Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I12I

— Ale... — usłyszałam w odpowiedzi.

— Zrób to dla mnie, w nic się nie wpakuję, a to może pomóc w sprawie. Wiem coś, co może pomóc, ale Maciej nigdy nie zgodzi się na moją propozycję, muszę działać sama.

— Ale...

— Nie powiem, że byłeś w to zamieszany, jeśli coś pójdzie nie tak, przyjmę konsekwencje na klatę, masz moje słowo. Nie ucieknę, nie musisz się martwić. — Usłyszałam ciche westchnięcie, które zwiastowało, że mój rozmówca się zgodził. — Kocham cię. — szepnęłam podekscytowana.

— Ale...

— Dzięki. — Od razu się rozłączyłam, nie mogłam pozwolić, aby mężczyzna zmienił zdanie, albo zdążył cokolwiek powiedzieć.

Spojrzałam na telefon otrzymany od Antona, po czym schowałam go pod ubraniami w komodzie, nie był mi zbytnio potrzebny podczas eskapady. Sprawdził wszystko, o co go prosiłam, myliłam się. Nie pojawił się w żadnym ze wskazanych przeze mnie miejsc. Rosjanin jest genialny i posiada spore grono przyjaciół, które pomogło mu szukać igły w stogu siana. Wysłał mi adres, wiedziałam, gdzie to jest, chociaż nigdy tam nie byłam. Jedna z kamer nagrała go, jak wchodził do blaszanego hangaru w pobliżu oczyszczalni ścieków. Był jedyną osobą od dwudziestu czterech godzin, która się tam kręciła. Musiałam spróbować...

Podróż na miejsce nie zajęła mi długo, jak przykładny obywatel tego miasta postanowiłam pojechać autobusem. Chyba pierwszy raz nawet zapłaciłam za bilet, monetami, które znalazłam na blacie w mieszkaniu. Po dotarciu na miejsce obeszłam budynek dookoła, chociaż bardziej nazwałabym go blaszanym kontenerem. Jedyne drzwi i ani śladu ludzi wokół. Pociągnęłam za klamkę, otwarte, bez zastanawiania wślizgnęłam się do środka.

Rozejrzałam się wokół, w środku właściwie nic nie było, czyżby zdążył się już wynieść? W rogu dostrzegłam coś przykrytego szarą płachtą. Powoli i bezszelestnie zbliżyłam się do podejrzanego miejsca. Chwyciłam za materiał, a moim oczom ukazał się skradziony Caravaggio oraz Altomonte. Czyli policja w Warszawie, nie popisała się zbytnio albo to ja, za późno rozwiązałam zagadkę.

Ich widok zaparł mi dech w piersiach, kucnęłam i poczułam silną potrzebę dotknięcia dzieł. Miałam manię muskania dłonią obrazów, aby poznać dokładnie ich fakturę. Uczyniłam to, po czym przez moją głowę przeszedł straszliwy ból. Musiałam przytrzymać się rękoma o ziemię, aby nie upaść na twarz. Kolejny cios, tym razem powalił mnie na ziemię. Zanim straciłam przytomność, udało mi się dojrzeć twarz mojego oprawcy, to Duris, we własnej osobie.

Ciemność, znów dostrzegłam w oddali dwie postaci. Znów te same...

— Twoja matka, chciałaby, abyś to miała. — Mężczyzna podał dziewczynce, niebieski kamień, obrobiony srebrem, aby pełnił funkcję zawieszki.

— Ale ja tego nie chcę — mruknęła dziewczynka, jednak mężczyzna wcisnął jej to w drobną dłoń.

— Wykorzystasz, kiedy przyjdzie odpowiedni moment.

— Czyli kiedy? — Przyglądała się mężczyźnie, nie rozumiejąc, o co chodzi. Tak samo, jak ja teraz.

Oglądałam tę zawieszkę milion razy, naświetlałam, zanurzałam w wodzie, nic. Najzwyklejszy lapis lazuli, na świecie.

— Będziesz wiedzieć co zrobić, jak dorośniesz.

***

Obudziłam się dopiero w momencie, gdy poczułam zimną wodę na swojej twarzy. Przestraszona otworzyłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Dłonią chciałam przetrzeć twarz, aby pozbyć się resztek wody, jednak nie byłam w stanie. Obie ręce zostały przywiązane. Jak otworzyłam oczy, okazało się, że do drewnianego krzesła.

Długo nie trwał powrót ostrości do moich oczu. Dostrzegłam na początku jedynie zarys, który później przerodził się w postać mężczyzny. Stał i wpatrywał się we mnie z wyraźnym uśmiechem na twarzy.

— Witam w moich skromnych progach — zaczął mężczyzna z lekkim francuskim akcentem. Z wiadomych względów, od zawsze rozmawialiśmy po angielsku.

Doskonale znałam ten głos i poznałabym go nawet, w środku nocy. Maxime poza zmianą fryzury i nabrania większej muskulatury wyglądał jak zawsze olśniewająco. Był typowym Francuzem i stąd właśnie jego ostre rysy twarzy.

— Liczyłam, że przywitasz mnie z tortem i szampanem, a nie uderzeniem patelni w głowę —warknęłam. Przewróciłam oczyma i dopiero teraz dotarł do mnie niesamowity ból w potylicy, aż syknęłam z bólu.

— Nie wiedziałem, z jakim nastawieniem do mnie przybyłaś, czy chciałaś się dogadać, czy może w bieliźnie schowałaś broń i chcesz mnie zastrzelić. — Uśmiechnął się w moją stronę, a ja zagryzłam policzki, aby ukryć to, że moje usta również chciały się wygiąć. Mimo iż, tak bardzo go nienawidziłam, za to, co mi zrobił, nie umiałam się na niego złościć.

— Nie mam broni, przecież wiesz, że się nią brzydzę. — Skrzyżował ręce na torsie i zrobił krok w moją stronę. — Sprawdź, jeśli mi nie wierzysz. — Nie musiałam długo czekać na reakcję z jego strony. Wyciągnął rękę w moją stronę i patrząc mi w oczy, położył na moim kolanie, przejechał nią po udzie, a potem zatrzymał się pasku od jeansów, który założyłam dziś rano. To samo zrobił z drugą nogą.

— Spodziewałem się, że niczego ze sobą nie przyniesiesz, ale nie odpuściłbym okazji, aby cię dotknąć. — Zawisł nad moją twarzą i koniuszkiem swojego nosa, dotknął mojego.

Uśmiechnęłam się mimowolnie i odwróciłam twarz. Mimo iż przepełniało mnie tyle negatywnych emocji, ciągle coś do niego czułam. Nie chciałam i nie mogłam uwierzyć w to, że mnie tam zostawił.

— Odwiąż mnie — burknęłam. Nie byłam samobójczynią, aby rzucić się na niego z gołymi rękoma.

Posłusznie kiwnął głową i sprawnie rozwiązał węzły. Rozmasowałam miejsca po sznurach, a na mojej skórze pojawiły się zaczerwienienia.

Uderzyłam do z otwartej dłoni w twarz, nie mogłam się powstrzymać. Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał w moje oczy. Znów wzięłam zamach i wymierzyłam cios w drugi policzek, nawet nie drgnął. Nie próbował mnie powstrzymać.

Widziałam jak uśmiech znika z jego ust. Przyłożył dłoń do swojej twarz i delikatnie otworzył usta. Drugie uderzenie, było zdecydowanie mocniejsze, aż poczułam jak piecze mnie dłoń.

— Czemu zamknąłeś mnie w sejfie i pozwoliłeś, aby mnie złapali?! — krzyknęłam. Byłam wściekła i rzuciłam się na niego z pięściami.

Chwycił moje nadgarstki i uniósł ku górze. Zaczęłam głośno oddychać i czułam jak moje ciało przepełnione złością drży.

— To nie byłem ja... — szepnął. Ścisnęłam brwi, nie do końca rozumiejąc, co chciał przez to powiedzieć.

Spróbowałam ściągnąć moje ręce na dół, jednak nie pozwolił mi. Przytrzymał je jedną dłonią, a drugą położył na moim policzku.

— Przecież byliśmy tam sami... — rzuciłam i przymknęłam powieki pod wpływem jego dotyku.

Jego dłonie były tak samo delikatnie i miękkie jak wcześniej. Pachniał papierosami i tą samą wodą po goleniu co zawsze.

— Kilka dni przed napadem odezwał się do mnie Fenoglio, kazał oddać jeden obraz, który ukradliśmy sami wiele lat wcześniej. Podobno miał na niego kupca, który płacił krocie. — Puścił nadgarstki i położył drugą dłoń na moim policzku. Ujął moją twarz, wpatrując się w moje źrenice. — Powiedziałem, że to nie możliwe, ponieważ sprzedałem go wcześniej, nie podzieliłem się z nim zyskami. Był wściekły i wpadł w szał. Chciałem dać mu jakikolwiek inny w zamian, ale się nie zgodził. Powiedział tylko, że tego pożałuję. Przez mojego byłego, już przyjaciela Zurfę, dowiedział się o skoku. Nie wiem jak, ale dostał się tam przed nami. Reszty pewnie już się domyślasz. — Zaczęła przepełniać mnie złość.

Domyślałam się, co zaszło dalej, gdy Duris poszedł odnieść obrazy, Antoine zamknął żelazne drzwi. Jemu samemu pewnie groził bronią, to była zemsta.

— Dlatego teraz mścisz się na nim i wrobiłeś go w kradzieże? Dlatego posłałeś jego syna, aby oddał obraz? Wiedziałeś, że go poznam, wiedziałeś, że skojarzę, prędzej czy później, wszystkie wskazówki, które mi zostawiłeś. — Cała moja wściekłość na niego gdzieś prysnęła.

To chyba zasługa jego wzroku i dłoni. Wiedział doskonale jak mnie uspokoić.

— Wiedziałem, że muszę znaleźć sposób, aby wydostać cię z więzienia. Nie zasłużyłaś na bycie tam, tym bardziej że nie pisnęłaś na mój temat nawet słowa na przesłuchaniach. Całą winę wzięłaś na siebie. — Pocałował mnie lekko w czoło, znów zmrużyłam oczy, ponieważ przypomniały mi się nasze wspólne czasy.

Nasze wspólne skoki i planowania. Nasze upojne noce, kiedy świętowaliśmy, że po raz kolejny wszystko się udało.

Miałam straszliwy mętlik w głowie. Z jednej strony jego historia trzymała się kupy, ale z drugiej mógł się odezwać do mnie, jak byłam jeszcze w więzieniu.

— Wpadłem na pomysł, aby pozbyć się konsultanta, którego posiadał wtedy Szulc, ale o nim już pewnie słyszałaś. Było to nie długo, po tym, jak awansował do Interpolu. Nie wszystko poszło po mojej myśli i jakiś kretyn użył znakowanych pocisków, dowiedzieli się, że to moja sprawka. Musiałem zniknąć. Poprosiłem tylko mojego przyjaciela, aby dokończył plan za mnie i podrzucił twoje akta na biurko agenta. On nie potrzebował się długo zastanawiać. — Patrzył w moje oczy, dokładnie tak samo, jak kiedyś. W jego widziałam, że bolało go, to co się stało, przez niego musiałam siedzieć w więzieniu.

— Czemu kazałeś do mnie strzelać i zabiłeś tamtego mężczyznę? — Ścisnęłam brwi, przypominając sobie całą sytuację.

Do tej pory nie zapomniałam zapachu krwi tamtego człowieka, a widok jego ciała przyprawił mnie o mdłości.

— To był właściwie całkowity przypadek. — Puścił mnie i odwrócił twarz — Zacząłem od obstrzelania twojego mieszkania, abyś nie mogła tam wrócić. Użyłem tych samych pocisków co podczas ostrzału samochodu z Szulca, a potem zabójstwa tego starucha. Chciałem, abyś dowiedziała się, że to ja. — Odwrócił się na pięcie i podszedł do obrazów, do tych samych, które wcześniej oglądałam. — To był twój pierwszy dzień, chciałem wszystkich nastraszyć. Liczyłem, że po całej akcji zabierze cię w jakieś bezpieczne miejsce, typu jego mieszkanie. Gdy ujrzałem, jak wychodzisz z budynku, wysłałem jednego z moich ludzi, aby wrzucił ci kartkę, która miała ci ułatwić wpadnięcie na pomysł, jaki obraz będzie kolejnym łupem. Chciałem się z tobą, troszeczkę pobawić, wiedziałem, że mi nie zaszkodzisz, ponieważ planowałem to od dłuższego czasu. Zanim poszlaki trafiły do ciebie obrazy, były już ukradzione. Niestety nie przewidziałem, że tak szybko będziesz chciała wracać za kraty. Przekazałem przyjacielowi, aby zastrzelił mężczyznę, który podjechał. Byłaś sama w mieszkaniu agenta, dzięki czemu Anton nie obawiałby się wejścia do środka. Wiesz, jak bardzo boi się policji. Twoje poprzednie mieszkanie miało wiele ukrytych kamer, więc gdy tylko ktoś chciałby się z tobą skontaktować, wpadłby od razu. — Uniosłam brwi ze zdziwienia, że wiedział takie rzeczy.— Rusek znalazł cię i pomógł trafić do mnie. Właściwie sam podsunąłem mu nagranie, na którym wchodziłem do tego blaszaka. Resztę muszę przyznać, zrobił sam. — Stałam w tym samym miejscu jak skamieniała. Nie wiedziałam czy powinnam się znów na niego rzucić z pięściami, czy jednak z pocałunkami.

— Sam to wszystko zaplanowałeś? — W głowie ciągle huczało mi niemiłosiernie od uderzenia. Jaki dżentelmen obezwładnia kobietę, uderzając ją czymś w głowę? Potrzebowałam mocnych środków przeciwbólowych, aby stłumić to pulsowanie.

— Właściwie to tak — mruknął. Odwrócił twarz w moim kierunku.

Na mojej twarzy nie malowała się już złość, bardziej podziw i wdzięczność. Szybko odwrócił się i z poważną miną wrócił do mnie. Nie spodziewałam się, że przytuli mnie do swojej piersi. Wsunął dłoń w moje włosy i delikatnie zaczął gładzić moją głowę.

— Tyle czasu czekałem na ten moment. Tak bardzo chciałem móc cię dotknąć i przytulić. Nie mogłem znieść myśli, że jesteś zamknięta w tej klatce bez okien. — Uwierzyłam jego słowom.

Zawsze był romantykiem, w końcu pochodził z Francji, oni chyba mieli to we krwi.

Puścił mnie z uścisku i chwycił delikatnie za podbródek. Uniósł go i zbliżył moje usta do swoich.

Trwaliśmy w pocałunku kilka, może kilkanaście sekund, dopóki przez drzwi nie wszedł wysoki blondyn. Rzuciłam na niego okiem i byłam przekonana, że już kiedyś go widziałam. Wyciągnął od razu broń i wycelował we mnie.


— Co ty robisz? Zwariowałeś? Ona współpracuje z Szulcem... — rozpoczął z wyrzutem w głosie.

— Ona jest jedną z nas... — odpowiedział Francuz, stając pomiędzy mną, a oddaloną lufą od pistoletu.

— Niech udowodni, że jest coś warta. — Na słowa blondyna, zaczęłam się głowić jak mogłabym zdobyć ich zaufanie.

— Odkąd aktywuję urządzenie, będziecie mieli trzy minuty na ucieczkę. — Odsunęłam się od mężczyzny i podniosłam nogawkę. Ich oczom ukazała się bransoleta na mojej nodze. Obydwaj unieśli brwi, a blondyn schował broń. — Gdybym nie była po waszej stronie, to aktywowałabym ją, nie mówiąc ani słowa. Złapaliby was i trafilibyście do więzienia. Czy taki dowód mojej wierności jest wystarczający?

Obydwaj kiwnęli głowami. Blondyn podszedł bliżej i schował broń do kabury, doczepionej do paska od spodni.

— Jeśli przywiążecie mnie do krzesła, będzie łatwiej mi wytłumaczyć, że zamaskowani złodzieje mnie napadli, bo odkryłam ich kryjówkę — powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.

— Dobrze, obrazy zostawiamy i tak chcieliśmy je już oddać, nie są nam do niczego potrzebne. Dopilnuj, aby skazali Fenoglio, odezwę się do ciebie, kiedy przygotuję już jakiś konkretny i dopracowany plan. — Usiadłam znów na krześle. Mężczyzna położył dłoń na moim policzku, a ja kątem oka zerknęłam na jego zegarek. Chwyciłam nadgarstek Maxime i spojrzałam na tarczę. Minęło około pięciu godzin, odkąd wyszłam z apartamentowca.

— Jest już strasznie późno. Musicie się zbierać — ponagliłam ich. Szulc mógł już odkryć, że mnie nie ma i jechać w to miejsce właśnie teraz. — Zwiąż mnie — burknęłam. Mężczyzna nachylił się nade mną i znów złożył na moich ustach pocałunek.

— Pomóż mi Tomek — warknął, zaczynając wiązać moje ręce do krzesła. Blondyn bez zbędnych komentarzy podszedł i przywiązał moje nogi do kawałka drewna, na którym siedziałam.

— Teraz musisz aktywować bransoletę, aby załączył się ten ich super nowoczesny system. — Zilustrowałam Francuza od góry do dołu. Był jeszcze przystojniejszy niż kiedy widziałam go po raz ostatni.

— Wystarczy, że zrobię tak? — Zachwiał się przede mną i kucnął przy mojej stopie.

Położył dłoń na urządzeniu i nacisnął w jednym punkcie. Usłyszałam cichy pisk, który zwiastował, że bransoleta się załączyła.

— Poczekaj... — mruknęłam. Podniósł się i zawisnął nade mną. — Czemu ukradłeś akurat te obrazy? Mogłeś wybrać jakieś mniejsze i łatwiej dostępne — powiedziałam pospiesznie. Widziałam jak blondyn pospiesza Maxime.

— Później ci wszystko wyjaśnię, obiecuję. — Nachylił się nade mną i pocałował lekko w czubek głowy.

Wiedziałam, że tak będzie. Jeśli obiecał, że mnie wyciągnie, to tylko kwestia czasu, aż to się stanie.

— Dzielna dziewczynka — mruknął mi do ucha, przez co szeroko się uśmiechnęłam.

Obydwaj wyszli, liczyłam tylko, że zdążą uciec, zanim pojawi się policja. Gdyby nie to, że tyle czasu byłam nieprzytomna, zalałabym ich falą pytań. Bałam się, że Szulc może pojawić się tutaj w każdej chwili, by zamknąć całą naszą trójkę. Nie wiedziałam, czy Miłosz dał radę go powstrzymać przed sprawdzeniem, czy grzecznie siedzę w domku na kanapie.

Policjanci pojawili się po dwóch, może trzech minutach. Otoczyli mnie, wystawiając swoje długie lufy. Przypomniała mi się sytuacja gdy byłam zamknięta w sejfie.

Dopiero po chwili zrozumieli, że jestem obezwładniona. Zabrali mnie na posterunek, skąd odebrał mnie Bucki. Liczyłam, że będzie to Szulc, ale cóż może miał ważniejsze rzeczy na głowie niż odebranie swojej podopiecznej z komisariatu. Młody bez słowa przetransportował mnie do siedziby Komendy Wojewódzkiej, gdzie przesłuchali mnie mężczyźni z dochodzeniówki i sprawdzili bransoletę.

Wszystko trwało dosłownie chwilę, ponieważ Miłosz strasznie naciskał, aby skończyć już spowiedź. Powiedziałam im tylko tyle, że miałam przeczucie co do tego miejsca. Skłamałam, że kiedyś było to miejsce, w którym Fenoglio trzymał swoje łupy. Chwycili przynętę, uwierzyli mi w każde słowo, tym bardziej że miałam dowód na to, iż zostałam ogłuszona. Dodałam, że widziałam, jak wynosili obrazy z innych kradzieży i jeden z nich uderzył przypadkiem butem w moją bransoletę, a ta się aktywowała. Gdyby nie to, możliwe, że by mnie tam wtedy zabili. Zostawili dwa ostatnie obrazy i po prostu zniknęli.

Gdy Bucki przekazał im pismo od Szulca, wypuścili mnie bez najmniejszego problemu. Jak później wyjaśnił mi student, wymusił od Macieja podpis pod dokumentem. Informował on o tym, że wszystko było zaplanowane, a ich przełożony był we wszystko wtajemniczony i sam koordynował akcją. Następnego dnia, miał się wstawić i wszystko wyjaśnić.

***

— Dlaczego to ty przyjechałeś po mnie samochodem Macieja i co rozumiesz przez to, że go zmusiłeś? — zaczęłam od razu, gdy wyjechaliśmy spod komendy.

Był zdenerwowany, nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Czyżby Szulc, zaszedł mu ostro za skórę i zrobił wykład, że nie należy pomagać takim jak ja?

— Maciej jest niedysponowany... — mruknął.

Nie za bardzo zrozumiałam, o co mu chodziło. Zacisnął swoje wargi w wąską linię, nie był dziś zbytnio rozmowny.

— Jak to niedysponowany? — Chwyciłam się oparcia, ponieważ chłopak prowadził auto jak szalony, chciał jak najszybciej dojechać do celu.

— Ciężko to właściwie opisać, ale... — Zamilkł, sam do końca nie wiedział co powinien powiedzieć.

— Czemu mi pomogłeś? Czemu przygotowałeś ten papier i dlaczego musiałeś go zmuszać do podpisu? Co się dzieje do cholery?! — krzyknęłam. Zaczęłam się coraz bardziej denerwować.

Dawno tego nie robiłam, ale moje palce odruchowo przeszły na oparcie i zaczęły wystukiwać, bliżej nieznany mi rytm.

— Musisz mi pomóc. Szulc, on... — Zamilkł.

— Powiedź to w końcu! — znów się uniosłam.

— Mamy z nim ogromny problem i obawiam się, że tylko tobie mogę zaufać w tej sprawie. — Widziałam jego twarz, nie wyglądał najlepiej.

Domyślałam się, że te słowa nie zwiastują niczego dobrego. Nie wiedziałam tylko, że Maciej był, w aż tak bardzo złym stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro