Sprawa
Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, próbując czegoś wyszukać w moich oczach, gdy mu wszystko opowiedziałam. Powiedziałam dokładnie, co stało się wczoraj wieczorem.
— Abi... Naćpałaś się czegoś? — Zapytał.
— Jedyne co robię z narkotykami, to wyszukuje dealerów, żeby zamknąć ich za kratami... — Odgryzłam mu się.
— To co, piszesz jakiś scenariusz do kiczowatego filmu, czy... — Przerwałam mu.
— Wiem jak to wszystko brzmi, ale mówię ci to, co miało wczoraj naprawdę miejsce... — Powiedziałam nieco głośniejszym tonem.
— Przepraszam, Abi... Ale... Nie wierzę ci... Coś takiego jak wampiry, nie istnieje... — Odezwał się po chwili.
— To jak wytłumaczyć to, co widziałam wczoraj, bo na serio, jeszcze trochę, a wpadnę w paranoję... — Spojrzałam mu w oczy.
— Może... Nie wiem, oberwałaś mocniej, niż się wydawało lekarzowi, albo masz jakieś przywidzenia... Czy coś... — Jego słowa mnie zabolały, ale uświadomił sobie co powiedział dopiero, gdy zobaczył mój wyraz twarzy.
— Jasne... Bo w końcu jak ktoś ma wariata w rodzinie, to wszyscy jego krewni nimi są, nie? — Odeszłam od blatu, a następnie ruszyłam w kierunku drzwi.
— Abi, nie o to mi chodziło... — Złapał mnie za nadgarstek. — Inspektor nie był jedyną osobą, która się wczoraj wystraszyła... Myślałem, że naprawdę coś poważnego ci się stało, gdy zobaczyłem jak Rowen cię wynosi z magazynu... W tamtym momencie myślałem, że straciłem przyjaciółke... — Odwrócił mnie do siebie. —Przepraszam, Abi... Nie chciałem, żebyś w ten sposób zinterpretowała moje słowa... W żaden sposób nie chciałem cię porównać do twojego dziadka... — Przytulił mnie. — Ja się tylko o ciebie martwię... — Spojrzał mi w oczy i wytarł łzy, które poleciały po jego słowach.
— W porządku... Nic się nie stało... — Powiedziałam cicho, a następnie się do niego przytuliłam.
Objął mnie i mocno przytulił. Lucas jest jedyną osobą z mojego bardzo bliskiego otoczenia, która wie, że mój dziadek trafił do psychiatryka. Podobno to jakaś choroba, która jest dziedziczna u nas w rodzinie co czwarte pokolenie. Ciekawie się zapowiada życie dzieci, moich dzieci. O ile wogóle je będę mieć. Do macierzyństwa to mi śpieszno nie jest.
— Dobra... Abi, wracaj do siebie, bo wróciłem około północy, a nie chcę być pół żywy w pracy... — Rozczochrałam jego włosy, a następnie odprowadził mnie do drzwi.
Pożegnałam się z nim, po czym wróciłam do siebie. Co ja mam robić przez tydzień w domu? Przecież ja nie umiem odpoczywać. Jestem pracoholikiem. Ja bez niczego do roboty, zdechnę z nudów. Poszłam do łazienki, gdzie odrazu załatwiłam swoje potrzeby, przemyłam twarz i umyłam zęby. Gdy tylko wyszłam z łazienki zdjęłam bluzę, po czym rzuciłam ją na wyspę kuchenną.
Oparłam się o blat, a następnie spojrzałam na zegarek, który wisi na ścianie. Piąta trzydzieści. Opadłam głową na ręce, po czym załamana podeszłam do czajnika. Wstawiłam wodę, wyjęłam kubek, do którego wsypałam trzy łyżeczki kawy, po czym z lodówki wyjęłam mleko. Jak tylko woda się zagotowała, zalałam szklankę do połowy. Do szczytu dolałam mleka, a następnie wsypałam cztery łyżki cukru.
Dlaczego Rowen musiał wysłać mnie na urlop, kiedy akurat potrzebuję czegoś, aby myśleć o czymkolwiek innym, niż wczorajszy dzień? Przeczesałam palcami włosy, po czym się za nie złapałam. Minęło kilka godzin. Dochodzi jedenasta, a ja zdążyłam wypić z pięć kaw. Czy to jest już uzależnienie? W każdym razie, przez to, że kompletnie nie mam co robić, teraz leżę na kanapie i przeglądam kanały w telewizji.
Dodatkowo Bonifacy stwierdził, że jestem wygodna i zrobił sobie legowisko z mojego brzucha. Po prostu żyć nie umierać. W tym momencie zobaczyłam, że dzwoni mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a na nim zobaczyłam, iż dzwoni Rowen. Natychmiast odebrałam.
— Błagam cię, powiedz, że mogę wrócić do pracy... — Usłyszałam jak się zaśmiał na moje słowa.
— Właśnie miałem zapytać, czy będziesz miała coś przeciwko, jeśli przerwę ci urlop... Ale skoro już sama o tym wspomniałaś, to mam dla ciebie sprawę... — Zrzuciłam z siebie kota, po czym szybko ruszyłam do sypialni.
— Co tym razem? — Zapytałam, przy okazji przeglądając szafę.
— Gang Akai akuma znowu uderzył na swojego dłużnika... A przynajmniej oni są głównymi podejrzanymi, bo ofiara miała u nich dług... Tylko tym razem... Trup nie ma głowy... Zainteresowałem cię? — Zaśmiałam się na jego słowa.
— Nie żeby coś, Rowen... Ale przyjmę wszystko, byleby nie siedzieć w domu... — Teraz on się zaśmiał.
— Jesteśmy na miejscu zdarzenia... Jest tu kilka osób, które uważa, że widziało samochód sprawcy... Wyślę ci adres... — Mruknęłam w odpowiedzi, a mężczyzna się rozłączył.
Po chwili dostałam wiadomość z adresem. Przebrałam się z piżamy w czarne jeansy, czerwoną koszulkę i skórzaną kurtkę. Wyszłam z pokoju jednocześnie delikatnie roztargując swoje włosy. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, po czym ruszyłam w drzwi. Wsunęłam na stopy czarne szpilki, a następnie wyszłam z mieszkania, które zamknęłam na klucz.
Zeszłam po schodach na sam dół, a gdy znalazłam się na zewnątrz, odrazu ruszyłam do samochodu. Wsiadłam do auta, po czym pojechałam pod wysłany przez Rowena adres. Jechałam przez jakieś dwadzieścia minut. Po tym czasie znalazłam się w Ocean Park. Zatrzymałam się za grupą gapiów, po czym wyszłam z samochodu i ruszyłam do miejsca, które było odgrodzone.
— Cześć, Bill... — Powiedziałam do jednego z policjantów, który pilnował, aby nikt nie wszedł na miejsce zbrodni.
Przepuścił mnie, a ja odrazu ruszyłam w stronę Rowena. Obok niego stał Lucas, który rysował pewnie portret pamięciowy, jeśli znalazł się jakiś świadek.
— Już jestem... — Poinformowałam obojgu, a oni na mnie spojrzeli.
— Nie wierzę, że ściągnąłeś ją z urlopu... — Odezwał się szatyn, a ja tylko szerzej się uśmiechnęłam.
— Jest najlepszym detektywem na naszym komisariacie... — Wytłumaczył Rowen.
— Dobra, co mamy? — Zapytałam i podeszłam do zwłok, które leżały na trawniku przed domem, w tym samym czasie zakładając na swoje dłonie rękawiczki.
— Roy Ivanov... Lat trzydzieści cztery... Jego żona mówi, że nie miał żadnych zatargów z gangiem, ale z informacji jakie mamy, podobno miał u nich dług... — Spojrzałam na ofiarę, która leżała w czarnym worku, kiedy to wszystko tłumaczył mi Rowen.
— Gdzie jest żona? — Zapytałam, a mężczyzna wskazał w kierunku schodów domu.
— Jej przyjaciółka ją uspokaja... Nie byliśmy w stanie jej dokładnie przesłuchać, bo cały czas dostawała napadów płaczu... To ona znalazła męża... — Powiedział.
Podniosłam się, po czym ruszyłam w kierunku kobiety. Dwójka chciała ruszyć za mną, ale im nie pozwoliłam.
— Witam, podkomisarz Abigail Wood. Będę prowadziła śledztwo, dotyczące pani męża i mam kilka pytań. Da pani radę odpowiedzieć? — Kucnęłam przed nią.
— Spróbuję... — Powiedziała wycierając swoje zapłakane oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro