3.
Napięcie i ból brzucha towarzyszą mi całą drogę powrotną do domu. Oczywiście nie zostałam w firmie po tej całej wrzawie, tylko szybko zamówiłam taksówkę i zwyczajnie uciekłam.
Wstyd i poczucie bezsilności wobec tej sytuacji są nie do wytrzymania, a do tego jeszcze świadomość, że nikt nawet nie chciał mnie wysłuchać.
Komentarz Macieja był jednoznaczny — nie ma dla mnie już miejsca w tej firmie. Branży.
Resztę dnia przesypiam i wypłakuję morze łez, bo nigdy wcześniej nie zostałam tak upokorzona. Nigdy wcześniej też nie widziałam Macieja w takim stanie…
Ignacy nie odbiera telefonu, a ja pragnę do niego się przytulić i wyjechać jak najdalej stąd. Chyba przeprowadzka do Istebnej, to jednak dobre rozwiązanie. Życie najwyraźniej podjęło już za mnie decyzję...
Wieczorem biorę się na odwagę i postanawiam przejrzeć wszystkie wysłane wiadomości e-mail. Sięgam po laptopa i loguję się na firmową pocztę. Niestety nigdzie nie ma śladu po tej, która wywróciła moje życie do góry nogami.
Z nerwów szukam tabletek ziołowych na uspokojenie, bo melisa w ogóle mi już nie pomaga.
Oszołomiona tą beznadziejną sytuacją, spoglądam na laptopa, a łzy wciąż kapią na dokumenty rozsiane przede mną. Nerwowo przeszukuję wszystko, co miałam w torbie, a w głowie krążą myśli o niesprawiedliwości, oszczerstwach i utracie zaufania.
Zamykam laptopa i patrzę przez okno, widząc jedynie zamglone kontury ulic i migoczące świąteczne światełka w sąsiednich oknach.
— To nieprawda, to musi być jakiś koszmar... — mówię roztrzęsiona i sięgam po telefon, słysząc sygnał przychodzącej wiadomości.
To Ignacy, który informuje mnie, że spóźnił mu się pociąg i będzie najwcześniej dość późnym ranem, bo niestety warunki atmosferyczne są tragiczne.
Siadam na krześle i ocieram załzawione oczy, bo miałam nadzieję, że będę mogła się wypłakać i do kogoś przytulić.
Jestem kompletnie przerażona i przytłoczona. Odpisuję, żeby uważał na siebie i wracam do zadręczania się. Próbuję zadzwonić do Izabeli, ale ta jak na złość również nie odbiera.
Jakaś cholerna zmowa?
Niestety zostałam z tym wszystkim sama, bez słowa wsparcia, a tego w tym momencie najbardziej potrzebuję. Wiem, że muszę to wyjaśnić, albo chociaż spróbować, bo przecież nigdy w życiu nie zrobiłabym takiego czegoś. Jestem uczciwą osobą, na taką wychowałam mnie moja, świętej pamięci, babcia Stefcia.
Mimo że każdy krok wydaje się bolesny, decyduję skonfrontować się z Maciejem. Wiem, że ta rozmowa będzie mnie kosztować naprawdę bardzo wiele, ale muszę to jak najszybciej wyjaśnić, inaczej chyba zwariuję.
Chwytam za telefon i wybieram jego numer. Biorę głęboki wdech i miarowo wypuszczam powietrze, czując dudnienie serca niemalże w gardle. Boję się, ale nie odpuszczę, bo w sekundę zostało zszargane moje dobre imię. Cała firma była świadkiem mojego upadku, a to było chyba najbardziej traumatyczne przeżycie, nie licząc odrzucenia przez matkę...
Gdy dłużej niż zwykle zastanawiam się nad wykonaniem telefonu, ku mojemu zdziwieniu, to Maciej próbuje się ze mną połączyć. Prawie upuszczam z rąk telefon i po chwili nerwowego wpatrywania się w wyświetlacz, odbieram. Jego ton brzmi już spokojniej, a ja staram się zachować zimną krew.
— Przeszkadzam? — odchrząkuje — Zofia, chciałbym na spokojnie porozmawiać, bo to nie daje mi spokoju... Wiem, że teraz możesz się rozłączyć, bo przecież potraktowałem cię okropnie…
— To, co się stało, to jakaś straszna pomyłka, panie Macieju. Nie wysłałam tamtego maila... przyrzekam. Wiem, że to tylko słowa.
Maciej milczy przez chwilę, a potem odpowiada zdecydowanie, lecz już bez takiego furiackiego tonu.
— Myślę, że to nie jest rozmowa na telefon. Po prostu spotkajmy się na neutralnym gruncie i wyjaśnijmy to. Andrzej wraz z informatykami znaleźli już pewien trop, bo dzisiaj znowu była próba logowania i to w momencie, gdy... gdy na ciebie nakrzyczałem, więc to wykluczone, że to byłaś ty. Na razie nie zdradzają szczegółów, twierdząc, że to jedynie poszlaki. Andrzej zawiadomił naszego inspektora od ochrony danych osobowych i wiem, że miał także zgłosić sprawę na policję.
Czując mieszankę niepewności i determinacji, po chwili namysłu, zgadzam się na spotkanie. Umówieni jesteśmy w restauracji "Promenada" w centrum miasta, a ja przed wyjściem muszę się ogarnąć, bo niestety wyglądem nie przypominam siebie.
Przebieram się w czarny golf i z szeroką nogawką jeansy, żeby pod nią ukryć ortezę. Wykonuję delikatny makijaż, skupiając się na dokładnym pomalowaniu rzęs i ust, tak aby wyglądać znacznie lepiej niż się czuję.
Na miejscu jestem o dziewiętnastej i stojąc przed budynkiem zastanawiam się, czy to był dobry pomysł, żeby spotykać się z nim sam na sam.
Maciej zauważa mnie i szybkim krokiem podchodzi bliżej i z dziwnym zmieszaniem na twarzy, wita się ze mną, podając mi dłoń.
— Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się ze mną spotkać… — W jego głosie słyszę skruchę, ale nie odpowiadam, tylko posyłam mu sztuczny uśmiech.
Nie chcę dać po sobie poznać, że jestem kłębkiem nerwów i to przez niego.
W krępującym milczeniu wchodzimy do środka i zajmujemy miejsce z samego tyłu sali, aby w spokoju porozmawiać.
Gdy podchodzi do nas kelner, proszę jedynie o szklankę wody, bo z nerwów nic nie przejdzie mi przez usta.
— Zacznijmy może od początku... — Spogląda mi w oczy i pierwszy raz chyba nie wie, co powiedzieć, bo dłużej niż zwykle wpatruje się we mnie.
— Tak jak już panu mówiłam, to nie ja wysłałam tego maila — mówię bardzo oficjalnym tonem, starając się ukryć drżenie głosu.
— Zosiu, przepraszam za mój wybuch, po prostu... to naprawdę wyglądało, jakbyś chciała mi zaszkodzić. Być może za bardzo we wszystkim dopatruję się intryg i złych zamiarów, ale dobrze wiem, jaką reakcję wzbudził mój awans na nowego prezesa. — Nerwowo przygryza dolną wargę i spogląda na mnie błagalnym wzrokiem. Gdy próbuje złapać mnie za dłoń, szybko ją chowam i naciągam rękawy golfa.
— Jestem tą sprawą naprawdę wykończona. Nigdy wcześniej nie zostałam tak upokorzona… — Opuszczam wzrok i na moment przymykam oczy. — Z jednej strony, najchętniej to rzuciłambym wszystko i wyjechała, zostawiając za sobą spalony most, ale z drugiej, moja urażona dumna nie pozwala mi tak zwyczajnie odpuścić. Nie zasłużyłam na takie potraktowanie.
— Przepraszam, że tak zareagowałem… te kilka godzin pozwoliło mi wszystko przemyśleć, ale przede wszystkim ochłonąć. Oczywiście dużą zasługę ma też Andrzej, bo to on przywrócił mi racjonalne myślenie. Wiesz, on zawsze pilnuje profesjonalizmu w naszej firmie, a ja ewidentnie dałem dupy w tym temacie. — Pociera tył szyi i nerwowo przygryza wewnętrzną stronę policzka, a ja zaczynam wykrzywiać z nerwów palce.
— Zgodziłam się na to spotkanie tylko dlatego, żeby mnie pan wysłuchał — na słowo "pan" Maciej tylko kręci głową i od razu mi przerywa.
— Możesz przecież mówić do mnie po imieniu... byłem zły, po prostu wkurzony...
— Wolałabym jednak nie spoufalać się z panem — mówię pewna siebie, jak nigdy wcześniej i spoglądam mu prosto w oczy.
Nasze spojrzenia spotykają się na nieco dłuższy moment, a Maciej przełyka ślinę i sekundę później odpina dwa guziki pod szyją, po czym bierze głęboki wdech i odchrząkując, mówi:
— Zosiu, naprawdę nie musisz się mnie obawiać, wiem jak to brzmi po tym, co ode mnie usłyszałaś — na chwilę zawiesza głos i widzę jak trudno mu mówić dalej — po prostu działałem pod wpływem bardzo silnych emocji, za co jest mi zwyczajnie wstyd. Bardzo żałuję, że tak ci nawrzucałem, jak zwykły cham i prostak. Chciałbym, żebyś wiedziała, że mam tego świadomość...
— Rozumiem...
— Nigdy wcześniej tak bardzo nie zależało mi na tym, żeby udowodnić ojcu, że dam radę. On zwyczajnie uciekł od obowiązków i zostawił po sobie dość spory bałagan. Może kiedyś zdradzę ci więcej szczegółów, ale na ten moment, najpierw muszę sam się z tym wszystkim uporać...
Nie komentuję tego, bo nie interesuje mnie jego prywatne życie i rodzinne relacje, tylko opowiadam mu o moich ostatnich godzinach przed przerwą na śniadanie. Wspominam o odkryciu dwóch interesujących ofert nieruchomości, o przekazaniu informacji przez maila, o nagłym telefonie od niego i o szoku, jaki spotkał mnie w jego gabinecie. Staram się trzymać emocje na wodzy, ale to bardzo trudne. Mimo wielkiego stresu, mówię bardzo pewnym siebie głosem, aż sama sobie się dziwię.
Maciej przygląda mi się badawczo i słucha uważnie, ze wstydem wymalowanym na twarzy. Po mojej relacji wygląda na bardziej zrozpaczonego niż wcześniej.
— Powinienem był spokojnie cię wysłuchać, przyjąć, że to mogła być pomyłka, jakieś działanie osób trzecich, ale jestem cholernym furiatem i mam za swoje. Nie chcę, żeby to całkowicie zniszczyło naszą współpracę. Z drugiej strony musisz mnie spróbować zrozumieć… to było dla mnie jak strzał między oczy. Byłem przekonany, że być może to twoja zemsta za naszą kłótnię...
— Nie mam w zwyczaju niszczenia innych ludzi — mówię, wymierzając mu dość wymowne spojrzenie.
— Przepraszam, ja też nie...
— Panie Macieju, ja nie widzę naszej dalszej współpracy. W środę poślę narzeczonego po moje rzeczy, a jeszcze jutro pójdę po to zwolnienie lekarskie, bo miałam się nie forsować zanadto, a czuję się kompletnie wykończona, zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Przez kilka chwil między nami unosi się olbrzymie napięcie, a milczenie jest osobną opowieścią. Jego spojrzenie wciąż szuka odpowiedzi w moich oczach, a ja staram się utrzymać zdawkową obojętność, choć w środku burzą się we mnie skrajne emocje.
— Zosiu, naprawdę nie chcę, żebyśmy zakończyli współpracę w ten sposób, i naszą znajomość, która i tak nie zaczęła się najlepiej — mówi, starając się złamać impas.
— Ja od początku byłam z panem po prostu szczera, a nasza znajomość zaczęła się tak, a nie inaczej, bo zwyczajnie nie jest pan obiektywny w stosunku do Klaudii i Roksany — mówiąc to, czuję ogromną ulgę, jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar.
— Chyba nie rozumiem?
— Dziewczyny nie ruszyły nawet palcem, żeby zajrzeć do dokumentów, a już nie wspomnę o stworzeniu chociażby jednego rekordu składającego się na tę bazę. Myślę, że resztę pan dobrze kojarzy...
— Miałem nieco inne informacje na ten temat. Klaudia zapewniała mnie, że przecież podzieliłyście się pracą.
— Szkoda, że pan zawsze słucha tylko jednej ze stron.
— Dajmy sobie szansę, aby to wszystko wyjaśnić. Jeśli chcesz, to jak najbardziej skorzystaj z tego L4, a ja będę cię informował o postępach, podjętych działaniach. Możesz wziąć urlop, wyjechać, odpocząć.
— Muszę to wszystko przemyśleć. To był dla mnie ogromny cios, a teraz potrzebuję czasu, żeby udowodnić panu i wszystkim pracownikom, że jestem niewinna i zrozumieć, co się stało, ale przede wszystkim, dlaczego — odpowiadam, starając się utrzymać spokój w głosie.
— Mam nadzieję, że dasz mi szansę...
— Wszystko pokaże czas.
"Promenada" wypełniona jest dźwiękiem rozmów innych gości, ale między nami panuje ciężkie milczenie. Maciej proponuje, żebyśmy coś zjedli, ale dziękuję i zamawiam taksówkę.
— Naprawdę dla mnie to żaden problem, żeby cię podwieźć, to przecież kawałek stąd i będę spokojniejszy, że dotarłaś na miejsce. — Nalega, że to on mnie odwiezie, ale nie daję za wygraną.
— Dziękuję panu, ale dam sobie radę — odpowiadam stanowczym tonem i żegnam się, wychodząc na zewnątrz budynku.
Czuję chłód grudniowego wieczoru, który uderza we mnie zimnym podmuchem wiatru. Taksówka zatrzymuje się przede mną, a ja bez wahania wsiadam, ignorując Macieja, który kolejny raz oferuje swoją pomoc.
W aucie panuje cisza, a światła mijanych budynków migoczą na ulicach i tylko drażnią zmęczone oczy.
Podczas tej krótkiej podróży cały czas zastanawiam się, kto mógł tak bardzo chcieć mnie skompromitować. We wiadomości, oprócz poufnej dokumentacji dotyczącej planów, znajdowały się także dane osobowe naszych klientów, wraz z kwotami, jakie zapłacili za nieruchomości. A to już dość sporych rozmiarów problem...
Analizuję każdą możliwość, ale myśli krążą w głowie jak mgławica — trudne do uchwycenia.
________________
Jeśli to czytasz, wiedz, że jestem Ci bardzo wdzięczna za poświęcony czas. Mam nadzieję, że było warto! 🥰
S.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro