32
Aphrodi wrócił do domu załamany, na wejściu zauważył Mayę również załamaną, leżącą na kanapie. Bawiła się włosami nie zwracając uwagi na blondyna. Rzucił torbę na ziemię i jak zombie położył się w fotelu. Widok ich dwójki był naprawdę żałosny.
- Hej - powiedziała znudzona Maya.
- Hej - odpowiedział jej chłopak. Ale w tym momencie czerwonooki zrozumiał, że coś jest nie tak. Wyprostował się i rozejrzał po czym rzucił poduszką w Mayi twarz.
- Maya co ci? - blondynka tylko jęknęła. Więc rzucił w nią ponownie poduszką.
- No gadaj bo ja ci powiem, że miałem beznadziejny dzień - różowoka ponownie jęknęła. Byron zeskoczył z fotela - Okres masz czy co, gdzie twój entuzjazm? - wziął ostatnią poduszkę i tym razem kopnął ją nogą. Lecz nie udało mu się, gdyż kuzynka ją złapała.
- Możesz przestać! Nie bądź jak mój brat!
- Dobra, aż tak zły nie będę.
- Dlaczego miałeś beznadziejny dzień?
- Końcówkę dnia. Pewna osoba straciła do mnie zaufanie - Maya wzięła do ręki jedną z poduch i zaczęła ją ugniatać.
- To zabawne. Bo ja straciłam zaufanie do kogoś - równocześnie westchnęli.
- Możesz coś dla mnie zrobić? - spytała blondynka i cisnęła ugniataną poduchą w kuzyna.
- Dla ciebie wszystko - przechwycił przedmiot i odrzucił w jej stronę.
- Świetnie! Pogadaj z Nathanem - rzucanie w siebie poduszkami znudziło im się i Byron znów usiadł w fotelu. Zdziwiło go trochę prośba Mayi bo po co ma z nim rozmawiać? Naoglądał się wystarczająco Raimon.
- Po co mam z nim rozmawiać i o czym?
- Z początku był plan żebyś zabił Swifta, lecz uznałam iż to zbyt brutalne.
- Nadal nie rozumiem
- Faceci - przewróciła oczami - Nathan całował się z Avril.
- Jaką Avril? Ładna jakaś?
- Nie! To ruda podła zdzira! - Maya i takie słowa? Aphrodi zrozumiał, że coś jest na rzeczy.
- A to jego dziewczyna?
- Nie! W sumie nie wiem. Ale to nie logiczne żeby miział się do mnie
- Raczej ty do niego - dziewczyny nie zadowoliło, to że jej przerwano
- A potem całował się z Avril i...
- Kobiety - Byron westchnął i dał Mayi pstryczka w nos - wy nic nie rozumiecie. Może Kazemaru to jeden z tych chłopaków co umawia się z dosłownie każdą w szkole.
- On? Nigdy w życiu!
- Mayka znacie się tydzień!
- Między nami jest mięta!
- Dobra nie zamierzam się kłócić bo rozmowy z tobą potrafią nie mieć końca. Przestań się złościć.
- Ja się nie złoszczę! - wzięła jedną z poduch i z całej pety rzuciła w chłopaka. On zrobił piękny unik i nagle trach, dźwięk szkła. Wazon się rozbił.
- Ty to sprzątasz! - krzyknęli równocześnie. Love wykorzystał sytuację i zwiał do swojego pokoju śmiejąc się.
- Aphrodi!
- Ty musisz to wyjaśnić!
Jennett opanowała siebie i swoje emocje. Zrobiła coś,Byron pożałuje.
Wróciła do domu bez większych problemów.
Tak samo jak poprzedni bohater rzuciła torbę w kąt. Zapomniała jednak że rodzice są w domu.
- Jennett nie rzucaj torbą!- krzyknęła mama z górnego piętra.
- Sory! - prychnęła. Usłyszała trzaski na schodach i niespodziewanie rzucił się na nią pies. Dziewczyna się wywróciła, a szczeniak zaczął ją lizać.
- Cześć Tajfun - wytarmosiła go i podrapała za uchem.
- Chciałabym mieć tyle energii co ty - weszła na górę do swojego pokoju witając się przy tym z mamą.
- Skarpie jak ci minął... - nie dokończyła i nie usłyszała odpowiedzi, gdyż przerwał jej trzask drzwi - ...dzień. Jenn zamknęła się w pokoju i walnęła się na łóżko.
- Czemu moje życie jest takie trudne? - pies położył się obok i zwinął w kuleczkę.
- Ty całymi dniami tylko śpisz. Po co mi te wszystkie problemy? Jakby nie patrzeć to nie takie straszne. Boję się tylko, że jak ktoś się dowie stracę przyjaciół. Koniec końców doprowadziłam do tego. Do czego się to sprowadziło?! Przynajmniej wiem, że Aphrodiemu nie wolno ufać. Oj pożałuje i to mocno i uwierzyć, że się z nim przespałam. W sumie to nie jestem lepsza....aaaa!!!!!! Szkoda, że nie umiesz mówić, doradziłbyś mi. Telefon w jej kieszeni zaczął wibrować. Kolejna wiadomość. Wszyscy jak leci zaczęli do niej pisać i pytać się o co chodzi z Darkiem i Byronem. Nie chciało jej się nic, ale potrzebowała rady. Pies jej raczej nie poradzi.
- Idę na dwór, powietrze dobrze mi zrobi- szybko zebrała się z łóżka wyszła z pokoju, lecz na drodze stanęła jej mama.
- Skarbie martwię się trochę o ciebie - mina Jenn nie wskazywała na to, że chce rozmawiać, ale przed mamą nic się nie ukryje.
- Martwisz się, czemu?
- Ostatnio nic nie mówisz jak jest w szkole i w drużynie, a jak już to opowiadasz wszystko psu, skręciłaś se kostkę i zastanawiam się czy to nie jest to spowodowane przeprowadzką z Korei. Zaraz... czy może chodzi ci ciągle o tamto zdarzenie.
- Nie..- *sarkastycznie * nie no skąd - ja i problemy? To co się wydarzyło jest już za nami. W szkole również wszystko jest świetnie - nie chciała okłamywać mamy, ale nie miała ochoty się tłumaczyć jak zyskała nową pracę
- Naprawdę? A może tu chodzi o kogoś, a nie o coś. Ten Axel co mi niedawno wspominałaś?
- Nikt ważny - powiedziała poważnie.
- Aha czyli mówisz, że wszystko jest w porządku?
- Tak.. - ach ten sztuczny uśmiech - pozwól że ja sobie już pójdę - ominęła swoją rodzicielkę i zbiegła po schodach. Mama pokręciła głową i powiedziała sama do siebie.
- Przecież wiem, że coś jest nie tak.
Wzięła piłkę leżącą w korytarzu, ubrała kurtkę, upewniła się jeszcze czy w kieszeni znajdują się słuchawki i telefon. Zbierało się na deszcz, ale co tam. Nie myśląc ani chwili dłużej wzięła przedmiot do kopania pod pachę i pobiegła na polanę, w między czasie zakładając słuchawki na uszy. Przyjemnie jej było gdy wiatr powiewał przez jej długie włosy i móc poczuć się wolnym. Polanka nie była duża w końcu Jennettka mieszka w mieście. Dwa drzewa pełniły rolę bramki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro