Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Związek

Cały czas wędruję za Lucasem wzrokiem, kiedy to on łazi po pomieszczeniu w kółko i zastanawia się pewnie jak zacząć rozmowę o tym, co miało miejsce kilka minut wcześniej. Spojrzałam na Alucarda, który stał za fotelem, na którym siedziałam, a on zwrócił swój wzrok na mnie. 

— Dobra... — Odezwał się w końcu szatyn. — Wytłumaczysz mi proszę, co to miało być? — Stanął przede mną z założonymi po bokach rękoma. 

— Odmawiam zeznań bez obecności adwokata... — Powiedziałam, a na mojej twarzy zawitał całkowity pokerface. 

— Ty se ze mnie nie żartuj... — Uśmiechnął się, ale doskonale widziałam tę jego drgającą brew. — Całowaliście się ze sobą... Czy to ma znaczyć, że od teraz jesteście razem? — Przeszywał mnie wzrokiem. 

— Mam prawo zachować milczenie... — Lucas wziął głęboki oddech. 

— Abi, nie denerwuj mnie... — Powiedział i założył ręce na klatce piersiowej. 

— A tak w sumie, to za co ja przepraszam dostaję opierdol? Najpierw ty, Rowen i tata stwierdziliście, że powinnam sobie kogoś znaleźć, a teraz jak mi się to udało, to dostaję opieprz? — Również skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i odrazu się przez to lekko skrzywiłam z bólu. 

Alucard to zauważył, bo natychmiast podszedł do wyspy kuchennej, gdzie leżały leki przeciwbólowe, które miałam wziąć, ale Lucas posadził mnie na fotelu. 

— Nie dostajesz opierdolu za to, że jesteś w związku. — Złapał się za skronie. — Dostajesz opierdol za to, że mi o tym nie powiedziałaś. — Odebrałam od bruneta tabletki i szklankę z wodą. 

— Lucas, takie pytanko... Kiedy ja ci miałam o tym powiedzieć, kiedy ja i Alucard jesteśmy ze sobą od wczoraj wieczorem? — Wzięłam lek i popiłam go wodą. 

— Co? Od... Od wczoraj? — Spojrzał na bruneta, a on kiwnął głową. — Nie zmienia to faktu, że mogłaś mi o tym powiedzieć dzisiaj... — Zauważył, a ja westchnęłam. 

— Przy tacie? Zwariowałeś? Jak bym powiedziała, że kogoś mam, to by mnie zaciągnął do sali przesłuchań i nie wypuścił z komisariatu, póki bym mu wszystkiego nie powiedziała... Znając jego, to po tym mógłby mnie jeszcze zaciągnąć do ginekologa, żeby mu powiedział kiedy ostatnio odbywałam stosunek seksualny... — Jego mina wyraźnie mówi, że sobie to właśnie uświadomił. 

Alucard spojrzał na mnie zaskoczony, a ja ponownie napiłam się wody. Skoro i tak słyszysz moje myśli, to powiem tylko tyle. Nawet nie pytaj o taką sytuację z mojego życia. I tak, miała ona już miejsce. 

— Dobra, wygrałaś... — Powiedział, a ja oddałam szklankę brunetowi, który odłożył ją na blat kuchenny. 

Lucas w tym czasie do mnie podszedł, a przy tym zaczął mi szeptać przy uchu. 

— Jesteś pewna? — Spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem. 

— Lucas, on cię słyszy... — Zauważyłam, a szatyn uderzył się w czoło z otwartej dłoni. 

— Zapomniałem o tym... Ale mimo tego, chcę żebyś mi odpowiedziała... — Zaskoczył mnie swoją poważną postawą. 

Zauważyłam kątem oka, jak Alucard spojrzał w moim kierunku. Nienawidzę być w takiej sytuacji.

— Tak, jestem pewna... — Powiedziałam pewnie, a Lucas się tylko uśmiechnął. 

— Ok... — Podszedł do Alucarda, ale powiedział do niego coś tak cicho, że nie byłam w stanie tego usłyszeć. — A, Abi... Przyniosłem ci kopię akt sprawy... — Kiwnęłam głową, kiedy położył je na blacie. 

Po chwili wyszedł z mieszkania, a ja spojrzałam na bruneta, który poszedł go odprowadzić. 

— Co ci powiedział Lucas? — Zapytałam, a on spojrzał na mnie lekko zaskoczony. 

— Nic ważnego... — Wzruszył ramionami, a ja lekko zmarszczyłam brwi. 

‡Alucard‡

Abigail poszła do łazienki. Oparłem się o blat i spojrzałem na białe kafelki. To co mi powiedział Lucas, cały czas mi chodzi po głowie. 

— Alucard... — Spojrzałem na niego. — Bądź dla niej dobry... — W jego oczach doskonale widzę, że coś go trapi. 

Gdy go odprowadziłem do drzwi, zapytałem się go o to. 

— O co ci chodziło? — Zapytałem, a on na mnie spojrzał. 

— Za czasów liceum... Abi miała chłopaka... Przez tamten związek, nasza przyjaźń się prawie skończyła... Ja chciałem tylko jej dobra, ale nie chciała mi wierzyć, że ten jej „chłopak” chce ją jedynie wykorzystać... Kilkukrotnie widziałem tamtego gościa, jak flirtował i całował się z innymi dziewczynami... Leciał na kilka frontów, a Abi w to nie wierzyła do czasu, aż się z nim nie przespała... Rzucił ją zaraz po tym i powiedział, że chciał tylko zaliczyć jak to on ujął „dziwiątkę”... Przyjechała do mnie z płaczem... Po tamtym ścięła włosy... Chciała być mniej atrakcyjna dla chłopaków, by nie zostać znowu zraniona w ten sposób... — Wytłumaczył, a ja opuściłem wzrok. 

— Rozumiem... Dziękuję, że mi powiedziałeś... I nie musisz się martwić... Nigdy jej nie skrzywdzę.... — Kiwnął głową, po czym się uśmiechnął i ruszył do siebie. 

Podniosłem wzrok na Abigail, która właśnie wyszła z łazienki. Była już ubrana w piżamę. No tak, dochodzi dziesiąta wieczorem, a ona musi być już zmęczona po całym dniu. Podeszła do blatu, gdzie nadal leżała siatka z jej zakupem, który po chwili wyciągnęła. Spojrzałem na jej dekolt, który zdobił naszyjnik, który jej dałem, a następnie się uśmiechnąłem. 

— Nosisz go, jak cię prosiłem... — Zauważyłem, a ona się cicho zaśmiała. 

— To jest dowód na to, że ci na mnie zależy... — Zaskoczyła mnie swoim wywodem. — Gdyby tak nie było, nie dał byś mi go i nie martwił byś się o mnie na każdym kroku... — Spojrzała na mnie. — Mylę się? — Zapytała z uśmiechem na ustach. 

Ona mnie już całkiem rozgryzła jeśli chodzi o sferę uczuć, jakimi ją darzę. Odbiłem się od blatu i podszedłem bliżej. 

— To wszystko prawda... — Pogłaskałem ją po policzku. — Zależy mi na tobie, jak na nikim innym... — Bardziej niż na Camelii. 

— A Camelia? — Pokręciłem głową. 

— Nadal jakiś skrawek mojego serca należy do niej, ale teraz... Najbardziej liczysz się dla mnie ty, Abigail... W większości moje serce należy do ciebie... I tylko do ciebie... — Zaskoczyłem ją swoją wypowiedzią. 

Zbliżyła się do mnie, a następnie stanęła na palcach i złożyła na moich ustach pocałunek. To urocze, ale mogła jakoś dać mi znać, żebym się do niej pochylił. 

— Wiesz co? — Zapytała kiedy się odsunęła, a ja spojrzałem na nią wyczekująco. 

Znowu zrobił te swoją uroczą minkę... 

Usłyszałem jej myśli, ale nie dałem po sobie tego poznać. 

— Mam coś dla ciebie... — Zaskoczyła mnie.

Po chwili wyjęła z torby drugie pudełko, a następnie mi je podała. Odebrałem je od niej, po czym otworzyłem, aby sprawdzić co to takiego. W środku był czarny telefon, taki sam jak blondynki, która trzymała w dłoni biały. Uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzałem. 

— Jutro nauczę cię z niego korzystać... Tak będzie łatwiej nam się skontaktować, gdyby twój przyjaciel znowu poprosił cię o pomoc... Przynajmniej nie będę się o ciebie cały czas martwiła... — Przy ostatnim zdaniu lekko się zarumieniła. 

— Uznam to za przedwczesny prezent urodzinowy... — Spojrzała na mnie zaskoczona. — ... Pod koniec przyszłego tygodnia, kończę trzysta dwadzieścia osiem lat... — Powiedziałem, czym ją chyba jeszcze bardziej zszokowałem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro