Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I4I

— Gówno mnie to interesuje, masz to załatwić! — Usłyszałam głos Szulca, zdenerwowany mówił po angielsku, z bardzo ładnym brytyjskim akcentem. Otworzyłam delikatnie oczy i spojrzałam w stronę mężczyzny. — Jak tego nie zrobisz, to naślę na ciebie wszystkie możliwe kontrole. — Wyglądał na niezwykle zmęczonego, najprawdopodobniej znów nie spał. Dodatkowo miał dokładnie ten sam garnitur, w którym widziałam go poprzedniego wieczoru.

— Coś się stało? — zapytałam, gdy tylko schował telefon do kieszeni marynarki. Przejechałam dłonią po powiekach, jakbym chciała zmyć z nich resztki snu.

— Nie podsłuchuj moich prywatnych rozmów. — Odwrócił się od okna i podszedł do swojego biurka. Otworzył jedną szufladę i wyciągnął stos papierów.

Zmrużyłam oczy, oglądając z daleka dokumenty. Zawsze jak powtarzałam ten gest, mój przyjaciel powtarzał, że powinnam udać się do okulisty, ponieważ to jest oznaka tego, iż mam jakąś wadę wzroku. Dla mnie nie była to "wada", takie zachowanie, pozwalało mi skupić wzrok na jednej rzeczy, a wszelkiego typu lekarzy unikałam jak ognia.

— Jakbyś nie zauważył, spałam tutaj. Nie trzeba być Einsteinem, aby wpaść na pomysł, że gdy będziesz się wydzierać, to możesz mnie obudzić. — Podniosłam się na łokciach i usiadłam na kanapie. Spojrzałam na niebo za oknem, było jeszcze bardzo wcześnie i słońce do końca nie pokazało się na niebie. Przez co ulice pokrywał półmrok.

— Jadę do swojego mieszkania, aby się ogarnąć — mruknął, a dokumenty, które wyciągnął, włożył do swojej skórzanej teczki.

— Dobrze, pojadę z tobą, marzę o prysznicu. — Podniosłam się pospiesznie i przeciągnęłam. Uśmiechnął się tylko sztucznie w moją stronę.

— Chyba żartujesz. Nie zaproszę złodzieja do mojego domu. — Przechyliłam głowę na jego słowa. Przecież nie zamierzałam go okraść, musiał wszystko przeinaczyć.

— To gdzie mam się umyć? Może przyniesiesz mi tutaj miskę z ciepłą wodą? Najlepiej jeszcze otwórz drzwi. Niech twoi współpracownicy też mają coś od życia, jak wrócą do pracy. Wenus w kąpieli. — Uśmiechnęłam się sztucznie i odwróciłam do niego plecami. Rozumiem, że może nie chciał zabrać mnie ze sobą, ale chociaż mógł zachować się jak człowiek.

— Szczerze? W tej chwili nie interesuje mnie, co zrobisz, mam ważniejsze problemy na głowie. Niedługo powinien przyjść Bucki, jemu truj dupę. — Aż uniosłam brwi ze zdumienia, na to, co właśnie usłyszałam.

Od samego rana miał bardzo zły humor, byłam ciekawa, co się stało i co robił całą noc. Czułam, że nasza współpraca nie będzie łatwa, jednak nie liczyłam, iż okaże się mniejszym dupkiem.

— Gdyby nie to, że ostrzelali moje mieszkanie, wróciłabym tam. A teraz co? Teraz mam żyć jak szczur w twoim gabinecie? — Poczułam, jak podnosi mi się ciśnienie. Odwróciłam się na pięcie i odważnie stanęłam przed nim. Nie pozwolę się tak traktować.

— Dopóki nie będziemy pewni, że w ostrzelaniu nie chodziło o ciebie, nigdzie się nie ruszysz.

— Pomogłam ci wczoraj, mam prawo do prysznica. — Zmrużyłam oczy, chciałam wyglądać na pewną siebie i stanowczą.

Nie umiałam wyglądać groźnie, zawsze gdy przybierałam taką pozę, wyglądałam jak szczeniaczek.

— Masz mi pomagać, bo takie są warunki twojego chwilowego zwolnienia. Jak coś ci nie odpowiada, zawsze możesz wrócić do więzienia. — Nachylił się nade mną, a ja czułam, jak krew w moich żyłach zaczyna buzować. — Wszystko zrozumiałaś? — szepnął, patrząc mi prosto w oczy.

Traktował mnie jak małą dziewczynkę, ale i tak wygrał, przynajmniej tę bitwę. Wiedziałam, że jeśli go zdenerwuję, skinieniem palca może mnie odesłać.

— Tak — mruknęłam i odwróciłam od niego wzrok. Odsunął się ode mnie, chwycił teczkę i po prostu wyszedł.

— Dupek — rzuciłam w jego stronę, zaraz po tym, jak przeszedł przez drzwi. Byłam przekonana, że usłyszał moje słowa, jednak nawet się nie odwrócił.

Obserwowałam go wzrokiem, jak mijał zamknięte drzwi od innych gabinetów, dopóki nie zniknął w jednym z korytarzy. Wczoraj wszędzie roiło się od ludzi, a teraz ze względu na porę byliśmy jedynymi osobami w budynku.

***

— Mijałem się na dole z Szulcem, co go ugryzło? — Usłyszałam męski głos i odwróciłam się od szklanej bariery, która ukazywała, jak miasto zaczyna znów wracać do normalnego tempu życia. Nigdzie nie widziałam zegarka, ale wydaje mi się, że mogło być już po szóstej.

— Nie wiem, obudził mnie rano swoimi wrzaskami, potem na mnie nakrzyczał i wyszedł. — Uniosłam brwi i przyjrzałam się młodemu.

Trzymał w jednym ręku papierową torbę, a w drugiej dwa kubki z kawą. Wysunął, lekko dłoń wskazując, że jedna jest dla mnie. Bez zastanowienia podeszłam i chwyciłam napój, po czym wzięłam ogromny łyk. Latte na mleku kokosowym, było dla mnie ogromnym zaszokowaniem. Spodziewałam się kawy czarnej jak smoła, jednak chłopak pozytywnie mnie zaskoczył, już go lubiłam.

— Mam dla ciebie ubrania, nie wiem, czy będą dobre, tylko to udało mi się znaleźć tak wcześnie. — Postawił papierowy bagaż na blacie. — Jestem przekonany, że chciałabyś się na spokojnie przebrać i...

— Tak — wtrąciłam. — Ale muszę również skorzystać z toalety, pilnie. — Bucki uśmiechnął się w moją stroną i w skrócie opowiedział mi jak dojść do łazienki.

Odstawiłam kubek kawy na biurku, a zabrałam torbę. Pomknęłam do wskazanego miejsca, wzięłam tam szybki prysznic i zmieniłam ubranie. W torbie znalazłam również szczoteczkę do zębów, naprawdę wiedział czego będę potrzebować.

— Jesteś tak samo, jak ja, konsultantem? — zapytałam od razu, gdy wróciłam do gabinetu Szulca. Zilustrował mnie wzrokiem i zatrzymał się na moich mokrych włosach.

— Jeśli chcesz, to przyniosę ci suszarkę. — Pokręciłam przecząco głową. Minęłam go i usiadłam na blacie biurka, ponownie biorąc do ręki kubek z kawą, która już ostygła.

— Wolałabym, abyś opowiedział mi, właściwie co się tutaj dzieje. — Usiadł na kanapie i oparł głowę o rękę, która zgięta w łokciu spoczywała na jego udzie. — Wy wiecie o mnie wszystko, właściwie tyle ile znajduje się w aktach. Ja niestety, nie mogę dorwać się do waszych papierów — burknęłam i założyłam nogę na nogę. Mój rozmówca wyglądał na zmęczonego, widocznie także miał ciężką noc.

Kiedy siedział, dostrzegłam jak koszula opina się na jego torsie, musiał codziennie trenować, przynajmniej tak mi się wydawało. Niezbyt długie, lekko kręcone, brązowe włosy. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale zawsze najbardziej w innych ludziach podobały mi się oczy. Wszyscy twierdzili, że to zwierciadło duszy. Bucki był posiadaczem ocząt czarnych jak węgiel, naprawdę niezwykłe zjawisko.

— Zagrajmy w grę — mina mężczyzna od razu zmieniła się na bardziej uradowaną, co zwiastowało, że wpadł na coś genialnego, oczywiście w swoim mniemaniu. — Pytanie za pytanie. — Uniosłam wysoko brwi. Ten pomysł nie wydawał się, aż taki głupi jak się spodziewałam. Kiwnęłam twierdząco, a on aż podskoczył z zachwytu, jak dziesięcioletni chłopiec.

— Ja zaczynam... — Przetarłam dłonie, zastanawiając się, od czego powinnam zacząć. — Szulc mówił mi, że przede mną ktoś pracował, co się z nim stało? — Mój rozmówca wzdrygnął się na pytanie. Zmrużyłam oczy, bał się, tylko nie wiedziałam czego.

— Nie wiem, czy na pewno chcesz o tym wiedzieć. Jak się dowiesz, to zapewne zrezygnujesz z tej pracy, bo poznasz jakie jest ryzyko. — Przynajmniej wiedziałam, czego się obawiał. Maciej zabiłby go, gdybym właśnie przez niego zrezygnowała z tej pracy.

— Mów! Ktoś wczoraj ostrzelał moje mieszkanie, może być gorzej? — pospieszyłam go.

Byłam przygotowana na wszystko, wyobrażałam, już sobie nawet jak ktoś go porwał, torturował, potem wysłał ucho do siedziby Interpolu. Na końcu znaleźliby jego zwłoki poćwiartowane w jakiejś beczce, to byłaby idealna zemsta jakiegoś gangu.

— Zastrzelili go. — Pokazałam dłonią, aby mówił dalej. — Jakieś pół roku temu byliśmy na tropie Durisa. — Zastygłam, ponieważ doskonale znałam to nazwisko. — Nazywaliśmy go po prostu Francuzem albo Żabojadem, z wiadomych względów. Gdy prawie go mieliśmy, przygotował zasadzkę, wysłał część ze swoich ludzi i kazał ostrzelać samochód Szulca. On przez tydzień leżał w śpiączce, a Martin nie przeżył ataku. Facet był jakimś fachowcem z Kanady. Po wszystkim co wydarzyło się w Amsterdamie, Maciej wrócił do Polski, aby się wyleczyć. W tym czasie francuski złodziejaszek zdążył sprzedać wszystko i rozpłynąć się w powietrzu. Więcej o nim nie słyszeliśmy, aż do zeszłego miesiąca. Uważam, że to jego ludzie ostrzelali twoje mieszkanie, chcą się ciebie pozbyć. — To akurat pasowałoby do mojego byłego przyjaciela z Francji. Zamiast usiąść i porozmawiać wolał pozbyć się niewygodnego dla siebie problemu, a przez naszą przeszłość i teraźniejsze powiązanie z policją, byłam takowym.

— Teraz ja... — Z zamyślenia wyrwał mnie głos, potrząsnęłam lekko głową i spojrzałam w stronę kanapy. — Jak udało ci się ukraść obraz z muzeum Czartowskich? Bo to byłaś ty, prawda? — Jęknęłam, gdy usłyszałam jego słowa. Znów to samo...

— To były dwa pytania — szepnęłam, przeciągając się delikatnie. Nie miałam ochoty znów tego opowiadać.

— To zacznij najpierw od drugiego.

— Tak, to byłam ja, ale uwierz mi, historia nie jest ciekawa. — Widziałam jak oczy Buckiego się zaświeciły. Nie odpuści mi i będzie musiał poznać, tą jakże fascynującą historię. — Co mieliście na Durisa?

— Właściwie niewiele. Jeden z jego ludzi, który widziany był z nim wielokrotnie, wpadł podczas próby sprzedaży kradzionego obrazu. Przygotowaliśmy zasadzkę, a on próbował uciec, koniec końców wpadł pod autobus. Naprawdę nieciekawy widok. Przez kolejne kilka dni cała polska, holenderska policja i Interpol były postawione na nogi, aby znaleźć Żabojada, jednak na marne. Zachomikował gdzieś swoje tchórzliwe dupsko, a potem zaatakował. — Wsłuchiwałam się w każde jego słowo. W więzieniu nie miałam dostępu ani do gazet, ani do internetu, więc nie miałam możliwości, aby wiedzieć, co się wydarzyło. — Teraz powiedz mi, jak to zrobiłaś. — Widziałam jego ekscytację, więc posłusznie opowiedziałam mu tę samą historię, którą agentowi dzień wcześniej w samochodzie. Był tak samo wsłuchany i zaskoczony jak Maciej.

— Kim ty tutaj właściwie jesteś? — Moje pytanie ewidentnie go rozśmieszyło, jednak ja nie widziałam w nim nic zabawnego.

— Pracuję. — Uniósł ramiona. — Gdybyś potrzebowała pomocy, zawsze możesz się do mnie zgłosić, jestem tak jakby asystentem Szulca, kiedy jest w Polsce. Przynoszę mu wszystko, czego potrzebuję i ogólnie jestem jego chłopcem na posyłki. Będzie tak, dopóki nie skończę studiów. — Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam go lubić. Możliwe, że to jego miłe przysposobienie do życia oraz kawa, którą uraczył mnie wcześniej. Inna możliwość była taka, że był dopiero drugą osobą, która chciała ze mną porozmawiać po wyjściu z więzienia.

Poprosiłam, aby wyjaśnił mi jak to się stało, że akurat on został wybrany na nadwornego przydupasa. Okazało się, że nawet taki osobnik jak Szulc umie kogoś docenić.

Agent w ramach zaprezentowania Interpolu na wykładach na Uniwersytecie Jagielońskim, przeprowadził na końcu test, który miał wyłowić najlepiej myślącą jednostkę. Owy osobnik, miał mieć szansę, pomagać agentowi do końca swoich studiów, oczywiście odpłatnie. Pechowo lub szczęśliwie padło na Buckiego, studenta prawa z pierwszego roku. Właściwie wszyscy łącznie z nim, byli zszokowani wynikami egzaminu i decyzją Szulca.

Rektorzy stawiali na jakiegoś studenta z kryminologii lub kryminalistyki, a nie na dość przeciętnego studenta prawa.

Maciej, później wytłumaczył mu, że sam kiedyś dostał podobną szansę od losu i właśnie dzięki temu, spiął się w sobie, został najlepszym studentem na roku, po czym wstąpił do policji, a później awansował i zainteresował się nim Interpol.

— Czy to prawda, że masz cztery palce u stopy? — Otworzyłam szeroko oczy, słysząc, co powiedział.

— Co? — zapytałam zaskoczona i zaczęłam się śmiać.

— Słyszałem taką plotkę. — Uniósł ramiona. Ciekawe, jakie jeszcze plotki krążyły o mnie w tym dziwnym miejscu.

— Nie, mam pięć palców, jeśli chcesz, mogę ci pokazać — obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Zaczęłam rozwiązywać but, jednak mężczyzna wskazał dłonią, abym tego nie robiła.

— Nie chcę oglądać twoich stóp, fuj — mruknął, a ja rzuciłam w jego stronę długopisem, który miałam pod ręką. Nie miał prawa obrażać moich części ciała, a już na pewno nie stóp.

— Opowiedz mi o Macieju, o waszej współpracy. — Poprosiłam, gdy tylko przestaliśmy się śmiać. Pokrótce opowiedział mi o jego studiach, oczywiście ukończonych z wyróżnieniem. Czegóż innego mogłam się spodziewać. Na początku pracował jako policjant w dochodzeniówce, potem przenieśli go do Francji. Stamtąd kierował kilka sprawami z Red Notice, czyli listami gończymi wysłanymi przez Interpol. Kolor czerwony odpowiadał za poszukiwanych, których priorytetem było aresztowanie i ekstradycja. Właśnie takim przypadkiem był Duris.

Nie do końca wiedziałam czemu, ale czułam, że Szulc ma coś na sumieniu. Raczej w legalny sposób nie dorobiłby się swojej fortuny, policji, a nawet Interpol nie płacił, aż tak dużych pieniędzy.

— Nie było mnie raptem dwie godziny, a wy już zdążyliście obrobić mi dupę? Nie płacom wam chyba za siedzenie. Bucki, miałeś zająć się przygotowywaniem raportów. — Od razu, gdy usłyszałam głos Macieja, zeskoczyłam z biurka i stanęłam przy nim. Mój rozmówca podniósł się z kanapy, po czym pokornie wyszedł z pomieszczenia.

Szulc ciągle nie był w sosie. Podszedł do jednej z szafek i wyciągnął z niej pilota do rolet, które od razu wysunęły się, aby ograniczyć widoczność od strony ulicy. Gdyby nie światło jarzeniówek, zapadłaby całkowita ciemność.

— Nie musisz być dla niego aż taki niemiły, to ja poprosiłam go o rozmowę. On przynajmniej chciał ze mną porozmawiać w przeciwieństwie do ciebie — burknęłam. Agent usiadł w swoim fotelu i odwrócił się w taki sposób, aby móc patrzeć na zasłonięte okna. Uderzyłam dłońmi o blat jego biurka, aby zwrócić na siebie uwagę, poskutkowało. — Przestań mnie ignorować i porozmawiaj ze mną! Co się do cholery dzieje?! — Oparł dłonie o drewniane biurko i nachylił się w dokładnie taki sam sposób jak ja.

— Nie twój interes — wycedził przez zaciśnięte zęby.

— Jak to nie mój? Przecież mamy pracować razem, mówić sobie o wszystkim i nie okłamywać się. Czyżby działało to tylko w jedną stronę? Ja zgodziłam się na twoje zasady, teraz ty musisz zgodzić się na moje — burknęłam, miałam dość jego szczeniackiego zachowania. Zaśmiał się, słysząc moje słowa, jednak nie zamierzałam dać za wygraną. — Jeśli mnie nie wtajemniczysz we wszystkie szczegóły tej sprawy, to wracam do więzienia. Odsiedzę wyrok, nie zostało mi dużo do końca. — Właściwie to zostało mi jeszcze kilkanaście lat, jednak liczyłam, że Maciej pójdzie po rozum do głowy i nie pozwoli mi wrócić.

— Czy ty właśnie mnie zaszantażowałaś? Nie odpowiada ci układ, to wracaj tam, skąd przybyłaś, poradzę sobie sam. — Machnął ręką w moją stronę. Ścisnęłam brwi i delikatnie otworzyłam usta, nie wierząc, w to co powiedział.

— Jak sobie chcesz... — Oderwałam się do blatu i podeszłam do drzwi. — Bucki, możesz przygotować mi papiery, które zerwą moją aktualną umowę z Interpolem. Wolę wrócić do więzienia, niż pracować z tym człowiekiem. — Spojrzałam w stronę Szulca.

Chłopak o czarnych oczach, który siedział przy biurku w małym pomieszczeniu, na przeciwko gabinetu Macieja, kiwnął głową i od razu wstukał coś w klawiaturę. — I zamów mi jakiś transport, nie dojadę do Grudziądza autobusem. — Posłałam mu miły uśmiech.

Praca mężczyzny nie trwała długo, a przyszedł od razu, gdy skończył. Położył na blacie dokumenty, o które go prosiłam. Spojrzałam na nie i przejechałam palcem po gładkim papierze.

— Powinieneś to zobaczyć — zaczął niepewnie i podał mu zdjęcie. Agent rzucił okiem, po czym zaklął pod nosem. Odsunął się na swoim fotelu i oparł wpatrując w sufit.

Chwyciłam fotografię z jego rąk i uśmiechnęłam się, od razu przez to, co ujrzałam.

— Nie masz wyboru i musisz przyznać, że miałam rację. Jak zawsze z resztą — zaśmiałam się.

Fotografia przedstawiała fragment kopii skradzionego obrazu, który został poddany działaniu światłu ultrafioletowego, tak jak sugerowałam. W rogu znajdowała się malutka literka „W", która podświetliła się na biało.

Przeleciałam wzrokiem po dokumentach, które przyniósł asystent. Na dole znajdowało się miejsce na mój podpis. Chwyciłam długopis i złożyłam autograf w wyznaczonym polu. Przesunęłam kartki w stronę agenta, jednak ten nie chciał na mnie spojrzeć.

— Poradzisz sobie sam, tak? Gdyby nie ja, to odkrylibyście to dopiero za jakiś tydzień — burknęłam. Widziałam jak wściekły wzrok Szulca, ląduje na mojej twarzy. Zapewne, gdyby spojrzenie mogło zabijać, padłabym trupem przy biurku.

Wolał milczeć, chociaż wiedział, że mam rację. To spojrzenie było warte tego, abym spędziła w więzieniu resztę wyroku. Chociaż i tak pewnie, prędzej czy później uciekłabym.

Wyprostowałam się i uśmiechnęłam lekko do Buckiego. Poklepałam go po ramieniu, jakbym współczuła mu dalszej współpracy i rzeczywiście tak właśnie było. Nikt nie dałby rady dłużej pracować z tym gburem.

— Poczekam na dole, nigdzie nie ucieknę, ciągle mam opaskę — burknęłam przy drzwiach. Żaden z mężczyzn nic więcej nie powiedział, wczorajszą walkę przegrałam, jednak podczas dzisiejszej triumfowałam.

Tą samą drogą, którą weszłam tutaj, poprzedniego dnia wyszłam z budynku. Zatrzymałam się w miejscu, gdzie przyjedzie samochód, aby znów odwieźć mnie do więzienia.

Wiedziałam, że beze mnie będzie im dużo trudniej zakończyć większość spraw. Nie interesowało mnie, to nawet odrobinę w tej chwili. Byłam przepełniona złością i chciałam udowodnić, że nie dam sobą pomiatać.

— Lili! — Odwróciłam się od razu, gdy tylko usłyszałam głos Buckiego. — Szulc chce, abyś wróciła na górę, ma dla ciebie propozycję. — Zaśmiałam się od razu, gdy tylko usłyszałam. Chwilę wcześniej pokazałam, ile znaczy dla mnie jego oferta.

— Skoro ma coś dla mnie, to niech sam pofatyguje do mnie swoją szanowną dupę — burknęłam. — Chociaż w takiej chwili mógłby przestać wysługiwać się tobą. Możesz mu przekazać, co powiedziałam, jak już wrócisz na górę. Nie zmieniam decyzji i nie interesuje mnie jego zasrana propozycja! — Uniosłam się bardziej, niż planowałam. Chyba wystraszyłam tym przydupasa, bo od razu odwrócił się i wrócił do budynku.

Wiedziałam od początku, że Maciej nie zaprzepaści teraz naszej współpracy, byłam dla niego zbyt drogocenna. Pokazałam mu próbkę swoich możliwości wczoraj, wiedział, że stać mnie na dużo więcej i znacznie pomogę mu w sprawach, chociaż nie chciał tego przyznać. Jego męska duma, za bardzo mogłaby, na tym ucierpieć.

Zrobiłam krok do przodu i wpadł na mnie jakiś mężczyzna. Szybko przeprosił mnie i poszedł dalej. Ludzie w Krakowie nic, a nic się nie zmienili. Ważniejszy nadal był telefon niż bezpieczeństwo na chodniku. Mój pojazd wreszcie przyjechał, wysiadł z niego starszy mężczyzna w garniturze.

— Skończyła pani pracę, szybciej niż się spodziewałem i przegrałem przez panią zakład — zaczął, od razu jak do mnie podszedł. Uniosłam brew zażenowana i tylko głośno westchnęłam.

Podciągnęłam nogawkę od jeansów, ukazując mu małe urządzenie na mojej kostce. Musiał się upewnić, że ciągle je mam, taki był protokół. Mogli mi je zdjąć dopiero w więzieniu lub areszcie.

— Nie dogadałam się z pewnym zadufanym w sobie, psychopacie — mruknęłam, mężczyzna tylko kiwnął głową. Stanęłam jak wryta, gdy ujrzałam na jego skroni czerwony punkt, a chwilę później metalowy pocisk przeszył jego czaszkę.

Poczułam, jak jego ciepła krew ląduje na mojej twarzy, a ciało opada bezwładnie na zimne, betonowe płyty chodnika. Stałam, jak słup soli, nie umiałam się ruszyć, paraliżował mnie strach. Nie wiem, ile czasu minęło, od strzału do momentu, gdy poczułam, iż ktoś ciągnie mnie za ramię.

Widziałam, jak wszystko wokół mnie zwalnia, a ja jestem bohaterką jakiegoś slow motion. Kolejny strzał, dokładnie w to miejsce, w którym stałam jeszcze z jakieś dziesięć sekund temu. Spojrzałam na swoje ramię i ujrzałam czyjąś dłoń. Zerknęłam wzrokiem dalej, to był Szulc, właśnie wciągał mnie z powrotem do budynku.

— Widziałaś kogoś? — zapytał od razu, gdy oparł mnie o słup wewnątrz, obok windy. Do martwego mężczyzny przybiegło kilku ochroniarzy i policjantów. Strzały na szczęście, nie powtórzyły się.

— Nie, chyba nie — mruknęłam, ciągle będąc w szoku. Nie byłam pewna czy widziałam cokolwiek, nie mogłam się skupić, aby przypomnieć sobie coś więcej.

Przez całą podróż windą nie odezwał się do mnie ani słowem. Gdy wysiedliśmy, zaprowadził mnie od razu do łazienki. Pomógł zmyć krew i najprawdopodobniej części mózgu z twarzy. Zdjął ze mnie koszulkę i wyrzucił do kosza, gdyż ona też oberwała. Wytarł mi ręcznikiem papierowym dekolt, a gdy uznał, że na moim ciele nie ma już ani kropelki obcej krwi, zdjął z siebie marynarkę i założył na moje ramiona. Zapiął, aby nikt nie zauważył mojego biustonosza.

Nie byłam w stanie wydusić z siebie, chociażby jednego słowa, chciałam mu podziękować, za to co dla mnie robił. Nie przypominał Macieja, którego widziałam wcześniej, cała złość gdzieś się ulotniła, a dostrzegłam jedynie strach. Bał się o mnie...

Gdy szliśmy do gabinetu, przyglądali nam się pracownicy, zza otwartych drzwi gabinetów, których spora część przyszła już do pracy. Szulc rzucił w ich stronę, aby zajęli się pracą, co podziałało. Od razu odwrócili wzrok i zatrzymali go na ekranach swoich komputerów.

W pomieszczeniu oprócz nas był jeszcze ktoś, kogo widziałam pierwszy raz, ale z tego, co udało mi się zrozumieć, był lekarzem, czy pielęgniarzem. Wyciągnął ze swojej apteczki sporą strzykawkę i usadził mnie na kanapie.

— Nic mi nie jest — jęknęłam, gdy igłą przebił moją skórę. Lekko zaczęło mnie szczypać podczas wstrzykiwania płynu. — Nic mi nie jest! — krzyknęłam i wyrwałam się mężczyźnie. Poderwałam się i aż zachwiałam na nogach.

— Posłuchaj mnie uważnie, on wie, że tutaj jesteś. Chciał cię zabić, nie jesteś bezpieczna. — Szulc złapał mnie za ramiona i przytrzymał. Zapewne, gdyby tego nie zrobił, upadłabym już na podłogę.

— Jaki ON? — wybełkotałam.

— Duris... — Po usłyszeniu tego nazwiska od razu straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro