Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Potrzebuję cię...

Nadal brak wieści od Alucarda. Minął już miesiąc. Jutro zaczyna się trzeci tydzień października. Brunet zniknął w ostatnim tygodniu września. Przeczesałam swoje włosy, patrząc na trzy zdjęcia podejrzanych kobiet. 

Alya Dieken, lat trzydzieści siedem. Bezrobotna, po rozwodzie. Alkoholiczka. Zgwałcona w wieku trzynastu lat, agresja w domu. Po jakimś czasie została przeniesiona do domu dziecka, a rodzicom odebrano prawo do opieki. 

Hope Nolan, trzydzieści dziewięć lat. Kasjerka w sklepie, z trójką dzieci po trzech wpadkach z partnerami. Paląca. Alkohol i papierosy w domu, kiedy była mała. Ojciec był karany za kradzieże i niszczenia mienia miejskiego. 

Sierra Rodrigo, trzydzieści jeden lat. Bezrobotna. Zgwałcona przez swojego ojca narkomana i alkoholika. Nigdy nie była w związku, ale przez jakiś czas zajmowała się prostytucją. Matka zniknęła po jej narodzinach. Sama pali, pije i ćpa. 

Te trzy kobiety miały najcięższe życie i największą patologię w domu. Po chwili odezwał się telefon, dlatego sięgnęłam po słuchawkę. 

— Halo? — Odezwałam się. 

— Masz coś? — Usłyszałam swojego tatę. 

— Nic... — Powiedziałam. 

— Rozumiem... Daj znać, gdybyś coś miała... — Mruknęłam coś w odpowiedzi, po czym odłożyłam telefon. 

Westchnęłam cicho i złapałam się za głowę, po czym wzięłam swoją kurtkę. Ruszyłam w kierunku drzwi, a następnie wyszłam z gabinetu. Odrazu poszłam do gabinetu Rowena, któremu powiedziałam, że muszę przewietrzyć głowę i jadę na patrol. Po chwili już siedziałam w samochodzie. Co się ze mną dzieję? Nie umiem się na niczym skupić. To się dzieję, od kiedy Alucard zniknął. Wcisnęłam hamulec, aby w kolejnej chwili zatrzymać się na światłach. 

Muszę się ogarnąć. Podniosłam wzrok na pasy dla pieszych, gdzie w tym momencie zauważyłam jedną z podejrzanych. Szła w towarzystwie jakiejś dziewczyny, która była idealnie ubrana i uczesana. Po chwili zaparkowałam na poboczu, po czym wysiadłam z auta i ruszyłam za kobietą. Skręciły w jakąś uliczkę, a gdy tam zajrzałam, usłyszałam stłumiony krzyk. Odrazu ruszyłam w kierunku, skąd doszło wołanie o pomoc, a po drodze wyjęłam telefon, aby wezwać pomoc. 

Wbiegłam do budynku, gdzie meksykanka wciągnęła młodą dziewczynę, a następnie ruszyłam korytarzem, gdzie słyszałam hałas. 

 Wood? Co się... — Zaczął Rowen, gdy tylko odebrał, ale natychmiast mu przerwałam. 

— Biegnę za mordercą... Potrzebuję posiłków... — Odrazu powiedziałam, a gdy już miał coś  powiedzieć, znowu się odezwałam. — To Sierra... Zaciągnęła młodą dziewczynę do budynku starej AH! — Krzyknęłam, kiedy poczułam ból w lewym ramieniu, a mój telefon upadł z hukiem na betonową podłogę. 

— Wood! Abi! Abi!! — Doszedł mnie głos Rowena, Lucasa i taty. — Co tam się dzieję? — Zjechałam po ścianie opierając się o ramię, a przy tym zostawiłam na murze czerwony szlaczek mojej krwi. 

— Cholera... — Złapałam za swoje ramię i oparłam się plecami. 

— Wood! — Odezwał się Rowen. 

— Dostałam... — Po moich słowach, zobaczyłam jak w mój telefon uderzył pocisk pistoletu. 

Próbowałam wyjrzeć przez próg, ale odrazu sie schowałam, kiedy to w ścianę trafiła kolejna kula. Kurwa mać. Powoli spróbowałam ruszyć lewą ręką, w którą oberwałam za pierwszym strzałem. Najpierw palcami, potem nadgarstkiem i tak do ramienia. Chyba nic nie naruszyła, ale mimo wszystko mocno krwawię. Powoli złapałam w lewą dłoń pistolet, który znajdował się w prawej kaburze. 

Zakrwawioną ręką, którą uciskałam ranę na ramieniu sprawdziłam magazynek. Usłyszałam krzyk tamtej dziewczyny, a w kolejnej chwili głośnego plaskacza. Muszę coś zrobić! Abigail myśl! Nie mogę jej wyskoczyć przed samą lufę pistoletu, a z drugiej strony nie mogę siedzieć tu w nieskończoność, bo tamta dziewczyna może za moment zginąć. Cholera! Jestem w kropce! 

Ranna, pod ostrzałem i bez wsparcia! Uderzyłam delikatnie tylem głowy w ścianę, przez co usłyszałam szmer łańcuszka przy naszyjniku, na który odrazu spojrzałam. Do głowy prawie natychmiast wróciły mi słowa Alucarda, kiedy mi go dawał. 

— Gdy będziesz w niebezpieczeństwie, poczuję to... Żebym mógł cię wtedy znaleźć, nie wystarczy tylko twój zapach... Musisz coś powiedzieć... — 

Coś powiedzieć. Tylko co, do cholery?! Abrakadabra? Hokus pokus? Czary mary? Przymknęłam oczy, zastanawiając się nad tymi słowami. Przez moją głowę przebiegły wspomnienia tamtej rozmowy. Może coś z niej wskazywało, czym mogłaby być te słowa. To nie pomogło.

— Pani glino? Zabiłam cię? — Otworzyłam, oczy kiedy usłyszałam głos przestępczyni. 

Lekko się wychyliłam, ale w tym samym momencie kolejna kula uderzyła w mur. Kobieta się zaśmiała. 

— Czyli nie? — Zdążyłam dostrzec w jak złej jest ona kondycji. 

Albo jest nachlana, albo naćpana. I to tak porządnie, gdzie normalny człowiek leżałby już w szpitalu pod respiratorem. Alucard, proszę! Oparłam znowu głowę o ścianę i spojrzałam na sufit. Nie mogę tutaj zginąć, i nie mogę pozwolić na to, aby tamta dziewczyna została zabita. Ale co ja mogę zrobić? W tej sytuacji jestem bezsilna... 

Byłam nie ostrożna i pod wpływem swoich własnych pobudek ruszyłam do paszczy lwa, z której mogę nie wyjść cała i zdrowa. Naraziłam własne życie, bez wcześniejszego rozeznania. Alucard miał rację, że pakuję się tylko w kłopoty, a teraz gdy jest mi potrzebny, nie ma go. Zniknął i nie wiadomo kiedy wróci. On by wiedział co teraz powinnam zrobić. Poczułam łzy napływające do moich oczu. 

Nie jest detektywem, a pomógł mi odkryć więcej, niż bym zrobiła to sama, w ciągu miesiąca. Dodatkowo w czasie tego wszystkiego, pomagał ludziom dookoła siebie. Był ciągle obok i we wszystkim dawał sobie radę o wiele lepiej, niż ja. Za to go chyba głównie podziwiałam. W takim momencie zebrało mi się na myślenie o tym wszystkim? Za moment mogę zginąć, a ja myślę o... 

O tym, że chcę aby był obok. Że chcę, aby nie znikał. Że chcę go znowu zobaczyć. Chcę go znowu móc przytulić. Chcę znowu z nim porozmawiać. O tym, że chcę, aby wszystkie akcje, które miały miejsce między nami, zakończyły się, ale nie zostały przez nic przerwane. Czy ja się... Zakochałam w Alucardzie? 

W tym momencie po moich policzkach popłynęły łzy, które na podbródku złączyły się w jedną. Po chwili ona zleciała i padła prosto na zawieszkę naszyjnika. Zamknęłam oczy, a przy tym złapałam oddech. Teraz już chyba rozumiem, czym było tamto dziwne uczucie. Myślenie o tym, że nie ma go obok mnie, sprawiało mi ból, bo za nim tęsknię. Naprawdę musiało wydarzyć się takie coś, żebym zrozumiała swoje uczucia? Żebym zrozumiała, że... 

— Potrzebuję cię... Alucard... — Powiedziałam szeptem, moim bardzo drżącym w tym momencie głosem. 

— Ej, Pani glino... Chce pani być drugą ofiarą? — Poczułam lufę przyłożoną do skroni, na co wciągnęłam urywane powietrze. 

Otworzyłam oczy i spojrzałam na meksykankę kątem oka, dzięki czemu dostrzegłam, jak ktoś złapał jej pistolet w dłoń. Pociągnął ją, po czym zgniótł całą lufę. Złapał kobietę za kurtkę i lekko podniósł ponad powierzchnię podłogi. 

— Naprawdę myślałaś, że takie zabijanie ujdzie ci na sucho? Dodatkowo groziłaś funkcjonariuszce policji, a to jest karalne... — Na twarzy bruneta widziałam grymas gniewu, a kobieta zaczęła majtać nogami, próbując się uwolnić. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro