20.
Ustawiam buty na wycieraczce i wchodzę do salonu, gdzie na kanapie siedzi Jacek.
Trzymając na kolanach Kalasantego, popija herbatę z imbirem i wertuje strony książki. Przez moment obserwuję go, jak zasłuchany w swoją ulubioną muzykę, czyta i uśmiecham się do siebie — tak dużo mamy wspólnego.
— Jak ci minął dzień? — pyta, gdy tylko mnie zauważa.
— Nie zgadniesz, kogo spotkałam? — mówię z ekscytacją w głosie i siadam obok.
— Nie mam pojęcia...
— Mirka, dasz wiarę? Chryste, myśmy się ostatnio widzieli tuż po wynikach z matury...
Opowiadam Jackowi o przypadkowym spotkaniu, o szczerej rozmowie i wspomnieniach, które powróciły. Jego reakcja jest pełna zrozumienia i ciepła.
— Cieszę się, że mogłaś z nim porozmawiać. Zawsze go lubiłem.
Wieczór mija spokojnie, a ja zastanawiam się nad tym, co przyniesie przyszłość, aczkolwiek to spotkanie z Mirkiem jakoś dobrze mnie nastroiło.
Wigilijny poranek zaczynam od porządnej kawy, a Jacek przynosi ze strychu albumy, które przy śniadaniu wspólnie przeglądamy i trudno ukryć mi wzruszenie.
Nie mogę uwierzyć, że to wszystko już nigdy się nie powtórzy i że ci ludzie ze zdjęć teraz już mało kogo obchodzą...
— Na jutrzejszy obiad jestem zaproszony do Doriana i Jowity. Oczywiście jeśli chcesz, to możesz pójść ze mną, na pewno się ucieszą — mówi z szerokim uśmiechem.
Dobrze wiem, że to ich coroczny zwyczaj.
— Dziękuję, ale chciałabym jednak zostać w domu i odpocząć... — Jacek na szczęście nie naciska.
Czas spędzony w rodzinnym domu jest dla mnie cennym źródłem energii. To czas, który pokazuje, że nawet w najtrudniejszych chwilach warto trzymać się razem i cieszyć się drobnymi, ale niezwykle ważnymi momentami życia.
Kolacja wigilijna mija bardzo spokojnie. Na szczęście nigdy nie czułam tej presji otoczenia związanej ze świętami, a wigilia nigdy nie była w naszym domu czymś na pokaz. Oczywiście babcia dbała o każdy detal, ale nie za wszelką cenę.
Z cicho puszczonymi kolędami w tle zjadamy kolację i rozmawiamy. Jacek serwuje mi znane anegdoty z dzieciństwa, które wciąż potrafią mnie rozbawić do łez. Śmiech i ciepła atmosfera sprawiają, że nawet te najtrudniejsze chwile stają się łatwiejsze do zniesienia.
Po kolacji siadamy przy choince, wręczamy sobie prezenty i dzielimy się życzeniami. To magiczny moment, który nawet po latach wciąż potrafi wzbudzić w nas radość i emocje.
W pierwszy dzień świąt wujek zaskakuje mnie propozycją wspólnego oglądania starych filmów. To jest coś, co zawsze robiliśmy podczas świąt — cały dzień spędzaliśmy na leniuchowaniu.
Jacek odkąd pamiętam zawsze starał się zatrzeć luki w moim życiu po kiepskich rodzicach. I choć czasem bywał surowy, to z perspektywy czasu wiem, że wszystko co dla mnie robił, robił z miłości.
Nasze rozmowy są jak zwykle pełne emocji — od żartów, przez smutek, po głębokie o życiu.
W tej magicznej atmosferze świąt, choć otaczają nas trudności i bolesne wspomnienia, wujek i ja tworzymy wspólne chwile, które stanowią oazę spokoju i zrozumienia w naszym burzliwym życiu.
Następnego dnia Jacek zaproszony jest do swoich przyjaciół. Oczywiście cały czas nalega, żebym jechała z nim, ale udaje mi się z tego pomysłu wykręcić.
Siedzę w fotelu, otulona ciepłym kocem i czytam powieść "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam..." , kiedyś była moją ulubioną lekturą.
W domu panuje cisza i jakoś niechcący dopada mnie chłód samotnego zimowego wieczoru. Po przeczytaniu kilku rozdziałów, kieruję się do łazienki i napuszczam do wanny gorącej wody.
Zanurzam się, próbując oderwać myśli od trudnych wydarzeń minionych dni. Woda otula mnie ciepłem, ale serce wciąż jest pełne bólu i niepokoju.
Czuję wszechogarniający mnie żal, że być może przez moje zachowanie, sprowokowałam Ignacego do zdrady. Może za mało dawałam mu siebie, czułości, miłości i ciepła, o które zawsze się domagał?
Zamknięta w swoim świecie, przymykam oczy, próbując znaleźć wewnętrzną równowagę, co jest wręcz nieosiągalne. Nagle słyszę dźwięk dzwonka do drzwi.
Zdziwiona, marszczę czoło, bo przecież Jacek ma swój klucz. Gdy sygnał nie ustaje, wychodzę z wanny, owijając się w ręcznik i wolnym krokiem podchodzę do drzwi. Od razu żałuję, że nie ma w nich judasza. Po kolejnym dzwonku, pytam:
— Kto tam?
— To ja, otwórz, proszę.
Biorę głęboki wdech, bo kompletnie nie spodziewałam się tej wizyty. Uchylam drzwi i od razu czuję mroźne zimowe powietrze, które owiewa moje ciało.
Maciej stoi w eleganckim płaszczu z uśmiechem przyklejonym do twarzy, a ja czuję jakbym za moment miała zejść na zawał. Liczę do pięciu i przytrzymując ręcznik na piersiach, szerzej otwieram.
Maciej patrzy na mnie zdeterminowanym spojrzeniem i w końcu łamie milczenie:
— Zosiu, muszę z tobą porozmawiać.
Taksuje mnie wzrokiem, delikatnie oblizując usta, gdy dostrzega, że stoję tylko w samym ręczniku.
Zapraszam go do środka, zamykając drzwi. Maciej uśmiecha się do mnie wąsko i już wiem, że to nie będzie łatwa rozmowa.
— Dasz mi pięć minut, żeby się ogarnąć?
— Poczekam ile będzie trzeba...
Szybkim krokiem kieruję się do swojej sypialni i ubieram wygodne dresowe spodnie i bluzę z kapturem. Włosy upinam w wysoki kok, a twarz smaruję kremem. Rzęsy delikatnie smyram tuszem, bo wyglądem przypominam zmokłą kurę.
— Nie odbierałaś moich telefonów i naprawdę bardzo się martwiłem... — zaczyna głośniej, żebym go słyszała, więc wychodzę ubrana i gestem ręki zapraszam go do salonu.
Maciej zdejmuje płaszcz i wolnym krokiem podąża za mną. Zauważam, że rozgląda się po wnętrzu.
— Napijesz się czegoś? — pytam, ignorując to, co powiedział.
— Jeśli to nie problem, to chętnie napiłbym się kawy.
Przygotowuję dwie kawy z ekspresu i wyciągam z lodówki sernik. Podaję filiżankę Maciejowi, a ten z wdzięcznością upija łyk.
Z talerzykami w ręku, dołączam do niego i siadam przy stole.
— Mogę wiedzieć dlaczego mnie ignorujesz? — pyta, wiercąc wzrokiem we mnie dziury. Spoglądam na niego z lekkim grymasem, co nie uchodzi jego uwadze.
— Okłamałeś mnie...
Maciej cały się napina i bierze głęboki oddech. Widzę, że jest zestresowany, a ja natomiast jestem niespokojna.
— To nie tak, ja wiedziałem, że będziesz zła, ale z drugiej strony, po tym incydencie z twoją matką w roli głównej, nie miałem serca... zwyczajnie nie chciałem...
— Dokładać mi zmartwień, wiem... — wtrącam się i tylko wywracam oczami.
— Jesteś bardzo zła, prawda?
— Jestem, bo to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie mogę nikomu ufać.
Między nami zapada dość wymowna cisza. Maciej skupiony na filiżance kawy, wydaje się zupełnie nieobecny, a ja tylko nerwowo stukam palcami o blat stołu. Maciej po chwili odzywa się:
— On przyszedł do mnie, jak się później okazało, od razu po tym, jak kazałaś mu odejść. Wykrzyczał mi tyle słów, że na początku kompletnie nie miałem pojęcia o czym mówi... — spogląda na mnie z nieodgadnioną miną i upija porządny łyk kawy. — Nie wiem skąd miał adres, a uwierz, że nie spodziewałem się gości. Wracałem akurat z zakupów, ręce miałem zajęte torbami. Ten podbiegł do mnie, gdy wychodziłem z auta i przywalił mi z pięści, a gdy mu oddałem, poprawił drugi raz. Potem się szarpaliśmy i okładaliśmy na zmianę, ale gdy pojawił się ochroniarz, to odszedł, rzucając, że o wszystkim już wie... że wie o nas, Zosiu.
Wpatruję się w Macieja, słuchając jego słów z mieszanką zdumienia i niepokoju, bo dopiero teraz przekonuję się o tym, że Ignacy jest naprawdę nieobliczalny. Wszystko to brzmi jak scenariusz z filmu, ale wiem, że to nie fikcja.
— Zgłosiłeś to na policję? — pytam z przejęciem.
— Nie... uznałem, że to był jednorazowy wybryk, coś na wzór, jakby to nazwać, wyrównania rachunków? Wiesz, on miał prawo się wkurzyć, bo jakby nie patrzeć, próbowałem odbić mu narzeczoną... Byliśmy ze sobą bardzo blisko, Zosiu...
W momencie robię się czerwona i nie potrafię spojrzeć mu w oczy. Czuję wstyd, bo przecież to prawda, dałam mu się uwieść będąc zaręczona z Ignacym. Nie zrobiłam nic, żeby to się nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie, chciałam tego...
— Wiem, że to może nie jest odpowiednia chwila, ale chcę, żebyś to miała... — Grzebie w kieszeni i podaje mi małe czerwone pudełko. Posyłam mu pytające spojrzenie. — To świąteczny prezent dla ciebie. Nie było cię na wigilijnym obiedzie w firmie. Odpakuj...
— Maciej, ja nie wiem, co powiedzieć, ja... dziękuję, ale przez to wszystko, kompletnie zapomniałam o prezencie i nic dla ciebie nie mam...
Spogląda mi głęboko w oczy, po czym nalega, żebym otworzyła pudełko. Robię to z drżącymi rękami, a gdy moim oczom ukazuje się połyskujący złoty łańcuszek, muszę zwilżyć usta.
— Ale ja tego nie mogę przyjąć, to miał być symboliczny upominek, a to... to pewnie kosztowało krocie. Jest mi naprawdę bardzo miło, ale nie mogę tego przyjąć, Maciej.
— Zosiu, pozwól... — mówi tym swoim tonem i zabiera łańcuszek. Wstaje od stołu i pomaga mi go założyć. Chwytam za zawieszkę i przyglądam się jej, kompletnie nie wiedząc, co oznacza.
— Jaskółka? — pytam niepewnie, odwracając się w jego stronę.
— To symbol zmian, dobrych nowin i szczęścia...
Zatrzymuję oddech, a serce bije mi szybciej. Maciej patrzy na mnie intensywnie, a ja odczuwam mieszankę zdumienia i ciepła w sercu.
Jaskółka, symbol zmian — w tym momencie zdaję sobie sprawę, że może być to znak, którego potrzebowałam.
— Dziękuję, tylko, że ja nic dla ciebie nie mam... — szepczę z uśmiechem, czując, jak moje serce stopniowo rozprasza chmurę smutku. Maciej zbliża się do mnie, obejmując mnie delikatnie swoimi ciepłymi dłońmi.
— Ty jesteś moim prezentem, Zosiu — mówi tym swoim niskim gardłowym głosem, aż przechodzą mnie dreszcze. Gładzi kciukami moje policzki, a ja skanuję jego twarz i zatrzymuję się na oczach, w których dostrzegam tańczące iskry.
Namiętny, bardzo wolny pocałunek jest odpowiedzią na tę chwilę, a jaskółka staje się nie tylko symbolem, ale też obietnicą zmian i lepszych dni.
Gorączkowo eksplorujemy nasze ciała, a ciche jęki pożądania wypełniają pustą przestrzeń salonu. W jednej chwili tracę grunt pod nogami, czując jak jest bardzo blisko mnie i w obawie przed niepotrzebnymi komplikacjami, odsuwam się od niego.
— Wariuję przy tobie, ale jeszcze gorzej jest, kiedy jesteś tak daleko... — Dyszy podniecony i pieści ustami moją szyję, a ja nie mam siły by się temu sprzeciwić.
Czuję jak przyjemne ciepło rozpływa się po całym ciele, a uczucie napięcia momentalnie znika i zastępuje go odprężenie.
— To nie jest dobry moment... — szepcę, starając się oprzeć jego magnetycznemu dotykowi.
Maciej spogląda na mnie z taką intensywnością, że tracę oddech. Mam ochotę na zapomnienie. Na bliskość.
I nagle znajduję się w wirze emocji, niepewności i pragnień, które momentami zdają się być sprzeczne. Maciej jest tu, przede mną, z tym intensywnym spojrzeniem, a ja nie potrafię zignorować tego silnego połączenia między nami. Jednak w moim wnętrzu kłębią się wątpliwości i lęki, które trudno ot tak wyciszyć.
Patrzę na niego, zauważając każdy detal jego twarzy, każde drżenie jego ciała. W oczach dostrzegam pragnienie, ale także coś jeszcze, co trudno zdefiniować jednym słowem. Jest tam mieszanka tęsknoty, niepewności, ale też determinacji i uczucia.
— Maciej, to wszystko... — zaczynam, ale słowa wydają się uwięzione w moim gardle.
Pragnę mu powiedzieć wiele rzeczy, ale jednocześnie boję się otworzyć przed nim swoje serce. Boję się, że ta chwila, która wydaje się tak magiczna, może skrywać w sobie kolejne komplikacje.
— Zosiu, wiem, że to trudne, ale daj mi szansę... — jego głos jest niski i pełen przekonania, a spojrzenie hipnotyzujące.
Serce wali mi w piersiach, a myśli wirują w głowie jak szalone. Wciąż nie jestem pewna, czy to właściwy krok, czy tylko ucieczka przed własnymi demonami i problemami. Choć w jego oczach dostrzegam iskrę nadziei i chęć zrozumienia, to w mojej głowie wyje alarm.
To za wcześnie!
— Maciej, ja... — zatrzymuję się na chwilę, próbując uporządkować myśli. — Nie chcę, żebyś myślał, że to przez ciebie. To po prostu... to wszystko... — Język plącze mi się niezdarnie, chociaż staram się to z siebie wyrzucić.
W moim wnętrzu toczy się burza emocji, a ja nie potrafię znaleźć właściwych słów, które mogłyby oddać to, co czuję. Dobrze wiem, że muszę być szczera, zarówno wobec niego, jak i samej siebie.
— Nie chcę, żebyś czuł się odrzucony... ale muszę to przemyśleć. To wszystko jest dla mnie takie skomplikowane i tak cholernie trudne. Myślę, a raczej jestem przekonana, że to nie jest dobry moment w moim życiu na zaczynanie czegoś nowego...
Patrzę na niego ze smutkiem i nadzieją jednocześnie, wiedząc, że to, co teraz powiem, może zmienić wiele rzeczy między nami.
Maciej spogląda na mnie przez chwilę kompletnie zagubiony w tych słowach, które padły z moich ust. Jego twarz pochmurnieje, a potem tylko kiwa głową, jakby rozumiał moje wewnętrzne rozterki. Nie mówi nic więcej, ale jego spojrzenie za to mówi bardzo wiele.
Gdy wstaje i kieruje się do wyjścia, czuję dziwny zawód, mimo że to przecież ja dałam mu kosza.
Spogląda na mnie z nadzieją, że być może zmienię zdanie, ale ja nie potrafię się nawet ruszyć.
— Nie chciałem cię nachodzić, przepraszam... — mówi ze ściśniętym gardłem i szybko wkłada płaszcz.
Widzę jak walczy sam ze sobą, ale tylko mocniej zaciska szczękę, udając, że wszystko jest w porządku.
Powoli wstaję i podchodzę do niego, ale ten szybko otwiera drzwi i wychodzi, stawiając długie kroki.
Patrzę, jak odchodzi w kierunku zaparkowanego samochodu, a wraz z nim ulatuje napięcie, które chwilę temu wypełniało przestrzeń między nami. Serce bije mi szybciej, a myśli wirują w głowie, próbując uporządkować wszystkie chaotyczne emocje.
Po zamknięciu drzwi pozostaję samotna w pustym salonie. W ciszy słyszę tylko szmer zegara i własny oddech.
Siedzę na kanapie, zatapiając się w refleksji nad tym, co właśnie się wydarzyło. Buzują we mnie tak sprzeczne uczucia, że aż rozbolała mnie głowa.
W myślach wracam do chwili, gdy Maciej pojawił się na progu mojego mieszkania. Był taki pewny siebie, zdeterminowany, ale też wrażliwy na moje potrzeby. Jego gesty, spojrzenie, wszystko to było jak przypomnienie o uczuciach, które kiełkowały w moim sercu.
Jednak teraz, gdy jestem sama, muszę zmierzyć się z rzeczywistością, która znając życie, nie będzie łaskawa. Muszę stawić czoła własnym demonom, zrozumieć swoje potrzeby i przepracować te wszystkie emocje. To nie jest łatwe, ale wiem, że jest to konieczne, aby móc iść naprzód.
Bez tego ani rusz!
W końcu wstaję z kanapy i kieruję się do kuchni, gdzie zaczynam sprzątać. To daje mi poczucie kontroli nad sytuacją, chociażby w małym stopniu.
Głęboko w sercu wiem, że ta rozmowa z Maciejem otworzyła nowy rozdział w moim życiu. Muszę tylko znaleźć w sobie siłę, by podjąć odpowiednie decyzje i kroczyć dalej, nawet jeśli teraz ta droga wydaje się niepewna. Oczywiście, że zżera mnie ciekawość, ale lęk przed nieznanym na razie jest paraliżujący.
Wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach, zostawiło we mnie trwały ślad, który jeszcze jest zbyt bolesny. Muszę znaleźć w sobie siłę, by jeszcze kiedyś móc komuś zaufać, ale to wymaga czasu.
Dotykam łańcuszka i ściskam go w ręku, ufając, że intencje Macieja są szczere.
Nagle wstaję i chwytam za telefon i włączam go i od razu wybieram numer Macieja. Wiem, że potrzebuję czasu, ale nie chcę później żałować i zastanawiać się, co by było gdyby...
Dzwonię do niego, ale w słuchawce słyszę tylko dźwięk sygnału połączenia, który rozbrzmiewa, aż w końcu odzywa się automatyczna sekretarka. Po chwili decyduję się zostawić wiadomość głosową, chociaż nie wiem, co dokładnie chcę powiedzieć.
- To ja, Zosia. Nie wiem, po co to mówię, skoro masz mój numer... Chciałam po prostu podziękować ci za ten gest i za twoje słowa. Chryste, mam ci tyle do powiedzenia, ale zwyczajnie boję się, że to wszystko cię przerośnie. Mam nadzieję, że rozumiesz, że potrzebuję trochę czasu dla siebie, żeby uporządkować te popaprane myśli i emocje. To wcale nie oznacza, że ignoruję to, co się między nami wydarzyło. Wiesz Maciej, ja czuję, że jesteś dla mnie kimś ważnym, a nasze zbliżenia w San Sebastian czy Tuluzie były czymś, czego skrycie pragnęłam, choć trudno było mi to przyznać... I teraz czuję się zawstydzona, to jednocześnie odczuwam ogromną ulgę.Dziękuję ci jeszcze raz i do usłyszenia."
Po zakończeniu nagrania, chowam telefon do kieszeni i oddycham głęboko, czując, jak napięcie w moim ciele delikatnie odpuszcza. To tylko krok, ale ważny, żeby wyrazić swoje uczucia i potrzeby. Poza tym szczerość to podstawa każdej relacji, a Maciej zasługuje na nią.
Siadam na kuchennym krześle i pozwalam sobie na chwilę spokoju. Patrzę przez okno na mrugające choinkowe światełka i próbuję znaleźć w sobie spokój.
Wdech i wydech...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro