Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI


— Junki? — naprawdę nie mogłem pojąć dlaczego mój brat siedział teraz na krześle obok mojego gabinetu. — Co ty tutaj robisz?

— Jak zawsze uprzejmy — powiedział z uśmiechem na twarzy. — Nie cieszysz się, że wreszcie widzisz swojego starszego brata?

Miałem powiedzieć prawdę? Chyba niekoniecznie by mu się ona spodobała.

Z Junki... Jakby to powiedzieć...

Nigdy nie byliśmy tacy jak prawdziwi bracia. Starszy zawsze żył w swoim świecie, za wszelką cenę chciał się wyrwać od tego miasta oraz ciągłego gadania ojca o firmie. Często go tutaj zabierał i mówił jak to kiedyś zostanie prezesem tej korporacji, ale Junki tego nigdy nie chciał. Pragnął ucieczki, lecz będąc jeszcze nastolatkiem nie mógł tego zrobić. Ojciec nie miał nad nim kontroli i zaczął zabierać do firmy mnie. W przeciwieństwie do brata ja byłem w to bardzo zaangażowany.

Junki zaczął się cieszyć tym, że nie było mnie oraz ojca w domu. Myślał, że dzięki temu będzie miał jeszcze więcej spokoju, ale... W domu zawsze była nasza matka, która po małżeństwie przestała pracować i zajmowała się domem. O ile można to tak nazwać. Raczej spędzała czas na wychodzeniu do sklepów, restauracji, miała także zajęcia gry na fortepianie, zajęcia na siłowni, naukę języków obcych.

Wiedziała jak dobrze wydawać pieniądze ojca, ale także miała talent do denerwowania mojego brata.

Chciała, aby to on przejął firmę po ojcu. Nigdy nie mogła się pogodzić z tym, że Junki wybrał zupełnie inną drogę. Wyjechał, ożenił się z obcokrajanką, a także pracował dorywczo. Kto by pomyślał, że chłopak z tak bogatej rodziny wybierze takie życie?

— Porozmawiajmy w moim gabinecie — otworzyłem drzwi i czekałem aż starszy przekroczy próg jako pierwszy.

Poprawił swój kaptur i rozejrzał się dookoła.

— No no, nieźle się tutaj urządziłeś — powiedział na samym wstępie.

— Mógłbyś przejść do rzeczy? O osiemnastej mam kolejne spotkanie.

— Służbowe czy... — brat popatrzył mi prosto w oczy, a ja spuściłam wzrok. — Wiedziałem — dodał. — Umówiłeś się z tym samym chłopakiem, z którym byłeś w liceum?

Jego pytania były coraz bardziej wścibskie.

— Skąd Jimin przyszedł ci do głowy? — zapytałem siadając na swoim fotelu za biurkiem.

— Minąłem go na korytarzu, a poza tym czytałem dziś dwie różne gazety, a temat pozostawał ten sam. 'Syn Parka Jae wspiera konkurentów! Jakie są powody rodzinnego sporu?' bla, bla, bla.

Popatrzyłem na swojego brata, który próbował recytować, ale wyszło mu to z marnym skutkiem. Spojrzałem na zegarek i zacząłem się denerwować, bo lada moment miał się zjawić u mnie Hoseok, a na ten moment nie chciałem, aby ta dwójka się poznała.

— To jak Yoongi? Powiesz mi coś więcej o tym szczęściarzu?

Dlaczego tak bardzo się nim interesował? Zawsze rozmawiając na temat mojej orientacji sprowadzało się to tylko do jednego. Najbardziej ciekawił go seks z facetem. Jak był taki ciekawy to niech sam sprawdzi, ale nie... Teraz miał żonę, więc to nie było zbyt dobrym pomysłem.

Lecz w sumie... Oboje jesteśmy już dorośli. Mój brat był bliżej trzydziestki, więc uznałem, że nie ma co się zachowywać jak dzieci.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo przypomniałem sobie jak Jung podpisał się pod swoim smsem. Tak też postanowiłem powiedzieć.

— Ma na imię Hobi i jest jednym z moich modeli.

— Coś cię ciągnie do tych lalusiów, ale pamiętaj nigdy nie będziesz tak piękny jak oni — zaśmiał się.

Żałowałem, że się w ogóle odezwałem na ten temat, choć wiedziałem, że to był tylko żart.

— Ok, Junki. Muszę już iść na spotkanie — wstałem z fotela i zacząłem iść w kierunku drzwi.

— Dobra Yoongi, czekaj. Mam prośbę do ciebie... — brat złapał mnie za ramię i tym razem to on nie był w stanie spojrzeć mi w oczy.

— Jaką? — zapytałem.

— Mogę u ciebie zostać na kilka dni?

— Co takiego? Czemu u mnie, a nie u rodziców?

— Dobrze wiesz, że nie chce ich widzieć. Proszę... Za parę dni i tak wracam do Tajlandii.

Junki patrzył na mnie i czekał na moją decyzję. W sumie... Wiem, że nie chciał wracać do naszego rodzinnego domu, a mnie prawie w ogóle w moim nie było, więc... Nie miałem chyba nic do stracenia.

— Ok, zgoda — dałem mu kluczyki do rąk, a on podziękował i wyszedł z gabinetu, przed którym stał Hoseok.

Junki minął go, a będąc tuż za plecami chłopaka uniósł kciuk i głupkowato się do mnie uśmiechnął.

Zignorowałem brata i nie mogłem się napatrzeć na mojego pracownika. Ubrał elegancki, granatowy garnitur. Włosy po lewej stronie zaczesane były za jedno ucho nieco bardziej niż za drugie. Do tego wszystkiego lekki makijaż i brzoskwiniowy cień.

Cholera! Przecież mogłem po kolacji zabrać Hoseoka do mieszkania! Ale jestem idiotą...

— Świetnie wyglądasz — powiedziałem do chłopaka, a ten znów się zawstydził.

Tak bardzo to w nim uwielbiałem.

— To jak, idziemy?

— Tak — skromnie wypowiedział to jedno słowo i mogliśmy ruszać.




***




Wystrój restauracji zrobił na Hoseoku ogromne wrażenie. Rozglądał się na boki, ale nie wiedziałem czy to dlatego, że doszukiwał się co rusz to nowych rzeczy, czy to było wymówką, aby nie patrzeć mi w oczy.

Trzymałem kartę menu w dłoniach i postanowiłem trochę pouczyć dzisiejszego wieczoru Junga. Widziałem, że miał problem z pewnością siebie i polemizowałem, że z asertywnością też nie było u niego najlepiej.

— Wybrałeś już przystawkę? — zapytałem wynurzając swoje spojrzenie zza górnej krawędzi karty menu, które było oprawione w bordową skórę.

Hobi momentalnie wbił swój wzrok w koreański alfabet i nie mógł się zdecydować.

— A ty już wybrałeś? — zapytał nieśmiało.

— Zjem to samo, co ty — odpowiedziałem od razu, bo zauważyłem, że kelner od jakiegoś już czasu czatował na nasz stolik z notesikiem i długopisem w ręku.

— J-ja mam wybrać? — posłał mi kolejne pytanie, którego się spodziewałem.

— Przecież to twój wieczór, muszę ci się odwdzięczyć za to, że perfidnie wykorzystałem fakt o tym, że boisz się węży. Bierz za to wszystko, co najdroższe.

— Jak ty po spotkaniu z panem Parkiem? — chłopak uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy.

— Dokładnie tak i w dodatku w dużych ilościach.

— Ale tu wszystko jest takie drogie... — jego mina wyglądała tak jakby włożył do ust plasterek cytryny.

— Ja płacę — przypomniałem mu po raz kolejny.

— Właśnie z tym mi jest źle.

— Kiedyś to ty mnie zabierzesz do jakiejś restauracji i ty zapłacisz.

Hobi miał ochotę schować się za kartą menu, ale póki co tylko schylił głowę.

— Obawiam się, że to tak prędko nie nastąpi — powiedział cicho pod nosem i posmutniał w jednej chwili.

— Hobi... — gdy powiedziałem w ten sposób do chłopaka on momentalnie spojrzał mi w oczy. — Nie obawiaj się o to, że teraz jesteś z niczym. Dopóki będziesz u mego boku niczego ci nie zabraknie. Proś o co tylko chcesz, a za jakiś czas, gdy kolekcja wyjdzie na rynek i cały świat ją ujrzy będziesz niezależny. Obiecuję.

Chłopak posłał mi jeden z tych najszczerszych i najbardziej promiennych uśmiechów, który koił moje serce.

— To jak będzie? Co wybrałeś? — spytałem ponownie, bo widziałem, że chłopak z każdą minutą był coraz bardziej swobodny.

— To może... Krewetki?

— Moje ulubione — powiedziałem, a Hobi cieszył się tym, że trafił w mój gust.

Po kolacji poszliśmy na parking, ponieważ nie chciałem na naszej pierwszej randce proponować chłopakowi noclegu w hotelu. Wziąłby mnie za jakiegoś zboczeńca, którym nie byłem.

Z kurtki wyjąłem pęk kluczy i odnalazłem jeden właściwy. Hoseok w pewnym momencie przestał iść ze mną ramię w ramię, ale nie skupiłem się na nim tylko na włożeniu kluczyka do drzwi.

Dziwne... Mój klucz nie pasował do auta. Co się dzieje? Zerknąłem ponownie na przedmiot, gdy już go wyjąłem z zamka. Obejrzałem go z każdej strony i zrobiłem minę wyrażającą moje zdziwienie. Co było nie tak?

— Prezesie? — bardzo oficjalnie zwrócił się do mnie Hoseok.

— Tak? — spytałem, nadal próbując otworzyć samochód.

— Ale czy... to nie jest twój samochód? — zapytał.

Odwróciłem się w stronę chłopaka, który wskazywał palcem na białego Mercedesa. Faktycznie, tam stało moje auto, a ja próbowałem otworzyć jakiegoś Chevroleta. Tylko jego kolor się zgadzał nic poza tym.

Zaśmiałem się w głos i przyłożyłem rękę do czoła wraz z kluczykami.

— Co jest? — zapytałem sam siebie. — Przecież nic nie piłem!

Zawstydzony i roześmiany podszedłem do Hoseoka, którego objąłem w talii, i podprowadziłem do drzwi.

Potem ruszyliśmy, jadąc prosto do domu Junga.

Dojechaliśmy tam dopiero po czterdziestu minutach przez ciągłe korki na drogach, ale wreszcie nam się udało.

Zatrzymałem samochód tuż pod jego bramą, odpięliśmy swoje pasy, a ja zerknąłem na Hobiego, który siedział zamyślony.

— O czym tak myślisz? — zapytałem na co kąciki ust chłopaka uniosły się nieznacznie, ale jednak.

— O tym co mi powiedziałeś podczas kolacji.

— Mianowicie?

Chłopak westchnął głośno i popatrzył mi wprost w oczy. Mogłem ujrzeć jego cudowne, unikalne tęczówki.

— O nic cię na pewno nie będę prosił. Dziękuję za propozycję, ale sam muszę zapracować na życie. Nie czułbym się w porządku biorąc coś od kogoś za nic. Jeżeli dobrze wykonam swoją pracę to wtedy zarobię w przeciwnym razie... Nie.

— Rozumiem — odparłem po dłuższej chwili, bo rozważałem dlaczego chłopak nie chciał mojej pomocy. — Ale na kolacje będę mógł cię zabierać? Znajdę niejedną świetną restaurację — odparłem z uśmiechem.

— Panie Min... — zaczął, mocno akcentując moje nazwisko. — Ja nie potrzebuję luksusu, drogiego jedzenia i bogatych restauracji. Wystarczy mi to, że mogę spędzać z tobą czas.

Te słowa sprawiły, że moje serce zaczęło mocniej bić. Zawsze myślałem, że osoby z biednych rodzin marzyły o życiu w luksusie, o wydostaniu się z nędzy na sam szczyt, ale widocznie to były moje błędne odczucia. Hoseok myślał bardziej o szczęściu swojej rodziny niż o swoim własnym. Zadowalało go życie na poziomie podstawowym, a nie tym jakie ja miałem. To było dla mnie dziwne, bo skoro miało się szansę to dlaczego nie chciał jej wykorzystać w stu procentach, aby się ustatkować do końca życia?

Mogłem mu dać wszystko o czym marzył, a jego interesowała jedynie moja obecność. Nikt nigdy wcześniej nie powiedział mi takich słów, każdy w szkole, na studiach patrzył na korzyści jakie posiadał znając mnie.

Ale nie on... To sprawiło w moim wnętrzu uczucie, którego jeszcze nigdy nie doświadczyłem.

Uśmiechnęłem się wreszcie, odciągając swoje myśli od rzeczy niezbędnych w danym momencie. Położyłem dłoń na ręce Hoseoka, a ten spojrzał na mnie z zainteresowaniem.

Nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, a nasze usta zbliżały do siebie powolnie, a wreszcie zdołały się złączyć.

Wsunąłem po chwili lewą dłoń w ciemnobrązowe włosy chłopaka i dociskałem swoje wargi do jego, czyniąc nasz pocałunek jeszcze bardziej namiętnym.

W pewnym momencie Hobi przygryzł moją dolną wargę i delikatnie ciągnął ją do siebie. Puścił ją równie ostrożnie, aby pozostawić w tamtym miejscu jedynie przyjemność. Po chwili jego dłoń znalazła się na moim policzku i przyłożył czoło do mojej głowy, złapał pierwszy oddech po naszym poacunku i niemalże wysapał :

— Co taka osoba jak ty we mnie widzi? — zapytał, a ja odruchowo złapałem za jego nadgarstek, co sprawiło, że nasze głowy się od siebie odsunęły na kilka centymetrów.

— Wszystko co najlepsze — odpowiedziałem.

Sprawiłem, że Hobi uśmiechnął się cudownie, a na jego twarzy pojawił się rumieniec. Swoje wargi zbliżył do ręki, którą wciąż trzymałem zaciśniętą na jego nadgarstku i złożył na niej czuły pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro