Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.

Budzi mnie zimny, przeszywający całe ciało dreszcz i gdy tylko otwieram oczy, orientuję się, że nie jestem w domu, tylko zasnęłam w biurze.

Spoglądam przed siebie i zauważam również śpiącego Macieja. Jego klatka piersiowa unosi się miarowo, a włosy niedbale zakrywają jego przystojną twarz. Gdy obserwuję go przez dłuższą chwilę, ten budzi się i zrywa z miejsca.

—  Chryste, która godzina? —  Rozgląda się po biurze, jakby nigdy wcześniej w nim nie był.

—  Dochodzi już trzecia... —  mówię zaspanym głosem i przeciągam się.

Maciej ziewa i na moment jeszcze przymyka oczy, a ja zerkam na wyświetlacz telefonu. A na nim chyba z dwadzieścia nieodebranych połączeń od Ignacego, cztery wiadomości na poczcie głosowej i siedem smsów.

Wyłączyliśmy dzwonki, żeby nie rozpraszać się podczas naszych wytężonych poszukiwań i kompletnie o tym zapomnieliśmy. Napisałam tylko wiadomość, że będę późno.

—  Odwiozę cię do domu i tym razem proszę bez żadnej dyskusji, dobrze?

Nie protestuję, ponieważ mogę tylko przypuszczać, jak bardzo martwi się Ignacy.

Pierwsza grudniowa noc zaskoczyła oczywiście drogowców, ponieważ drogi są kompletnie zasypane, co utrudnia szybkie dotarcie do domu. Maciej wybiera bardziej przejezdną trasę, co zajmuje trochę więcej czasu niż zwykle.

W samochodzie żadne z nas się nie odzywa, co mnie w ogóle nie dziwi, to przez zmęczenie. Jutro czeka nas kolejny ciężki dzień. Muszę wcześnie wstać i walczyć o swoje dobre imię.

Nagle Maciej uchyla delikatnie okno, twierdzą, że musi wpuścić trochę zimnego powietrza, bo oczy odmawiają mu posłuszeństwa i boi się, że zaśnie. Skręca w boczną uliczkę i zatrzymuje samochód tuż pod moim blokiem.

Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, spogląda mi głęboko w oczy. Jego spojrzenie jest intensywne, aż dostrzegam w nich pewną determinację. Nie wiem dlaczego, ale serce zaczyna dudnić jak oszalałe.

—  Zosiu, dzięki za dzisiejszy dzień. Naprawdę jestem wdzięczny, że nie posłałaś mnie w diabły, bo na twoim miejscu, pewnie bym to zrobił i to bez wahania... —  mówi, a w jego oczach pojawia się coś, co sprawia, że trudno mi oderwać wzrok i uspokoić oddech.

Próbuję się uśmiechnąć, ale coś mi mówi, że to nie jest zwykłe pożegnanie.

—  Nie robię tego dla ciebie, tylko dla siebie, Maciej... —  Ledwo składam zdanie, gdy ten delikatnie zbliża się do mnie i odgarnia włosy z mojej twarzy.  .

Jego palce delikatnie muskają mojej skóry, aż czuję dziwne mrowienie. Wpatrujemy się w swoje oczy jakbyśmy toczyli ze sobą zawziętą rozmowę.

Serce wali w szaleńczym tempie, a jego usta są już niebezpiecznie blisko moich, aż tracę zdolność do racjonalnego myślenia, gdy czuję woń jego perfum i buchające ciepło.

—  Zosiu... —  zaczyna, zatapiając palce w moich włosach, ale przerywam mu, bo zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie zachować się profesjonalnie w tej chwili. On zresztą także.

—  Muszę iść —  wyszeptuję z ogromnym trudem, unikając jego spojrzenia i dotyku, i szybko wychodzę z samochodu.

Oczywiście Maciej wychodzi, żeby pomóc mi z kulami, które wrzucił do bagażnika. Drżące ręce sprawiają, że mam problem z zamknięciem drzwi, a buchające ciepło, aż pali mnie w skórę.

Stoję przed blokiem, czując na plecach jego spojrzenie. Odwracam się do niego, a ten z innym uśmiechem niż zwykle, powoli wsiada do auta, włącza silnik, ale zanim odjeżdża opuszcza szybę i patrzy na mnie, wiercąc we mnie dziury tym swoim przenikliwym spojrzeniem.

—  Do zobaczenia, Zosiu —  mówi cicho, a ja, zanim zdołam zareagować, widzę, jak samochód znika w mroku grudniowej nocy.

Czuję mieszankę emocji, których nie potrafię zdefiniować, ale wiem, że coś w naszym pożegnaniu było innego i to zaczyna mnie niepokoić.

Wchodzę do mieszkania, poruszając się najciszej jak tylko potrafię.

—  Chryste, gdzie byłaś? Tak cholernie się martwiłem! —  mówi, gdy wchodzę do salonu. — Byłem nawet pod firmą, ale nikogo tam nie zastałem. Pocałowałem klamkę.

—  Ostatnie dni były dla mnie koszmarem... —  zaczynam dość niepewnie, a w oczach Ignacego widzę zrozumienie. — Razem z Maciejem przeglądaliśmy wszystkie możliwe logowania do naszego systemu,  wszystkie dokumenty wychodzące i po prostu zasnęliśmy w biurze…

Wiem jak to brzmi, ale darzymy się zaufaniem i szacunkiem. Igo podchodzi do mnie wolnym krokiem i zamyka w mocnym uścisku.

—  Tego mi brakowało... —  mówię bardzo cicho i zachłannie tulę ciało Ignacego, które jest dla mnie niczym bezpieczna przystań.

Spycham w kąt emocje z ostatnich minut przed wejściem do mieszkania, które osaczyły mnie i nie chcą zostawić w spokoju.

Gdy narzeczony całuje mnie w oba policzki, kończąc na ustach, czuję uścisk w żołądku. Igo delikatnie wyciera moje zapłakane oczy, bo dłużej już nie jestem w stanie tłumić tych wszystkich emocji.

Ignacy patrzy na mnie z troską i miłością, której potrzebowałam po tym intensywnym dniu. Decydujemy się na chwilę oddechu, zanurzeni w bezpiecznym objęciu. Moje serce stopniowo zwalnia ten szaleńczy bieg, a naprężenie zaczyna opuszczać moje ciało.

—  Zosiu, dasz sobie radę, bo kto, jak nie ty? —  mówi, przyciągając mnie do siebie, jakby chciał mnie ochronić przed całym światem.

Zaczynam mu relacjonować wydarzenia dzisiejszego dnia w pracy, wspominam o napięciu w biurze. Ignacy słucha uważnie, jednocześnie mierząc mnie spojrzeniem pełnym zrozumienia.

—  Wiesz, że ten twój prezes ma u mnie totalnie przesrane? Pamiętaj, że jestem z tobą zawsze i nie zmienię zdania, że powinnaś odejść z tej cholernej firmy, jak tylko odzyskasz zszargane dobre imię. Ba! Ja to bym bez prawnika w ogóle z nimi nie gadał —  mówi z śmiertelną powagą, przytulając mnie mocniej.

—  Iza ma podobne zdanie… — dodaję, a Maciej dziwnie się napina i od razu się odzywa:

— Chociaż raz mogę się z nią zgodzić!

W tej chwili, po dniu pełnym niepewności i napięcia, czuję się, jakbym znalazła bezpieczne schronienie.

Ignacy prowadzi mnie do pokoju, przy miękkim blasku nocnej lampki, która tworzy atmosferę ciepła i intymności. W tle włącza cicho muzykę, nadając ton romantycznemu wieczorowi. Jego dłonie obejmują moje, a spojrzenie pełne miłości przenika moją duszę.

—  Co robisz, skarbie? —  pytam, gdy odstawia na bok moje kule ortopedyczne i patrzy na mnie z tajemniczym uśmiechem.

Zaprasza mnie do tańca, kołysząc nas w rytmie muzyki. Jego dotyk jest delikatny, a jednocześnie pełen zmysłowości. W tym momencie zapominamy o trudnościach dnia, skupiając się tylko na sobie.

Ignacy zbliża się delikatnie, by pocałować mnie w czoło. Jego usta na mojej skórze są jak czuły akcent, przypominający o miłości, która nas łączy. Zamykam oczy, chłonąc każdy moment tej wyjątkowej chwili bliskości.

Igo trzyma mnie w ramionach, a jego palce delikatnie przemykają po moich włosach. Jego spojrzenie jest pełne czułości, a słowa miłości wypowiadane szeptem, zaczynają topić wszelkie zmartwienia.

W milczeniu dzielimy się spojrzeniami, przekazując sobie bez słów najgłębsze uczucia. To chwila, w której czas zdaje się zatrzymać, a jedyną rzeczywistością jest ta między nami.

Nagle Ignacy zatrzymuje się i spogląda mi prosto w oczy, a jego usta uśmiechają się w sposób, który obiecuje wiele.

—  Zosia, kocham cię jak szalony. Jesteś dla mnie najważniejsza i zawsze będę obok, gotowy by cię wspierać —  mówi cicho, ale jego słowa brzmią jak najpiękniejsza melodia.

Unosząc mnie w ramionach, kieruje się w stronę łóżka, a ja nie protestuję, mimo ogromnego zmęczenia. 

Dłonie Ignacego błądzą po moim ciele, dostarczając mi pieszczot i przyjemności. Nagle spogląda mi głęboko w oczy i całując mnie po brzuchu, mówi z iskrami pożądania w oczach:

—  Chcę mieć z tobą dziecko, kochanie... Czuję, że to jest dla nas właśnie ten moment, żeby zacząć starać się o dzidziusia. Pragnę tego z całych sił, skarbie.

Ignacy patrzy na mnie z głębokim przekonaniem, ale w mojej głowie rozbrzmiewa alarm ostrzegawczy. 

Wiem, że w tym momencie muszę być szczera i wyrazić swoje obawy, bo to bardzo poważna decyzja, a wiem, że nasze pragnienia w tym momencie bardzo od siebie odbiegają.

—  Ignacy, kochanie, rozumiem, jak bardzo to dla ciebie ważne. — Całuję go w usta i dodaję: —  Jednak teraz moje myśli są mocno skoncentrowane na rozwoju zawodowym. Chciałabym skupić się na karierze, zanim przystąpimy do kolejnego etapu —  wyznaję mu szczerze, czując wewnętrzną potrzebę zrozumienia, ale i strachu.

Ignacy wydaje się nieco rozczarowany, ale stara się to ukryć uśmiechem encyklopedycznego zrozumienia.

—  Zosiu, rozumiem, że kariera jest dla ciebie ważna, ale myślę, że możemy znaleźć równowagę. I nie martw się, damy radę finansowo, mam stabilną pracę. Na czas ciąży możemy przeprowadzić się do moich rodziców, ja zrezygnuję z częstych wyjazdów służbowych, poproszę o możliwość pracy częściowo zdalnej. Nie chcę, abyś czuła presję, ale dla mnie teraz to właśnie jest ten moment i czuję to jak nigdy wcześniej —  przekonuje, a jego spojrzenie utwierdza mnie, że naprawdę chce już być ojcem.

Próbuję tłumaczyć mu swoje obawy, jak ważne jest dla mnie osiągnięcie pewnych celów zawodowych przed pójściem na macierzyński. Dobrze wiem, że będąc już mamą nie dam rady wszystkiego tak zgrabnie łączyć. Ignacy jednak nalega, zapewniając mnie, że poradzimy sobie finansowo, a jego determinacja walczy z moimi obawami.

—  Zastanów się jeszcze raz, Zosieńko kochana. Wszystko da się poukładać, a ja jestem gotów na ten krok i pragnę tego, z całego serca. Chcę ci pokazać jak wygląda szczęśliwa rodzina, której tak bardzo ci brakuje i bezwarunkowa miłość —  mówi z uczuciem, a jego oczy szukają moich, próbując dotrzeć do serca.

To ważna rozmowa, a jednocześnie trudne wybory, których się nie spodziewałam. Na pewno nie dzisiaj o czwartej nad ranem.

W głębi serca wiem, że muszę dobrze przemyśleć tę decyzję, zważyć na szali swoje marzenia zawodowe i pragnienie założenia rodziny. Na tę chwilę może i nie wiem czego chcę, ale wiem czego nie chcę.

Nie chcę dziecka.
Nie teraz.
Nie w tym momencie.

Okrywam kołdrą nagie ciało i siadam na łóżku, patrząc na Ignacego. Ten robi to samo co ja. Romantyczność chwili już dawno prysła, a twarz mojego narzeczonego zdradza ogromne rozczarowanie.

Spoglądam na Ignacego, widząc w jego oczach iskrę tlącej się jeszcze nadziei i czystej miłości. Jednak moje serce pozostaje niepewne, a decyzja o dziecku wydaje mi się ogromnym wyborem, na który nie jestem gotowa.

Przecież mamy jeszcze czas…

—  Ignacy, kochanie, to nie jest dla mnie odpowiedni moment w życiu. Chciałabym skupić się na naszej relacji, naszym związku,  my praktycznie się mijamy —  wyznaję, czując, jak trudno jest mi to powiedzieć.

Jego uśmiech przygasa, a spojrzenie staje się smutne. Wiem, że to dla niego ważne, ale moje pragnienia i potrzeby są równie ważne, co jego pragnienia.

—  Zosia, ale ja myślałem, że... przecież to jest naturalny krok dla nas, dla naszej miłości. Ludzie w naszym wieku posiadają potomstwo —  mówi, próbując zrozumieć moje stanowisko. — Żebyśmy się nie mijali, musimy podjąć decyzję, wyprowadzić się z tego betonowego lasu i spędzać ze sobą czas. Mamy spory zapas oszczędności, spokojnie wystarczy na remont i życzcie na wsi.

Tulę go delikatnie, czując, jak jego ciało napina się z rozczarowania.

—  Ignacy, kocham cię, ale musisz zrozumieć, to nie oznacza, że w ogóle nie chcę mieć z tobą dzieci. Po prostu teraz nie czuję, że to jest odpowiedni czas w naszym życiu. Proszę, bądź dla mnie cierpliwy i nie wymagaj ode mnie podjęcia decyzji o dziecku, kiedy wali mi się życie zawodowe —  przekonuję go, czując, że szczerość, to podstawa naszej relacji.

Ignacy skinął głową, ale w jego oczach pozostało coś, co wskazuje na niezadowolenie. To trudne dla nas obu, ale w głębi duszy wiem, że muszę być wierna sobie i uczciwa, co do swoich uczuć.

To decyzja, która wpłynie na nasze życie, ale jednocześnie, wiem, że to wyraz troski o naszą przyszłość i poważne traktowanie związku. Doceniam to ogromnie.

—  Myślałem, że nasza miłość jest silniejsza od tego wszystkiego, od tego szaleństwa i wyścigu szczurów. Niestety widzę, że dla ciebie priorytet stanowi praca, sukces zawodowy, a nie ja i nasza przyszła rodzina! —  podnosi głos, a każde jego słowo wbija mi się w głowę jak tępy nóż.

—  Ignacy, jesteś dla mnie ważny, tego przecież nie muszę ci udowadniać... — Mój głos brzmi nieco inaczej niż zwykle. Jestem poddenerwowana, ale i zawiedziona jednocześnie.

Patrzę na Ignacego z niedowierzaniem, czując, dudniące serce, aż z trudem łapię oddech.

—  To nie jest takie proste —  wyduszam z trudnością —  Praca w agencji wymaga ode mnie dużo czasu i zaangażowania, muszę być gotowa na pewną dynamikę i nieprzewidywalność. Dobrze wiesz, że w tym momencie, zajście w ciążę, to strzał w kolano. Po macierzyńskim nie mam czego szukać na rynku pracy, chyba że wiecznie chcę zaczynać…

Ignacy wzrusza ramionami z irytacją i wstaje z łóżka po czym wkłada spodnie i bluzę.

— To zawsze jest tylko praca, Zosia! Czy nie widzisz, że nasze życie to więcej niż tylko kariera? Mijamy się, zostawiamy liściki, karteczki, gdzie w tym wszystkim jesteśmy my, namiętność, partnerstwo?! Kiedyś praktycznie codziennie się pieprzylismy i to utraty tchu, byłaś chętna i tak kurewsko napalona, a teraz seks jest od wielkiego dzwonu, koniecznie z prezerwatywą, choć wcześniej robiliśmy to zupełnie na luzie, bez gumki, nawet gdy obok w pokoju byli moi rodzice. Teraz seks jest również częścią twojego grafiku, tak żeby przypadkiem nie zajść w ciążę…

Odczuwam ukłucie w sercu, bo to nie ja praktycznie co weekend wyjeżdżam w służbowe delegacje i to nie ja do późna siedzę i gram na PlayStation.

—  Próbuję oddzielać życie zawodowe i osobiste, ale to nie jest takie łatwe, kiedy próbuję udowodnić im wszystkim w firmie, że stać mnie na dużo więcej, niż tylko na wysyłanie ofert i skanowanie dokumentów!

Ignacy ponownie wzrusza ramionami i nerwowo chodzi po sypialni i pakuje kilka rzeczy do plecaka.

—  Czy nie zauważasz, jak to wszystko nas od siebie oddziela? Odkąd próbujesz "udowadniać", jesteś taka obca, chłodna i zdystansowana, a ja potrzebuję ciepła i miłości... Uwielbiam cię, pragnę bliskości. Naprawdę brakuje mi ciebie, tej zwyczajnej dziewczyny, która skradła moje serce. Która wracając z pracy, nie była w niej nadal myślami.

Czuję łzy zbierające się w oczach, a każde słowo wypowiadam już z wielkim trudem. Widzę, że Ignacy jest bardzo zdenerwowany, a gdy sięga po kurtkę, staram się załagodzić napięcie.

—  Proszę, daj mi czas. Nie chcę, żebyś wyszedł...

Ignacy spogląda na mnie przez chwilę i dodaje z bólem wymalowanym na twarzy:

—  Ale ja tego potrzebuję. Przenocuję u Marka —   rzuca, po czym trzaska drzwiami, pozostawiając mnie samą.

Wiem, że muszę znaleźć równowagę między pracą a życiem osobistym, zanim stracę kogoś, kogo naprawdę kocham.

Siedzę na łóżku, otulona ciszą, która zastąpiła nerwową atmosferę sprzed chwili. W myślach rozważam, jak chęć awansu zawróciła mi w głowie. Serce bije szybko, a myśli krążą w wirze dylematów.

Nagle słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Chwytam za telefon z nadzieją, że to Ignacy, ale na ekranie zauważam migającą ikonkę z imieniem "Maciej".

Klikam w powiadomienie i odczytuję wiadomość, a serce bije szybciej, gdy przypominam sobie o naszym dość nietypowym pożegnaniu.

"Spotkajmy się jutro w firmie o czternastej, będzie też mój ojciec i Andrzej oraz członek rady nadzorczej, pan Kamil Wierzbicki. Musimy zaplanować dalsze działania, a te oferty z Pirenejów, które wysłałaś, to super inwestycje, którym właśnie się przyglądam. Dziękuję i śpij spokojnie, bo ja już dzisiaj niestety nie zasnę..."

Oglądam telefon i mocno dociskam ciało do miękkiego materaca, po czym wypuszczam nagromadzone w płucach powietrze i próbuję zasnąć, chociaż dobrze wiem, że to raczej już niemożliwe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro