Bądź dla niej dobry
Dzisaj....
SOBOTA!
Ale chuj z tym, mi i tak przez ostatni tydzień w krzyżu łupie, jak staremu dziadydze...
(XD musiałam)
Miłego czytania!
I ponownie, tak jak pięć tygodni temu siedzę na tym samym fotelu, a przy tym patrzę jak mój ojciec, który daję mi opierdol, chodzi w kółko po moim mieszkaniu. Westchnęłam cicho i spojrzałam na Alucarda, który stał przy fotelu.
— Słuchasz mnie, czy nie?! — Wzdrygnęłam się, kiedy tylko mój ojciec się do mnie zwrócił.
— Słucham, słucham... — Opuściłam wzrok na swoje ręce, przy których lekko wyginałam sobie palce.
— Nigdy w życiu nie sądziłem, że zachowasz się tak nieodpowiedzialnie... — Weszłam mu w zdanie.
— A co ja niby takiego zrobiłam? Nie rozwaliłam samochodu, nie potrąciłam człowieka i nie udusiłam takich dwóch, co ze mną pracują, więc przepraszam, ale za co ja dostaję opierdol? Za to, że się zakochałam? Tak samo jak Rowen i Lucas mówiłeś, że powinnam sobie kogoś znaleźć, a teraz nagle źle, że mam chłopaka? — Założyłam ręce pod biustem, a tata spojrzał na mnie zaskoczony.
— Po kim ty jesteś taka pyskata? — Zapytał.
— No nie wiem, może po osobie, która mnie spłodziła i która przy okazji stoi przede mną? — Szerzej otworzył oczy na moją wypowiedź.
— Może faktycznie przesadziłem? — Zapytał sam siebie, a ja uniosłam jedną brew do góry.
— Wow, Amerykę po prostu odkryłeś, tato... — Poczułam na ramionach dłonie Alucarda, przez co odrazu uleciała ze mnie złość.
— Nie uważasz, że jest dla ciebie za... Ile ty w sumie masz lat? — Zwrócił się do bruneta.
Błagam, powiedz taki wiek, byle by nie wyszło tak, że jesteś ode mnie starszy o te ponad trzysta lat.
— Dwadzieścia osiem... — Odpowiedział, a przy tym oczywiście w pewnym stopniu skłamał, na co odetchnęłam niezauważalnie z ulgą.
Tak trochę się odmłodziłeś o jakieś trzysta lat. Wolę chyba uniknąć sytuacji, gdyby się tata dowiedział tego, że jesteś starszy nawet od mojego dziadka.
— Czyli jesteś starszy od Abi... — Kiwnął głową. — Abi, nie jestem pewien... — Przerwałam mu.
— Mam ci przypominać sześcioletnią różnicę, jaka była między tobą, a moją matką? — Zaniemówił na mój argument. — Albo dziewięć lat różnicy między babcią, a dziadkiem? — Chyba brakuje mu kontrargumentu.
— Dobra wygrałaś, Abi... — Poddał się.
W tym momencie usłyszałam pikanie piekarnika, co znaczyło, że zapiekanka przestała się piec. Wstałam z fotela, aby następnie podejść do kuchenki i wszystko po wyłączać. Otworzyłam drzwiczki od piekarnika, po czym złapałam za ścierkę, którą miałam pod ręką. Przez materiał złapałam za naczynie, w której była potrawa, a następnie wyjęłam ją z piekarnika i położyłam na płycie kuchenki. Gdy to już zrobiłam, złapałam za czajnik, aby w kolejnej chwili wstawić wodę na herbatę.
‡Alucard‡
Abigail ponownie zajęła się wszystkim w kuchni, a ja przypomniałem sobie to, jak jej ojciec nazwał ją trzema imionami.
Abigail Eleonora Susan Wood...
Uśmiechnąłem się na wspomnienie jej pełnego imienia. Nigdy nie mówiła reszty swoich imion. Nawet nie pozwalała spojrzeć na swoją odznakę, gdzie miała je wszystkie wypisane. Zazwyczaj szybko ją otwierala i odrazu zamykała. Naprawdę nie rozumiem dlaczego. Wszystkie jej imiona są piękne, więc naprawdę nie wiem, czemu je ukrywa.
— Zależy ci na niej? — Wyrwał mnie z zamyślenia głos jej ojca.
Spojrzałem na niego, dzięki czemu zobaczyłem, jak się jej przygląda. Wydawał się zamyślony. W pewnym momencie spojrzał na mnie, oczekując na moją odpowiedź.
— Jak na nikim innym... — Wyraźnie go zaskoczyłem. — Abigail jest jedyną kobietą, przy której nie muszę ukrywać tego jaki jestem naprawdę. Dzięki niej mogłem odżyć po poprzednim związku i wiem, że to dzięki niej jestem teraz taką osobą, a nie inną. Pokazała mi jakie to uczucie znowu kochać. Kocham Abigail całym sercem i za nią naprawdę mógłbym skoczyć w ogień, więc jeśli pyta Pan o to, czy mi na niej zależy, to odpowiem tak. Zależy jak na nikim innym i jak na nikim mi nigdy nie zależało... — Wyraźnie czułem, że zaskoczyłem go jeszcze bardziej.
Po chwili wypuścił powietrze przy napływie śmiechu, a przy tym pokręcił głową i się uśmiechnął.
— Jesteś jedyną osobą, jaka kiedykolwiek powiedziała coś takiego o mojej córce... — Teraz to mnie zbił z tropu. — Opiekuj się nią i bądź dla niej dobry... — Powiedział, a ja z zaskoczenia szerzej otworzyłem oczy.
— O to się proszę nie martwić... Zawsze przy niej bę... — Przerwałem, kiedy usłyszałem jak Abigail syknęła z bólu. — Abigail? — Jej ojciec również na nią spojrzał.
— Nic mi nie jest... Tylko się oparzyłam... — Na jej słowa odrazu do niej podszedłem, aby sprawdzić jej lewą dłoń. — Alucard, przecież mówię... To nic takie... — Zacięła się, kiedy na nią spojrzałem.
— To nie jest nic takiego... Stała ci się krzywda, a ja mam siedzieć z założonymi rękami? Chyba cię głowa boli, jeśli myślisz, że zrobiłbym coś takiego... — Zauważyłem kątem oka, jak jej ojciec przyglądała nam się zaskoczony.
Po chwili jednak się uśmiechnął, a ja zaciągnąłem Abigail bliżej kranu, gdzie oblałem jej dłoń chłodną wodą.
— Alucard, to jest tylko oparzenie... — Odezwała się.
— Oparzenie czy nie, tak czy siak trzeba to opatrzeć... — Westchnęła zrezygnowana, kiedy zdała sobie sprawę, że nie wygra.
— Zgadzam się z Alucardem... — Odezwał się jej ojciec. — Swoją drogą, masz bardzo oryginalne imię... — Spojrzałem na niego zaskoczony.
— Rodzice byli kreatywni... — Odpowiedziałem, a on sie z lekka zdziwił.
— Byli? — Zapytał.
Abigail również na mnie spojrzała. Rzadko kiedy wspominam swoją rodzinę, więc jest pewnie ciekawa. Później jej to opowiem dokładnie.
— Mój ojciec zmarł jak miałem dwadzieścia sześć lat... Matka odeszła od niego, gdy się urodziłem... — Wyraźnie oby dwojga zaskoczyłem, ale Abigail zdziwiła raczej informacja o mojej matce.
— Wybacz za pytanie... — Pokręciłem głową.
— W porządku... Tajemnicą to nie jest, po prostu nie za bardzo lubię o tym wspominać... — Zakręciłem wodę, po czym ruszyłem do łazienki, gdzie była apteczka.
‡Abigail‡
Alucard nigdy nie mówił o swojej matce. Wspomniał o niej tylko raz, kiedy mi tłumaczył wszystko, co jest związane z jego umiejętnościami. Tak jak ja wychował się bez matki, ale u mnie była ona obok. Nie interesowała się mną, ale była. On jej nie miał wogóle. Przełknęłam ślinę, bo zrobiło mi się smutno z tego powodu. Nie wiem czy powinnam o to pytać, czy może lepiej puścić to w niepamięć.
— Lubię go... — Spojrzałam zaskoczona na tatę, który wybił mnie z mojego zamyślenia. — Trzymaj go przy sobie, Abi... — Podszedł do mnie i pogłaskał po głowie.
Uśmiechnęłam się, po czym przytuliłam tatę. Po chwili brunet wrócił, a w ręku niósł apteczkę, aby opatrzeć moją dłoń. Przecież to zwykłe oparzenie, to nic takiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro