Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspólne postanowienie

2/3

‡Alucard‡

Wszyscy się zaniepokoili, kiedy to blondynka złapała się za szyję. Każdy poza mną, miał to wypisane na twarzy. Może to kwestia tego, że ja jestem do tego przyzwyczajony? 

— Pragnienie... — Powiedziałem, a wszyscy spojrzeli na mnie. 

— Pragnienie? — Odezwał się Rowen. 

— Abigail stała się wampirem, więc to normalne, że będzie to odczuwać. Lucas, nie zbliżaj się teraz do niej, bo nie jestem w stanie przewidzieć, czy ci nic nie zrobi.... — Zwróciłem się do niego, a on kiwnął głową i się odsunął. — Musi się napić krwi, a ja ją muszę nauczyć co i jak. Wracajcie do posiadłości, niedługo wrócimy... — Pomogłem blondynce wstać, po czym już mieliśmy ruszać, ale ktoś mnie zatrzymał. 

— Będziecie polować na ludzi? — Zapytał jej dziadek. 

— Nie... — Zaskoczyłem go. — Zanim poznałem Abigail, przez ostatnie nieco ponad trzysta lat żywiłem się krwią zwierząt... Potem ona stanęła mi na drodzę i co jakiś czas oddawała trochę swojej... Nie lubiłem tego robić, bo bałem się, że zrobię jej krzywdę, ale Abigail mnie namawiała, bo bała się o mnie... Nigdy nie zabiłem żadnego człowieka i nie zamierzam tego nigdy zrobić... — Zarówno on, jak i Arthur szerzej otworzyli oczy ze zdziwienia. 

Złapałem blondynkę za rękę, po czym na nią spojrzałem. 

— Jestem obok... Skup się, a ci się uda... — Kiwnęła głową, a w kolejnej chwili oboje ruszyliśmy z niesamowitą prędkością w głąb lasu. 

Takie pytanie, jak się zatrzymać? 

Usłyszałem w głowie jej myśli, po czym lekko przyśpieszyłem i zatrzymałem się przed nią. Złapałem ją, tym samym ją zatrzymując, a ona cicho się zaśmiała. Przejrzałem się jej teraz. Z jej wyglądu wszystko wróciło do normy, jednak teraz nie ma ona żadnych rumieńców na twarzy. Położyłem ją na ziemi, po czym pogłaskałem jej policzki. Zaskoczyło ją coś, po czym załapała za moje nadgarstki.

— Teraz mamy identyczną temperaturę ciała... — Powiedziałem, a ona podniosła na mnie wzrok. 

Uśmiechnęła się, po czym zbliżyła i pocałowała moje usta. Po chwili poczułem, jak przycisnęła mnie do drzewa, na co się zaśmiałem. 

— Musisz się napić krwi... — Kiwnęła głową, choć w jej oczach widziałem, że trochę się tego boi. — Przesuń językiem po krawędzi zębów, żeby pokazały się kły... — Zrobiła co jej powiedziałem i zaśmiałem się, kiedy się skrzywiła. 

— Ale dziwne uczucie... — Powiedziała, po czym dotknęła kłów kciukiem. 

— Przyzwyczaisz się... Teraz się skup... Zamknij oczy... — Zrobiła to. — Skup się na tym, co jest dookoła... Wsłuchaj się w to, co jest wokół... Spróbuj znaleźć... — Przerwała mi i spojrzała w prawą stronę. 

— Jeleń... — Spojrzałem na nią zaskoczony. 

— Nieźle ci poszło, jak na pierwszy raz... — Uśmiechnęła się, po czym oboje ruszyliśmy w tamtym kierunku. — Jelenie są bardzo płochliwe, dlatego musimy być cicho... — Kiwnęła głową, po czym zatrzymaliśmy się za drzewem. — Użyj słuchu, aby usłyszeć płynącą krew... Tak łatwiej ci będzie znaleźć tętnicę... — Ponownie skinęła głową, a po chwili ruszyła w kierunku zwierzęcia. 

Już w kolejnym momencie piła jego krew, jednak nagle się wystraszyła i odsunęła. Natychmiast znalazłem się przy niej. 

— Zabiłam je... — Pogłaskałem ją po plecach. 

— Abigail... Jakoś przeżyć musimy... — Kiwnęła głową. — Tak jak ludzie jedzą, tak i my musimy... Krew jest naszym pożywieniem, dlatego pij... Na głodzie, który powoduje pragnienie, jesteśmy prawie nieobliczalni... A ty, jako dopiero co narodzony wampir, jesteś w kategorii największego ryzyka... — Spojrzała na mnie przerażona. — Jeśli nie chcesz zrobić nikomu krzywdy, musisz pić krew... — Ponownie skinęła głową, po czym zbliżyła się do martwego już zwierzęcia i zaczęła pić jego krew. 

Po jakimś czasie znaleźliśmy się spowrotem w posiadłości. Spojrzałem na blondynkę, która przełknęła ślinę. Złapałem jej rękę, po czym oboje ruszyliśmy w kierunku drzwi. Już stąd dało się usłyszeć rozmowę, która się toczyła w salonie. Wyostrzone zmysły Abigail również na to pozwalają, więc ona również musi to słyszeć. 

— Długo ich nie ma... — Powiedział Arthur. 

— Alucard pewnie ją uczy kilku rzeczy... — Tym razem powiedział Lucas. 

— Wiedzieliście o tym? — Zapytał ojciec Abi. 

— Tak, wiedzieliśmy. Ale zanim zaczniesz nam robić wywody, to pozwól najpierw nam coś wytłumaczyć. Gdyby Abigail nie poznała Alucarda... Już by nie żyła trzy i pół miesiąca...— Powiedział Rowen. 

— Co? Jak to? — Zadał pytanie jej dziadek. 

— Słyszeliście jej słowa, zanim Alucard ją zmienił? „W końcu to ja ciebie uratowałam, a nie ty mnie”... Alucard ją już nie raz uratował. Za pierwszym razem było to, gdy złapaliśmy pierwszą podejrzaną w sprawie seryjnego mordercy, a potem gdy go znalazła w tamtej bibliotece... Abigail miała naprawdę wielkiego farta, że poznała Alucarda i to nie był, i nie jest żaden urok czy inne gówno. Przyjrzyjcie im się. Jeśli naprawdę wygląda to wam na „związek na niby”, to potrzebujecie okularów, a już tym bardziej ty, Arthur... Prawie zginęła... Gdyby nie Alucard, to naprawdę za parę dni byłby pogrzeb, a ty cierpiał byś najbardziej. Jeśli by jej nie kochał, nie uratował by jej... — W tym momencie stanęliśmy w progu salonu, a wszyscy na nas spojrzeli. 

— Abi... — Odezwał się Lucas. 

— Nic mi nie jest... — Podniosła wzrok na członków swojej rodziny. 

— Abigail... — Zaczął jej dziadek. 

— Nie... — Spojrzałem na nią zaskoczony, ale nagle zniknęła, a po chwili wróciła ze szklanką wypełnioną lekami. — Dziadku... — Odwrócił wzrok. 

— Czy to są... — Zaczął Arthur, który spojrzał na swojego ojca. 

— Dziadek nie brał leków... — Uśmiechnął się lekko i spojrzał na nią. 

— Skąd... — Przerwała mu. 

— To wiedziałam? Drgające ręce... Zauważyłam to już w dniu, kiedy mówiliście mi o naszych korzeniach. Odkładałeś leki do szklanki, która była schowana w szafce przy łóżku... Przez ich ilość stawałeś się ospały i nie miałeś na nic ochoty, ale bez nich było na odwrót... Powoli wchodziłeś w swoją manię, której atak koniec końców by przyszedł prędzej czy później... To przez to zacząłeś manipulować tatą... I to przez to doszło do sytuacji, która miała miejsce jakiś czas temu... — Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. — Dlatego w tej chwili weźmiesz daną dawkę leku, która była zapisana na recepcie przy nas... — Zaśmiał się. 

— A jeśli nie, to co? — Zapytał, a w jego oczach dostrzegłem odrobinę obłędu. 

— Twój wybór... — Zmarszczyła brwi. 

Przełknął ślinę, po czym kiwnął głową wiedząc, że nie wygra z Abigail. Już po chwili wziął leki. 

— Jeszcze jedno... I to tyczy się też ciebie tato...— Powiedziała. — Jeśli znowu wyciągniecie pochopne wnioski i uznacie, że jest to dla mojego dobra, najpierw się upewnijcie, czy aby napewno tak jest i robicie dobrze... — Powiedziała, a przy tym zabijała tę dwójkę wzrokiem. — W przeciwnym wypadku... Nigdy więcej nie zobaczycie mnie na oczy... Ani mnie, ani Alucarda... — Po tych słowach, złapała mnie za rękaw. — Chodź, Alucard... — Kiwnąłem głową i pozwoliłem, aby mnie poprowadziła. 

Po chwili byliśmy w naszym pokoju. Abigail przy drzwiach położyła krzesło, aby się nie otwierały, po czym poszła do łazienki. Poszedłem za nią. Oparłem się o framugę i jej przyglądałem, kiedy patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Po chwili głośno odetchnęła, po czym spojrzała na mnie. 

— Myślisz, że dobrze zrobiłam stawiając im ultimatum? — Zapytała, a ja podszedłem bliżej i założyłem jej włosy za ucho. 

— W tej kwestii nie miałaś wyboru, Abigail... — Złapała za moje nadgarstki. 

— Przepraszam za to wszystko... — Pokręciłem głową. 

— Nic się nie stało... — Dałem jej całusa w czoło.

— Alucard... Wcześniej powiedziałeś, że teraz jako wampir, który się dopiero narodził, jestem nieobliczalna i niebezpieczna... — Kiwnąłem głową dla potwierdzenia. — Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, aby narażać wszystkich... — Opuściłem wzrok. 

— Miałem to samo powiedzieć... — Zaskoczyłem ją. — To byłoby dla nich zbyt niebezpieczne... A doskonale wiem, że rodzina i przyjaciele są dla ciebie najważniejsi... I że nie chcesz im zrobić krzywdy, dlatego... — Weszła mi w słowo. 

— Musimy zniknąć na jakiś czas... — Powiedziała ze mną jednocześnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro