Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I13I

— Opowiedz mi, co się stało. Wszystko od samego początku, jeśli mam ci pomóc, muszę wiedzieć, o co chodzi. — Zaczęłam dopiero po wjeździe do garażu podziemnego.

Potrzebowałam kilku minut, aby zebrać wszystkie myśli i przeanalizować sobie, co się dziś właściwie wydarzyło.

— Po twoim telefonie, do gabinetu Szulca wszedł jeden ze stażystów, którzy roznosi pocztę. Gdy Maciej dojrzał sporą, brązową kopertę kazał mi wyjść. Nie zdziwiło mnie to właściwie, często tak robił. — Mężczyzna bezbłędnie zaparkował w wyznaczonym miejscu. Przetarłam oczy i wysiadłam z samochodu, obawiając się, że to, co najgorsze dopiero przede mną dzisiejszego dnia. — Nie wiem, po jakim czasie wyszedł, dziesięć, dwadzieścia minut. Nie odezwał się do nikogo, po prostu wyszedł. Czasem zachowywał się dziwnie, ale dziś zdobył Mount Everest dziwności. Zabrał ze sobą tylko marynarkę...

— Co było w kopercie? — Uniósł ramiona. — Musisz ją zdobyć — mruknęłam, wciskając przycisk od windy.

— O ile nikt nie miał ochoty grzebać w jego gabinecie, wszystko zostało na biurku. Zastanawiałem się, gdzie mógł pojechać. Zawsze jak wychodził w ciągu godzin pracy, to albo mnie ze sobą zabierał, albo chociaż informował, gdzie znika i kiedy wróci. — Obydwoje wsiedliśmy do windy, a chłopak zaczął kontynuować dopiero w momencie, kiedy wejście się zamknęło. — Trzy godziny po jego wyjściu zadzwonił ktoś do mnie z jego telefonu. Odebrałem, a mężczyzna wyjaśnił, że byłem osobą, do której ostatnio dzwonił. Powiedział, że Szulc upił się w barze, rozpoczął jakąś burdę i nie jest w stanie sam wyjść. Poprosiłem kolegę, aby podwiózł mnie w wyznaczone miejsce. Wiedziałem, że Maciej pojechał swoim samochodem. Razem z barmanem wpakowaliśmy go nieprzytomnego do pojazdu. Odwiozłem do domu, położyłem na kanapie. — Winda się zatrzymała, a my pospiesznie wysiedliśmy i podeszliśmy do drzwi wejściowych. — Zostawiłem go samego, bo musiałem jechać po ciebie. Na jego telefon zadzwonił komendant policji i powiedział, że cię zatrzymali. Domyśliłem się, że na ładne oczy cię nie wyciągnę. Napisałem dokument informujący, że o wszystkim wiedział i pozwolił na akcję. Wydrukowałem go i wydusiłem z niego podpis — mruknął i wcisnął klucz do zamka, po czym powoli otworzył drzwi.

W pomieszczeniu panował mrok, a zapach wewnątrz pozostawiał wiele do życzenia. Miłosz kliknął przycisk, który spowodował jasność. Musiałam, aż zmrużyć oczy, ponieważ światło żarówek mnie oślepiło.

Spojrzałam w stronę kanapy, pusto. Widziałam po twarz młodego, że również nie wiedział, co się stało. Zrobiłam krok do przodu i usłyszałam cichy trzask. To reszki filiżanki, którą rzuciłam dziś rano.

— Boże Maciek... — szepnęłam i szybko podbiegłam do mężczyzny.

Siedział nieprzytomny, opierając się o nogę stołu. Na jego twarzy było mnóstwo kropli potu, a na koszuli znajdowały się mokre ślady. Zerknęłam na blat stołu, ponieważ coś białego przykuło moją uwagę. Na początku myślałam, że to tylko rozsypany cukier, który został z rana, przynajmniej z daleka tak wyglądał.

— Dzwonię na pogotowie. — Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak znalazł się obok mnie.

— Nie — jęknęłam i uniosłam sto złotych zwiniętych w rulon, które leżało obok białego proszku.

— On umiera, o ile już nie umarł. — Klęknął obok mężczyzny i sprawdził, czy oddycha. Nie zaczął, żadnej akcji ratunkowej, więc stwierdziłam, że musiał jeszcze żyć.

— Jest pijany i naćpany. Wyrzucą go i wytoczą proces przeciwko niemu, chcesz tego? Ty i ja również oberwiemy rykoszetem...

— Chyba lepsze to niż śmierć na podłodze we własnym apartamencie. LilI on przedawkował, a jego serce zaraz eksploduje. — Spojrzałam na twarz agenta. Miałam szczerą ochotę go zostawiać i po prostu wyjść. Miał więcej nie dotykać tego szajsu i co?

Był cały rozpalony, dotknęłam dłonią jego czoła, gorące. Drugą dłonią chwyciłam telefon, który właśnie wyciągnął Miłosz. Odłożyłam go na blacie i położyłam dłonie na jego policzkach. Chciałam, aby na mnie spojrzał. Wzięłam trzy głębokie wdechy, a mężczyzna powtórzył po mnie, miało go to, chociaż odrobinę uspokoić.

— Zdejmij mu marynarkę i koszulę. Buty najlepiej też. — Pokiwał nerwowo głową. — Ja zajmę się resztą, nie umrze dzisiaj, obiecuję. — Uśmiechnęłam się sztucznie.

Głośno wypuściłam powietrze, po czym wstałam i pobiegłam do sypialni. Odnalazłam telefon, który zostawiłam rano.

— Znajdź lekarza z czarnej sfery i przyjedź do mnie. Idiota przedawkował amfetaminę — zaczęłam od razu, gdy tylko Rosjanin odebrał.

Wyszłam powoli, aby zobaczyć, jak idzie Buckiemu. Rozebrał i położył agenta na podłodze. Gdy tylko kucnęłam przy nim, od razu spojrzał na telefon, którego używałam. Wiedziałam, że mogę później żałować tego, iż ujawniłam coś, przez co mogę trafić znów do więzienia. Nie widziałam innego sposobu ratunku dla Szulca, o ile nie chciał trafić do więzienia i zajmować celi obok mnie.

— Skąd ty... — zaczął pytać, jednak wskazałam mu palcem, aby nic nie mówił.

— Ma wysoką gorączkę, dodatkowo kołatanie serca. Nie wiem co mam robić... — jęknęłam do telefonu.

— Rób zimne okłady, aby się nie przegrzał. Jesteś sama, czy jakiś pies jest tobą?

— Jestem sama — skłamałam. Brwi Miłosza powędrowały do góry.

— Znalazłem już kogoś, biorę motocykl i za góra dziesięć minut będę — burknął, po czym się rozłączył.

Wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na Antona. Właściwie sama byłam w szoku, że znalazł lekarza w tak szybkim czasie, jednak pieniądze robią swoje.

Położyłam telefon na stole obok telefonu młodego. Szybko podbiegłam do kuchni, złapałam miskę, do której nalałam zimnej wody i włożyłam do niej dwie złożone w kostkę ścierki. Jedną położyłam na czole Macieja, a drugą na jego klatce piersiowej.

— Co to za telefon? — Bałam się tego pytania, ale wiedziałam, że padnie. — Z kim ty do cholery rozmawiałaś?! — krzyknął, a ja podskoczyłam przestraszona.

— Był tutaj mój przyjaciel, zostawił mi go, w razie jakbym potrzebowała pomocy. — Spojrzałam na jego twarz, wyglądał na wściekłego.

Musiałam być szczera inaczej będę miała jeszcze bardziej przechlapane, chociaż nie wiem czy tak się da.

— Zaufałem ci, a ty planowałaś ucieczkę, jesteś...

— Nie planowałam ucieczki! — krzyknęłam. — To dzięki Antonowi udało mi się odzyskać te dwa obrazy. Gdyby nie ten telefon i jego pomoc to pewnie krążylibyście nadal wokół martwego punktu. Gdyby nie ten pieprzony telefon, Szulc albo umarłby na tej podłodze, albo zamknęliby go w celi. — Uniosłam brwi, wpatrując się w twarz Miłosza. Wiedział, że mam rację...

— Jeszcze go nie uratował, jeszcze może umrzeć... — mruknął i podniósł się wyjątkowo szybko.

Przewróciłam delikatnie ścierkę na czole, aby znów jego skórę dotykała jej zimna część.

— Jedź po tę kopertę, do gabinetu...

— Ja pojadę, a ty poczekasz na swojego przyjaciela i uciekniecie razem. — Przewróciłam oczami i podniosłam się z podłogi równie szybko co on. Chwyciłam go za żuchwę i mocno odwróciłam w swoją stronę.

— Żartujesz prawda? Naprawdę uważasz, że najpierw wydałam to, iż mam telefon, a potem zadzwoniłam do Antona, aby zorganizował lekarza. Będzie musiał zapłacić za niego krocie, a ty mówisz, że mogłabym uciec? Miałam dziś możliwość ucieczki, zrobiłam to? — Uniosłam brwi, a chłopak pokręcił głową. — Nie ucieknę — mruknęłam. — A jeśli kiedykolwiek, to zrobię, obiecuję, że wyślę ci pocztówkę z jakiegoś pięknego, tropikalnego miejsca, gdzie nie mogą przeprowadzić ekstradycji. — Posłałam mu sztuczny uśmiech, po którym puściłam jego twarz. — Jedź — ponagliłam. — Musimy się dowiedzieć, co doprowadziło go do tego stanu. — Bez słowa zabrał kluczki od samochodu i wyszedł z mieszkania. Spojrzałam na zegarek, według zapewnień Antona, powinien pojawić się za kilka minut.

Klęknęłam przy ciele, uniosłam jego głowę i położyłam na swoich kolanach. Wzięłam, do ręki ściekę i zaczęłam wycierać krople potu, które cały czas się pojawiały. Był niezwykle rozgrzany, a jego ciało zaczynało drżeć. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, co musiało się stać, aby doprowadził się do takiego stanu. Położyłam opuszek swojego palca na jego powiece i delikatnie ją podniosłam.

Rozszerzona źrenica, spodziewałam się tego. Co chwilę sprawdzałam dłonią puls i jego oddech, w razie jakby zanikł, wiedziałam, że musiałabym rozpocząć resuscytację. Wtedy raczej bez szpitala by się nie obyło.

Anton wpadł do mieszkania po równo dziesięciu minutach, od czasu kiedy się rozłączył. Mężczyzna, który wszedł zaraz po nim, trzymał sporą sportową torbę. Zilustrował wzrokiem mnie, a potem leżącego Szulca.

— Może pani odejść, zajmę się nim. — Kiwnęłam posłusznie głową, po czym delikatnie wstałam i dołączyłam do Antona.

Przytuliłam się do niego i oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie i przycisnął do siebie. Zagryzłam mocno wewnętrzną stronę policzków, zmuszając się tym do tego, aby nie zacząć płakać.

— Duris, zabił wczoraj w nocy Monikę Czech. Znaleźli jej ciało dziś rano. Udało mi się włamać na serwery koronera. Rodzaj pocisków się zgadza, z inicjałami, a dodatkowo trzymała w dłoni lapis lazuli — szepnął.

Ścisnęłam dłonie w pięści i zagryzłam mocno zęby. Nie byłam wściekła na samo morderstwo, bardziej na to, że Szulc i Bucki będą mogli powiązać mnie w jakiś sposób z tą sprawą.

— To powinno cię zainteresować, ona była wtyką policji. — Odsunęłam się, aby móc spojrzeć na jego twarz, wyglądał całkowicie poważnie.

— Dasz radę usunąć informacje o kamieniu? Zdjęcia, notki i najlepiej jakbyś posłał kogoś, aby go ukradł. Powiążą mnie z tym — jęknęłam, a Anton tylko westchnął. Wiedziałam, że się zgodzi, właściwie nie miał innego wyjścia.

— Co tu się stało? — Uniósł brew, a ja odwróciłam się w stronę lekarza i agenta.

Zdążył podłączyć mu kroplówkę i w tej chwili podawał jakieś leki w strzykawce. Zawsze przerażał mnie widok igieł, więc czym prędzej odwróciłam wzrok. W ogromnym skrócie opowiedziała o dzisiejszych poczynaniach Macieja.

— Jednak najciekawsze jest to, że byłam u Durisa, widziałam się z nim. Wszystko zaplanował, to dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Pomoże mi uciec...

— Lili, on jest perfidnym kłamcą i manipulantem. Mówi, to co chcesz usłyszeć... — szepnął i odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.

— Wiem, nie jestem aż tak głupia — bąknęłam.

Drzwi od mieszkania otworzyły się i stanął w nich Miłosz, trzymając zagadkową kopertę w ręku. Niemiłosiernie bałam się konfrontacji Buckiego i Antona. Jednak jeszcze bardziej bałam się samej reakcji Rosjanina, kiedy dowie się, że doprowadziłam do spotkania, jego oraz asystenta członka Interpolu, który później mógłby go rozpoznać.

Jego anonimowość była kluczem, nie miał żadnego konta na portalu społecznym. Nie posiadał prawdziwego dowodu osobistego, prawa jazdy, ani paszportu. Wszystkie jego dokumenty były podrobione, z resztą tak jak moje. Nie podawał nigdy, nigdzie swojego prawdziwego imienia o nazwisku nie wspominając. Byłam przekonana, że nawet Anton nie było prawdziwe. Był jak cień, nieuchwytny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro