrzeszyła. Czemu skłamała? Było tak blisko do powiedzenia prawdy. Gadała ze wszystkimi jeszcze w trakcie przerw. Wszyscy mocno przeżywali odejście "wyrzutków" . Może tego nie pokazywali, ale tak było. Nathan cały czas nie dogaduje się z Mayą, oboje cały czas się ze sobą kłócą i unikają. A jutro grają mecz. Dziewczyna szła sobie spacerkiem sama nie wiedziała gdzie, nie miała jednak ochoty iść do domu. Co zrobić, akurat na końcu "drogi" dopadł ją okres dorastania i kryzysów. Zrobiło się bardzo wietrznie, jej długimi włosami rzucało na wszystkie strony. Zima się zbliża. Wraz z wiatrem usłyszała szelest liści. I znowu pojawiła się znienawidzona postać wilka. Z tą różnicą, że stał się trochę większy, jakby ciemniejszy, a oczy wydawały się być bardziej agresywne.

- Tak, wiem okłamałam ich. Czuję się z tym okropnie. Wiem, że jesteś moją "starą i złą wersją", ale mógłbyś się odczepić? - nie usłyszała odpowiedzi. Zwierze zamachało ogonem i wcale nie rozpłynęło się z dymem jak ostatnio, ale zaczęło biec. Po oddaleniu się o parę metrów sprawdził czy McCurdy nie biegnie za nim. Niestety tak nie było.

- Mam za tobą biec? - wilk pomachał swym długim ogonem, przytakując w ten sposób. I pobiegł, za nim nastolatka. Co chwilę sprawdzał czy dotrzymuje mu tempa. W końcu miała wymyślić technikę szybkiego biegania. W pewnym momencie stanął, stanął w miejscu gdzie jeszcze nigdy nie była usiadł na trawie i spojrzał na Jennett

- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - rozejrzała się, a jej wzrok stanął na... na jakieś czarnej kulce? Za kulką latało coś długiego w kolorze żółtym. Czy to jakaś osoba?

- Aphrodi - rzekł wilk. Jenny nie miała pojęcia co się za chwile stanie,trzęsła się cała. Przeprosić czy upierać się, że to on zawinił? Siedział zwinięty w kłębek w swej czarnej bluzie. O dziwo miał związane włosy w kucyka, ale tak czy siak latały na wszystkie strony. Chyba tak wygląda u niego depresja albo pogrążenie w smutku. Nie reagował wiedząc, że nastolatka zbliża się w jego stronę.

- Cześć - powiedziała siadając obok niego.

- Hej - jak Axel.

- Aż tak to boli?

- Moje serce czy twoja głowa po tym jak na nią upadłaś?

- Afuro ja...

- No co? Chcesz jeszcze mnie skrzyczeć? Proszę bardzo nie ma problemu, skoro to cie aż tak zadowoli. Jak praca u Stevena Darka - odwrócił się w końcu w jej stronę. Czerwone oczy przepełniał ból i złość. Widać, że miał się zaraz rozpłakać.

- Obiecałeś mi, że nie powiesz!

- Tak wiem i żałuję. Niestety ja się zmieniłem, jak coś jest złe albo ktoś robi coś złego mówię o tym otwarcie. Chłopaki powinni byli wiedzieć. Z resztą miałaś mi wytłumaczyć dlaczego to zrobiłaś?

- Nie zaufam już tobie. Sam siebie wkopałeś bo obietnic się dotrzymuje.

- Musiałaś się odgrywać w ten sposób? Zabrałaś mi wszystko. Jedynych ludzi, którzy uważają mnie za... kogoś. Jedyne osoby które mnie lubią. Mój ojciec to szmata, matki nie mam, jedynym skarbem o który chcę dbać jest Maya. Straciłem wszystko! Nigdy sieę nawet nie zakochałem, rozumiesz? Nigdy. Miałem pełno lasek, ale żadnej nie kochałem. Ty... jesteś pierwsza - po oku spłynęła łza. Słona kropelka. Aphrodi zboczył z tematu, emocje zawładnęły jego zimnym sercem. Jennett nie miała odwagi wypowiedzieć choć jedno słowo. Trzymała tylko ręce przy swoim sercu.

- To są moje prawdziwe uczucia i chyba dopiero teraz, po tylu latach je zrozumiałem.

- Wyobraź sobie, że ja też. Nigdy nie miałam takich problemów. Poprostu się zezłościłam. Pracując dla Darka chroniłam pewną tajemnicę. Nie chciałam aby ujrzała światła dziennego. Miało być wszystko dobrze, ale to głównie przez ciebie nie jest dobrze.

- Czyli to źle, że wtedy zabrałem cię z deszczu, pomogłem Markowi i powiedziałem kto chciał ich zabić? - facepalm.

- Nie to miałam na myśli, ale już nie ważne.

- Źle zrobiłem nie dotrzymując tajemnicy. Ale czułem się jakbyś powiedziała, że jesteś mordercą i planujesz lub planowałaś kogoś zabić. Musiałem ich ostrzec.

- Rozumiem

- To czemu wyrzuciłaś mnie z drużyny? - zatoczyliśmy koło.

- Byłam zła bo zaufałam tobie, lecz ty mnie zdradziłeś.

- Miałaś odejść od Darka a nie prosić go o przysługę!

- Powiedziałam że jeszcze nie teraz!

- Powiedziałaś również że mi wszystko powiesz.

- Ja nie mogę.

- Dlaczego?

- Nikt o tym praktycznie nie wie.

- Po tym co zaszło między nami tej ulewnej nocy to chyba masz jeszcze odrobinę zaufania? - Jenny napotkała dziurę w sercu. Zadała sobie pytanie co ona właściwie sobie myślała tej nocy. Był to moment gdy pojawiła się w niej mała iskierka, lecz nie przeobraziła się w nic więcej. Wciąż myślała o Axelu. Czyli uczucia do Byrona nie były prawdziwe? Chciała zapomnieć o białowłosym. Jezu, jaką ona okropną osobą się stała.

- Czy może jesteś zwykłą puszczalską laską jak ich pełno? - popatrzył z nadzieją. Czarnowłosa ścisnęła kłębek trawy. Nie mogła nic powiedzieć. Stał się dobrym człowiek, a ona na nowo go zepsuła i zraniła. Gorzej niż cios nożem. Niespodziewanie chłopak wstał z trawy.

- Wiedziałam, a ja głupi dałem się nabrać - zrobił krok do przodu. Jego włosy ślicznie powiewały na wietrze i lśniły w blasku zachodzącego słońca. Odwrócił jeszcze głowę w stronę siedzącej nastolatki.

- Szkoda, bo ja naprawdę coś poczułem - wsadził ręce w kieszenie i se poszedł.

Jennett wstała szybko, jak dotarło do niej co się zadziało. Podbiegła jeszcze do niego i złapała jego rękę.

- Naprawię to!

- Siebie nie naprawisz - poszedł w stronę słońca.

- Co ja zrobiłam....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro