Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21.

Całą noc nie mogę zasnąć, zastanawiając się dlaczego Maciej nie odpowiedział na moją wiadomość głosową. Gdy ponownie wybieram jego numer, otrzymuję suchy komunikat: "Wybrany numer nie odpowiada, proszę zostaw wiadomość." 

W ciągu nocy przychodzi mi zmierzyć się z falą niepewności, która jak cień przemyka mi przez umysł. 

Dlaczego Maciej nie odezwał się po mojej wiadomości?  Może poczuł się zraniony albo po prostu nie wie, co ma odpowiedzieć?

Te pytania męczą mnie niemiłosiernie, a moje myśli cały czas krążą wokół niepewności i obaw. W końcu zasypiam, ale niestety sen nie przynosi mi spokoju, ponieważ niepewność wciąż powraca, podtrzymując mnie w stanie permanentnego napięcia.

Rano budzę się zmęczona i zestresowana, ale postanawiam dać sobie szansę na chwilę spokoju, bo sama się nakręcam. Siadam przy stole w kuchni i popijam gorącą herbatę, patrząc przez okno wychodzące na ulicę. Świat budzi się do życia, a we mnie wciąż panuje chaos.

— Spałaś, gdy wróciłem, mam nadzieję, że miło spędziłaś wieczór. Jak tam? — Uśmiecha się szeroko, ale gdy dostrzega zmęczenie na mojej twarzy, chwyta za kubek z kawą i szybko siada obok. — Coś poszło nie tak? 

— Tak myślałam, że dałeś mu adres... — Spoglądam na niego i upijam mały łyczek ziołowej herbaty, posyłając mu kwaśną minę.

— Nie wyglądasz na zadowoloną — stwierdza, po czym przygląda się mojej szyi. — To od Macieja? 

Zmuszam się do uśmiechu, choć w środku czuję się jak na szachownicy, gdzie każdy ruch może przynieść nieoczekiwane konsekwencje.

— Tak, Maciej... przyjechał, chciał porozmawiać — odpowiadam, starając się zachować spokój, choć serce wali mi jak oszalałe. Odruchowo chwytam za zawieszkę naszyjnika i powtarzam cicho: —  "To symbol zmian, dobrych nowin i szczęścia... " 

— Jakoś po tobie tego nie widzę, Zośka, co się stało? 

Jacek przygląda mi się uważnie, jakby próbował odczytać coś z mojej twarzy. Zna mnie wystarczająco dobrze, by wyczuć, że coś jest nie tak.

— Zosiu, jeśli masz ochotę porozmawiać, zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym, prawda? — mówi spokojnie, kładąc delikatnie dłoń na mojej.

Ten gest sprawia, że czuję się trochę lepiej, choć wciąż w sercu mam ten dziwny niepokój.

Streszczam mu przebieg spotkania, a Jacek tylko spogląda na mnie z nieodgadnioną miną. Opowiadam mu, o wszystkich emocjach, które towarzyszyły temu spotkaniu, o swoich wątpliwościach, lękach i niepewności, która mnie zdominowała. 

— Zosiu, dobrze wiesz, że czasami życie stawia nas przed trudnymi wyborami, przed sytuacjami, których nie da się przewidzieć ani kontrolować. Ważne, żebyś słuchała siebie i swoich uczuć, to ty w swoim życiu jesteś tą najważniejszą! Nie musisz podejmować decyzji od razu, po prostu daj sobie czas, żeby zrozumieć, czego naprawdę chcesz od życia i czego potrzebujesz by być w pełni szczęśliwa. 

Chwilę po prostu milczymy, wsłuchując się w ciche tykanie zegara, aż wreszcie Jacek kolejny raz przecina ciszę:  

— Zrobiłaś to, ponieważ w tej chwili tak czułaś, a on to powinien zrozumieć, chociaż z drugiej strony to facet i on nie czyta w myślach... 

— Wiem, wiem, dlatego nagrałam mu wiadomość — wspominam i tym, bo to mi chyba umknęło. 

— I co? 

— No i właśnie nic, zero odpowiedzi, kompletnie nic... 

— Może wyładował mu się telefon i po prostu jeszcze go nie uruchomił albo jest zajęty, wspominałaś, że ma syna, może jest akurat z nim? — pociesza mnie, ale to nie pomaga. 

— Może... 

Po namowie Jacka, decyduję się ponownie skontaktować z Maciejem. Wybieram numer i czekam, niestety znowu słyszę tylko dźwięk sygnału połączenia.

Po kilku sygnałach odbiera automatyczna sekretarka, która mówi, że numer nie odpowiada. Wściekam się, bo to przecież nie jest w stylu Macieja. On, owszem, czasami zachowywał się dziwnie, traktował mnie z dystansem, ale nie do tego stopnia.

To kolejna porażka i kolejna chwila niepewności, która zaczyna mnie niepokoić. Kompletnie nie wiem, co myśleć ani jak interpretować brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Czy to oznacza, że Maciej nie chce ze mną rozmawiać? Czy może po prostu jest zajęty albo ma inne rzeczy na głowie?

Moje myśli krążą wokół tych pytań, a ja czuję się coraz bardziej zagubiona. To uczucie bezsilności jest przytłaczające i teraz przekonuję się o tym, że miałam rację — nie mogę skupiać się na kolejnej relacji, ponieważ to, jak widać, wcale mi nie służy. 

Zamykam oczy i oddycham głęboko, próbując znaleźć w sobie spokój. Muszę zaakceptować fakt, że nie mam kontroli nad tym, co się dzieje, i że czasem musimy po prostu zaufać życiu i mieć nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, po swojemu.

Nadzieja matką głupich... 

To nie jest łatwe, ale wiem, że muszę znaleźć w sobie siłę, żeby podjąć właściwe decyzje i ruszyć naprzód, nawet jeśli teraz ta droga wydaje się tak cholernie niepewna.

Późnym wieczorem Jacek odwozi mnie do Krakowa. Obiecujemy sobie, że spotkamy się po nowym roku, żeby poszukać dla mnie kawalerki.

Gdy wracam do mieszkania, zauważam zapalone w salonie małe światło. Doskonale zdaję sobie sprawę kto tam jest. Powoli zdejmuję płaszcz i równo układam na dywaniku buty. Jak najbardziej chcę przesunąć moment spotkania z Ignacym, choć wiem, że to przecież nieuniknione. 

Gdy przechodzę przez hol, czuję jak serce dudni w szaleńczym tempie, a nogi odmawiają mi posłuszeństwa. 

Ignacy siedzi na sofie i przegląda album z naszymi zdjęciami. Widzę jak gładzi palcem fotografię i muszę przyznać, że łzy spływają mi po policzkach, ponieważ kolejny raz zdaję sobie sprawę z tego, że to już przeszłość. Coś, co już nigdy nie będzie drogą prowadzącą do czegoś więcej, tylko wspomnieniem, i to bolesnym. 

Ignacy spostrzega moją obecność i odrywa wzrok od albumu. Jego oczy są pełne tęsknoty i żalu, a na jego twarzy  widoczne są ślady minionych wydarzeń.

Próbując zachować zimną powściągliwość, przechodzę przez pokój i wyciągam z szafy ręczniki kąpielowe i kilka potrzebnych rzeczy. 

— Co tu robisz, miałeś tutaj już nie przychodzić? — pytam, starając się zachować kontrolę nad sytuacją i przede wszystkim nad emocjami. 

— Chciałem cię zobaczyć, Zosieńko... 

Chwila milczenia wypełnia przestrzeń między nami, a ja z trudem biorę każdy wdech. Ignacy pragnie coś powiedzieć, ale słowa zdają się gubić w chaosie, który sam stworzył. W końcu łamie ciszę:

— Przyjechałem po swoje rzeczy i nie mogłem się ruszyć... 

— Proszę, nie nachodź mnie! Następnym razem masz mnie uprzedzić, że planujesz przyjść po rzeczy, bo ja naprawdę nie mam ochoty ciągle cię spotykać! Chcę świętego spokoju! — Unoszę się gniewem, bo te jego odwiedziny nie są dla mnie łatwe. 

— Spędźmy te dni razem, z dala od tego miasta, od wszystkich problemów, które nam przysporzyło. Po prostu pozwólmy sobie na taką życiową pauzę, a ja zrobię wszystko, żeby ten czas był wyjątkowy... Polećmy do tej Portugalii, spędzimy tam sylwestra i nowy rok... — słucham uważnie tego, co mówi, ale wiem, że to nie jest dobry pomysł. — Obiecuję ci, że wszystko da się naprawić. Oboje zbłądziliśmy, ale nie możemy przekreślić tych pięciu wspaniałych lat... 

— Ignacy... — sprowadzam go na ziemię — To ty podjąłeś decyzję za nas... prawie rok temu. Tyle czasu żyliśmy... żyłeś w kłamstwie! Noc w noc kładłeś się obok mnie i całowałeś na dobranoc. Chcesz teraz to wyprzeć, zagłuszyć wyrzuty sumienia?

— Gdybym mógł cofnąć czas... 

— Ale nie możesz i to wszystko, co mówisz, chociaż pięknie brzmi... niestety nie znaczy kompletnie nic. Dla mnie to już tylko słowa, tym bardziej, że sama również zrobiłam coś, co nie miało prawa się wydarzyć, a się wydarzyło...

Ignacy siedzi bez ruchu i patrzy w odległy punt, nie mrugając oczami. Spoglądam na jego skupioną twarz i po chwili dodaję: 

— Oddaj, proszę, klucze. Nie chcę, żebyś tu przychodził, gdy ja tutaj jestem. Po nowym roku opuszczę mieszkanie i wtedy będziesz mógł wrócić... 

— Czyli to naprawdę koniec? — pyta z dziwnym napięciem na twarzy, jakby nie do końca rozumiał, że tego nie da się już naprawić. 

— Tak, to koniec — odpowiadam stanowczo, mimo że serce mi krwawi. Muszę być silna i postawić granice, nawet jeśli to boli. — Proszę, zrozum, że to ostateczna decyzja... 

Ignacy milczy, a ja czuję, jak atmosfera staje się coraz bardziej napięta. W końcu wstaje z sofy i powoli zbiera swoje rzeczy, pakując je do foliowego worka. 

— Dziękuję za te piękne lata, Zosieńko... — Spogląda na mnie ze łzami w oczach. — Byłaś najlepszym momentem mojego życia. Przepraszam za wszystko... — mówi cicho, zanim opuszcza mieszkanie, pozostawiając mnie samą z moimi myślami.

Patrzę w puste drzwi, czując mieszankę ulgi i smutku. To definitywny koniec pewnego etapu, chociaż odnoszę wrażenie, że Ignacy nie chce tego przyjąć do wiadomości; ale też początek nowego, nieznanego. Teraz muszę skupić się na sobie i na tym, co naprawdę jest dla mnie istotne. Jacek ma rację — w swoim życiu jestem najważniejszą osobą, o którą muszę wreszcie zadbać.

Z każdym dniem, powoli uczę się żyć bez Ignacego. Maciej natomiast od kilku dni ani razu nie pojawił się w pracy, no i oczywiście też nie odezwał się do mnie, co zaczyna mnie niepokoić. 

Spakowałam już część swoich rzeczy do kartonów kupionych w markecie budowlanym. Pochowałam też większość zdjęć i pamiątek, które wrednie gapiły się na mnie z szafek, przypominając o zbudowanym na kłamstwie związku. 

Mieszkanie teraz wydaje się być niepełne i puste, bez płyt winylowych, rowera postawionego przy drzwiach, rowno ułożonych książek i kilku afrykańskich bębenków, na których kiedyś grał Ignacy. Niestety nadal mam problem ze spaniem w sypialni, dlatego kolejną noc spędzam na sofie, do późna oglądając filmy i seriale.

Rano oczywiście muszę ratować się makijażem, a niespodziewany telefon z biura, przypomina mi o dzisiejszym spotkaniu z zarządem. Spotkanie podsumowujące rok kompletnie wypadło mi z głowy i w sumie jestem wdzięczna panu Andrzejowi za przypomnienie.

W pracy panuje bardzo napięta atmosfera, a to ze względu na niedokończone projekty i niespodziewaną i przeciągającą się już kilka dni nieobecność Macieja.

I chociaż ten chaos trwa od kilku dni, to dzisiaj, mam wrażenie, że następuje jego kumulacja — ostatni dzień roku. 

— Moi drodzy, prezes Maciej niestety ze względu na pilny wyjazd na pewno nie pojawi się na naszym spotkaniu, ale prosił, żeby przekazać wam podziękowania za dotychczasową współpracę i życzyć pomyślności w nowym roku — rozpoczyna pan Andrzej Chełmiński i po krótkiej przemowie przechodzi do prezentacji odnośnie do wyników. 

Po ośmiu godzinach intensywnej pracy, wreszcie wybija godzina szesnasta. Dzisiaj jak nigdy odliczam minuty. Wylogowuję się z systemu i narzucam na siebie płaszcz, starając się jak najszybciej stąd wyjść. Owijam się grubym szalem, bo aktualnie u nas minus osiem i starając się uniknąć sytuacji, w której będę zmuszona wymienić z kimś noworoczne życzenia, niemalże truchtem opuszczam budynek. Drogę do samochodu pokonuję stawiając długie kroki, co oczywiście łatwe nie jest ze względu na zalegający na parkingu śnieg. Chcę jak najszybciej być już w domu, z dala od tego wszystkiego, co mnie tak bardzo dołuje. 

Po drodze wstępuję do pobliskiego marketu, żeby zaopatrzyć pustą lodówkę. Na szczęście udaje mi się zrobić zakupy tuż przed zamknięciem. Produkty zgarniam z półek niemalże mechanicznie. Wkładam do koszyka najpotrzebniejsze artykuły i nieco dłużej zastanawiam się nad kupnem alkoholu. Szybko sięgam po dwa słodkie wina i wkładam je do reszty rzeczy. 

Kiedy wreszcie docieram do domu, czuję ulgę, że mogę odpocząć od udawania, że wszystko jest w porządku. Wchodzę do mieszkania, gdzie czeka na mnie cisza. To będzie pierwszy sylwester od lat, który spędzę w samotności. 

Przechodzę do kuchni i przygotowuję sobie ziołową herbatę, starając się uspokoić nerwy. Podgrzewam w mikrofali lasagne i siadam do stolika. Grzebiąc widelcem w talerzu, staram się znaleźć sposób na radzenie sobie z tą niepewnością i zrozumieć, że nie zawsze mam kontrolę nad tym, co się dzieje w życiu. 

Po późnym obiedzie biorę długą, gorącą kąpiel, ostatnio nic innego mnie tak nie relaksuje. 

Wracam do salonu, owijając się w miękki koc i zapalam zapachową świeczkę. Ta delikatnie mieni się w półmroku, tworząc przyjemną atmosferę.

Siadam na kanapie, otwieram butelkę wina i nalewam sobie lampkę. Przeglądam dostępne filmy na platformie streamingowej, ale żaden nie przyciąga mojej uwagi. Postanawiam włączyć playlistę z ulubioną muzyką i po prostu odpocząć. Minuty zamieniają się w godziny, a ja błąkam się po labiryncie myśli, próbując odnaleźć właściwą drogę. 

Gdy w oddali słyszę dźwięk zegara wybijającego północ i huk wystrzeliwanych fajerwerków, a także niekończące się wiwaty, wstaję z sofy i z lampką wina, udaję się na balkon. 

"Podziwiam" coroczne marnotrawstwo pieniędzy i zaciągam zasłony, po czym kładę się spać, wtulając się w ciepły koc. 

— Szczęśliwego Nowego Roku, Zosiu... — mówię do siebie i zalewam się łzami. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro