7.
Kilka godzin później, gdy niczego konkretnego nie znalazłam, siadam opierając wygodnie plecy o skórzane oparcie fotela. Przymykam oczy i biorę kilka głębokich wdechów, gdy nagle słyszę znajomy głos:
— Pani już dziękujemy. — Wzdrygam się, zamyślona i ostrożnie przecieram zmęczone oczy.
Gdy Maciej bez słowa podchodzi i nachyla się nade mną i wylogowuje mnie z systemu, robię wielkie oczy.
I znowu ten cholerny perfum, który wręcz osacza.
— Co ty robisz? — pytam zdenerwowana, bo nawet nie wiem, czy zdążyłam zapisać dokument.
— Kończę za ciebie pracę, bo inaczej będziesz tutaj siedziała do późnego wieczora. — Zerka na zegarek i tylko opiera ręce po bokach, po czym dodaje: — Dochodzi już siódma i gdybym tędy akurat nie przejeżdżał, to siedziałabyś do oporu.
— Mogłeś... mógł mnie prezes uprzedzić! — Szybko poprawiam się i muszę wziąć głęboki oddech, żeby nie wybuchnąć.
Nienawidzę takiego zachowania. Co on sobie w ogóle myśli?
— Zosiu, już przeszliśmy na ty, więc mów mi po imieniu, dobrze? Inaczej dziwnie mnie krępujesz tym swoim "prezesowaniem". — Siada bokiem na krawędzi biurka, dość blisko i patrzy na mnie z błąkającym się uśmiechem, gdy dostrzega moje poddenerwowanie.
Nie odpowiadam, bo zwyczajnie jestem zaskoczona i zła. Maciej każe mi spakować rzeczy i nie przyjmując sprzeciwu, proponuje, że odwiezie mnie do mieszkania.
— Ignacy miał mnie odebrać, ale niestety nie dał rady... — tłumaczę, wkładając płaszcz. —Nieplanowany wyjazd służbowy — tłumaczę go, chociaż Maciej o nic nie pyta.
— Strasznie zapracowany ten twój narzeczony, ciągle gdzieś jeździ... — Zauważa i spogląda na mnie dość intensywnie, a ja kolejny raz czuję jak żołądek wywija się na lewą stronę. — Delegacje, wyjazdy, spotkania. Jaka branża, jeśli mogę zapytać?
— Energetyka i wszystko, co związane z oświetleniem ulicznym — odpowiadam i sięgam do szuflady po kluczyk do szafki.
— Fajna z was para... — Unosi w dłoni nasze wspólne zdjęcie z wakacji i patrzy na mnie z nieodgadnioną miną. — Energetyka, mówisz… ciekawa branża, ciekawa.
Kiwam głową i sięgam po torebkę, po czym ucinam ten koncert pytań:
— Możemy już iść.
W samochodzie, muszę przyznać, że jestem nieobecna, trochę zmęczona, ale chyba bardziej zawiedziona tym, że to nie Ignacy odebrał mnie z pracy, tylko Maciej zaproponował podwózkę.
Mimo wszystko młody Górski stara się podtrzymywać rozmowę, ale zwyczajnie nie jestem zainteresowana i odpowiadam dość zdawkowo na zadawane pytania.
— A o Klaudię się nie martw, już z nią rozmawiałem i przekazałem jej twoje dotychczasowe obowiązki.
— Kiedy? I jak zareagowała? — pytam niepewnie, bo już wiem, że będzie się na mnie wyżywać.
— Miałem chwilę przed naszym spotkaniem. Przedstawiłem jej to zadanie, jako coś, na czym naprawdę mi zależy, a Klaudia nawet ucieszyła się z tej zmiany, bo dziewczyny działają jej już na nerwy.
Słucham i uszom nie wierzę, ponieważ Klaudia nienawidzi pracować — ona lubi rozmawiać przez telefon i dobrze wyglądać, więc trochę jestem zaskoczona tym jej entuzjazmem.
Gdy parkujemy pod moim blokiem, Maciej pomaga mi wyjść i odprowadza mnie do drzwi. Chcę jak najszybciej być już w swoim mieszkaniu, żeby na spokojnie, przy kubku gorącej herbaty odpocząć.
— Jutro możesz pracować zdalnie, żeby trochę odpocząć i zregenerować siły, a gdybym czegoś potrzebował, to będę dzwonić, dobrze? — oznajmia tonem nielubiącym sprzeciwu. — Jutro rano kierowca przywiezie potrzebne dokumenty do przygotowania się do licytacji — dodaje, gdy widzi moją panikę w oczach.
Czuję podniecenie na samą myśl o tak dużym przedsięwzięciu, ale jestem też pełna obaw. Mimo strachu, czuję olbrzymią determinację i chęć udowodnienia sobie i innym, że dam radę.
Po tych słowach Maciej zbliża się do mnie zdecydowanie za bardzo. Jego ciepłe spojrzenie i bliskość sprawiają, że moje serce zaczyna bić szybciej, co jest bardzo zastanawiające.
Stoję tam, bezradna, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Maciej uśmiecha się do mnie, a jego dłonie delikatnie podnoszą moją brodę, zmuszając do spojrzenia mu prosto w oczy. Gdy dłużej wpatruje się w moją twarz, muszę odetchnąć, bo powoli tracę już oddech.
— Zosiu, wiem, że ostatnio bardzo dużo się dzieje i to może cię przerażać, ale wierz mi, jesteś do tego zdolna i osiągniesz bardzo wiele... — Słysząc te słowa czuję mrowienie, a jednocześnie zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, jak blisko jest Maciej.
To nieprofesjonalne...
Czuję jego ciepło i zapach, a to sprawia, że moje zmysły wpadają w wir niezdrowego podniecenia.
Zosia! Uciekaj! Uciekaj, głupia! — krzyczy rozum, ale dość szybko wariuje od tych idiotycznych hormonów.
Jego spojrzenie staje się jeszcze bardziej intensywne, a uśmiech zmysłowy. Czuję się zakładnikiem tej sytuacji, kompletnie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nie jestem pewna, jak mam się zachować, bo przecież jestem związana z Ignacym, a to, co się dzieje, jest kompletnie nie w porządku.
Mam tego świadomość.
— Maciej, proszę... — zaczynam nieśmiało, ale on przerywa.
— Chcę żebyś już nie czuła do mnie żalu, Zosiu... — mówi z troską tym swoim niskim, gardłowym głosem, aż miękną mi kolana.
— Staram się... — Próbuję być zdecydowana, ale moje serce bije tak gwałtownie, a on wyraźnie jest za blisko.
Jego usta powoli zbliżają się do moich, a ja, gdy już czuję ich miękkość na swoich, instynktownie się odsuwam, przygryzając dolną wargę.
— Muszę już iść i dziękuję za… za podwózkę — mówię to zdecydowanie, ale w moim głosie drży lekki niepokój. Szybko zakładam opadające pasmo włosów za ucho i opuszczam wzrok.
Maciej uśmiecha się, jakby zadowolony z tego, że wywołał we mnie takie emocje. Odsuwa się i odchodzi, zostawiając mnie z mieszanymi uczuciami.
Wchodzę do mieszkania, a serce nadal wali mi z niepokoju. To, co się wydarzyło, zostawia we mnie nieścisłość i zaczynam zastanawiać się, co to oznacza.
Dobrze wiem, że to, co się wydarzyło, w ogóle nie miało prawa mieć miejsca. Momentalnie ogarniają mnie wyrzuty sumienia.
Na pocieszenie mam zamrożony spory kawałek czekoladowego tortu z sobotniej niespodzianki Macieja, więc zabieram pudełko i spontanicznie postanawiam odwiedzić Izę, bo już się za nią stęskniłam. Poza tym rozmowa z przyjaciółką na pewno poprawi mi humor, bo Iza jak nikt inny potrafi rozjaśnić umysł.
Drogę do mieszkania Izabeli pokonuję dość szybko, bo wieczorem nie panuje już tak duży ruch jak w samo południe. Na szczęście auto mam zatankowane pod korek, więc nie przewiduję żadnych niespodzianek po drodze.
Idąc ścieżką prowadzącą do bloku przyjaciółki, zauważam, że w kuchni ma włączone małe światło, więc mam pewność, że jest w domu.
Wpisuję kod do drzwi i wchodzę na klatkę schodową. Po pokonaniu kilkunastu schodków, z impetem otwieram drzwi do mieszkania Izy, bo dobrze ją znam i wiem, że pewnie znowu ich nie zamknęła.
Z szerokim uśmiechem, zdejmuję płaszcz i zawieszam go na garderobę. Trzymając w rękach tort, wołam przyjaciółkę:
— Kiedyś serio cię okradną, ani nie będziesz wiedziała kiedy...
Nagle słyszę krzątaninę i szuranie, a widok, który mnie wita, całkowicie zaskakuje.
Iza szybko wyślizguje się ze swojej sypialni i stoi przede mną, tylko w szlafroku, i to tak niedbale zawiązanym, że ledwo co zakrywa jej nagie ciało. Twarz Izy jest purpurowa i zdradza poddenerwowanie i zażenowanie jednocześnie.
Moja pewnie wygląda podobnie.
— Przeszkadzam? — pytam, starając się zachować spokój, ale serce wali jak oszalałe, bo chyba jestem bardzo nie w porę.
Iza macha ręką, próbując ukryć swój zakłopotany wyraz twarzy. Wygląda jakby chciała coś powiedzieć, ale słowa zdają się jej umykać.
— Zosiu, ja — zaczyna, biorąc głęboki wdech — po prostu... tak się składa, że... — widzę jak szuka słów, ale przecież ja już wszystko wiem — mam niespodziewaną, jakby to nazwać… wizytę mam, w sensie nie jestem sama.
Moje oczy przenoszą się z jej czerwonych policzków na obce buty stojące przy drzwiach i porozrzucane, niedbale wywinięte na lewą stronę, męskie ubrania.
O cholercia...
— Niespodziewana wizyta? Chyba nie chcesz powiedzieć, że ja… że ja wam… — jąkam zakłopotana, gdy dociera do mnie, że przerwałam przyjaciółce amory.
Iza zaczyna, szukając słów, ale przecież nie musi mi nic tłumaczyć.
— Jest tu ktoś — mamrocze, starając się unikać mojego spojrzenia. — Mam w sypialni gościa i my… no sama rozumiesz…
Moje oczy rozszerzają się ze zdumienia.
— Gościa? Iza, tak się cieszę! — Tulę ją do siebie, bo dobrze wiem, jak bardzo cierpiała po zerwaniu z Sewerynem.
Zauważam jednak, że jest bardzo spięta i z trudem odwzajemnia mój czuły gest.
Iza unika mojego wzroku i tylko nerwowo obgryza paznokcie, po czym przygryza wewnętrzną stronę policzka. Jednak jej odpowiedź jest zdawkowa, a twarz nadal zakłopotana.
— To... to tylko kolega. Nic poważnego. Po prostu... się zdarzyło. Tyle. — Zakłada rude pasmo włosów za ucho i posyła mi spojrzenie typu "o nic już nie pytaj".
— Iza, daj sobie szansę…
— Poniosło nas i wylądowaliśmy w łóżku — mówi szeptem, ale w jej głosie słyszę coś więcej, coś, co nie zgadza się z jej słowami.
Iza jest zakochana. Dobrze ją znam i widzę te iskierki w oczach i rumieńce na porcelanowej twarzy.
Całuję przyjaciółkę w policzek i na odchodne klepię ją w zgrabny tyłek, mówiąc:
— Udanej zabawy! I pamiętaj o gumkach! — Mrugam do niej i szybko wychodzę, zabierając płaszcz z garderoby.
Gdy docieram do mieszkania jest już późny wieczór. Po gorącym prysznicu siedzę na sofie i chwilę prowadzę wideorozmowę z Ignacym. Opowiadam mu o tym, co działo się w ciągu dnia, ale nie wspominam mu o dość krępującym incydencie z Maciejem.
Opowiadam mu o nowych obowiązkach, które rzucił mi Maciej wraz z zarządem i o planach związanych z projektem w Pirenejach. Ignacy jest dziwnie spokojny i nawet gratuluje mi szansy na awans, co nie ukrywam, że bardzo mnie zaskakuje.
Przecież tak bardzo narzekał, że zaślepiona jestem pragnieniem awansu i rozwoju kariery zawodowej. Zastanawiam się skąd ta nagła zmiana?
Wspominam mu również w tajemnicy o tym, że nakryłam Izabelę z nowym chłopakiem. Nie zdradzam jednak, że miało to miejsce podczas łóżkowych igraszek, a Ignacy robi tylko zniesmaczoną minę i w żaden sposób tego nie komentuje. Od razu przechodzi do tematu zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i wyjazdu do Istebnej.
Po zakończeniu rozmowy, kiedy na ekranie zostaje tylko czarno-białe zdjęcie naszej ostatniej wspólnej podróży, zatapiam się w przemyśleniach.
Wnętrze mieszkania otula cisza, a jedynym dźwiękiem jest szum ulicy za oknem.
W końcu decyduję się na kolejny krok w kierunku wyzwania, jakie postawił przede mną Maciej. Zaczynam przeglądać oferty nieruchomości, które wysłałam wcześniej i zaznajamiam się ze szczegółami. Są to miejsca, które jeszcze niedawno były poza naszym zasięgiem, a teraz stają się realnymi projektami do realizacji.
Czuję, że nadchodzi mój czas, mój moment, żeby zmierzyć się ze swoimi wątpliwościami i zająć się życiem już zupełnie na poważnie. Bez taryfy ulgowej i chowania się po kątach.
Rano odbieram laptopa i dokumenty z firmy, które dostarczył mi kurier. Wraz z nimi pojawia się również krótka notatka od Macieja, w której przypomina mi o ważności projektu i mojej roli w nim. Wszystko jest naskrobane odręcznym pismem i pachnie Maciejem, aż przypomina mi się nasze ostatnie, dość krępujące pożegnanie.
Nieco drażniący ton sprawia, że czuję się jeszcze bardziej zdeterminowana — chcę mu udowodnić, że nie jestem "tą dziewczyną z marketingu" i znam się na rzeczy.
Gdy słyszę ciche pukanie do drzwi, wolnym krokiem idę otworzyć, a gdy przez wizjer dostrzegam stojącą przed drzwiami Izabelę, od razu otwieram i witam ją z szerokim uśmiechem.
— Mam nadzieję, że się nie gniewasz za wczoraj, bo wyszło naprawdę niezdarnie... — mówi i ostrożnie zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku. W ręce trzyma papierową torbę i od razu zaznacza: — Uważaj, w środku jest ten wczorajszy tort.
Wspólnie z Izą zajadamy się pysznym szwarcwaldzkim i popijamy latte z ekspresu, jak za starych dobrych czasów.
— To opowiadaj, kim jest ten tajemniczy gość z sypialni — rzucam, częstując się kawałkiem tortu.
Niebo w gębie.
— Już ci mówiłam, że to nikt ważny... kolega z pracy. — Zawstydzona opuszcza głowę i unika mojego spojrzenia.
— No ej! — Szturcham ją, a ta kręci głową — Ja tu czekam na jakieś pikantne szczegóły, a ty znowu wyjeżdżasz z tym kolegą? Litości, powiedz, że chociaż był dobry w łóżku, ten twój cały kolega, to nie będę miała takich wyrzutów sumienia — żartuję, a ona tylko uśmiecha się szeroko i wywraca oczami.
Jej zielone ślepia mówią więcej niż ona sama — wpadła jak śliwka w kompot i niestety tego przede mną nie ukryje.
— Doskonały był... — chichocze i wykonuje gest zamykania buzi na kłódkę. — Nic więcej ci na razie nie powiem, bo to jest sprawa rozwojowa i na ten moment, bardzo skomplikowana.
— Jesteś okropną zołzą! — ganię ją, a ta tylko wystawia język i sięga po telefon, który wariuje od powiadomień.
— To pewnie on, co? — dopytuję ją i zerkam przez jej ramię, lecz robi zwinny unik, po czym kręci głową, próbując ukryć uśmiech.
— Ach, to tylko kilka wiadomości z pracy — tłumaczy, starając się zachować nonszalancję.
Patrzę na nią z podejrzeniem, bo wiem kiedy ściemnia.
— Czy na pewno? — pytam, unosząc brew, wciąż zaciekawiona tajemniczym kochankiem przyjaciółki.
Izabela unika mojego spojrzenia i szybko zmienia temat:
— A co u ciebie? Jak tam z Ignacym? Jakie plany na święta? — pyta, odwracając uwagę od siebie.
Chwilę zwlekam z odpowiedzią, zastanawiając się, czy warto mówić Izabeli o moich ostatnich problemach z Ignacym. Ostatecznie decyduję się na szczerość, bo to przecież podstawa każdej przyjaźni. Być może da jej to coś do myślenia.
— Teraz chyba już wszystko w porządku, ale mieliśmy dość trudny czas. Ignacy ostatnio bardzo nalegał żebyśmy zaczęli starać się o dziecko. Kompletnie mu odbiło... — odpowiadam, starając się zachować pewność siebie.
Iza robi wielkie oczy i widzę, że nie jest zadowolona z tego, co usłyszała.
— Co??? — Upija łyk kawy i od razu się poprawia — To znaczy świetnie, Zosiu, super. W sumie długo już jesteście ze sobą, to chyba normalne... — mówi, po czym sięga po telefon i czyta przychodzące wiadomości, szczerząc się do ekranu.
— Myślałam, że mi ufasz, skoro się przyjaźnimy, ale widzę, że wolisz mieć swoje tajemnice... — komentuję jej dziwne zachowanie i postanawiam nie zagłębiać się w ten temat, skoro ona i tak mnie nie słucha.
Patrzę na nią przez chwilę z niepokojem, ale postanawiam nie drążyć tematu, skoro i tak kręci i mija się z prawdą.
Chwilę jeszcze rozmawiamy o naszych planach na Boże Narodzenie i wyjeździe do Istebnej, ale kompletnie nie mam już ochoty na jej towarzystwo, ponieważ Izabela ciągle tylko zerka na telefon i kompletnie ignoruje naszą rozmowę, a przecież nie tak ma wyglądać spotkanie przyjaciółek.
— Wybacz, ale muszę wracać do pracy... — oznajmiam, gdy chyba nasty raz z rzędu wystukuje coś na swoim telefonie i kompletnie mnie zlewa. — Za kwadrans mam wideokonferencję, więc sama rozumiesz.
Żegnamy się, a Iza tylko prosi mnie, żebym się na nią nie gniewała i że jak tylko będzie wiedziała na czym stoi, to przedstawi nam swojego przyjaciela. Udaję, że jest mi to obojętne, bo przecież nie będę nalegać.
Późnym popołudniem odbieram wideorozmowę z Maciejem i panem Andrzejem. Jestem bardzo dobrze przygotowana na tę rozmowę, a przynajmniej tak mi się wydaje.
— Mamy sporo do omówienia, więc zajmę ci dłuższą chwilę. Możesz teraz rozmawiać? — zaczyna, spoglądając na dokumenty przed sobą.
Pan Andrzej Chełmiński popija kawę i również przegląda zapisane po brzegi dokumenty.
W ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut przemykają przed moimi oczami różne liczby, warunki, i kwestie prawne. Sama również dzielę się swoimi spostrzeżeniami i wątpliwościami i czuję, że powoli zdobywam zaufanie Macieja.
Maciej, choć wydaje się trochę zaskoczony moim przygotowaniem i profesjonalnym podejściem, akceptuje moje warunki, aczkolwiek wciska też swoje trzy grosze.
— Do Francji lecimy razem, bo chyba jeszcze nic nie wspominałem — oznajmia, a mnie zasycha w ustach.
— Lecimy razem? — powtarzam jak nienormalna.
— Uważamy, że to będzie najlepszy wybór, gdyż Maciej jako nowy prezes musi również wykazać się przed zarządem spółki wynikami, tym bardziej po tym incydencie z wyciekiem danych — komentuje pan Andrzej, a ja tylko mocniej zaciskam ręce na krawędzi biurka.
Po chwili głębokiego oddechu, staram się opanować emocje i przyjąć nową sytuację z pokerową miną. W końcu, to kolejne wyzwanie w karierze, a ja nie zamierzam się poddawać.
— Rozumiem — odpowiadam, starając się zachować spokój i pewność siebie. — Będę gotowa na podróż do Francji i dołożę wszelkich starań, aby zadanie zostało wykonane zgodnie z oczekiwaniami.
Maciej kiwa głową z zadowoleniem, a pan Andrzej notuje coś w swoich dokumentach.
— Doskonale, to bardzo ważne przedsięwzięcie dla naszej firmy, więc liczymy na pełne zaangażowanie z twojej strony, Zosiu. Chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć — dodaje Maciej, patrząc mi prosto w oczy.
Niezależnie od tego, co czuję, a mam naprawdę mieszane uczucia, muszę trzymać się swojego zawodowego stanowiska. Taka jest gra w biznesie.
Po zakończeniu wideokonferencji, przygotowuję sobie kawę i siadam przy biurku, starając się uporządkować myśli.
Jednak spośród nich wszystkich, wciąż nie mogę oderwać się od tych, które dotyczą Macieja. Ta bliskość, te spojrzenia, te słowa, jego śmiałość... To wszystko było tak nieoczekiwane i jednocześnie niewygodne, zwłaszcza że jestem związana z Ignacym.
Muszę to wszystko poukładać i zastanowić się, jak mam się zachować wobec Macieja. Być może jest coś w moim zachowaniu, co go prowokuje? Szybko karcę się w myślach, bo przecież nie daję mu żadnych sygnałów, żebym była nim zainteresowana.
Zapadł już wieczór, a ja wciąż siedzę przy biurku, przeglądając dokumenty i planując kolejne kroki. Praca staje się moim schronieniem, moim sposobem na ucieczkę od problemów i niepewności.
Gdy wreszcie kładę się spać, wiem, że przede mną kolejny intensywny dzień, pełen wyzwań i trudnych decyzji. Jednak muszę znaleźć równowagę między życiem zawodowym a osobistym, aby uniknąć pogrążenia się w chaosie emocji i niepotrzebnych nieporozumień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro