I10I
— Coś się stało? Jesteś strasznie blada. — Szulc podniósł się od razu i spojrzał w moją stronę.
Oczekiwałam na falę pytań, a właściwie tsunami, oskarżeń i krzyków. Jednak niczego takiego nie dostałam. Stał przede mną z zatroskaną miną.
— Zakręciło mi się w głowie, nie jadłam od rana — jęknęłam i poczułam, jak moje nogi stają się, jak z waty. Gdyby nie refleks Macieja upadłabym na podłogę. Lubiłam emocje i adrenalinę, ale akurat nie z tego gatunku.
Przytrzymał mnie chwilę, po czym udało mi się stanąć o własnych siłach na nogach. Nie wiedziałam, dlaczego udawał, że nic nie zauważył. Wiem, co tam zostawiłam i wiem, jaka powinna być reakcja, po ujrzeniu torebki.
— Zrobię ci herbaty i zadzwonię po jedzenie — mruknął, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z sypialni.
Pospiesznie zajrzałam pod łóżko. Pusto. Przez chwilę zastanawiałam się, czy w coś ze mną gra. Czeka tylko, aż spanikuję i sama mu się przyznam.
Przypomniałam sobie, jak opowiedziałam o resztkach Antonowi, musiał je zabrać, jak uciekał. Byłam przekonana, że przeszedł przez drzwi balkonowe. Znalazł jakieś wyjście awaryjne i wydostał się z budynku. Jak rasowy przestępca nosił ze sobą zawsze zestaw wytrychów, przez co żadne drzwi nie były niemożliwe do otwarcia. Był na tyle kulturalny, że gdy już gdzieś udało mu się dostać, zamykał za sobą przejście. Byłam mu w tej chwili dozgonnie wdzięczna, ponieważ uratował mnie przed powrotem do więzienia.
***
— Nie uwierzysz, co dziś w paczce przyjechało do aresztu — zaczął Bucki, od razu po tym, jak Maciej wpuścił go do mieszkania.
Podał mu teczkę, w której znajdowały się zdjęcia. Podeszliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy kartkować zawartość. Zamarłam, gdy zauważyłam, co znajdowało się na fotografiach.
Mały odcięty palec, umieszczony na kawałku białego materiału w czarnym pudełku.
— Adresowane było do Fenoglio, jednak przecież oczywiste jest to, że nikt mu nie przekaże kartonu. Zakładamy, że to może być część jego syna, na pewno jest dziecięcy. Pobrali od aresztowanego DNA i będą je porównywać. — Przełknęłam głośno ślinę. Mężczyźni stali, wpatrując się w zdjęcia, gdy dojrzałam jedno z nich, aż poczułam, jak znów odpływają ze mnie wszystkie siły. Nie mogłam jednak dać po sobie poznać, że zauważyłam coś ciekawego.
Moją uwagę przykuł mały kamyk o owalnym kształcie, który znajdował się na samym dnie pudełka. Doskonale wiedziałam, co to jest i wiedziałam również, co to oznacza.
Niebieski z delikatnymi złotymi przebarwieniami, podobny dostałam wiele lat temu od ojca. Ten minerał nie mógł być tam przypadkowo, ktoś wiedział, że zobaczę zdjęcie. Wiedział, że połączę fakty i powoli trafię przez ten mały szczegół, do kłębka.
— Co to za kamyk? Poza tym, co za psychol razem z palcem dziecka wysyła jakiś niebieski minerał? — Szul odezwał się prześmiewczo i pomachał studentowi przed nosem odpowiednią fotografią.
— Lapis Lazuli. — Moimi słowami przyciągnęłam wzrok mężczyzn. Musiałam im powiedzieć, co wiem, a na pewno sporą tego część.
Wszyscy usiedliśmy bez dalszych rozmów przy stole, a pozostali nie odwrócili ode mnie wzroku, ewidentnie czekali na wyjaśnienia. Rzuciłam okiem jeszcze raz na zdjęcia. Palec, kamień i sposób, w jaki ktoś zaadresował pakunek.
— Kiedyś dostałam taki od ojca, jako zawieszkę...
— Myślisz, że twój ojciec jest w to zamieszany? — przerwał mi młody, a ja tylko przekręciłam oczyma. Szulc uciszył go skinieniem dłoni.
— Mój ojciec nie żyje od ośmiu lat. O ile nie pojawił się Jezus i nie wskrzesił go jak syna wdowy, to zapewne leży nadal w swoim grobie. — Zawsze lubiłam religijne żarty z cudów i dokonań postaci z Biblii. Uznałam moje słowa za śmieszne, jednak żaden z mężczyzn nawet nie drgnął.
Moich towarzyszy z poprzedniego życia na pewno by rozbawił.
— Nie wydaje mi się to zbyt możliwe, jednakże... — zawiesiłam głos i otworzyłam szeroko oczy. Moje usta mimowolnie lekko się rozchyliły, zauważyłam tylko kątem oka, jak Szulc marszczy brwi, zbytnio nie rozumiejąc, co się właśnie ze mną stało.
Sięgnęłam po notatnik i długopis z krańca stołu. Zanotowałam na nim coś, po czym przesunęłam w stronę ciągle milczących agentów. Wydaje mi się, że nie chcieli mnie rozpraszać i przerywać mojego myślenia.
„- Abraham Sobkowski, Izrael, XIX w,
- Wilhelm Kotarbiński, Warszawa, 1879 r.,
- Martin Altomont, Warszawa, 1731 r.,
- Domenico Fiasella, Berlin, 1615 r. "
— Więcej chyba już nie znam — mruknęłam i zerkając na notatkę, wykreśliłam z niej pierwsze dwie pozycje. Wiedziałam, że to, co robiłam, może być niezrozumiałe dla pozostałych.
— Mogłabyś nam łaskawie wytłumaczyć, co ty właściwie robisz? Przed chwilą nad głową skakała ci mała, świecąca się żaróweczka. Podziel się swoim olśnieniem. — Szulc wpatrywał się co chwila, to we mnie, to w kartkę, ze sztucznym uśmiechem.
— Mój ojciec uwielbiał przypowieści i inne historyjki z Biblii, przez co często mnie nimi męczył. Kazał zapamiętywać randomowe wersy i skróty biblijne. Gdy wspomniałam o jego wskrzeszeniu, przypomniał mi się opisu cudu w Nain. — Widziałam, że nadal nie rozumieją, o co może mi chodzić. — Miłosz, znajdź w internecie fragment Nowego Testamentu mówiący o tym wydarzeniu — jęknęłam. Liczyłam, że sami dadzą radę połączyć fakty.
— To jest z Ewangelii Łukasza, 7, 11 - 17. „Wkrótce potem udał się do pewnego miasta zwanego Nain [...] Podszedł, dotknął pogrzebowych noszy, a niosący je zatrzymali się. I powiedział: „Młodzieńcze, mówię ci, wstań!". Wtedy zmarły usiadł i zaczął mówić. Wszystkich ogarnął lęk i wychwalali Boga, mówiąc: „Wielki prorok pojawił się wśród nas. Bóg nawiedził swój lud"." — przeczytał płynnie z ekranu telefonu, a agent, gdy usłyszał, kluczowe słowa poderwał się z krzesła i wplótł palce dłoni we włosy. Pociągnął za nie lekko, jakby sam karał się za to, że to nie on, na to wpadł.
— Jak myślisz, który z tych obrazów ukradnie jako kolejny? — Oparł się na dłoniach obok mnie i spojrzał na notatnik. Pokręciłam głową w oznace niewiedzy.
— Nie rozumiem... — Bucki odłożył telefon na blat, a my podnieśliśmy na niego wzrok i równocześnie westchnęliśmy.
— „Prorok pojawił się wśród nas", to właśnie znaleźliśmy na ostatniej kartce. Lili rozszyfrowała zagadkę. Kolejnym łupem padnie obraz, który ukazuje wskrzeszenie w Nein...
— Nain... — poprawiłam go. Nienawidziłam języka niemieckiego, a gdy tylko usłyszałam to niemieckie przeczenie, aż się we mnie zagotowało.
— Niech ci będzie, w Nain, tylko który? — dokończył myśl i usiadł obok mnie.
— Wypisałam wszystkich twórców, miejsca, gdzie znajdują się dzieła i rok powstania, obrazów, które przyporządkowałam do tego wydarzenia. Wydaje mi się, że więcej, które mogłyby być coś warte, już nie ma. — Przejechałam dłonią po czubku swojej głowy i zmrużyłam oczy, aby skupić myśli, czy aby na pewno o żadnym nie zapomniałam.
Znów ciemność, dojrzałam tylko okrągły dywan, a na nim dwie postaci. Dziewczynkę i jej ojca.
— Musisz namalować to jeszcze raz. — Znów usłyszałam głos mojego taty. Siedział po turecku naprzeciw małej mnie.
— Ale tato, ja nie chcę. Muszę to robić? — zapytała słodkim, dziecięcym głosem.
— Po prostu namaluj go jeszcze raz, Lilith. — Zawsze bałam się, jak tak do mnie mówił, musiał być zdenerwowany.
Podeszłam bliżej i dostrzegłam płótno z namalowanym, obrazem Martino Altomonte. Może nie było najlepszą kopią, ale wyszło spod pędzla dziecka, nie można było oczekiwać, że będzie doskonałe. Mój ojciec twierdził natomiast, że wszystko należy wykonywać idealnie, albo wcale.
Wydaje mi się, że to właściwie przez tego mężczyznę tak bardzo znienawidziłam kościół i wszystko z nim związane. Zmuszał mnie do malowania dzieł religijnych, uczenia się poszczególnych fragmentów, które przez całe życie nie były mi do niczego potrzebne.
— Czemu wykreśliłaś pierwsze nazwiska? — Głos wyrwał mnie ze wspomnienia. Miłosz położył palec przy pierwszej linijce. — Czemu odrzuciłaś akurat ten obraz. — Odwrócił w naszą stronę swój telefon, na którym znajdowało się dzieło. Szulc nachylił się, aby mu się przyjrzeć, ja nie potrzebowałam tego, ponieważ dokładnie znałam wszystkie z obrazów.
— Syn marnotrawny powstał w 1610 roku, Gody w 1563 roku. Dwa pierwsze natomiast w XIX wieku, wątpię, aby nasz złodziej zrobił, aż tak duży skok w czasowy. — Spojrzałam w sufit i zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam mówić im, że wiem, który będzie kolejny.
— Ostatni jest w Niemczech i jest bardziej popularny, niż ten cały Altomonte, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że to będzie właśnie ten. Bucki zadzwoń do Interpolu w Berlinie i powiedz o naszych przypuszczeniach. Niech obstawią całe muzeum jak najszybciej. — Młody bez żadnych pytań podniósł się i podszedł do okien, aby wykonać telefon.
— Posłuchaj — szepnęłam, nie chcąc, aby Miłosz mnie usłyszał. — To nie ten obraz. — Przygryzłam mocno swoją wargę. — Będąc dzieckiem, tata kazał mi malować różne obrazy, jednak jego ulubionym tematem było zabicie syna Abrahama. Malowałam wiele najróżniejszych, ale jeden utkwił mi w głowie i mimo wszystko, nie był to Rembrandt, tylko właśnie Altomonte — zaczęłam powoli. Mężczyzna oparł się łokciem o blat i ze ściągniętą miną, przyglądał profilowi mojej twarzy, nie miałam pojęcia czy mi wierzy, czy uważa, że kłamię. Odwróciłam się powoli w jego stronę i spojrzałam w oczy. — Martin, nie jest jakiś znanym malarzem i zbyt wiele osób o nim nie wie. Nie wierzę w przypadki ani zbiegi okoliczności. Kartka w spodniach, mój przyjaciel Fenoglio, lapis lazuli, a teraz jeszcze Altomonte...
— Uważasz, że ktoś to robi dla ciebie? — Uniósł brwi, szepcząc równie cicho, co ja.
— Nie wiem, czy dla mnie, czy po to, aby zwrócić na coś moją uwagę. — Uniosłam bezradnie ramiona.
Szulc podniósł się i wyciągnął swój telefon. Zadzwonił do kogoś, aby ostrzegli warszawską policję o naszych przypuszczeniach.
Źle czułam się, z tym że nie powiedziałam wszystkiego. Czułam, że pogorszyłabym tym tylko swoją sytuację. Przypuszczałam, że Duris robił to wszystko, abym wiedziała, że to on. Wiedział, że to wszystko, co przygotował, trafi do mnie. Przez ten mały, niebieski kamyk, byłam tego właściwie pewna. Tylko jemu powiedziałam skąd, go mam, jak również tylko on wiedział, że obrazem Altomonte katował mnie ojciec. Zostawiał mi poszlaki, które tylko ja umiałam połączyć w całość.
Jednak pytanie brzmi, po co to wszystko? Gdyby chciał mnie zabić, zrobiłby to już dawno, a na pewno nie bawił się w podchody. Chciał mnie nastraszyć? Poinformować, że jest w mieście? Czy mogło mu chodzić o coś więcej? Coś bardziej złożonego, o czym jeszcze nie miałam pojęcia.
Maxime, kiedy był dzieckiem, lubił zostawiać poszlaki dla swojej młodszej siostry, aby dzięki nim dotarła do słodkiej nagrody. Pisał jej proste łamigłówki, które czasem rozwiązywała szybko, czasem zajmowały jej więcej czasu.
Czułam, że przyszła najlepsza pora na naszą konfrontację, muszę zorganizować spotkanie, tylko jeszcze nie miałam pomysłu jak to zrobić, aby nikt się o niej nie dowiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro