Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowe podejrzenia

Tak jak wczoraj powiadomiłam na tablicy, tak oto przyszła pora, aby dać wam maraton na 100 odczytów!!
A więc!
1/3
Miłego czytania!!


Jak postanowiłam wczoraj przed południem, tak też dzisiaj to spełniłam. Siedzę właśnie w samochodzie, naprzeciwko mojego domu. Zaparkowałam po przeciwnej stronie ulicy, aby mój ojciec nie zauważył mnie, kiedy będzie wracać z pracy. Po chwili wysiadłam z auta, a następnie ruszyłam pod dom, gdzie stanęłam pod drzewem. Stało na środku trawnika, zaraz przed jasnym, lekko morelkowym budynkiem z ciemno brązowym dachem. 

Oparłam się o korę, po czym zwróciłam swój wzrok na samochód, który zatrzymał się na podjeździe. Srebrne BMW M2 Competition. Wysiadł z niego starszy mężczyzna. Szatyn, z kilkoma siwiejącymi włosami i błękitnymi oczami. Był ubrany w białą koszulę, przy której miał lekko poluzowany, czarny krawat i czarne jeansy. Odetchnął zmęczony, a ja oparłam się ramieniem i założyłam ręce na klatce piersiowej.

— Ciężki dzień? — Zwróciłam na siebie uwagę, a tata odrazu na mnie spojrzał. 

— Abi! — Odezwał się ucieszony, po czym już chciał do mnie podejść, ale byłam szybsza. 

Już po chwili się do niego przytuliłam, a on natychmiast dał mi całusa w czubek głowy i pogłaskał mnie po włosach. Cicho syknęłam z bólu, kiedy dotknął guza, który nadal znajdował się na mojej potylicę, ale odrazu zabrał rękę z tego miejsca. 

— Zwykle jesteś zawalona pracą i nie masz czasu, aby przyjechać... — Odsunął mnie od siebie, a ja odwróciłam wzrok. — Abi? — Zapytał lekko ostrzegawczym tonem. 

— Rowen dał mi dwu tygodniowy urlop, bo jak to on ujął, żyję tylko pracą... Plus po akcji w magazynie, stwierdził, że mam odpocząć, i że się o mnie martwi... — Powiedziałam, a tata uważnie mi się przyjrzał. 

— No cóż, zważywszy na to, że Rowen to mój dobry przyjaciel i zna ciebie, od kiedy leżałaś w kołysce i robiłaś pod siebie... — Właśnie zabiłam go wzrokiem. 

— Nie musiałeś przypominać mi tej sfery mojego życia... — Zauważyłam, a tata się zaśmiał i wziął siatkę z zakupami. 

— Wracając, on cię zna lepiej, niż Lucas, który również bardzo dużo wie. Rowen pomagał mi w wychowywaniu cię, wie jaka byłaś kiedyś i jakie zachowania zostały ci do dzisiaj. To oczywiste, że się o ciebie martwi. On widzi w tobie Amber, dlatego taki jest. Jest wobec ciebie pobłażliwy i traktuje cię jak ją... — Posmutniałam na wspomnienie córki Rowena. 

W tym roku kończyłaby dwadzieścia lat. Zmarła osiem lat temu na białaczkę, na którą cierpiała. Od trzeciego roku życia, praktycznie cały czas nie wychylała nosa, poza salę szpitalną. Pamiętam ją, jak leżała w szpitalu, a przez okno obserwowała ptaki. Uwielbiała zwierzęta, lubiła się śmiać i rysować, a przede wszystkim kochała słuchać o tym, jak wygląda życie poza ścianami szpitala. Zdjęłam kurtkę i buty, a następnie weszłam do swojego rodzinnego domu. Nic się nie zmieniło. Nadal wszystko jest na swoim miejscu. 

— Rowen mówił, że rozwiązałaś wczoraj sprawę w mniej, niż dwanaście godzin... — Odezwał się tata, kiedy wstawiał wodę na herbatę. 

— Niby tak... Ale coś mnie niepokoi z tą sprawą... — Oparłam się wyspę kuchenną, a przy tym spojrzałam na jej marmurowy wzór. 

— Co takiego? — Zapytał zaniepokojony. 

— ... — Podniosłam na niego wzrok. — Teoretycznie nie powinnam o tym mówić... Ale, dzisiaj z samego rana Lucas wysłał mi informację, że w czasie sekcji ofiary, wykryto u niego wysokie stężenie digitoksyny i digitaliny. Kobieta została przesłuchana, ale przyznała się tylko do tego, że otruła tego mężczyznę, właśnie tymi dwiema toksynami. Koroner powiedział, że te dwa składniki są silnymi trucicielami, występującymi w roślinie zwanej Naprstnicą. Niby wszystko pięknie, bo znaleźliśmy przestępczynię, ale zostaję jeszcze kwestia tego, kto ofierze odciął głowę. Widziałam tę kobietę, ale jest bardzo drobna i nie posiada raczej zbyt wiele siły, więc nie byłaby w stanie zrobić czegoś takiego, a już tym bardziej nie wygrałaby walki z postawnym mężczyzną, który miał około metra dziewięćdziesiąt, chyba że... — Właśnie sobie coś uświadomiłam, a mój ojciec zrobił to już dawno temu. —... Ona... Nie pracowała sama... — Tata się uśmiechnął, po czym zalał wodą saszetki z herbatą. 

— Dobra dedukcja... — Posłodził oba napoje, a następnie podał mi jeden z kubków. — Ostatnio w rejonie mojego komisariatu była podobna sytuacja. Kobieta bez głowy. Otruta, a główny podejrzany przyznał się tylko do podłożenia trucizny.... — Spojrzałam na tatę zaskoczona. 

— Seryjny morderca... — Kiwnął głową na moje słowa. 

— Trzeba go ująć, zanim będzie więcej ofiar... — Zauważył tata, a mi przypomniały się słowa Alucarda. 

Słyszy ludzkie myśli, więc może mógłby mi pomóc przy szukaniu sprawcy. Napewno sprawniej by mi to szło, ale przez to, że Rowen mnie wysłał na urlop, nie mam jak sprawdzać kartoteki policyjnej. Gdybym miała do niej teraz dostęp, to mogłabym wykluczyć, czy jest to osoba, która miała już coś na sumieniu, czy może jest to jakiś cywil, który dopiero zszedł na drogę przestępczości. 

— Znowu myślisz tylko o pracy... — Zauważył mój ojciec, a ja się lekko wzdrygnęłam na jego słowa, po czym na niego spojrzałam. — Musisz się jeszcze nauczyć rozdzielać życie codzienne, prywatne, od życia zawodowego... Skoro masz dwa tygodnie urlopu, to mogłabyś znaleźć sobie jakiegoś adoratora... — Zakrztusiłam się herbatą.

— Błagam, ty też. Najpierw Rowen i Lucas, a teraz jeszcze ty... — Zaśmiał się. — Nie jest mi śpieszno do bycia w związku, potem małżeństwa, macierzyństwa i wogóle... Nie nadawała bym na rodzica... Zapewne nigdy by mnie nie było w domu... — Złapałam się za włosy. 

— Mówiłem dokładnie to samo, kiedy byłem w twoim wieku... — Spojrzałam na niego. — Trzy lata później się urodziłaś... — Zaskoczył mnie. — Byłaś najlepszym, co mogło mi się przydarzyć... Zostanie rodzicem, może i jest ciężkie, ale po kilku latach można patrzeć jak wspaniałą osobę się wychowało... Może nie miałaś idealnego przykładu w postaci matki, ale i bez niej wyrosłaś na wspaniałą kobietę, Abi... — Kiwnęłam głową na jego słowa, po czym przytuliłam go. 

— Kocham cię, tato... — Pogłaskał mnie po głowie. 

— Ja ciebie też, Abi... — Wróciliśmy do rozmowy, a w międzyczasie piliśmy herbatę. — A, Abi... Jest pewna kwestia, o której powinnaś wiedzieć... — Powiedział, kiedy wróciłam z łazienki. 

— O co chodzi? — Usiadłam na stołku, przy wyspie kuchennej. 

— Ostatnio dostałem telefon ze szpitala... Psychiatrycznego... — Zaskoczył mnie. — W najbliższym czasie mają go wypuścić... — Spojrzał mi w oczy. 

— Dziadka? — Kiwnął głową na moje pytanie. — Ale jak to? Miał najcięższe stadium tej całej choroby umysłowej i nagle go wypuszczają? A co jeśli dostanie... — Przerwał mi. 

— Właśnie dlatego go wypuszczają. Przez ostatnie dwa miesiące nie dostał ani jednego ataku swojego maniactwa. Poprosił, abyśmy go odwiedzili w jego posiadłości... — Spojrzałam na niego zaskoczona. 

— Mamy jechać do tej rodzinnej posiadłości, która stoi na całkowitym odludziu w środku lasu? — Kiwnął głową, a ja przypomniałam sobie mniej więcej to, co się tam stało poprzednim razem. — Tato, ja tam nie chce jechać. Wiesz co się tam stało poprzednim razem... — Opuścił wzrok. 

— Wiem, ale musimy. Pora abyś się dowiedziała, skąd pochodzą nasze korzenie. W tamtym domu jest książka z naszym drzewem genealogicznym. A tylko twój dziadek wie, gdzie jest klucz do gabloty, w której jest ona zamknięta. Nawet mi nigdy nie powiedział, gdzie jest ukryty... — Spojrzałam na niego zaskoczona.

— ...Kiedy? — Zapytałam po chwili. 

— Chciał żebyśmy przyjechali na święta... — Kiwnęłam głową. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro