Rozdział XXXVI
Hoseok
Minął pierwszy tydzień odkąd nie mieszkałem już razem z Yoongim. Ten czas był dla mnie... Naprawdę bolesny, a myślałem, że to jego obecność tak bardzo mnie niszczyła.
W sumie...
Mojego Yoongi'ego już od dawna ze mną nie ma. Tracił wspólne wspomnienia jedno po drugim aż w końcu stał się zupełnie inną osobą. Choć na pierwszy rzut oka widziałem tego samego człowieka to jednak, gdy do mnie przemawiał, cały czar prysnął.
Nienawidzę siebie. Nienawidzę swoich myśli oraz słów. Ja nadal go kocham, nieważne jak bardzo mi przykro z tego powodu, że powoli nie wie kim jestem. On jest mój, a ja jego. Tylko... Jeszcze nie jestem gotów, aby spojrzeć mu ponownie w oczy. Boję się naszego spotkania. Momentu, w którym narzeczony może mnie nie rozpoznać...
Postanowiłem wreszcie zwlec się z łóżka, które było przepocone. W domu panował wielki nieporządek, a to wszystko przez to, że brakowało mi siły na to, aby podnieść z podłogi zwykłe spodnie i włożyć je do pralki.
Nie robiłem kompletnie nic przez ten czas. Nie pojawiałem się w pracy, z której - jak się okazało - Hyesung tak łatwo nie mógł się mnie pozbyć. Byłem twarzą marki Sope, a więc to już było ważnym elementem. Poza tym za czasów, gdy firma należała do Yoongi'ego podpisałem kontrakt na pierwsze dwa lata. Do tego czasu mogłem być bezpieczeny finansowo, choć... Ze swojej pracy musiałem się wywiązać. Obowiązki spoczywały także na mnie.
Postanowiłem wypić kawę i po śniadaniu pojechać do firmy. Nie mogłem zawieść Mistrza oraz innych modelów. Beze mnie kolekcja nie zrobi żadnego kroku w przód, ponieważ gazety wypromowały moją osobę tak mocno, że teraz firmą H&Y opierała się przede wszystkim na mnie. Miałem poniekąd małą władzę nad funkcjonowaniem działu przymiarek, ale... Nie chciałem jej mieć. Łatwiej byłoby mi być zwykłym modelem, którego Hyesung z miejsca mógłby mnie zwolnić. Byłoby po problemie.
Podczas, gdy moje śniadanie się odgrzewało postanowiłem wyjść na klatkę schodową odebrać pocztę. Wyjąłem z niej kilka listów. Były to opłaty za mieszkanie, a także list od starszego Mina. Zaciekawiony otworzyłem kopertę i zacząłem czytać wpis wchodząc z powrotem do domu. Nie mogłem w to uwierzyć. Hyesung przepisał mieszkanie, w którym obecnie żyłem. Należało już do mnie. Zauważyłem na drugim pliku podpis Yoongi'ego, bez którego nie miałbym żadnych praw. Pewnie Hyesung go do tego przekonał. Oddał mi mieszkanie, aby się ze mną nie widywać zbyt często. Nie chciał mieć ze mną kolejnej wojny, a co mu zależało na oddaniu jakiegoś tam mieszkania. Miał tyle pieniędzy na koncie, że nie zrobiło mu to żadnej różnicy.
Rzuciłem koperty na stół i zająłem się jedzeniem. Nie wiedziałem w ogóle, co miałem myśleć o jego postępku. Co to miało oznaczać? I tak planowałem wyprowadzę. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek zdołałbym się odnaleźć w tym mieszkaniu, w którym Yoongi już ze mną nie dzielił...
Siedziałem na krześle, przeżywając powolnie makaron z sosem sojowym i wpatrywałem się w karteczki, które napisałem specjalnie dla narzeczonego. Westchnąłem głośno, gdy zerknąłem także na nasze wspólne zdjęcia. Moje serce tak bardzo kłuło mnie w klatce piersiowej, że z trudem zdołałem połykać kolejne porcje jedzenia. Nie udało mi się zjeść nawet połowy tego, co znajdowało się na talerzu. Zrezygnowałem z posiłku i zacząłem ubierać się do pracy.
Musiałem za wszelką cenę wrócić do życia.
***
Znalazłem się w dziale przymiarek. Każdy na mój widok przestał się uśmiechać. Wszyscy zgromadzeni bali się podejść do człowieka, który stał się odludkiem, samotnikiem, pogrążonym w ciągłym smutku. Dobrze, że sesja zdjęciowa nie obejmowała radosnym akcentów, bo nie dałbym rady się uśmiechać. Przy pierwszej sesji przychodziło mi to z łatwością, bo naprawdę byłem szczęśliwy widząc Yoongi'ego, który stał tuż za fotografem. Odczuwałem wtedy lekki stres, ale nie chciałem go zawieść. To dla niego się starałem, a obecnie straciłem tę motywację.
Cholerne wspomnienia...
Usiadłem na materacu czekając na to aż któraś z wizażystek wezwie mnie do siebie. Byłem trochę zły na siebie, ponieważ mogłem chodzić do pracy przez te wszystkie dni i tak panował teraz taki okres, że tylko czekałem na sesję i zostałem do niej przygotowywany. Nic więcej nie musiałem robić.
Na materac przyszedł także Taehyung, który właśnie wrócił po świeżo zrobionym makijażu. Teraz już srebrnowłosy chłopak przywitał się ze mną jako pierwszy i odważył się ze mną rozmawiać.
— Może to standardowe pytanie, ale... Jak się czujesz, Hobi?
Hobi... Tak najczęściej mówił do mnie Yoongi.
— Jak widać... Jestem w totalnej rozsypce, z której chce się jakoś podnieść — spuściłem swoją głowę w dół.
— A co z Yoongim? Jak wielu rzeczy już nie pamięta?
Wzruszyłem tylko ramionami, bo przecież nie wiedziałem o tym. Taehyung przyjrzał mi się uważnie, a że on był moim jednym z nielicznych przyjaciół postanowiłem mu od razu wyjaśnić.
— Nie mieszkamy już razem... Odebrano mi go... — niechciane łzy pojawiły się w moich oczach.
— Co?! — uniósł swój ton Tae.
— To był podstęp — byłem tak sfrustrowany, że nie potrafiłem zahamować swoich słów. — Przyszła do mnie pewnego dnia Jihyo oraz Junki.
— Ten...! Co on chciał?! — Taehyung był bardzo agresywnie nastawiony jeśli chodziło o brata byłego prezesa.
— To nie był jego plan. Zaangażował jego, jak i Jihyo Hyesung.
— Nie rozumiem... Jihyo także?
— Tak... Mogłem się zorientować, że cis jest nie tak, a ja jak idiota pojechałem do firmy razem z nią, a wtedy Junki zabrał nieświadomego niczego Yoongi'ego do rodzinnego domu. Jest z nimi już od tygodnia, a ja... Samotnie spędzałem każdy dzień w łóżku — złapałem się za tył głowy. — Przepraszam, że ci o tym mówię.
Taehyung natychmiast objął mnie swoimi długimi, chudymi rękoma i zapewnił :
— Masz mi mówić o wszystkim, co cię trapi. Pamiętaj, że masz mnie, Jina Namjoona. Możesz nam zaufać. Wiem, że to trudne, bo zawiodło cię mnóstwo osób, ale... Pamiętaj.
— Dziękuję — zacisnąłem swoje palce na jego plecach i po raz pierwszy od dawna udało mi się uśmiechnąć.
Znów usiedliśmy obok siebie i prowadząc luźną rozmowę o niczym ważnym czekałem na swoją kolej. Wtedy zobaczyłem jak od fryzjera wyszedł Jimin. Ledwo go poznałem, bo blond chłopak zmienił się swój kolor na rudy. Park od razu zauważył kogoś nowego w sali przymiarek. Zdziwił się, gdy mnie ujrzał, ale nie miał odwagi do mnie podejść od ostatniego zajścia. Spuścił jedynie głowę i podążył w przeciwnym kierunku. Dobrze, że nie chciał mi się tłumaczyć. Nie miałem na to dziś siły, nie wiem czy kiedykolwiek zechcę z nim rozmawiać. Stał się taką osobą, której już kompletnie nie potrafiłem zaufać. Wiele razy oskarżyłem go bezpodstawnie, ale... Także mnóstwo razy zawinił. Miałem do niego ogromny żal przez to, że zabrał mojego narzeczonego do siebie. Miał także obrączkę Yoongi'ego w swoim mieszkaniu... Będę musiał kiedyś i tak się o nią upomnieć, ale to także postanowiłem odwlec w czasie.
Nadeszła moja kolej. Poszedłem do jednej z wizażystek mijając na korytarzu Jina. Chłopak jako jedyny powitał mnie z uśmiechem na twarzy. Cieszyłem się, że wreszcie mogłem go zobaczyć. Seokjin był osobą, którą naprawdę polubiłem od samego początku.
***
Po sesji zdjęciowej chłopaki postanowili zjeść ze mną lunch w firmowym bufecie. Cała nasza trójka zajęła jeden ze stolików. Zamówiliśmy kilka dań, ale ja w ogóle nie miałem apetytu.
— Jedz chudzino, bo znikasz nam w oczach — powiedział Tae.
— Jesteś chudszy ode mnie — powiedziałem.
— Ej grubasy! Wcinać! Bez gadania! — odparł Jin.
— Przecież ja jem — burknął Taehyung.
— Naprawdę nie jestem głodny... — wydukałem, bo od samego patrzenia na te potrawy robiło mi się niedobrze.
— W takim razie dziś wpadasz do mnie do domu i ja ci coś przygotuję.
— To dobry pomysł — powiedział Tae połykając kolejną porcję ryżu. — Jin jest świetnym kucharzem.
— Najlepszym! — dopowiedział skromnie. — Uczę teraz gotować męża, ale... Cienko mu to wychodzi.
— Może się nie skupiacie tylko na gotowaniu — zaśmiał się młodszy Kim.
— Nie wnikajmy w szczegóły — Jin zaczął śmiać się na pół bufetu.
Zgodziłem się na układ przyjaciół. Razem mieliśmy się spotkać wieczorem na kolacji u Jina w mieszkaniu. Mieszkał on w najbogatszej dzielnicy Seulu, w której rzadko bywałem. Wiedziałem jednak, że muszę zacząć wychodzić do ludzi, nie dobijać się tym, czego już tak naprawdę nie mogłem zmienić.
Po lunchu miałem dwie godziny wolnego. O siedemnastej mieliśmy się spotkać wszyscy w sali zebrań, aby omówić szczegóły kolekcji. Taehyung ten czas wykorzystał na spotkanie z Jungkookiem w studiu nagrań, natomiast Jin namawiał mnie na pójście na zakupy.
Miałem jednak inne plany. Wziąłem taksówkę i wiedząc, że stary Min jest w firmie postanowiłem pojechać do jego domu, aby spotkać się z narzeczonym.
Całą drogę myślałem czy to dobry pomysł, ale nie doszedłem do konkretnych wniosków. Byłem pewien tylko tego, że kochałem go ponad wszystko. Postanowiłem przesunąć na bok moje smutki i cierpienie na rzecz człowieka, który sprawił, że w siebie uwierzyłem. Dręczyły mnie myśli... Co on by powiedział, gdyby był teraz świadom mojej słabości? Od samego początku uczył mnie walczyć i stawać się odważnym.
To był czas, aby w końcu mu to udowodnić, choć... Yoongi nie będzie o tym wiedział.
To nieważne... To nie jego wina, że dopadła go ta choroba. Nie jest winny żadnemu słowu, które mnie zraniło. To Alzheimer. Nie on. Czemu tak późno to zrozumiałem...?
Zapukałem do drzwi czekając aż ktoś to usłyszy. Niestety nie. Moja ręką zbliżyła się do dzwonka i nacisnąłem przycisk, który spowodował, że w całym domu rozległ się charakterystyczny dźwięk.
Usłyszałem czyjeś kroki. Drzwi otworzyła mi najmilsza osoba, którą kiedykolwiek poznałem. Niestety panna Kwon powitała mnie zupełnie inaczej... Spuściła swoje spojrzenie i szepnęła tak, aby nikt nas więcej nie usłyszał.
— Nie mogę z panem rozmawiać. Zabroniono mi, panie Jung.
— Pani Kwon? Kto przyszedł? — usłyszałem głos Yoony, który pilnowała swojego domu jak nikt inny.
Kobieta podeszła do drzwi jakby się spodziewała mojej osoby. Blondwłosa kobieta w kwiecistym kombinezonie podeszła do mnie i kazała zostawić nas samych swojej gosposi. Pani Kwon pożegnała się ze mną i poszła zapewne w stronę kuchni. Było mi jej tak bardzo żal...
— Czego pan chce? — zapytała ze złością. — Ma pan mieszkanie w prezencie od nas, opłaty zrobione na najbliższe pół roku. Czego pan jeszcze chce?
— Nie prosiłem o to... Proszę tylko o jedno. Chcę się zobaczyć z Yoongim.
— Nie ma takiej możliwości. Po co chce się pan z nim widzieć skoro on pana już nie pamięta? — kobieta zapewne powiedziała to tylko po to, aby mnie zniechęcić.
— Coś się dzieje mamo? — usłyszałem tym razem męski głos, który należał do Junki'ego.
— Ty... — wypowiedziałem głośno jedno słowo i ruszyłem do niego z rękoma.
— Panie Jung! — krzyknęła Yoona, a ja zdążyłem uderzyć starszego w twarz.
Junki uśmiechnął się do mnie, ale nie zamierzał odpuścić. Uderzył mnie dwa razy mocniej, a ja runąłem na płytki, które były wyłożone na tarasie.
— Nie pokazuj się tutaj więcej — powiedział Junki, wskazując prosto na mnie palcem.
Jego rodzicielka trzasnęła drzwiami, a ja chwilę pozostałem na ziemi. Otarłem krew, która zaczęła mi lecieć z kącika ust po solidnym ciosie. Może gdybym nie był taki osłabiony to bym ją zdołał go tak mocno walnąć i wejść do domu siłą.
Postanowiłem odpuścić im dzisiaj. Nie mogłem spóźnić się na zebranie, bo wtedy Hyesung mógłby coś podejrzewać. I tak się dowie o tym małym incydencie, ale miałem to gdzieś. Będę walczył o spotkanie z Yoongim. Nie zabronią mi się widywać z narzeczonym. Nie mają prawa!
***
Spotkanie szybko dobiegło końca. Trwało niecałe czterdzieści minut, bo chodziło jedynie o sprawy organizacyjne. Gdy miałem wychodzić z sali zostałem poproszony prezesa, aby zostać jeszcze chwilę. Nie musiałem się nawet zastanawiać czego będzie dotyczyć kazanie.
— Panna Jihyo dostała od mojej żony niepokojący telefon — odparł.
Lee Jihyo spojrzała na mnie, stojąc tuż u boku Hyesunga. Zmierzyłem ją wzrokiem, ponieważ ona także mnie bardzo zawiodła.
— Jesteś z siebie zadowolona? Pewnie się cieszysz, że twój kochany prezes wrócił na swoje stanowisko, mam rację?
— Proszę mnie do tego nie mieszać. Wykonuje tylko swoje obowiązki.
— Panno Jihyo, proszę nie wydawać się z tym człowiekiem w dyskusję — odparł Hyesung.
— Dobrze.
— A ja ciebie ostrzegam młody człowieku. W każdej chwili mogę pana zniszczyć. Wypowiedzieć takie słowa, które sprawią, że już żadna firma modelingowa pana nie przyjmie.
— Proszę mnie nie straszyć. Będę walczyć o pana syna. Czy to się panu podoba, czy też nie.
Nie miałem zamiaru mówić mu nic więcej. Wyszedłem z sali zebrań i kierowałem się prosto do wyjścia z tej przeklętej firmy. Myślałem, że na dziś zdołałem uciec od problemów, że będę mógł pójść do Jina i zapomnieć, choć na chwilę o dzisiejszym dniu, ale schodząc po schodach zobaczyłem, że ktoś na mnie czekał.
— Hobi, zaczekaj — powiedział do mnie Jimin, któremu zależało na rozmowie ze mną.
— Nie chcę, zostaw mnie — odepchnąłem chłopaka, który stawał mi na drodze, ale nie dał tak łatwo się zbyć.
Chwycił mnie mocno za rękaw, ale zdołałem się uwolnić z jego uścisku. Zatrzymały mnie jednak nie czyny, ale słowa...
— Yoongi kazał mi tobie to dać! — krzyknął.
Co...?
O czym on mówi...?
Ostrożnie odwróciłem się w stronę rudowłosego, który zaciskał w dłoni jakąś kartkę, która była zawinięta we wstążke, a na niej zaś... Była srebrna, obrączką Yoongi'ego.
Do moich oczu napłynęły łzy i spojrzałem w kierunku chłopaka, który także nie był w stanie powstrzymać emocji.
— Przepraszam cię, Hobi... Myślałem, że Yoongi wreszcie mnie pokochał. Był u mnie tamtej nocy, pocałował, ale dotarło do mnie, że nie robił tego z miłości... Choroba go zniszczyła... Tak naprawdę on kocha tylko ciebie i nikogo więcej — pokiwał głową i podszedł do mnie mając zeszkolone oczy od łez.
— Kiedy ci to dał...? — spytałem, biorąc swoimi drżącymi rękoma jego list.
— Gdy przyszedł do firmy. Kiedy mnie przytulił wsunął mi coś do kieszeni i szepnął 'Daj to Hobiemu, kiedy już kompletnie zmieni mnie choroba'... — Jimin przygryzł dygoczące wargi i wypuścił zalegające powietrze z płuc.
Widząc w jakim stanie był rudowłosy nie miałem serca go nie przytulić. Udowodnił mi teraz, że zachowuje się wobec mnie i Yoongi'ego w porządku. Przyciągnąłem go wolną ręką do siebie i przytuliłem z całych sił.
— Dziękuję ci... — odparłem, nie dając upustu swoim emocjom. Nie mogłem teraz się rozkleić.
— Zrozumiałem, że on mnie nie kocha... Dotarło to do mnie w momencie, w którym zdjął waszą obrączkę. 'Nie pamiętasz Yoongi? Naprawdę nie pamiętasz, co mi dałeś?' zapytałem go wtedy o to, ale Alzheimer zabrał mu także to wspomnienie. Zrozumiałem wtedy, że moment, w którym miałem wręczyć ci ten list był blisko... — Jimin płakał w mój rękaw, a ja głaskałem go po głowie.
— Już spokojnie... Nie musisz się tłumaczyć... Dziękuję...
Zacisnąłem mocno swoje wargi i pożegnałem się z rudowłosym. Miałem nadzieję, że od teraz nasza relacja będzie wyglądała zupełnie inaczej. Być może spróbujemy odbudować naszą przyjaźń.
Nie chciałem tracić czasu. Usiadłem na schodach prowadzących do firmy i odwiązałem złotą wstążke. Zdjąłem z niej srebrną obrączkę, która opadła na moją dłoń. Przyjrzałem się jej dokładnie i po chwili mocno ją zacisnąłem. Chciałem, aby ten przedmiot dodał mu otuchy podczas czytania listu... Na którego już samym wstępie zacząłem płakać.
Nie spałem tamtego wieczoru Hobi, bo wsłuchiwałem się z bólem serca w Twój gorzki płacz podczas rozmowy z Jiwoo. Te łzy spowodowałem ja... Przepraszam. Tak bardzo Cię przepraszam. Wybaczysz mi?
Zawsze chciałem być dla Ciebie oparciem. Osobą, która Cię ochroni, a stałem się kimś kto skazał Cię na olbrzymie cierpienie. Nie pokazujesz mi swojego bólu, Hobi, ale ja o nim wiem, choć zaraz pewnie o tym zapomnę. Dlatego piszę teraz te słowa... Póki jeszcze wiem, co one oznaczają. Nie dam Ci jednak tego listu teraz, poproszę o to Jimina. Wiem, że Ci go dostarczy.
Dlaczego nie teraz? Bo nie chce się z Tobą żegnać. Nie potrafię sobie Ciebie odpuścić. Im bardziej się do Ciebie zbliżam, im bardziej choroba mnie pożera, tym bardziej Cię ranię... Wybacz mi, Hobi. Jestem cholernym samolubem, który nie potrafi przestać Cię kochać. Nawet jeśli z czasem zapomnę o Tobie, o naszej miłości, o naszych wspomnieniach... Wiedz, że to nie ma znaczenia, ponieważ cząstka Ciebie już na zawsze pozostała we mnie. To moja miłość... To jak... Bicie serca. Każdy z nas wie, że żyjemy dzięki naszym bijącym sercom, ale nie zawsze o tym pamiętamy. Przepraszam, że cierpisz. Przepraszam, że musisz płakać. Przepraszam... To ja miałem być tym odważnym, lecz nie podołałem, bo teraz się boję... Tak strasznie się boję... Ale wiem, że mnie nie zostawisz. Będziesz trwał przy mnie aż do samego końca.
Hobi... Gdybym tylko miał taką możliwość. Gdybym mógł zatrzymać, choć jedną chwilę w swojej pamięci, a wszystkie inne zatracił... To wybrałbym moment, w którym Cię poznałem. Liczysz się tylko Ty. Pamiętaj o mnie...
Yoongi
Łzy płynęły po moich policzkach. W żaden sposób nie potrafiłem ich powstrzymać. Głośno płakałem, a inni przechodnie patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Nie obchodzili mnie. Ochodziły mnie tylko słowa narzeczonego, które do mnie napisał. Nic więcej!
Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do ulicy, łapiąc najbliższą taksówkę. Musiałem z nim porozmawiać. Nie było innej opcji. Wejdę do tego domu, czy się to komuś podobało, czy też nie.
Będąc na miejscu waliłem rękoma w drewniane drzwi. Dzwoniłem dzwonkiem. Nie dawałem nikomu spokoju. Prędzej czy później musieli mi otworzyć, a gdy wreszcie zrobił to Hyesung zobaczył moją zapłakaną twarz. Gorzkie łzy płynęły i nie byłem w stanie ich powstrzymać...
— Proszę... Daj mi go zobaczyć... — błagałem prezesa, nie miałem na nic więcej siły...
— Proszę stąd odejść, bo zadzwonię po policję. Pan przesadza.
— Panie Min! Błagam pana! — krzyknąłem, choć to mogło pogorszyć tylko sytuację.
Nie dali mi go nawet ujrzeć. Spojrzałem w głąb mieszkania i zobaczyłem na korytarzu pannę Kwon, która na mój widok zaczęła płakać. Yoona spoglądała na gosposię z niepokojem, jakby skrywała jakąś tajemnicę, której nie mogła wypowiedzieć.
— Przepraszam, pani Min — powiedziała starsza kobieta.
— Zwolnię panią jeśli tylko piśnie pani słowem! — zagroziła.
— To nie dla mnie znaczenia — kobieta odwiązała swój fartuch, który dała do rąk Yoony. — Chcę być w porządku w stosunku do tego młodego człowieka. — pani Kwon spojrzała w moim kierunku i rzekła. — Yoongi'ego tutaj nie ma... Oddali go do ośrodka...
— Co? — wypowiedziałem sam do siebie. Nie mogłem uwierzyć w jej słowa... A tuż po chwili spojrzałem na Hyesunga. — Jak mogliście to zrobić? — pytałem. — Własnego syna? Nie zdołaliście wytrzymać nawet tygodnia z jego problemami?! Jak mogliście pytam?!
Krzyczałem. Yoona zaczęła płakać i odeszła, tupiąc swoimi szpilkami o parkiet. Hyesung natomiast nie raczył nawet na mnie spojrzeć i zamknął za sobą drzwi.
Wszystkie moje próby... Były na marne... Yoongi'ego tutaj nie było.
Odwróciłem się szybko i zacząłem biec w stronę taksówki. Wiedziałem teraz gdzie był mój narzeczony. Płacząc i czując wreszcie swoje bijące serce kazałem jechać mężczyźnie na dworzec. Nie chciałem tracić już ani jednej chwili... Musiałe go zobaczyć!
Yoongi... Jadę do ciebie...
***
Cóż... Teraz mogę Was zaprosić jedynie na epilog, który ukaże się już niedługo ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro