Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Proszę, wróć do mnie

1/3

‡Alucard‡

Spojrzałem na twarz Abigail. Zaraz przy jej rzęsach widziałem krople łez, które natychmiastowo starłem kciukiem. Pogłaskałem ją po policzku, a następnie dotknąłem jej warg. Odwiązałem mój szalik, który miała byle jak zawiązany na szyi. Widać, że starała się do mnie dotrzeć jak najszybciej. Zjechałem dłonią na jej rzuchwę, po czym odchyliłem jej głowę lekko do tyłu, tym samym odkrywając lewą stronę jej szyi. 

Nigdy nie ugryzłem jej z tej strony. Zawsze się bałem, że zrobię jej krzywdę i coś naruszę, ale teraz nie mam wyboru. Poczułem mrowienie wokół moich oczu, a następnie językiem przesunąłem po powierzchni moich zębów. W tym momencie czułem na sobie wzrok wszystkich. Tylko raz w całym swoim życiu kogoś przemieniłem, ale wtedy było inaczej. Wtedy byłem pewny, że się uda. 

Pochyliłem się w kierunku szyi Abigail, a przy tym rozchyliłem lekko wargi, tym samym ukazując wszystkim swoje kły. Nie możesz odejść, Abigail. Już po chwili zatopiłem swoje kły w jej szyi i odrazu wpuściłem w jej żyły mój jad. 

— Chciałem podziękować za tamto... Gdyby nie ty, pewnie stałbym się Upadłym... — Pokręciła głową. 

— To nic takiego... Jeśli będę mogła, to zrobię to znowu... — Spojrzałem na nią zaskoczony, a ona na mnie spojrzała i się szerzej uśmiechnęła. 

Mocniej ją przytuliłem na wspomnienie dnia, kiedy powiedziała, że się mnie ona nie boi. Ponownie poczułem łzy spływające po mojej twarzy, kiedy przez głowę przemykały mi kolejne przebłyski mojej pamięci. 

— Dziękuję, że poświęciłeś mi tyle czasu... Alucard... — Podziękował mi Aiden. 

— W końcu jesteśmy przyjaciół... — Złapałem za swój medalion. 

— Alucard? — Podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu. 

— Jest w niebezpieczeństwie... — Powiedziałem do siebie, a brunet spojrzał na mnie zaskoczony. — Kiedyś ci przedstawię Abigail... — Uśmiechnął się, a ja zniknąłem z jego pola widzenia ze swoją szybkością. 

Po chwili się odsunąłem, po czym następnie wgryzłem się w swój nadgarstek. Nabrałem swojej krwi w usta, po czym się odsunąłem od swojej ręki. Rozchyliłem lekko wargi Abigail, aby następnie złączyć swoje usta z jej. Były zimne, bez życia. Poczułem jak po policzku spłynęła mi samotna łza, kiedy wróciło mi wspomnienie sytuacji, kiedy Abigail zapytała co jest między nami. 

— A chciałabyś czegoś więcej? — Zapytałem chcąc być pewnym tego, że i ona tego chcę. 

— Ja... — Zacięła się i znowu opuściła wzrok.

— Bo ja bym chciał... I to bardzo... — Zaskoczyłem ją swoim wyznaniem, przez co spojrzała spowrotem w moje czerwone oczy. 

Gdy tylko się odsunąłem zobaczyłem, że jedna kropla mojej krwi spłynęła z jej kącika ust po policzku. Odrazu ją starłem, po czym pogłaskałem jej bladą skórę. Abigail, proszę. Otwórz oczy. Bez ciebie mój długi żywot ponownie będzie szary. To ty wyniosłaś w moje życie barwy. Dzięki tobie, chciałem znowu żyć. Gdybym nie spotkał cię tamtego dnia w magazynie, nie byłoby mnie obok ciebie. Proszę... 

— Proszę, wróć do mnie... — Łzy ponownie zaczęły spływać po mojej twarzy. 

— Udało się? — Odezwał się Arthur. 

— Nie wiem... — Kątem oka zauważyłem, że on również się popłakał. 

Nie jest to dziwne. W końcu chodzi o jego jedyną córkę. Przytuliłem się po raz kolejny do blondynki. Jej skóra jest już lodowata. Krew zaczęła krzepnąć. Nie ma najmniejszej reakcji na jad. Rany powinny zacząć się goić, a ona sama powinna otworzyć oczy. Czy to znaczy, że było za późno? Dostała prosto w serce, a dodatkowo była to kula z czystego srebra, a na domiar tego złego poświęcona. 

Co jeśli to przez to przemiana się nie uda? Nie mogę cię stracić, Abigail. Przymknąłem oczy, aby zatrzymać łzy płynące z moich oczu, po czym ukryłem twarz w zgięciu jej szyi. 

— Kocham cię, Abigail... — Powiedziałem cicho, zachrypniętym teraz od płaczu głosem. 

‡Lucas‡

Usłyszałem słowa Alucarda, po czym opuściłem wzrok. Cholera. Nie ważne co bym zrobił, to i tak nic by nie dało. Nie mam żadnej mocy, aby móc cokolwiek zrobić. Jeśli to, że Alucard wstrzyknął jej swój jad nie dało rady, to co niby miałbym zrobić. 

Abi, proszę! Obudź się! Nagle palce przy jej lewej dłoni drgnęły. Szerzej otworzyłem oczy, po czym spojrzałem na nią całą. Jej rany na klatce piersiowej zaczęły się goić. Znaki po ugryzieniu Alucarda tak samo. Ponownie jej ręka się wzdrynęła

— A...lucard? — Wszyscy usłyszeliśmy cichy głos Abi. 

‡Alucard‡

Powoli uniosłem głowę, po czym spojrzałem na nią. Miała ledwo uchylone powieki. Mrugnęła kilkukrotnie, po czym szerzej je otworzyła.

Gdy na nas spojrzała, jej tęczówki stały się równie czerwone, co moje, jednak na krawędziach zostały niebieskie. 

— Co się... — W tym momencie złapała za swoją szyję. 


No, to ten...
Dzisiaj maraton na zakończenie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro