Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

Specjalnie na wieczór załatwiłam wam lekturę.

- Pomocy! - krzyczała przestraszona.

Axel szedł spokojnie, gdy usłyszał jakieś krzyki. Postarał się to zignorować, ale te krzyki robiły się coraz bardziej przeraźliwe i głośniejsze. W oddali zobaczył jakiś czarny punkcik na rzece. Podbiegł jak najszybciej do tego punkciku, to Jennett! Udając ratownika z jakiegoś filmu, zdjął bluzę i koszulkę, zrobił swój pokerface i bez wahania wskoczył po swoją księżniczkę.

- Axel pomóż! - złapał ją, przyciągnął do siebie i wypłynął na brzeg. Dziewczyna zaczęła kaszleć i drżeć z zimna. Blaze wziął swoją koszulkę, którą wcześniej zdjął i dał czarnowłosej do wytarcia się, a sam założył bluzę.

- Żyjesz? I jak to się stało?!

McCurdy bez wahania powiedziałaby, że to Avril, ale nie mogła, więc Axel usłyszał ciszę. Popatrzyła się w ziemię.

- Halo, Jak to się stało?

- Ja...

- Ty? Co? - objął ją ręką. Oburzyła się trochę przez to.

Jennett przestała rozumieć (ja też) co właściwie myśli i czuje. To, że prawie mogła się utopić sprawiło iż coś sobie uświadomiła. Jej życie jest tajemnicą i ciągłą zagadką. Nie wie czy darzy kogoś uczuciem i skrywa coś czego nie musi, ale przez to zdobywa wrogów i staje się zła. Może lepiej było utonąć w tej rzece? Co powiedzieć Axelowi?

- Jennett, dobrze wszystko?

- Sorki, wyłączyłam się na chwilę.

- Może odprowadzić cię do domu? - czarnowłosa niepewnie pokiwała głową.

Poszli nie zwracając uwagi na ludzi, którzy gapili się na mokrą dziewczynę.

- Czyli nie powiesz mi czemu pływałaś w rzece? - cisza, milczenie, Jennett patrząca w ziemię.

- Podoba ci się Avril? - Blaze w końcu usłyszał zachrypnięty głosik McCurdy. Nie to planował usłyszeć. Niespodziewanie zaczął się śmiać. Trochę nienaturalnie i nie tylko dlatego, że ciemnooki wogóle się nie śmieje. Popatrzyła się na niego. Stali akurat na moście nad boiskiem i oparli się o barierkę.

- Naprawdę wzięłaś mnie za osobę, która tak łatwo się zakochuje i to w takich pustych i sztucznych laskach? Jesteś chyba jedyną osobą dla której straciłem głowę. Lecz teraz to chyba powinienem zapytać.. Czy tobie podoba się Byron? - niebieskooka podniosła brew po czym się obróciła, nie wierząc.

- Skąd wiesz?!

- Jude mi wszystko powiedział - było to powiedziane w sposób bardzo obojętny, Jude jak mogłeś?!

- Zabiję! - powiedziała w myślach, ale z Sharpa wspaniały przyjaciel. Tak jak obiecała pożałuje tego. (spróbuję jednak powstrzymać Jennett od zabicia czerwonookiego)

- Ale wiesz co, mnie to i tak nie obchodzi - odwrócił się na pięcie, założył kaptur swojej bluzy, włożył ręce w kieszenie i odszedł.

- Koszulkę możesz oddać mi jutro - Był zły. Myślał, że raczej coś z tego będzie. Wspólna randka, główne role w sztuce i polowanie na duchy. Pomijając to, jak bardzo się wtedy wkurzył widząc zdjęcie gdy śpi z chłopakami na kanapie. W sumie to miała prawo to zrobić. Ale żeby z tym dupkiem Aphrodim? Posłańcem Raya Darka, przez którego o mało co nie stracił siostry? A niech se będzie z tym blondasiem on ma ważniejsze rzeczy na głowie, niż związki i dziewczyny. Tylko dlaczego coś mu nie pozwala zapomnieć o czarnym aniele?

Nagle usłyszał krzyki za plecami.

- A idź sobie, mogłeś mnie nie ratować, przynajmniej bym cię już nigdy nie widziała na oczy! I tak, Aphrodi jest lepszy od ciebie, to co było między nami, to była tylko iluzja w twoich ciemnych, fałszywych oczach! Jak cię to jeszcze interesuje, to ta twoja Avril wrzuciła mnie do rzeki. Z resztą nie ważne, i tak jutro zakończy się twój nędzny żywot! - Jennett darła się w niebo głosy. Nawet z daleka było widać łzy w jej oczach. Aktualnie szła dalej, cała przemoczona.

Czy naprawdę Avril to zrobiła? Wydawała się taka sympatyczna. O co chodziło z tym, że jutro jego żywot się zakończy? Od teraz nic nie będzie takie samo.

Aphrodzio szedł z Mayą przez park. Rozmawiali ze sobą, śmiali się i opowiadali sobie co się wydarzyło. Maya ma to w sobie, że lubi zadawać pytania, a Afuro na nie odpowiadać.

- Byron, a ty jesteś dobrym uczniem?

- Przeciętnym.

- Nadal lubisz lody czekoladowe?

- Wolę truskawkowe.

- A czy... zrobiłeś coś czego żałujesz? - Aphrodiemu zrobiło się troszku głupio. Wszystkie rzeczy których żałuje spisał sobie na kartce A3 i obie strony zapisał. Gdzie punktem nr 1 było "Boska Woda" . To przez to płacze po nocach, a w snach spotyka Raya Darka.

- Jest tego cała lista.

- No to, że wpadłam pod samochód to wiem, a coś jeszcze?

- Boska woda - wyszeptał, na myśl przyszło wspomnienie jak bardzo go wszystko bolało gdy pierwszy raz tego spróbował oraz przegrał finał.

- Co?

- Nie ważne - wtedy czerwonooki spostrzegł pewną osobę w oddali. Był to Nathan. Nie chciał zwracać na niego uwagi, gdyż mają dosyć złe kontakty. Williams jednak zachwyciła się na widok Swifta, złapała kuzyna za nadgarstek i pociągnęła go w stronę niebieskowłosego.

- Gdzie mnie ciągniesz? - Nathan rozpoznał obie postacie, zdziwił się bardzo na widok Mayi z kapitanem Zeusów. Stanęli w trójkę przed sobą, Kazemaru z miną jakby miał się popłakać, Afuro jakby miał umrzeć ze wstydu, a Maya z uśmiechem Marka Evansa.

- Cześć Nathan!

- Cześć... - wymamrotał. Love był obojętny i nie zamierzał powiedzieć, że się już doskonale znają, więc postanowił popatrzeć w swoje piękne, właściwie to brudne,buty.

- Proszę poznaj Byrona, mojego..

- Twojego chłopaka! - krzyknął poddenerwowany Nathan. Sam nie wiedział czemu od razu tak krzyknął i nie pozwolił dokończyć białowłosej. Uciekł od towarzystwa

- My? Razem ? - Zdziwił się blondyn, który podniósł wzrok z ziemi - May czemu mu nie powiedziałaś... - zorientował się, że białowłosej już koło niego nie ma i rzuciła się w gonitwę za Swiftem. Westchnął tylko i zaczął biec za nimi chociaż wiedział, że sprinterów nie dogoni.

Oczami Nathana, biegnąc

Jak ona mogła! Miziać się do mnie, a nagle okazuje się, że chodzi sobie na spacerki z tym blondynkiem! Jest tak samo dwulicowa jak on! Tyle, że ona ma taki piękny, szczery uśmiech. Nie wiadomo czemu stanąłem, a w mojej główce pojawił się obraz dzisiejszego wyścigu. I pomyśleć, że znamy się tylko jeden dzień. Z rozmyśleń wyrwał mnie ogromny ból, zaraz, czemu ja leżę na chodniku? A na moich plecach spoczywa jakiś ciężar? Obejrzałem się, to ona uśmiechała się jak skończony debil. No tak, pewnie nie wyhamowała i na mnie wpadła.

- Przepraszam, cały jesteś? - zeszła ze mnie i podała mi rękę, ale ja wstałem z ziemi bez jej pomocy.

- Spoko, wybaczam. I tak możemy zostać przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi? A nie jesteśmy nimi?

- Po tym co zobaczyłem, to chyba nikim więcej - wskazałem na biegnącego Byrona.

- Chodzi ci o Aphrodzia? My nie jesteśmy razem, kto by chciał chodzić z taką ofiarą losu?! No, ale niestety ta ofiara to mój kuzyn - wtedy znikąd zacząłem się śmiać. Bożę czemu ja się śmieję? Ona patrzy na mnie zaniepokojonym wzrokiem.

- Ja głupi myślałem, że wy jesteście razem!

- Nie jesteś głupi - pogłaskała mnie po moich włosach, stając przy tym na palcach, gdyż jest ode mnie niższa. Nie cierpię gdy mnie ktoś głaszcze, ale jej dotyk był przyjemny. Wtedy odwróciła się i odeszła. Nagle się przeraziłem. Przede mną stał Byron z bardzo pewnym siebie wzrokiem. Ten jego słynny "zabijający" wzrok, przemierzył nim po mnie. Czy ja się pocę? To może głupie, ale oczy ma piękne i uwierzyć, że Maya jest z kimś takim spokrewniona. Szczerze trochę się go boję od incydentu z boską wodą. Wyciągnął w moją stronę rękę, złapał jedno z pasemek moich włosów. Sparaliżowało mnie, czemu ja sobie na to pozwalam?! Zaczął je miętolić i powiedział bardzo stanowczo:

- Przysięgnij na Styks, że będziesz dla niej miły. Licz się z tym, że jeśli coś się stanie mojej kochanej May, dopadnie cię mój boski gniew - uśmiechnął się szyderczo, trzepnął swoimi włosami i dogonił swoją kuzynkę. Tak przez przypadek zauważyłem, że mówi on na Mayę, May. Czy on wie, że JESZCZE nie jesteśmy razem? Ale będziemy. I uwierzyć, że to wszystko się wydarzyło w ciągu jednego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro