Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Perfumy...

Jako iż jestem za #protestuczniowski i siedzę w domu, a druga sprawa to też jestem tak trochę przeziębiona i leżę w łóżku otoczona górą chusteczek, to dostajecie ode mnie rozdział wcześniej!
Jej!
Miłego czytania! ❤❤

Alucard był w moim mieszkaniu w sumie cały dzień. Naprawdę miło mi się spędza z nim czas. Mamy podobne poczucie humoru i z wielu żartów się śmiejemy. Tematy do rozmów też się nie kończą, pomimo naszej bardzo sporej różnicy wieku. Umyłam oba kubki, kiedy to skończyliśmy już pić herbatę. 

— Czyli wampiry mogą pić coś innego, niż krew? — Zapytałam, a on stanął obok mnie i oparł się o blat. 

— Krew to główny składnik diety wampira, ale możemy też jeść i pić wszystko to, co ludzie. To nie tak, że jestem stricte uzależniony od tego jednego. Po prostu z innego pożywienia niż krew, nie przyswajamy żadnych składników odżywczych. Najzwyczajniej w świecie nie jesteśmy w stanie najeść się ludzkim jedzeniem... — Założył ręce na klatce piersiowej. — Teraz ja ci zadam pytanie... — Spojrzałam na niego zaskoczona. 

— Jasne, pytaj o co chcesz... Postaram się odpowiedzieć... — Uśmiechnęłam się lekko, tym samym zachęcając go do mówienia. 

— Dlaczego tak wiele rzeczy w twoim mieszkaniu, jest we wzór paryskiej wieży Eiffla? — Zszokowana jego pytaniem, otworzyłam szerzej oczy. 

Bardziej się spodziewałam tego, że zapyta o coś związanego z pracą. 

— Eee... Powiem ci tak, zaskoczyłeś mnie tym pytaniem... — Zaśmiał się. — ... Jak byłam mała, to marzyłam o tym, aby znaleźć się na samym jej szczycie... Aby móc zobaczyć całą nocną panoramę Paryża... Jak teraz o tym myśle, to było to chyba zdecydowanie bardzo dziecinne marzenie, które gdzieś tam, z tyłu głowy nadal się chyba gnieździ... Dlatego tyle tu tego jest... — Powiedziałam, po czym na niego spojrzałam. 

— Nie jest dziecinne... — Uśmiechnął się, a ja delikatnie zrobiłam to samo. 

W tym momencie do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka do drzwi. Odbiłam się od blatu, o który również się w międzyczasie oparłam, a następnie chciałam iść otworzyć. Jednak skończyło się to potknięciem o Bonifacego, który stwierdził, że chce położyć się na chłodnych kafelkach. Alucard dzięki swojemu super refleksowi złapał mnie w talii. Spojrzałam na niego, a on mi w oczy. Moje serce w tym momencie chciało wyskoczyć z piersi. 

Patrzyliśmy sobie w oczy, a przy tym miałm wrażenie, że czerwień jego oczu mnie pochłaniała. Mój oddech lekko przyśpieszył. Wyprostowałam się, a jego ręce oplotły moją talię. Trzymałam swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Przełknęłam ślinę, a on przesunął swoją jedną rękę na mój kark. Jego oczy zeszły na moje usta i ponownie powróciły na moje tęczówki, a przy tym zaczął się do mnie powoli zbliżać. Zagryzłam lekko wargi, tym samym je zwilżając, po czym je delikatnie uchyliłam. 

Wychyliłam się lekko w tył, a Alucard jeszcze bardziej się zbliżył. Powoli czułam jego ciepły oddech na mojej skórze. Przechyliłam delikatnie głowę ku prawemu ramieniu i przymróżyłam lekko oczy. Już czułam jak nasze nosy się o siebie opierają i zapewne doszłoby do pocałunku, ale przerwał go kolejny dzwonek do drzwi. 

— Pó... Pójdę otworzyć... — Powiedziałam, jednocześnie się od niego odsuwając. 

Kiwnął głową i mnie puścił, a ja szybkim krokiem poszłam w kierunku drzwi. Otwierałam zamki, starając się przy tym jak najbardziej uspokoić. Wdech, wydech, wdech, wydech. Gdy tylko uchyliłam drewnianą powłokę, ukazał mi się mój drogi przyjaciel, Lucas. Mrugnęłam kilkukrotnie zaskoczona jego widokiem. Powinien być jeszcze w pracy. 

— Co ty tu...? — Wszedł mi w zdanie. 

— Rowen kazał sprawdzić, czy przypadkiem się nie zajmujesz swoim własnym śledztwem... — Miał założone ręce na klatce piersiowej. 

— Ale... — Nim cokolwiek więcej powiedziałam, wszedł do mojego mieszkania. 

— Żadnego „ALE”... — Zdjął buty, po czym odwrócił się do mnie i wskazał na mnie palcem. — Tobie serio trzeba wytłumaczyć, na czym polega bycie na urlopie, bo twój pracoholizm jest nieprzewidywalny... — Znowu mrugnęłam kilka razy, a on wszedł do środka. — O! Cześć, Alucard... — Przywitał się z brunetem. 

— Cześć, Lucas... — Odpowiedział mu, a przy tym wziął na ręce kota. 

Westchnęłam zrezygnowana, a szatyn odrazu do mnie podszedł i oparł się o moje ramię. 

— Czy ty go przesłuchujesz? — Szepnął mi do ucha. 

— Wiesz, że szeptanie nic ci nie da, bo on cię i tak usłyszy, prawda? — Szerzej otworzył oczy na moje pytanie, po czym spojrzał na wampira. 

— Serio wszystko słyszysz? Co do słowa? — Kiwnął głową na jego pytanie, a ja się cicho zaśmiałam. 

— Dobra, a teraz serio. Gadaj po co naprawdę przyszedłeś, bo wątpię, że Rowen wysłał cię do mnie tylko i wyłącznie dlatego, żeby sprawdzić, czy aby napewno odpoczywam.... Coś jeszcze jest na rzeczy, prawda? — Uniosłam jedną brew do góry, a Lucas odwrócił wzrok. 

— Wyłącz proszę swój dziwny tryb detektywa... — Skrzywił się, ale nadal borowałam w nim dziurę swoim wzrokiem. — Przestań się tak na mnie gapić, przerażasz mnie... — Nic sobie nie zrobiłam z jego mówienia i dalej się w niego wpatrywałam. — ... — Westchnął zrezygnowany i oparł się o blat, zaraz obok Alucarda. — Rowen kazał mi się ciebie wypytać, czy masz jakieś kolejne wskazówki odnośnie śledztwa... — Wypuściłam powietrze w przypływie śmiechu, kiedy usłyszałam jego zmarnowany ton głosu. 

— Jak bardzo jesteście zdesperowani, żebym wam coś powiedziała? — Zrobił wielkie oczy na moje pytanie, a przy tym na mnie spojrzał. 

— Abi... — Jęknął błagalnie. 

— Jestem na urlopie, a poza tym kazaliście mi zamknąć moje małe śledztwo... — Wzruszyłam ramionami i lekko się zaśmiałam. 

— Osz ty mała cholero... — Wymruczał pod nosem. 

— Też cię kocham, Lucas... A tak wogóle to to, że jestem od ciebie młodsza o prawie dziesięć miesięcy, wcale nie daje ci prawa, żebyś mógł mnie nazywać „małą”... — Wskazałam na niego palcem, a on sie lekko zaśmiał. 

— Teoretycznie daję... — Wzruszył ramionami, a ja zauważyłam, że Alucard nieco posmutniał. 

O co może chodzić? 

— Nie mam żadnych nowych wskazówek... — Zwróciłam się do szatyna, a on westchnął zrezygnowany. 

— Rowen się wkurzy, bo przyszło kolejne wezwanie na miejsce zbrodni... I znowu to samo... Otruty trup bez głowy... — Zacisnęłam usta w cienką linię. 

— Musi być jakaś wskazówka, którą przegapiamy... — Położyłam zgięty palec wskazujący na brodzie i zaczęłam chodzić po mieszkaniu. 

Pozostała dwójka natomiast przyglądała mi się uważnie. Jakaś rzecz, na którą kompletnie wcześniej nie zwracałam uwagi. Myśl, Abigail, myśl! Coś, co wcześniej uważałaś za nic... 

— ... Perfumy... — Zatrzymałam się, a kątem oka zauważyłam, jak Lucas i Alucard na siebie spojrzeli. 

— Co masz na myśli? — Zapytał brunet, a jednocześnie z nim odezwał się szatyn. 

— Na ubraniach podejrzanej dało się wyczuć dwa różne zapachy perfum... — Wyraźnie obojgu zaskoczyłam. 

— Jakim sposobem ty to zauważyłaś? — Zapytał mój drogi okularnik. 

— Nie lekceważ nosa kobiety... Zauważ, że moja matka zanim zwiała ze swoim kochankiem, używała bardzo drogich perfum... A ja pamiętam każdy zapach od Chanel, aż do Yves Saint Laurent... — Jeszcze bardziej ich zaskoczyłam, ale Alucard chyba bardziej zdziwiła informacja o mojej matce. 

— A jaki zapach było od niej czuć? — Zapytał Lucas. 

— Dior Poison Pure i Chanel Coco Mademoiselle... — Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Alucarda, który odwrócił wzrok. 

A jemu co nagle? 

— Dobra, wysłałem Rowenowi wiadomość... Może ta wskazówka coś da... — Spojrzał na mnie złośliwie. — Napewno da ci dodatkowy dzień urlopu... — Zaśmiał się. 

— No bez jaj! — Warknęłam na niego i wyrzuciłam ręce do góry. 

Jestem ciekawa ile osób, które shippują Alucarda z Abigail, będzie mnie chciało za to zabić😅😅

.
.
.

Błagam, nie kopcie leżącego, który zdycha na przeziębienie 🙏🙏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro