I9I
— Lili? — Zanim usłyszałam głos, zdziwiła mnie muzyka, która raptownie ucichła. Brzmienie było znajome, jednak bałam się odwrócić. Rzuciłam okiem na obraz, który właśnie kończyłam.
„Słoneczniki" van Gogha to jedno z moich ulubionych dzieł. Uwielbiam się w niego wpatrywać, jak i malować godzinami. Znam każdy, nawet najmniejszy szczegół i pociągnięcie pędzla mistrza. Właściwie nie same dzieła mnie zachwycały, tylko osoba, jaką był Vincent. Który inny malarz byłby w stanie zjeść farbę z obrazów tylko, po to, aby do jego organizmu dostał się tujon? Ta substancja chemiczna jest powszechnie znana jako silny halucynogen, a kiedyś używano go w wytarzaniu terpentyny.
Odsunęłam się o krok od sztalugi, wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę osoby, która dopiero co weszła do mieszkania. Gdy zobaczyłam postać, moje serce zaczęło szybciej bić, a na ustach pojawił się ogromny, bezwarunkowy uśmiech.
— Anton! — krzyknęłam. Bez zastanowienia podbiegłam do przyjaciela.
Otworzył szeroko ramiona, aby mnie przytulić. Wpadłam w niego, poczułam nawet, jak zachwiał się na nogach i mocno zaczęłam do siebie dociskać. Tak bardzo mi go brakowało, tak dawno go nie widziałam. Ciągle wyglądał jak wygłodzony licealista z bujną, kasztanową czupryną, pełną loczków. Na jego nosie leżały te same okrągłe okulary co kiedyś. Jedyną rzeczą, jaka go różniła, od tego Antona sprzed półtora roku, to to, że zapuścił gęstą, jednak stosunkowo krótką brodę.
— Wyglądasz zabójczo — mruknęłam, gdy już odsunęliśmy się od siebie. Nie kłamałam, naprawdę wyglądał niesamowicie. Gdybym nie wiedziała, że woli mężczyzn, to pewnie rzuciłabym się na niego, obsypując pocałunkami.
— Zawsze byłem zabójczo przystojny. — Przejechał dłonią po włosach na twarzy i zaśmiał się. — Mam ci tyle do opowiedzenia, wiesz, że Monika, urodziła dziecko? Ale to nie potomek jej męża... — Widziałam, jak bardzo był podekscytowany, uwielbiał plotki. Chłonął wszystkie jak gąbka, a potem z zafascynowaniem opowiadał, przy kieliszku wina.
Nie wiem, ile zajęła nam rozmowa, godzinę, dwie, a może nawet więcej. Niesamowicie potrzebowałam takiego spotkania, gdzie mogłam się pośmiać i posłuchać, co dzieje się u starych przyjaciół. Była to namiastka mojego poprzedniego życia.
— Bałam się, że zmieniłeś kryjówkę i nigdy już cię nie znajdę. Nawet nie wiesz, ile musiałam się natrudzić, aby napisać do ciebie wiadomość — mruknęłam, opierając się na kanapie obok Antona.
Opowiedziałam mu o wszystkim, a na końcu wspomniałam o torbie wstydu, która wylądowała pod łóżkiem. Skwitował wszystko jednym komentarzem, że jestem niespełna rozumu.
— To było nasze miejsce, nigdy się go nie pozbędę. Liczyłem, że uciekniesz, jednak nie spodziewałbym się, że wyjdziesz, dzięki Interpolowi.
— Uwierz mi, ja też się tego nie spodziewałam. Jestem przecież najlepsza, a oni potrzebowali kogoś takiego jak ja. — Uniosłam obojętnie ramiona i zaśmiałam się.
— Wiesz, nie pomoże ci to, że będziesz ciągle wszystkim powtarzać, że jesteś najlepsza. Nie jesteś i nigdy nie będziesz jak Vincenzo Perruggia. — Uniósł brwi.
Włoch, który dokonał najbardziej popularnego skoku na Luwr i ukradł „Mona Lisę", wykonał to więcej niż sto lat temu. Rosjanin i tak go uwielbiał. Kto wtedy słyszał o jakichś alarmach czy takiej technologii, jaką mamy teraz? Przecież kiedyś wykonanie takiego skoku nie było czymś trudnym. Ciekawe czy Perruggia teraz odważyłby się cokolwiek ukraść.
Zawsze denerwowało mnie takie gadanie i uwielbienie dla zbrodni innych ludzi. Nigdy nie usłyszałam z jego ust, że nasz skok był idealny. Zawsze mogliśmy zrobić coś lepiej, być bardziej perfekcyjni. Anton był niezwykle krytyczny dla naszej pracy, ale jednocześnie pokorny i nie lubił się przechwalać. Ja natomiast, cóż... To chyba jest oczywiste, uwielbiałam opowiadać o naszych występkach, zaufanym przyjaciołom, a pyszałkowatość to moje drugie imię.
— Masz coś dla mnie? — zmieniłam temat, ponieważ nie chciałam słuchać wykładu o tym, że moje samouwielbienie jest zbyt ogromne. Uważałam, że zajmuję się taką profesją, do której dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi po prostu się nie nadaje. Miałam prawo czuć się wyjątkowa.
— Mam — szepnął i z kieszeni wyciągnął starą Nokię.
Zmarszczyłam brwi na jej widok, jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak rozpoczął.
— Wiem, wiem, to nie jest szczyt techniki, ale ten model nie ma wbudowanego GPS-a, także rozmowy przeprowadzone z niego są bezpieczne. Nikt ich nie przechwyci, a dodatkowo nie znajdą miejsca, z którego dzwonisz. Jak będziesz potrzebować mojej pomocy, wystarczy, że napiszesz, dzwoń tylko w sytuacjach kryzysowych. — Tak, był geniuszem. Sama na pewno nigdy bym na to nie wpadłam. Na szczęście miałam jego od tych wszystkich spraw technologicznych.
— Wiesz coś na temat Durisa? — Ścisnęłam brwi, oczekując jakiejś treściwej odpowiedzi. Mężczyzna jednak pokiwał przecząco głową.
— Po waszym skoku, wykonał jeszcze kilka, ale średniej klasy. Potem znikł i nikt go nie widział. Nie słyszałem o nim niczego, chyba zapadł się pod ziemię jak kret. — Przejechał dłonią po swojej brodzie, ewidentnie ją polubił.
— A co z Fenoglio? — Chciałam się dowiedzieć, czy to on, naprawdę był zamieszany w kradzieże.
— Jego matka miała raka, przez bardzo długi czas był odcięty od środowiska. Zmarła chyba miesiąc temu, bardzo to przeżył.
— Uważasz, że mógłby dokonać dwóch skoków? — Nie musiałam zadawać tego pytania, ponieważ doskonale sama znałam odpowiedź. Śmierć matki musiała nim wstrząsnąć. Wiem jak bardzo rodzina była dla niego ważna.
— Nie. Słyszałem, że popadł w alkoholizm, nie byłby w stanie trzeźwo myśleć, nie wspominając już o przeprowadzeniu skoku. — Wsunęłam telefon do swojego biustonosza, abym nie zapomniała o nim i nie zostawiła gdzieś przypadkiem na widoku. Maciej wyrwałby mi za niego ręce i nogi.
— Tak właśnie czułam — mruknęłam. — Szulc właśnie go przesłuchuje. Uważa, że to on ukradł „Gody w Kanie Galilejskiej" i „Dawida z głową Goliata" — Anton uniósł brwi ze zdumienia.
— Ktoś ukradł Caravaggio? — Pokiwałam twierdząco głową.
Jak widać, informacje o tych skokach, nie trafiły jeszcze do mediów, a sami złodzieje nie pochwalili się dokonaniami, nawet w kręgach. Wiem, że Anton śledzi co dzieje się na czarnym rynku, także, gdyby obrazy trafiły na sprzedaż, musiałby o tym wiedzieć.
Streściłam szybko wszystko, co wiedziałam, a mężczyzna oparł głowę o zagłówek kanapy i zaczął wpatrywać się w sufit. Robił dokładnie, to samo co ja, kiedy potrzebował zebrać myśli - wpatrywał się w jeden, nieruchomy punkt.
— Nie wiem tylko dlaczego jego syn odniósł obraz, skoro Fenoglio nie jest zamieszany w całą sprawę. Nie wierzę, że dwunastolatek napadł na muzeum, a potem postanowił dobrodusznie oddać obraz.
— Czy Antoine junior był w momencie zatrzymania seniora? — Ciągle nie odrywał głowy od materiału, ale czułam, jak jego szare komórki, pracują na najwyższych obrotach.
— Z tego, co wiem, nie i chyba jeszcze go nie znaleźli. Myślisz, że dzieciak mógł uciec oknem lub chwilę przed wejściem policji, wyszedł po mleko? — Oparłam się dokładnie tak samo, jak on i zaczęłam wpatrywać w punkt na białym suficie.
— Nie — szepnął. —Senior będzie chronił juniora i na pewno nic nie powie na przesłuchaniu. Ktoś pewnie go szantażuje, a dzieciak był wykorzystany jako haczyk. Wiedzieli, że zobaczysz nagranie i rozpoznasz młodego. — Byłam zdziwiona tokiem rozumowania Rosjanina, jednak mógł mieć rację.
— Niech będzie, że junior został porwany, a senior jest szantażowany, ale kto za tym stoi i pociąga za sznurki? Kto ukradł obrazy i dlaczego zwrócił jeden z nich? Skoro wiemy, że Fenoglio tego nie zrobił, dlaczego ktoś zostawił podpis grupy, którą zarządzał. Przecież wiadomo, że jeśli zrobiliby to pozostali członkowie, nie podpisaliby się w taki sposób. Nie chcieliby, aby takie wspaniałe skoki byłby, kojarzone z kimś, kto ich nie wykonał — myślałam na głos.
Anton poderwał się z kanapy na dźwięk, który u mnie również rozpoczął palpitacje serca. Ktoś otwierał zamki w drzwiach. Wskazałam dłonią mężczyźnie zamknięte drzwi od sypialni, bez zastanowienia tam wbiegł. Chwyciłam paletę z farbami i stanęłam przed płótnem. Zdziwiło mnie właściwie to, że Rosjanin pomyślał o tym, aby zamknąć drzwi, po tym, jak włamał się bezszelestnie do mieszkania.
— Widzę, że znów malujesz, tym razem słoneczniki. Mogłem się spodziewać, że van Gogh, będzie twoim ulubieńcem, obydwoje macie nie równo pod sufitem. — Jak zawsze miły i uroczy...
— Wszystko się zgadza — powiedziałam sarkastycznie. Starałam się, jak tylko mogłam uspokoić oddech, aby Szulc nie mógł poznać, że coś się stało. Zagryzłam mocno policzki, zastanawiając się, czy Anton dał radę uciec, czy może schował się pod łóżkiem, obok mojej torby z odpadkami. — Opowiedz mi lepiej jak przesłuchanie. — Stanęłam przed nim, byłam niezwykle ciekawa, co powie, a dodatkowo chciałam zdobyć, chociaż odrobinę czas dla mojego przyjaciela.
— Właściwie to niczego nowego się nie dowiedzieliśmy. Nie chciał nawet z nami rozmawiać. — Anton miał rację, a co oznaczało, że chłopiec musiał był w niebezpieczeństwie. — Przywieźli go wczoraj zalanego w trupa, nie stawiał oporu, właściwie siedział i czekał, aż nasi wejdą, a potem go skują. Nie wykonał żadnego telefonu, nie chciał prawnika. — Nie wiedziałam, czy najlepszym rozwiązaniem będzie, powiedzenie o wszystkim, co wiem agentowi. Wtedy na pewno straciłby do mnie jakiekolwiek zaufanie, na które do tej pory sobie zapracowałam.
— A co z jego synem? Znaleźliście go? — Uniosłam brwi i delikatnie przygryzam z nerwów dolną wargę.
Mężczyzna to zauważył i rozejrzał się po mieszkaniu. Przez jeden mały gest, znów zaczął mnie o coś podejrzewać i jak zawsze miał rację. Jego intuicja naprawdę była lepsza niż moja. Powinnam pożyczyć od niego książkę o czytaniu mowy ciała.
— Nie, ale szukamy. Nie mógł się rozpłynąć, nasi specjaliści przeglądają nagrania z kamer przemysłowych, gdzie udał się, po tym, jak zostawił teczkę. Przecież nie mógł się zapaść pod ziemię. — Oddalił się ode mnie na krok i spojrzał na kanapę. — Był tutaj ktoś? — zapytał, nie odwracając się w moją stronę. Zacisnęłam mocno szczęki i powieki, w głowie przeklęłam kilka razy dobitnie, powtarzając przy tym, jak ogromną kretynką jestem.
— Nie, ucięłam sobie małą drzemkę. — Zamyślony stał i wpatrywał się w kanapę, a ja uśmiechnęłam się nerwowo, mimo iż nawet na mnie nie patrzył. Stał wyprostowany, odwrócił wzrok od materiału i przeniósł na drzwi wejściowe do łazienki. Nie drgnął, jednak zerknął w przeciwną stronę i zatrzymał się na futrynie od sypialni.
Znów przeklęłam kilka razy w swojej głowie, był lepszy, niż sądziłam. Zachowywał się jak pies, który złapał trop.
— Uważam, że dziecko mógł ktoś porwać, a teraz szantażuje Fenoglio, aby ten niczego nie zdradził. Może dowiedział się o skoku, a teraz chcą go wrobić. — Musiałam przerwać tę chwilę nieznośniej ciszy. Maciej w tym czasie zdążył podejść do drzwi i chwycić za klamkę.
Myślałam, że nowym tropem uda mi się w jakiś sposób zmusić go do odejścia od sypialni, jednak bez skutku.
Szylc otworzył drzwi i wszedł do środka. Pospiesznie wparowałam tam za nim, abym w razie czego dała radę uratować Antona. Jednak nie było go, wszystko wyglądało dokładnie tak jak wcześniej.
— To jest właściwie bardzo możliwa opcja, nie wpadłem na to wcześniej. Tylko właściwie po co? Przecież nie ma żadnych śladów kradzieży, nikogo nie moglibyśmy za to zamknąć — powiedział, przeczesując dłonią włosy.
Ciągle na mnie nie spojrzał, ale czułam, że napięcie sięga zenitu. Moje serce zaczęło galopować, kiedy zbliżył się do łóżka. Kucnął przed nim, a ja nie wiedziałam, czy najlepszym rozwiązaniem będzie ucieczka, czy może atak. Wiedziałam, co znajduje się pod spodem i wiedziałam, co może mnie za to czekać.
Zastanowiłam się nad tym, co właśnie powiedział. Miał rację, nie było śladów, nie było innych podejrzanych. Czy ktoś naprawdę chciał go w to wrobić? Tylko kto?
Maciej przekręcił głowę, aby zajrzeć i przekonać się co znajduje się pod łóżkiem, a moje serce zamarło. Czułam jak, zaczynam cała drżeć, a krew odpływa mi z kończyn i twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro