Pierścionek
Jeszcze zanim zaczniecie czytać, to wam coś zdradzę.
Podczas pisania tego rozdziału(nie wiedzieć czemu), ryczałam nie miłosiernie.
Tak tylko mówię...
Dobra!
Miłego czytanka! ❤❤
Po tej rozmowie natychmiast wyszłam z gabinetu dziadka. Jeśli to wszystko prawda, to za sprawą jednego z moich przodków, zginął ojciec...
Alucard!
Ruszyłam szybkim krokiem do naszego pokoju. Muszę mu wszystko powiedzieć. Jeśli tata i dziadek zauważyli wcześniej jego oczy i kły, to mogą coś podejrzewać. Nie! Nie mogę mu powiedzieć. Znienawidzi mnie, jeśli się dowie, że ktoś z mojej rodziny zabił jedynego członka jego rodziny. Ale nie mogę tego przed nim ukrywać. Jednak jeśli się o tym dowie, to odejdzie i już nigdy więcej go nie zobaczę.
Cholera, nie wiem co robić! Już chciałam uderzyć ręką w ścianę, ale powstrzymałam się. Zrobiłby się przez to hałas na cały dom. Zlecieliby się wszyscy. A co jeśli...
Ruszyłam biegiem w kierunku naszego pokoju, gdzie zastałam Alucarda, który stał na balkonie. Zimne powietrze dostawało się do pokoju, dlatego odrazu złapałam się za ramiona, które zaczęły dygotać.
— Alu... — Już miałam zacząć, ale nie było mi dane.
— Van Helsing? Więc to jest twoje rodowe nazwisko? — Słyszałam tę gorycz w jego głosie.
— Alucard, ja... — Gdy zaczęłam, wszedł spowrotem do pokoju.
— Jesteś Van Helsingiem... Jesteś kolejnym pokoleniem zabójców, którzy zabijają moich pobratymców. Twój przodek zabił mi ojca, Abigail... — W jego oczach doskonale widziałam ból. — Po co było to wszystko? Tylko i wyłącznie po to, żeby mieć pierwszego wampira za sobą? Abigail, ja cię naprawdę szczerzę kocham. Od kiedy się pojawiłaś w moim życiu, Camelia stała się przeszłością. Zamkniętym rozdziałem. Od kiedy wtedy w Paryżu powiedziałaś, że mnie kochasz, moje serce należało już tylko i wyłącznie do ciebie... — Widziałam jak w jego oczach szklą się łzy.
— Mówiłam szczerze... — Zrobiłam krok w jego kierunku, ale on się odsunął.
— Skąd mam mieć pewność? Równie dobrze mogłaś to wszystko zagrać. Powiedzenie komuś „Kocham cię”, pocałunki, wszystkie nasze rozmowy... — Weszłam mu w zdanie.
— Ja o tym nie wiedziałam, Alucard... — Spojrzałam mu w oczy, ale on pokręcił głową.
— Nie wiem, czy mogę ci ufać, Abigail... — Odwrócił się w kierunku balkonu, w którego stronę zrobił krok.
— Nigdy cię nie okłamałam... — Zatrzymał się. — Zawsze byłam z tobą szczera... — Odwrócił się w moim kierunku, a gdy zobaczył moją twarz, po której spływały łzy, szerzej otworzył oczy. — Nie wiedziałam o tym wszystkim... Przez dwadzieścia sześć lat... Od dnia kiedy się urodziłam, żyłam w niewiedzy o moich korzeniach... Dowiedziałam się tego dosłownie przed chwilą... I nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo żałuję, że to właśnie z tej rodziny pochodzę... — Jeszcze bardziej go zdziwiłam. — Tak, jestem Van Helsingiem... Ale to nie zmienia tego, że ja cię naprawdę kocham, Alucard... Szczerze... — Ruszył w moim kierunku, natomiast ja zaczęłam się powoli cofać. — Naprawdę boli mnie to, że ktoś z moich przodków pozbawił cię członka rodziny... I gdybym tylko mogła, cofnęła bym czas, żeby do tego nie doszło, ale nie mam takiej mocy... Jestem tylko zwykłym, słabym człowiekiem, który kocha cię całym sercem, Alu... — W tym momencie mnie pocałował.
Spojrzałam na niego zaskoczona, kiedy się ode mnie odsunął.
— Przepraszam... Musiałem mieć pewność co do wszystkiego, co mi kiedykolwiek powiedziałaś... Nie chciałem doprowadzić cię do płaczu... — Mrugnęłam kilkukrotnie.
— Czyli... Nie odejdziesz? — Powiedziałam, w połowie dławiąc się własnym szlochem.
Położył swoje dłonie na moich policzkach i uśmiechnął się szeroko.
— Jak mógłbym odejść od kobiety, którą kocham ponad życie? Nie mam prawa, aby winić cię za coś, co zrobił twój pra pra pra dziadek... — W tym momencie pękłam, po czym wtuliłam się w jego ramiona.
Płakałam jak małe dziecko, a brunet starał się mnie uspokoić, na tyle, na ile był w stanie. Głaskał mnie po głowie i po plecach. W pewnym momencie zaczęłam jeszcze bardziej się trząść, co dało mu sygnał, że zapomniał zamknąć drzwi na balkon. Odrazu to zrobił, po czym posadził mnie na pufie, która stała przy łóżku. Starałam się jakoś zatrzymać łzy, ale nie dawałam rady. Alucard obcałował całą moją twarz, aby jakoś poprawić mi humor, ale nie wiele to pomagało.
— Abigail... — Odezwał się zmartwiony tym, że nie jestem w stanie się nijak uspokoić.
— W końcu przejdzie... — Przetarłam swoje oczy rękoma, ale i to nic nie pomagało.
W pewnym momencie Alucard wstał i poszedł do garderoby. Po chwili gdy wrócił, niósł coś za plecami. Szerzej otworzyłam oczy, kiedy klękną przede mną na prawe kolano.
— Miałem ci go dać jutro w twoje urodziny, ale... Nie chcę patrzeć na łzy, które płyną z twoich oczu... — Wyciągnął w moim kierunku obie ręce, w których coś trzymał.
W kolejnej chwili je rozłączył, a ja miałam wrażenie, jakby czas się zatrzymał, kiedy to zobaczyłam czarne pudełeczko w kształcie serca, a w środku przepiękny złoty pierścionek z dziewięcioma diamencikami.
Spojrzałam na niego zaskoczona, a on sie uśmiechnął.
— Abigail Wood, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz spędzić ze mną resztę życia? — Poczułam, jak jeszcze bardziej się rozklejam.
Po chwili do niego przylgnęłam, przez co przewróciliśmy się na podłogę. Objął mnie, a ja usiadłam na jego nogach okrakiem i pocałowałam. Oddał pocałunek, a gdy się odsunęłam zadał ponownie pytanie.
— Czy to znaczy, że się zgadzasz? — Objęłam jego twarz dłońmi i pokiwałam głową.
— Tak... Tak... Tak... — Powtarzałam w kółko, a przy tym nie przestawałam przytakiwać.
Ponownie mnie pocałował, a ja odrazu oddałam pocałunek. Po chwili się od siebie odsunęliśmy, a gdy to zrobiliśmy, złapał za moją lewą dłoń, na której serdeczny palec wsunął pierścionek. Natychmiastowo poczułam jak moje usta wykrzywiają się w szerokim uśmiechu. W przypadku Alucarda było tak samo. Szeroko się uśmiechał. Po chwili mnie podniósł, po czym ponownie posadził na pufie.
— Czyli od teraz nie ma między nami związku typu chłopak - dziewczyna? — Zapytał, a przy tym na mnie spojrzał.
Podniosłam lewą rękę i odwróciłam dłoń tak, aby było widać pierścionek.
— Od teraz jesteśmy narzeczeństwem... — Zauważyłam w jego oczach łzy.
Pociągnęłam go za kołnierzyk jego swetra i ponownie pocałowałam. Nim się spostrzegłam, Alucard kładł mnie na łóżku.
— Alucard... — Odsunął się i na mnie spojrzał. — Powinnam o to zapytać, kiedy ty mnie o to pytałeś, ale lekko wtedy stchórzyłam... — Uniósł brwi zaciekawiony. — Chcesz mieć kiedyś dzieci? — Zapytałam, a on po chwili szoku się uśmiechnął.
— Chcę... I to tylko i wyłącznie z tobą... — Kiwnęłam głową i pociągnęłam go w swoim kierunku.
— Więc zróbmy sobie jakieś... — Powiedziałam między pocałunkami, a on odrazu zaczął całować moją szyję i dotykać całego mojego ciała.
😏😏😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro