Rozdział I
Ostatecznie się zgodziłem. Decyzję podjąłem szybko, ale nie w tak oczywisty sposób. Byłem w szoku, choć wiedziałem, że na pewno, odkąd usłyszałem tę propozycje to ją przyjmę. Zawsze chciałem zająć miejsce ojca. Od małego dzieciaka przychodziłem do firmy i obserwowałem wszystko. Z wiekiem doszła do tego chciwość, chęć przejęcia ogromnego majątku. Po tym czarnym okresie zrozumiałem, że na drodze może mi stanąć brat.
Tak. Mój starszy brat - Min Junki. Wszystko wskazywało na to, że pierworodny odziedziczy firmę, a ja zostanę z niczym. Jednak w ciągu dwóch lat wydarzyło się wiele. Brat zajął się podróżami i poznał za granicą Sai Leekpai. Tajską modelkę i blogerkę modową. Postanowił zamieszkać razem z nią w Tajlandii.
Dzięki nim teraz mogę zasiadać właśnie na tym skórzanym, czarnym fotelu, za solidnym, dębowym biurkiem, w granatowym garniturze, który ozdabiały dwie srebrne spinki. Czułem się tak jakbym osiągnął już szczyt wszystkiego, ale tak naprawdę to był dopiero początek.
Do gabinetu weszła moja asystentka - Lee Jihyo. Niska, zgrabna i urocza kobieta, która miała każdą informację związaną ze swoim miejscem pracy w jednym paluszku. Wiedziała wiele na temat firmy, bo była przy boku mojego ojca przez prawie osiem lat. Pamięta mnie jako ciekawskiego nastolatka.
— Panie Min, szef działu odzieżowego prosi pana do siebie.
Położyłem łokcie na blacie biurka i przyjrzałem się jej uważnie. Zacząłem czuć w sobie tę moc, władze, byłem świadomy, że wszyscy muszą robić to, co im każe. To uczucie zaczęło dominować w moim wnętrzu. Posłałem jej pewny siebie uśmiech i miałem ochotę odesłać ją do pracowni naszego Mistrza oraz jego krawców, aby sam do mnie przyszedł, ale postanowiłem się przejść po moim królestwie.
— Dziękuję, pani Lee. Akurat teraz nie jestem zajęty, więc tam pójdę.
Zadowolony wstałem z fotela i zapiąłem guzik przy marynarce, a gdy postawiłem pierwszy krok, asystentka zasypała mnie kolejnymi informacjami.
— Dobrze, ale szybko, bo musi pan także pojechać na spotkanie na drugi koniec miasta. Restauracja 'Channel', tutaj ma pan adres, taksówka jest zamówiona na godzinę 15.30 — wetknęła mi do rąk mały skrawek papieru wielkości wizytówki. — Potem musi pan przyjechać z powrotem do działu poprawek, bo z pana projektami są pewne problemy.
— Co? Jakie problemy? — zapytałem, przecież pracowałem nad nimi ponad pięć lat.
— O tym będzie musiał pan osobiście porozmawiać z Mistrzem.
— Ech... To wszystko?
Kobieta zerknęła do swojego niewielkiego notatnika, który leżał na dwóch innych teczkach i zadumała się przez chwilę.
— Tak... Na dziś to będzie chyba wszystko. Po tych spotkaniach zostanie tylko podpisanie dokumentów. Złożenie podpisów na fakturach oraz...
— Dobra, dobra o tym powiesz mi później, bo ja tego przecież nie zapamiętam! — uniósłem swój ton, po raz pierwszy zacząłem się stresować.
— Ale nie musi pan — panna Lee wyjęła z jednej z teczek wydruk, na którym miałem zanotowaną każdą informację.
Przyjrzałem się dokładnie tej kartce i byłem pod wrażeniem, że wypisała nawet kiedy mogę się podpisać tylko nazwiskiem, a kiedy pełnym imieniem i nazwiskiem...
Wziąłem niechętnie kartkę papieru do rąk i położyłem ją na biurku.
— Wszystkie te dokumenty zostaną dostarczone do pana gabinetu — poinformowała.
— Dziękuuuuję — powiedziałem z wielką niechęcią i wyszedłem pchając drzwi dwoma rękami.
Spotkanie w dziale. Wielki Mistrz nie mógł mi od razu powiedzieć o co chodziło z moimi projektami tylko kazał mi przyjść później. Co za wredny, starszy facet! Ale z tego, co powiedziała mi Jihyo to on był drugą - zaraz po prezesie, czyli mnie - najważniejszą osobą w firmie. Wiele o nim słyszałem, ale ojciec nigdy nie zabierał mnie ze sobą do jego pracowni. Chyba już wiem czemu. Ten gość był bardzo denerwujący i irytujący, ale cóż... Gdyby się tak głębiej zastanowić to faktycznie w nim była cała nadzieja. Jego szycie i perfekcyjny dobór kolorów były niepowtarzalne. Bez Mistrza firma by nie mogła istnieć.
Spotkanie w restauracji o beznadziejnej nazwie po perfumach było bardzo nudne. Głównie opierało się na tym, aby mnie przekonać do rezygnacji. Umówiono mnie na spotkanie z konkurencją mojej firmy. Wyglądałem przy tamtym prezesie jak gówniarz, ale nim nie byłem. Gardził mną, widziałem to w jego oczach. Niechęć do mojej osoby, bawił go fakt, że jestem tak młody, ale nie miałem zamiaru się go wystraszyć.
— Oferuję panu 15% za każdy miesiąc, przez dwa lata z zysków projektów Mistrza o ile odstąpi pan posady prezesa.
Zachowałem zimną krew. Nie wyroluje mnie tak łatwo. Znałem się na finansach, choć się nimi nie zajmowałem. Upiłem nico białego wina z kieliszka i wstałem zza stołu.
— Niestety nie przyjmuje żadnej z państwa propozycji.
— Jeszcze pan sobie nie zdaje sprawy z tego jak wielka to odpowiedzialność i ryzyko czyha na każdym kroku.
— W każdym momencie będę gotów odeprzeć atak — powiedziałem z pełną satysfakcją.
Mężczyzna przetarł twarz białą serwetką i także wstał ze swojego miejsca. Podszedł bliżej mnie i poprawił mi kołnierz przy koszuli. Szlag! To takie nie profesjonalne!
— Sądzę, że jeszcze zmieni pan zdanie — poklepał mnie dwa razy w miejscu kołnierza. — I tak między nami... — ściszył swój głos, aby jego asystent nie usłyszał. — Pana kolekcja raczej nie ujrzy światła dziennego.
Uniosłem brwi, nie panując w ogóle nad swoimi gestami. Mężczyzna, prezes Sportif - Park Jae - uśmiechnął się i odszedł wraz z asystentem, i jako pierwsi opuścili restauracje. Dałem się mu sprowokować. Byłem na siebie bardzo zły za tę sytuację, ale nie potrafiłem ukryć zdziwienia... Skąd wiedział o nowej kolekcji? Jakim cudem miał takie informacje? O mojej kolekcji wiedziało wiele osób, ale one były zaufane, pracują w firmie przez wiele lat. Niektórzy pamiętają mnie od małego... Czyżby pod moim dachem był szpieg? Ktoś kto pracuje dla Parka?
Zerknąłem na zegarek. Nie miałem czasu na to, aby teraz o tym rozmyślać. Taksówkarz czekał na mnie i dostał dziś solidne wynagrodzenie. Nieźle sobie dziś dorobił. Zwykle ojciec przyjeżdżał z własnym szoferem, ale odradził mi, abym na samym początku szefostwa się tak wywyższał. Kazał szanować tę firmę jak własne dziecko. Mam nadzieję, że się na mnie nie zawiedzie. Musi być ze mnie dumny.
Wróciłem do firmy i od razu poszedłem w stronę pracowni Mistrza. Stanąłem w progu i byłem zdziwiony chaosem jaki tam panował. Ludzi było trzy razy więcej niż zazwyczaj.
— Co się tutaj dzieje? — zapytałem sam siebie i położyłem ręce na biodrach.
— Wybór nowych modeli — odpowiedział mi głos, który pojawił się znikąd.
Odskoczyłem na metrów w prawą stronę i spojrzałem obok. Moja asystentka popatrzyła na mnie zdziowna, ale widocznie nie miała czasu na pytanie o moją reakcje. Wręczyła mi kolejną kartkę do ręki i kazała przejść do Mistrza, który kręcił się obok tych wszystkich kandydatów na modeli.
— Mistrzu! — zawołałem z daleka, a ten nawet na mnie nie spojrzał. Myślałem, że mnie nie usłyszał, ale było inaczej.
— Tak? — krzyknął zaszywając jakiś biały pasek przy spodniach na jednym z modeli.
— Co to za wybór nowych modeli?
— Przecież podpisałeś dokumenty, więc zorganizowałem to od razu. Do twoich stylizacji potrzebne są specyficzne i nowe twarze marki. To ogromny projekt, a czasu do ich premiery jest coraz mniej.
— Racja — tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
Gdy Mistrz skończył przyszywać szary skrawek materiału zaprowadził mnie do stołu nakrytego białym obrusem, który znajdował się tuż przed wybiegiem dla przyszłych modeli.
Już za kilka minut stanę przed poważnym wyborem. Na mnie spoczywała odpowiedzialność przyszłej kariery kilku mężczyzn.
***
Pierwszy rozdział gotowy. Mam nadzieję, że się spodobał 😊😊
Następny być może za dwa/trzy dni 👍☺️😄
Liczę na komentarze! 😙😙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro