Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nieznajomy

Miłego czytania❤

Widząc, że mierzę do niego z broni, podniósł ręce. Chciał zrobić krok w moim kierunku, ale odbezpieczyłam pistolet. Jak on się tu dostał? Przecież zamknęłam drzwi. To niemożliwe, aby wszedł tutaj przez balkon. 

— Camelio, proszę... Opuść broń... Zrobisz sobie krzywdę... — Powiedział spokojnie. 

— Nie jestem żadną Camelią... I za przeproszeniem, mówisz do funkcjonariuszki policji... — Warknęłam przez zaciśnięte zęby. 

— Nie pamiętasz mnie? — Zapytał zrozpaczony. 

— Widzę cię drugi raz na oczy... Gadaj coś za jeden, i jak żeś się tu dostał? — To jest jakiś wariat. 

— Jestem Alucard Marmeystin... — Zaczął iść w moim kierunku, dlatego zaczęłam się cofać. — A ty jesteś Camelia Rosenstruger... — Wpadłam na lodówkę, do której zostałam przyszpilona. — Moja ukochana Camelia... — Stanął naprzeciwko mnie tak, że wylot pistoletu dotykał jego klatki piersiowej. 

— Ja cię nie znam... — W jego oczach dostrzegłam ból. 

— Dlaczego? Czemu mnie nie pamiętasz? Przecież przed trzystu laty byliśmy w sobie zakochani... Byliśmy w stanie oddać za siebie życie... — Oparł ręce po obu stronach mojej głowy. 

— O co ci chodzi? Jakie znowu trzysta lat? Jeszcze nie skończyłam dwudziestu siedem... — Na jego twarzy namalowało się zaskoczenie. 

— Nie... — Wyszeptał. — To niemożliwe... — Dalej mówił cicho. 

— I nie jestem żadną Camelią... Mam na imię Abigail Wood i jestem podkomisarzem policji... — Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, jakbym trzęsła się niemiłosiernie. 

Jednak moja ręka jest nieruchoma. Tak samo jak całe moje ciało. Stoję bez ruchu, a jednak czuję nieco strachu. On się zachowuję, jakby był chory psychicznie. 

— To znaczy, że... Trzysta lat temu... Camelia naprawdę zginęła... — Odsunął się i oparł o blat. — Ale jeśli tak, to jakim sposobem, wyglądasz dokładnie tak samo jak ona? Wyglądasz identycznie, jak moja ukochana Camelia. Wyglądasz jakbyś była jej bliźniaczką... — O czym on gada do cholery? 

— Nie wiem o czym mówisz, ale wcześniej napadłeś na funkcjonariuszkę policji, a jest to poważne wykroczenie... Dodatkowo nadal nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie...  Jak ty się tu dostałeś? Doskonale pamiętam, że zamykałam drzwi... — Nadal mierzyłam w niego bronią. 

— Wszedłem balkonem... — Powiedział, a ja zauważyłam jak Bonifacy otarł się o jego nogę. 

Szybko podeszłam, a następnie nogą odsunęłam od niego kota. Podniosłam go, po czym wrzuciłam do łazienki. Ani na sekundę nie oderwałam wzroku od mężczyzny. 

— Niby jak? Przecież jesteśmy na piątym piętrze... — Zmarszczyłam bardziej brwi. 

— Coś takiego dla wampira trudne nie jest... — Wzruszył ramionami, a ja zamarłam. 

On powiedział wampir? Przecież one nie istnieją. Występują tylko w kiczowatych filmach dla nastolatków. Otrząsnełam się z takiej informacji. 

— Wampiry nie istnieją, a ty jesteś jakimś wariatem... — Złapałam za swój telefon, aby zadzwonić do Rowena. 

W tej samej chwili zostałam przyciśnięta do blatu, a moje ręce zablokowane. Próbowałam się jakoś wyrwać, ale nie dawało to rezultatu. 

— A jak wytłumaczysz kolor moich oczu... Moją siłę... To, że wcześniej w tamtym magazynie piłem krew tamtych gryzoni... I napiłem się także twojej... To jak znalazłem się tutaj... A przede wszystkim... Jak wytłumaczysz to? — Nagle wyrosły mu długie kły, a oczy zaczęły się mienić na ostrzejszy kolor. — Nie ugryzę cię... Wcześniej wypiłem za dużo twojej krwi, dlatego teraz jesteś osłabiona... — Powiedział, gdy zobaczył na mojej twarzy przerażenie. — Ale zrobię co innego... — Zbliżył się do mojej twarzy. 

Zaczęłam się wyrywać. Próbowałam go kopnąć, ale był nie do ruszenia. Cholera jasna! Zacisnęłam oczy z całej siły. 

— Przerażasz mnie... — Te słowa wyszły z moich ust. 

Zatrzymał się, a ja poczułam, że jego uścisk na moich nadgarstkach się poluźnił. 

— Wybacz... Jeszcze się spotkamy, a ja postaram się, abyś już się mnie nie bała... — Powiedział to blisko mojego ucha, jednocześnie głaszcząc mój policzek, na co się wzdrygnęłam. — Tym razem nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić... — Mój głos ugrzązł mi w gardle. 

Podniosłam ręce w geście obrony i skrzyżowałm je przed sobą. Uchyliłam powieki, po czym rozejrzałam się. Nikogo poza mną tu nie ma. Szybko podeszłam do balkonu, a następnie go zatrzasnęłam. Co się właśnie wydarzyło? Złapałam się za głowę. Wampir? Nie, to niemożliwe. Ale... 

Jak inaczej wytłumaczyć to, co miało miejsce kilka chwil wcześniej? Jego kły urosły. Oczy zaczęły się mienić. Dodatkowo czułam na nadgarstkach, jak jego skóra stała się nagle zimna jak lód. Z moich przemyśleń wybiło mnie miałczenie Bonifacego. No tak, zamknęłam go w łazience. Wypuściłam go, przemyłam twarz i ręce, a następnie poszłam do sypialni. 

Na wejściu odrazu rzuca się w oczy łóżko z bordową pościelą. Stoi przy ścianie, zaraz naprzeciwko drzwi. Przy nim po obu stronach stoją szafki nocne, które praktycznie w całości zawalone są dokumentami. Nad łóżkiem wiszą dwie lampy naścienne z prostokątnymi kloszami. Po lewej stronie jest komoda oraz biurko, a na ścianie z prawej szafa, która składa się z samych półek. 

Wyjęłam z komody czystą bieliznę, którą odrazu założyłam. Spojrzałam przez okno, które jest zaraz nad meblem, po czym zasłoniłam rolety w obu. Podeszłam do szafy, aby wziąć jakąś piżamę. Zdjęłam odrazu ręcznik i założyłam na siebie bluzkę na cienkich ramiączkach i długie, luźne spodnie, w jasną, niebieską kratę. 

Wróciłam po telefon do kuchni. Straciłam apetyt. Podniosłam z ziemi swój pistolet, który zabrałam do pokoju. To samo zrobiłam z drugim. Zostawiłam uchylone drzwi do pokoju, w razie, gdyby mój mały pieszczoch stwierdził, że chce spać gdzieś w pokoju, a następnie położyłam się pod kołdrą. Przez większość nocy, bo gdy się położyłam, dochodziła północ, przekręcałam się z boku na bok. 

Nie umiem zapomnieć tego, co widziałam w tamtym momencie. Wampiry istnieją i żyją wśród nas? Nie! Ci krwiopijcy są tylko fikcyjnymi postaciami, z filmów dla nastolatków typu „Zmierzch”. Ale, on powiedział, że napił się mojej krwi. Kobieto, uspokój się! Nim się spostrzegłam, minęła cała noc. Wstałam z łóżka, a następnie założyłam bluzę z kapturem i poszłam do mieszkania obok mojego. 

Zapukałam kilkukrotnie, a gdy to nie zadziałało, zrobiłam to ponownie. Waliłam w te drzwi tak długo, aż Lucas mi nie otworzył. Tak, jest moim sąsiadem, współpracownikiem i przyjacielem. Po kilku minutach w końcu usłyszałam, jak w drzwiach przekręcają się zamki, a po chwili ukazał mi się mój drogi niespełniony artysta. 

Miał na sobie dresowe spodnie, a gołą klatkę piersiową zakrywała bluza na zamek. Miał roztargane włosy i zaspane oczy, których nie ukrywały okulary, co znaczy, że wyciągnęłam go z łóżka. Spojrzał na mnie z wyrzutem. 

— Kobieto... Daj spać... — Powiedział odrazu. 

— Dobra... Ale za chwilę... — Weszłam do środka, a mój przyjaciel westchnął zrezygnownay. 

— Abigail, nie żeby coś... Kocham cię jak siostrę, jesteś moją najlepszą przyjaciółką, znamy się od dawna i widzieliśmy się w najgorszych momentach takich, jak na przykład kac i wogóle, ale naprawdę nienawidzę cię, kiedy przychodzisz do mnie, zanim wogóle wybije siódma rano... Abi... Jest czwarta dwadzieścia osiem, a poza tym, zaczyna ci się urlop... Nie musisz mnie budzić, jak to masz w zwyczaju robić codziennie.... Daję radę samemu ustawić sobie budzik... — Chyba zakończył swoją reprymendę. — Dobra... Skończyłem... Teraz mów o co chodzi... — Powiedział, podchodząc do blatu, o który się oparł. 

— Błagam cię, powiedz, że nie zwariowałam... — Poprosiłam stojąc po drugiej stronie blatu. 

— Co? — Zrobił pytającą minę. 

Jest i drugi!
Mam nadzieję, że się podobał ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro