Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

Wieczorem, po intensywnym dniu pracy, spędzamy z Ignacym wspólny wieczór, oglądając jakąś francuską komedię, z tym śmiesznym aktorem z "Jeszcze dalej niż północ". Niestety nawet nie wiem, o czym jest, bo myśli zajmuje mi coś innego, a raczej ktoś inny.

Zastanawiam się, po co ona właściwie przyjechała? Ostatnio widziałam ją na pogrzebie babci Tereni, ponad siedem lat temu, ale nawet się nie przywitałyśmy — udawała bardzo pogrążoną w żalu i bólu po stracie matki, której  nawet nie raczyła odwiedzić, znając rokowania lekarzy...

Przecież złośliwy nowotwór jajnika to wyrok śmierci.

Przypominają mi się te wczesne lata dzieciństwa. To jak wiecznie kłóciła się z moją babcią, a swoją mamą, i zarzekała, że to był ostatni raz, kiedy zostawiła mnie zupełnie samą w domu. I to na kilka dni, bez jedzenia i opieki.

To było straszne...

Niekiedy zabierała mnie na imprezy do dyskoteki, gdzie była barmanką i balowała do białego rana, upojona tanim winem.

Dobrze pamiętam te wszystkie "ciocie" i "wujków".

Frytura, papierosy i tanie męskie perfumy — tak pachniał rodzinny dom, a gdy tylko przywołuję we wspomnieniach ten ohydny zapach, żołądek podjeżdża mi do samego gardła.

Z jednej strony staram się ją zrozumieć — miała tylko szesnaście lat, gdy mnie urodziła, została sama z brzuchem i wstydem, ale z drugiej strony, ja się nie prosiłam na ten świat, niestety.

Może tak jedynie była w stanie pogodzić się z przegraną młodością — zagłuszając smutną rzeczywistość?

Pogrążam się w bolesnych wspomnieniach i czuję, że jestem bardzo spięta. Ignacy proponuje masaż, a później przygotowanie gorącej kąpieli.

Gdy mnie dotyka, czuję palące wyrzuty sumienia, że przed kilkoma godzinami to ciało dotykał, i to z zachłanną intensywnością, inny mężczyzna. 

— Możesz jednak przestać? — pytam nerwowo skubiąc skórki przy paznokciach, gdy serwuje mi kilka pocałunków w szyję. 

— Mogę, tylko myślałem, że to cię nieco rozluźni... — W jego głosie słyszę irytację. — Powiedz mi, czy to ten projekt tak bardzo cię stresuje, czy moja wiadomość o tym, że twoja mama jest w kraju i że ją spotkałem? 

Biorę głęboki oddech, bo fakt, że matka jest w mieście bardzo mnie przygnębił, ale mówię, że nadmiar obowiązków zwyczajnie mnie przytłacza, a gdy już chcę mu powiedzieć prawdę o mnie i Macieju, ten chwyta mnie za obie dłonie i przykładając je do ust, szepce: 

— Kocham cię, słoneczko i zwyczajnie martwię się o ciebie, bo wyglądasz naprawdę na wykończoną i strasznie zmizerniałaś. Kompletnie cię nie poznaję, Zosieńko. 

— Maciej jednak poleci w Pireneje... — wypalam, z trudem panując nad drżącym głosem, ale przecież i tak musiałabym mu o tym powiedzieć. 

— Czyli ty nie musisz lecieć? Widzisz i wszystko samo się rozwiązało. — Całuje mnie w czubek nosa. 

— W sensie, on leci ze mną — naprowadzam go na właściwy tor, bo w sumie mogło to zabrzmieć, tak jak właśnie zrozumiał. 

Ignacy kręci zdegustowany głową i przeciągle wypuszcza powietrze. Widzę, że jest zły i to bardzo. 

— I ty chcesz z nim lecieć, tak? 

Jego ton sugeruje, że już aż tak bardzo nie jest zadowolony z mojego projektu. W sumie, to nigdy przecież nie był. 

Automatycznie zazdrość wypełnia jego słowa, a ja zdaję sobie sprawę, że nasza relacja jest na rozdrożu.

— To polecenie służbowe... 

—  Nie zgadzam się na to, Zośka! —  syczy, przerywając mi tłumaczenia, a ja kompletnie nie wiem jak zareagować.  

— Czy ty jesteś poważny? Nie mogę lecieć, bo? — pytam wytrącona z równowagi, bo to dla mnie szansa, żeby się wykazać i odzyskać dobre imię, które w sekundę ktoś ubabrał błotem. 

— Ponieważ to jest nieodpowiednie, żebyś leciała z prezesem, który ma romans z niemalże każdą nową panienką w firmie! Sama tak mówiłaś! 

— Wiesz co, nie mam ochoty tego słuchać! 

No tak, prawda boli, czego nie mogę przyjąć z pokorą, bo przecież jestem jedną z tych głupich panienek… 

— Jeśli polecisz, to koniec z nami, rozumiesz? — Wymierza mi spojrzenie pełne niezrozumienia i bólu i tylko prycha wkurzony, gdy zaczynam: 

— Szantażujesz mnie? Ty sam ciągle wyjeżdżasz, i to praktycznie co tydzień, jak nie częściej, w te cholerne delegacje! Tyle razy później tłumaczyłeś się ze swoich wybryków podczas firmowych imprez, z wyjazdów służbowych czy szkoleniowych, gdy co rusz, któryś z twoich kumpli wysyłał mi jakieś głupkowate zdjęcia... — mówię płaczliwym tonem, bo naprawdę nie wiem, jak się zachować. 

To mnie przerosło. 

— To było dawno, dawno temu! Dlaczego teraz to wyciągasz, co? Chcesz mnie upokorzyć, albo sama masz coś na sumieniu? — rzuca maksymalnie poddenerwowany, aż kulę się w sobie. 

Zatapiamy się w ponurym milczeniu, a ostatnie słowa nadal świszczą w powietrzu, echem odbijając się od mojego niespokojnego sumienia. 

Wnętrze mieszkania, które kiedyś było miejscem spokoju, teraz przepełnione jest bolesnym napięciem i chyba muszę wyjść przewietrzyć parującą już głowę, bo inaczej eksploduję, pozostawiając tylko smugę na śnieżnobiałych ścianach. 

Projekt we Francji, nowe obowiązki, dziwne zachowanie Macieja, nasze zbliżenie i burzliwa rozmowa z Ignacym, do tego cholerne tajemnice Izy i nagłe pojawienie się mojej mamy — od tych myśli, aż huczy mi w głowie, więc postanawiam się przewietrzyć. 

I chociaż tak późne wyjście to ostateczność, to decyduję się na nie, żeby oczyścić się z tych dręczących mnie myśli. 

Robię krótki spacer dookoła osiedla i zaciągam się grudniowym mroźnym powietrzem. Po drodze wstępuję do pobliskiego sklepiku i kupuję czerwone słodkie wino. Gdy wracam, na klatce schodowej mijam sąsiadkę, Panią Rozalię. Jest wyraźnie poddenerwowana.

— Dobry wieczór, Zosieńko czy nie widziałaś gdzieś Robcia? — pyta zatroskana i schodzi z półpiętra. 

— A co, znowu uciekł ten mały nicpoń? 

Pani Rozalia tylko macha ręką i po chwili się odzywa, cały czas rozglądając się po klatce schodowej: 

— Ostatnio, gdy wychodziła od ciebie ta twoja przyjaciółka... wiesz która, no ten rudzielec taki, to Robcio też uciekł, ale później Ignacy od razu ruszył za nim i grubasek nie zdążył wylecieć na podwórko.

— Oj, to musiało być już dawno… — odpowiadam, bo przecież Izabela zazwyczaj jest u mnie, gdy Ignacy jest, jeszcze albo już, w pracy i nie przypominam sobie momentu, żebyśmy ostatnio spędzali razem czas.

— W żadnym razie, dzisiaj uciekł ten agent. Doskonale pamiętam nawet moment, bo oglądałam "Jaka to melodia?", gdy ta twoja przyjaciółka wychodziła z Ignacym z waszego mieszkania. Było dokładnie za dziesięć minut w pół do siódmej... — Ścisza głos i kontynuuj:  — Chichotała, jakby śmieszka połknęła, jak Boga kocham, a Robcio szczekał jak szalony i gdy tylko uchyliłam drzwi, żeby zobaczyć, co się dzieje na klatce, sru i już go nie było, jak Boga kocham...

Marszczę zdziwiona czoło, bo Ignacy nic nie wspominał o wizycie Izy. Dziwne, aczkolwiek zdaję sobie też sprawę z tego, że pani Róża jest już starszą kobietą, w dodatku od kilku miesięcy miewa większe problemy z pamięcią, więc zwyczajnie mogła coś pokręcić.

Nagle słyszymy szczekanie, a z jej mieszkania wybiega nikt inny, i to z kawałkiem ciasta w pyszczku, jak właśnie Robcio, którego przed momentem szukała moja sąsiadka. 

— Zguba się znalazła… — stwierdzam, drapiąc włochatą kulkę po grubym brzuszku.

— Jak Boga kocham, całe mieszkanie przeszukałam i nigdzie go nie było. — Schyla się i bierze kundelka na ręce, po czym zamyka drzwi, uprzednio żegnając się ze mną.

Wieczór pędzi szybko, a gdy wracam do mieszkania, czuję się kompletnie zmęczona i nieco zdezorientowana. Ignacy siedzi w fotelu i nawet nie oddycha, a ja nie chcę dolewać oliwy do ognia, więc zwyczajnie schodzę mu z drogi.

Biorę gorącą kąpiel i popijam lampkę wina, słuchając ulubionej muzyki, żeby choć na moment się wyciszyć. 

Kładę się spać grubo po północy. W oddali słyszę tępy szmer miasta, aczkolwiek wewnętrzny hałas decyzji, przytłacza mnie bardziej. Ignacy zasnął na sofie podczas gdy brałam kąpiel, pewnie w ramach protestu, więc rzucam się po całym łóżku, nie mogąc zmrużyć oka.

Następnego ranka, przed  wideorozmową z Maciejem, przemyślenia krążą między zawrotnym projektem a wiszącym na włosku związku. Decyduję się jednak skoncentrować na pracy, niech to będzie mój azyl od życiowych burz.

Ignacy informuje mnie, że idzie na siłownię, a ja tylko posyłam mu pytające spojrzenie, bo mimo firmowego pakietu sportowego, na siłowni był dosłownie kilka razy w przeciągu roku. 

Wideokonferencja z Maciejem i Andrzejem jest intensywna, ale w jakimś sensie uspokajająca. 

Andrzej z Maciejem, co rusz, wymieniają dziwne spojrzenia, a ja staram się z całych sił zachować profesjonalizm, chociaż moja twarz z całą pewnością jest purpurowa. 

On wie o nas...

Przedstawiam szczegóły i plany rozmów, a Maciej informuje mnie, że załatwi bilety lotnicze i noclegi. Andrzej z kolei informuje nas, że wykupił niezbędne ubezpieczenie zdrowotne i te od nieszczęśliwych wypadków.

— Aha, policja niestety działa strasznie opieszale, jeśli chodzi o ten feralny email, ale za to nasi informatycy mają już jakiś trop — IP z którego rzekomo logowała się pani do systemu. Na razie nie znam szczegółów, ale to już jakieś światełko w tunelu — mówi na zakończenie spotkania Andrzej, a ja czuję nadzieję na rozwiązanie tej beznadziejnej sprawy. 

Podczas kolejnych dni, między mną a Ignacym ciągle iskrzy. Kłócimy się praktycznie o wszystko. Nawet o mój ulubiony płyn do kąpieli o zapachu kokosa i czekolady, który magicznie zniknął. A przed momentem poszło o Izę i jej tajemniczego kochanka. 

Ignacy zarzucił mi, że osaczyłam swoją przyjaciółkę i on sam na jej miejscu robiłby dokładnie tak, jak ona — miał swoje tajemnice, bo we wszystko, jego zdaniem, muszę się wtrącać. 

To nie jest przecież prawda... 

— To co, teraz z Izy przechodzimy na temat numer jeden? — rzucam wściekła od słuchania ciągłych oskarżeń, choć od kilku dni w ogóle nie widziałam się z Maciejem, ponieważ nagle wziął kilka dni urlopu. 

— Ale ja właśnie mam ku temu podstawy! Dobrze pamiętam, co o nim mówiłaś! Kasiasty fiut, który myśli, że świat należy do niego! — rzuca wściekle, gdy tylko wspominam o wylocie do Francji. 

— Proszę, nie zaczynajmy tego tematu...

— No oczywiście, najlepiej będzie jak w ogóle nie będziemy ze sobą rozmawiać! Przypomnij sobie jak cię potraktował ten cholerny buc i ile wylałaś łez?! Zapomniałaś już? — Wychodzi z mieszkania, trzaskając drzwiami. 

Ściskając na kolanach laptopa, staram się uporać z emocjami. Czuję, że między nami wiszą niewidzialne nici niepewności i pierwszy raz od tych kilku lat mam świadomość, że nasza znajomość zmierza w bardzo złym kierunku. 

Tak, dobrze wiem, że to moja wina... 

Późnym popołudniem pisze do mnie Iza, że jutro wpadnie ze swoim przyjacielem na lampkę wina, żeby nas sobie przedstawić, ponieważ nie chce mieć przede mną żadnych tajemnic.

Przynajmniej jedna sprawa się wyjaśniła i mogę odetchnąć z ulgą. 

Ignacy wraca bardzo późnym wieczorem i o dziwo zaskakuje mnie dużym bukietem kwiatów. Siedzę niewzruszona na sofie, a ten uklęka przede mną i wtula się w moje kolana. 

— Przepraszam skarbeczku, ale to z zazdrości... Nie kłóćmy się już, dobrze?

Patrzę na niego rozczulona, gdy robi te swoje maślane oczy i całuję go w usta, po czym szepcę: 

— Ten projekt to dla mnie ogromna szansa, żeby się wykazać i zepchnąć w kąt te straszne oszczerstwa... Jeśli chcesz, zapytam Macieja czy możesz lecieć ze mną? 

Ignacy uśmiecha się szeroko i oddaje namiętny pocałunek, który na nowo rozpala moje zmysły, a gdy ściska mnie za tyłek, chichoczę jak mała dziewczynka.  

Może nie wszystko stracone? Może uda się nam zapomnieć o problemach i na nowo rozpalić płomień miłości?

Nie odrywając się od siebie, powoli kierujemy się w stronę sypialni. Tam niemalże zdzieramy z siebie ubrania i kochamy do utraty tchu.

Jakby jutra miało już nie być...

Namiętna noc spędzona z Ignacym sprawia, że na chwilę zapominam o wszystkich troskach i napięciach. 

O Macieju również... 

Obudzeni promieniami słońca, spoglądamy sobie głęboko w oczy, a w ich blasku odnajduję iskierkę nadziei na naprawę naszej relacji. 

Przecież nie możemy pozwolić na to,
żeby te wszystkie lata ot tak poszły w niepamięć, bo pozwoliłam uwieść się pierwszemu lepszemu facetowi, który zwrócił na mnie uwagę? 

Ignacy odbiera kilka wiadomości i w zupełnej ciszy odpisuje, nerwowo stukając w ekran. 

— Stało się coś? — pytam niepewnie, bo twarz Ignacego zdradza poddenerwowanie i dziwne napięcie. 

— Nie musisz prosić Maćka, żebym leciał z wami, to niedorzeczne — zaczyna, a ja czuję, jakby właśnie wielki głaz spadł mi z serca.

Ignacy wyłącza telefon i wrzuca go do szuflady, po czym nakłada sobie jajecznicę i dosiada się do mnie. 

— Naprawdę tak czujesz? Myślę, że to żaden problem, pewnie musielibyśmy tylko pokryć koszt biletów i noclegu.

— Tak, przemyślałem swoje beznadziejne zachowanie i doszedłem do wniosku, że masz rację — zachowuję się irracjonalnie i nawet moja ogromna miłość nie jest tutaj żadnym wytłumaczeniem. To tylko kilka dni... — Ignacy patrzy na mnie ze szczerą skruchą, a ja czuję, że może to szansa na przezwyciężenie naszych problemów. 

Resztę dnia spędzamy na rozmowach, o czym chyba w ostatnim czasie zapomnieliśmy, a przecież to fundament związku, no i na wylegiwaniu się w łóżku.

Już nie pamiętam, kiedy Ignacy był ostatnio w niedzielę w domu. 

Wieczorem siedzę na sofie i czytam dokumenty, przygotowując się na jutrzejsze spotkanie w firmie. Patrzę na Ignacego, który z uśmiechem na twarzy przygotowuje dla nas kolację i bardzo żałuję swojego zachowania.

Gdy wspomina o winie, nagle przypominam sobie, że kompletnie zapomniałam o odwiedzinach Izabeli.
W tym momencie rozdzwania się domofon, więc szybko informuję narzeczonego, że być może to Iza i jej przyjaciel, na co Ignacy klnie pod nosem i wkłada dresowe spodnie. 

— No pięknie, wiesz, że miałem inne plany... — marudzi i rzuca w stół kuchennym ręcznikiem. 

Spotkanie z Izabelą i jej kolegą z pracy Gabrielem jest dość sztywne. Ignacy obecny jest chyba tylko ciałem, bo w ogóle nie podtrzymuje rozmowy z gośćmi, tylko raz po raz wychyla kieliszki wina i ciągle poprawia Gabriela i zwyczajnie mu docina.

— Jeszcze raz przepraszam, że wtedy wam przeszkodziłam... — zaczynam, a Gabriel, z dziwnym zmieszaniem, spogląda na Izabelę. 

— Już to sobie przecież wytłumaczyłyśmy, więc zostawmy ten temat — cedzi przez zęby moja przyjaciółka i dziwnie się napina.

Zauważam, że mocno ściska za rękę Gabriela, a jego konsternacja nie uchodzi mojej uwadze, ale nie komentuję tego. 

Gdy Ignacy wychodzi na balkon, żeby zapalić, Iza od razu do niego dołącza — nie przepuści żadnej okazji, na tak zwanego "cudzesa". 

— Ubierzcie się, tam jest cholernie zimno! — wołam do nich, a Ignacy podaje Izie swoją bluzę, a sam wychodzi tylko w bluzce z długim rękawem.

— Długo się znacie? — zagajam do Gabriela, a ten uśmiecha się i odpowiada nieco wymijająco: 

— Zależy, o co pytasz... bo i długo i nie... — Upija łyk wina i patrzy na mnie z nieodgadnioną miną.

Jego spojrzenie jest dość dziwne, mogłabym powiedzieć, że intensywne, aż czuję się przez niego lustrowana, co raczej normalne nie jest. 

— Nie zrozum mnie źle, po prostu jestem trochę ciekawa, z kim spotyka się moja przyjaciółka... — mówię speszona, gdy ten opiera plecy o sofę i taksuje mnie wzrokiem, skupiając się na moich ustach, a później schodzi nieco niżej i uśmiecha się spoglądając mi w oczy. 

— Znamy się jakoś z dwa miesiące, a spotykamy, jeśli tak to można nazwać, niecały miesiąc, nie licząc jej tygodniowego wyjazdu do Wrocławia, bo wtedy mieliśmy małe spięcie i zrobiliśmy sobie przerwę. Rozumiesz, początki bywają różne... 

— Iza była we Wrocławiu, nic nie wspominała? — zastanawiam się, co jeszcze przede mną ukrywa moja przyjaciółka. 

— Tak, jakiś ważny wyjazd do rodziny, konkretów nie pamiętam, bo nie było nam wtedy po drodze. 

— Do rodziny? — pytam niepewnie, bo przecież Iza nie ma żadnej bliskiej rodziny we Wrocławiu. 

Znamy się już ponad dziesięć lat, więc co nieco o sobie wiemy i gdyby miała jakąkolwiek rodzinę we Wrocławiu, to tym bardziej bym o niej chociaż słyszała.

— Jesteś ładna, nawet bardzo ładna... — wypala nagle, zbijając mnie z tropu i skupia swoją uwagę na moim dekolcie, więc odruchowo zakrywam się, zaplatając ramiona. — Seksowne ciało, zgrabna sylwetka, pełne piersi, nie myślałaś kiedyś nad, no wiesz...  — cmoka i posyła mi jakieś miny, a ja czuję się maksymalne zażenowanie.

— Nie, nie wiem... — odpowiadam, nieco wytrącona z równowagi, bo nie chcę nawet wiedzieć, co mu siedzi w głowie.

— Skoro z Izą się przyjaźnicie, to myślę, że trójkącik byłby fajną odskocznią od rutyny w związku, a twój facet przecież nie musi o niczym wiedzieć.

— Słucham? — pytam maksymalnie wkurzona i mierzę go morderczym wzrokiem.

— Można na tym naprawdę dużo zarobić, a przy okazji doświadczyć czegoś zupełnie innego, a uwierz, że potrafię zadowolić nawet najbardziej wymagającą kobietę... a widzę, że taka właśnie jesteś.

— Może już nic więcej nie mów, dobrze?— Nalewam sobie wina i wypijam go jednym łykiem.

Nagle z balkonu do pokoju wchodzi roześmiana Iza, okryta ciepłym swetrem Ignacego, a ja tylko zerkam na nią z ukosa, czując, że coś przede mną ukrywa. 

Coś, co naprawdę zaczyna mnie niepokoić.

— Twój Ignacy to prawdziwy gentleman — siada obok Gabriela i całuje go w usta — Mój Gabryś także... — droczy się z nim i kusi go ciałem, na co Gabriel ściska Izę za tyłek i oblizuje usta. 

Dżentelmen, jak cholera...

Wywracam oczami, gdy nagle na nadgarstku Izabeli zauważam złotą bransoletkę z zawieszką w kształcie serca. Odnoszę wrażenie, że już wcześniej gdzieś widziałam podobną i momentalnie krew uderza mi do głowy. 

— Piękna bransoletka... nowa? — zagajam, a w środku cała dygoczę, bo przecież podobną znalazłam w kieszeni spodni Ignacego.

Iza spogląda na swój nadgarstek i czule gładzi tors Gabriela, a ten od razu sadza ją sobie na kolanach i uśmiecha się szeroko.

No co za typ! Iza albo jest naćpana albo miała pranie mózgu... 

— Prezent od mojego tygryska...

Gabriel w ogóle nas nie słucha.  Kompletnie nie przejmuje się też moją obecnością i dobiera się do Izabeli, liżąc ją po szyi i szepcąc zbereźne rzeczy do ucha. 

Muszę przyznać, że jestem zniesmaczona takim szczeniackim zachowaniem, ale mój licznik wybija w momencie, gdy Gabriel podgryza jej szyję, warcząc jak jakiś dzikus. 

No tak, zapomniałam, tygrysek...

— Zaraz wracam... — rzucam zażenowana i udaję się do kuchni, bo przecież jeszcze chwila i z hukiem wyrzucę ich z mieszkania.

Ignacy stoi oparty o parapet z podobną miną do mojej i przyciąga mnie do siebie, po czym całuje w czoło. 

— Nie podoba mi się ten koleś... on zachowuje się tak, jakby był naćpany, zresztą Iza nie jest lepsza...

— Wiesz, na początku myślałam, że jesteś zwyczajnie do niego uprzedzony, ale on jest obleśny... — ściszam głos i mówię z wyczuwalnym podenerwowaniem: — Ty wiesz, co on mi zaproponował?

— Mam mu grzecznie iść podziękować za spotkanie? — Ignacy zaciska dłonie w pięści, gdy relacjonuję mu to, co przed chwilą powiedział mi Gabriel. Niemalże wpada w szał, więc muszę go uspokoić, żeby nie narobił sobie kłopotów.

Razem z narzeczonym przygotowujemy szybką kolację, starając się wzajemnie nie nakręcać, ale to wręcz niemożliwe.

Sałatkę, którą wcześniej zrobił Ignacy nieco modyfikuję, dodając do niej więcej pomidorów koktajlowych i sałaty rzymskiej. Igo wkłada do piekarnika ciasto francuskie z serem, więc czekamy dziesięć minut w kuchni, tym samym dając czas na amory Izie i jej facetowi.

Gdy słyszymy chichot i przeciągłe jęki, oboje wywracamy oczami, a Ignacy chwyta za miskę i kieruje się do salonu, nerwowo tupiąc bosymi stopami o kafelki. 

Jest naprawdę bardzo wkurzony...

Kiedy wchodzimy do salonu, Gabriel zatopiony jest w piersiach Izy i szybko podnosi głowę, gdy Ignacy z impetem stawia na stole miskę. Wygląda jak struś, aż parskam śmiechem. 

Szczerze, to chyba muszę ich wyprosić, bo jeśli mają ochotę na siebie, to powinni po prostu pójść do domu, jak cywilizowani ludzie, a nie odstawiać taki cyrk. 

— Muszę wyjść, bo to jest pojebane! Pojebane na maksa! — rzuca wściekłe Ignacy, po czym zgarnia z garderoby kurtkę i wychodzi, a Iza odprowadza go wzrokiem.

— A temu, co się stało? — pyta, jakby urwała się z choinki.

Muszę wziąć głęboki oddech, bo Igo ma rację, ta sytuacja nie jest normalna. Kompletnie nie poznaję swojej przyjaciółki.

Gabriel może i jest przystojny, umięśniony, jak młody bóg, ale poza tym, nic więcej. To, za przeproszeniem, typowy tępak, który chyba tylko dobrze rucha. 

W mieszkaniu panuje niemalże grobowa cisza, gdy Iza, cała w amorach, siada do stolika i częstuje się kawałkiem ciasta francuskiego. Gabriel rozsiada się wygodnie na krześle i obserwuję swoją zdobycz, obleśnie się przy tym uśmiechając. Ja straciłam apetyt, więc tylko grzebię widelcem w talerzu.

Po około kwadransie Ignacy wraca z kolejnym winem, oraz butelką wódki pod pachą.

— Na trzeźwo tego nie ujebię... — szepce mi do ucha i klnie, a ja od razu wychylam kieliszek wina. 

To już chyba trzeci, albo piąty...

Resztę wieczoru spędzamy oglądając film. Mimo dziwnego napięcia, jest nawet znośnie, aczkolwiek Ignacy ciągle dopieka Gabrielowi, wprost udowadniając mu, że jest zwyczajnie głupi, na co Iza się oburza.

Podczas gdy nasi faceci grają w pleja — mam tylko nadzieję, że się nie pozabijają — my wychodzimy do kuchni.

Między nami wyczuwalne jest dziwne napięcie i zwyczajnie, pierwszy raz w życiu, nie wiem, jak z nią rozmawiać. 

— Przepraszam za to z Gabrielem, ale on nie lubi sprzeciwu... zresztą ja to w nim po prostu uwielbiam. Jest stanowczy, taki męski, dominujący i cholernie seksowny, a seks z nim, to jest po prostu jazda bez trzymanki. Ciągle nam mało... — chwali się przyjaciółka, a mnie więdną uszy. 

— Trochę mnie przerażasz, bo nigdy wcześniej tak się nie zachowywałaś, Iza...

— Bo nigdy wcześniej nie byłam tak szaleńczo zakochana? Zazdrościsz mi szczęścia? — pyta poddenerwowana i zakłada ręce na piersiach.

— Daj spokój, dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Cieszę się, że kogoś sobie znalazłaś, ale trochę się o ciebie martwię... 

— Z Gabrielem mamy bardzo jasno określone potrzeby w związku i seks jest na pierwszym miejscu. Przykro mi, że tego nie rozumiesz. Może gdybyś częściej dawała Ignacemu, to... 

— Ale Iza!!! — przerywam jej kompletnie wytrącona z równowagi. — To nie jest normalne, to wasze zachowanie! Rozumiem, że jesteście zakochani, ale na litość boską, są jakieś granice! Poza tym Gabriel jest wulgarny.

— Wulgarny?

— Wulgarny, obleśny i wstrętny! — podnoszę głos. — Czy ty wiesz, że proponował mi seks? Trójkąt?

— Mówisz tak , bo jesteś zwyczajnie zazdrosna! Pewnie Ignacego nie stać na żaden spontaniczny krok i zaczynasz fantazjować! Gabryś jest zadbany, wysportowany i ma ten luz, o którym ty i Ignacy nie macie zielonego pojęcia! Zresztą, on nawet nigdy nie całuje cię w miejscu publicznym ani przy znajomych... — rzuca i kieruje się do garderoby. — Idziemy, tygrysku! 

Gabriel od razu pojawia się w holu i całuje Izę, szepcąc jej do ucha, dość głośno, co będzie jej robił, gdy tylko wrócą do domu. Ignacy zdegustowany wypuszcza powietrze i nerwowo zaciska szczękę, a ja zachodzę w głowę, w co ona się wpakowała i przede wszystkim, co widzi w tym prostaku?

Gdy wychodzą, Ignacy spogląda na mnie i oboje wyglądamy jakbyśmy szukali ukrytej kamery. 

— Nie mam pojęcia, co tu się właśnie odpierdoliło, ale nie chcę tego typa widzieć w naszym mieszkaniu, zrozumiano? Nigdy! — rzuca dość nerwowo i od razu udaje się do łazienki. 

Sama jestem poddenerwowana, ale Ignacy aż dygocze i kipi z nerwów, co z jednej strony jest oczywiście zrozumiałe, ale z drugiej, chyba jednak zbyt intensywne...

_________________
Dzisiaj nieco dłuższy rozdział, a następny już czeka na korektę.
Cóż to były za nietypowe odwiedziny, prawda?

Miłego!
S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro