Strzał
Ruszyłam biegiem w kierunku, skąd usłyszałam wystrzał z pistoletu. Zgubiłam Lucasa i Rowena chwilę wcześniej, ale nadal słyszałam gdzieś za sobą ich głosy. Nie zwracałam jednak na ich nawoływanie uwagi.
Muszę zdążyć...
Muszę...
Po prostu muszę...
Nie mogę go stracić. W tej chwili potknęłam się o korzeń wystający spod ziemi, który był przykryty grubą warstwą śniegu. Sturlałam się po małej górce, gdzie w rowie było od groma białego puchu. Szybko się podniosłam, po czym wyszłam z rowu i ruszyłam dalej. Alucard...
Zjechałam po skarbie ze śniegu. Już po chwili z daleka dostrzegłam tę trójkę. Alucard próbował się podnieść z ziemi.
— Naprawdę myślisz, że uciekniesz łowcom? — Usłyszałam słowa dziadka i natychmiastowo przyśpieszyłam.
Stanęłam między drzewami przy polanie, na której znajdowała się ta trójka i starałam się przedrzeć przez krzaki, które tu rosły. W tym momencie, kiedy Alucard się podnosił, dostrzegłam na śniegu plamy krwi. Miał ranę na ramieniu, na brzuchu i na udzie.
— Arthurze... — Odezwał się dziadek. — On uwiódł twoją córkę... — On...
Dziadek manipuluje tatą...
Muszę to zatrzymać. Już miałam tam pobiec, ale poczułam opór. Spojrzałam co to takiego, dzięki czemu zobaczyłam moją kurtkę, która zaczepiła się o gałęzi krzaków. Usłyszałam odbezpieczanie broni, dlatego odwróciłam się. Zobaczyłam tatę, który celuje prosto w Alucarda z pistoletu, na którym był jakiś grawer.
Użyłam całej swojej siły, żeby się wyrwać z pułapki, a gdy mi się to udało, ruszyłam biegiem w kierunku bruneta, który oparł się o drzewo.
— Przeklinam dzień, w którym cię poznałem, Alucardzie... — Powiedział mój ojciec, który już trzymał rękę na spuście.
Szerzej otworzyłam oczy, kiedy to zobaczyłam.
— Mówiłem, że ponownie się spotkamy, Camelio... — Odezwał się swoim aksamitnym głosem.
— Coś za jeden i jak żeś się tu dostał? — Zmarszczyłam brwi.
Przez moją głowę zaczęły przeskakiwać wspomnienia związane z Alucardem.
— Mówiłem, że nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić... — Usłyszałam ten melodyjny głos, dlatego uniosłam głowę, a tam napotkałam te czerwone oczy, które się we mnie wpatrywały z ulgą.
Każda chwila z nim spędzona, przemykała mi przed oczami.
— A... — Przerwałam mu.
— Możesz się za mną położyć? — Poprosiłam, czym musiałam go napewno zaskoczyć.
Gdy przypomniałam sobię tę sytuację, poczułam łzy, które zbierały mi się pod powiekami.
— Czemu nie jadłeś? — Zapytałam, a mój głos się teraz wyraźnie zachwiał.
— Ze względu na ciebie... — Szerzej otworzyłam oczy na taką informacje. — Nie chciałem, żebyś się mnie bała... Obiecałem ci to... — Opuściłam lekko wzrok.
To jak się dla mnie poświęcał...
— Naprawdę myślałaś, że takie zabijanie ujdzie ci na sucho? Dodatkowo groziłaś funkcjonariuszce policji, a to jest karalne... — Na twarzy bruneta widziałam grymas gniewu, a kobieta zaczęła majtać nogami, próbując się uwolnić.
To jak mnie bronił...
— Stało... Zostałaś ranna... — Delikatnie przesunął koniuszkami palcy po moim lewym ramieniu.
— To tylko draśnięcie... — Pokręciłam głową na jego słowa.
— To moja wina... Nie było mnie tu, a obiecałem, że cię ochronie... — Założył mi grzywkę za prawe ucho. — Gdybym tu był... Nie doszłoby do te... — W tym momencie zamknęłam mu usta swoimi.
Nasz pierwszy pocałunek...
Każde wspomnienie po kolei wracało do mojej głowy. Każde miłe słowo, każdy pocałunek, każda próba rozbawienia mnie, a przede wszystkim moment, kiedy powiedział mi, że mnie kocha. Tak samo jak Alucard za mnie, ja jestem w stanie oddać życie za niego. Skoczyć za nim w ogień. Przeszukać każdy zakamarek w jego poszukiwaniu. Tak samo jak on o mnie, ja martwię się o niego.
Szybciej, Abigail...
Uratuję go...
W tym momencie, kiedy tata nacisnął kilkukrotnie na spust, stanęłam dokładnie na celowniku i zakryłam Alucarda własnym ciałem.
— Czy to znaczy, że się zgadzasz? — Objęłam jego twarz dłońmi i pokiwałam głową.
— Tak... Tak... Tak... — Powtarzałam w kółko, a przy tym nie przestawałam przytakiwać.
Kiedy tylko sobie to przypomniałam, poczułam jak pierwsza kula trafia pod moim prawym obojczykiem. Po chwili kolejna w moje lewe ramię. A ostatnia, którą wystrzelił, dokładnie w lewą stronę mojej klatki piersiowej.
— ABI! — W tym wszystkim usłyszałam tylko przerażony krzyk Lucasa, a następnie runęłam do tyłu.
Coś czuję, że muszę założyć na drzwi barykadę, bo kilka osób będzie mnie chciało za to zabić...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro