Zdrajca i Król
Skryty pod czarnym płaszczem mężczyzna otrzepał błoto z butów przed wejściem do karczmy. W środku byli już tylko barman z dwoma śpiącymi przy stole kawalerami, więc nowo przybyły trochę się uspokoił, wciąż ciężko dysząc. Zasiadł w kącie, poszarpanym materiałem koszuli ocierając zakrwawione dłonie, gdy kierowany przeczuciem spojrzał w górę, po czym gniewnie uderzył pięścią w stół.
Ch- A jednak miałem kogoś na ogonie...
Rudowłosy wędrowiec wstał, mimo niezbyt imponującego wzrostu starając się być twarzą w twarz ze zdecydowanie wyższym i lepiej ubranym przeciwnikiem.
Fyo- Spokojnie, mam Ci tylko przekazać wiadomość od naszego króla.
Z kieszeni białego futra wynurzyła się koperta, od razu lądując na zrobionym ze starej beczki stole. Nakahara nie musiał go czytać, by wiedzieć, co się w nim znajduje, dlatego szarpnął Rosjanina za kołnierz, złowieszczo szepcząc mu do ucha.
Ch- Już nigdy nie użyję zdolności, szczurze... Możesz mnie nawet zabić.
Całą powagę przerwał nieśmiały śmiech Dostojewskiego, czerwonego z rozbawienia. Po kwadransie zdołał się opanować i odpowiedzieć ucieknierowi.
Fyo- Gdzie wtedy byłaby zabawa, Chuuya?
Wreszcie kapelusznik puścił posłańca, sięgając po przyniesiony w trakcie ich kłótni kieliszek francuskiego wina. Uwielbiał takie w temperaturze pokojowej, z trzema mrożonymi winogronami i nieznacznym dodatkiem soku malinowego, specjalny drink dla koneserów.
Ch- Skoro już tu jesteś, to może się ze mną napij? Mają tu naprawdę dobre trunki, jak na elficką ruderę w opuszczonej kotlinie.
Choć miejsce świeciło pustkami, to oboje dobrze wiedzieli, czemu zdołało się utrzymać tyle lat. Elfy od wieków prowadziły handel rzeczy zakazanych przez porty rzeczne, chowając towar w beczkach po winie, dzięki czemu psy tropiące nie mogły wyczuć jego zapachu. Te długowłose stworzenia są naprawdę sprytne, stąd przebiegłość Dostojewskiego, który tylko pokiwał przecząco głową, w której miał już swój cały tajny plan.
Fyo- Właściwie, to powinienem się zbierać, zaraz krwawa północ i kto wie, co wyjdzie mi na spotkanie w zagubionym lesie.
Chuuya przytaknął ze zrozumieniem, wyćwiczonym gestem mieszając zawartość kieliszka. Sam też musiał zacząć myśleć o swoim dalszym losie, w końcu życie zbiega nie należy do najłatwiejszego. Wszystko zaczęło się od tego cholernego przebudzenia korupcji...
Nagle poczuł znaczny ciężar, nie tylko na sercu. Z pozoru groźny podróżnik obdażył ryżego braterskim uściskiem, klepiąc go stanowczo po plecach.
Fyo- Nie daj się złapać, dobrze?
...
Rozmyślał o tych słowach także następnego ranka, gdy samotnie przemierzał pola w poszukiwaniu nowej kryjówki. Z reszty nocy pamiętał tylko, że spalił królewski list, nie racząc nawet przerwać wytłoczonej pieczęci władcy.
Południe spędził pod drzewami, podziwiając barwne, jesienne liście, aż jeden z nich spadł mu wprost na nos, zasłaniając widok. To skłoniło go do przemyśleń o jego własnym upadku. Kiedyś słynny wojownik, najbliższy przyjaciel króla, wręcz brat, a teraz zwykły zdrajca uciekający od własnej potęgi, której boi się ponownie wykorzystać.
Zdolność pierwszy raz dała o sobie znać, gdy był dręczony przez paru barczystych chuliganów. Wtedy jednym ruchem ręki rzucił ich wszystkich do rzeki, przypadkiem niszcząc cały port i parę pobliskich domów.
Ludzie zaczęli się interesować losami magicznego chłopca, a on trafił pod opiekę Moriego, Maga Wodorostów. Nauczono go ciosów, uników, walki mieczem, Kung fu, ale przede wszystkim obliczania zbioru wartości sinusoid z pomocą ośmiu prostych wzorów. Tam też po raz pierwszy spotkał przyszłego króla, anioła i demona w jednym, zwanego...
?- KICI KICI, GDZIE JESTEŚ KOTKU!?
Chuuya natychmiast oprzytomniał, wstając z nagrzanej słońcem gleby. Bardziej niż czyjeś krzyki zdziwiła go obecność jakiegoś dziwnego, włochatego stworzenia obok podróżniczej torby. Skierował na nie miecz, próbując odzyskać dawno utracony spokój.
Ch- Czym jesteś, potworze...
Kulka poruszyła się, a zdenerwowany rudzielec podskoczył, zastanawiając się nawet nad użyciem swojej mocy do zniszczenia tej bestii.
?- TU JESTEŚ, MIAKU.
Nim wojownik zareagował, ktoś podbiegł do zwierzaka, biorąc go na ręce niczym zwykłego, udomowionego szczeniaka.
?- Dzięki za znalezienie mojego kota, zawsze robi sobie spacer o najmniej odpowiedniej porze, ahaha...
Właściciel potwora zaintrygował Nakaharę swoimi białymi włosami. Zwykle były one cechą charakterystyczną szlachetnie urodzonych elfów, lecz ten chłopiec zdecydowanie nim nie był. Wskazywały na to porwane ubrania, samotne mieszkanie i brak łuku łownego na plecach.
Ch- Kim jesteś? Magiem?
Tylko magowie umieli oswajać bestie, stąd ryży pochopnie uznał go za czarodzieja. Chłopiec szczerze się roześmiał, uśmiechając się nieśmiało do zbiega.
?- Wrogowie mówią na mnie Tygrysołak, dla przyjaciół Atsushi Nagazima. Miło Cię poznać, Panie...
Ch- Sheep King.
Białowłosy rozdziawił buzię ze zdziwienia, mając oczy szeroko otwarte, jakby co najmniej zobaczył Mikołaja w lutym. Z wrażenia upuścił kota, łapiąc skamieniałego podróżnika za ramiona.
Ats- Jesteś pasterzem? Zawsze marzyłem, by któregoś spotkać! Długo już pracujesz? Ile masz owiec? Czy w twojej gildii wszyscy noszą takie fedory?
Kapelusznik zaczął żałować użycia takiego pseudonimu. Spróbował uspokoić dzieciaka lekkim klepnięciem po głowie, jednocześnie poprawiając wyniszczony czasem płaszcz.
Ch- Wybacz, muszę się zbierać do dalszej drogi...
Ats- Lecz zaraz zapadnie zmrok. Może przenocuj u mnie, zawsze znajdzie się miejsce dla zagubionego wędrowca.
Postać Nagiejzimy wydała się uzdolnionemu godna zaufania, dlatego spędził wieczór w małym, drewnianym domku, przy nagrzanym kominku, wraz z gospodarzem rozmawiając o dalekich lądach, dzikich zwierzętach i pielęgnacji ogrodu.
Jakież było zdziwienie rudzielca, gdy obudził się otoczony strażnikami króla, celującymi w niego ostrza swoich mieczy.
Ats- Wreszcie się obudziłeś, Panie Chuuya.
Dopiero teraz do Nakahary dotarło, czemu przypominający elfa zdrajca tak znał się na magicznych stworzeniach. Na ramieniu miał tatuaż leśnego legionu, czyli dojrzałe jabłko przebite nożem.
Ch- Cholera...
Atsushi przyciągnął kapelusznika za ciasny, skórzany naszyjnik, nie siląc się już na głupkowaty uśmieszek.
Ats- Nie stawiaj oporu, król kazał przyprowadzić Cię żywego.
Ciasny uścisk pozwolił uzdolnionemu tylko na szept, choć w błękitnych oczach czaił się narastający mrok.
Ch- Przekaż... mu... że...
Wróg nachylił ucho do jego ust, chcąc dokładnie usłyszeć wiadomość od najsilniejszego wojownika królestwa. Nikt z żołnierzy nie zdawał sobie sprawy, że właśnie wpadli w spore tarapaty.
Ch- Naprawdę bardzo go kocham... nigdy nie przestałem.
Rozproszył tym kłamstwem białowłosego wojownika, dodatkowo rozbrajając sprawnym kopnięciem w goleń, po czym rozłożył na łopatki ponad dwudziestu ludzi bez użycia pełnej formy korupcji, a zrobił to wszystko w mniej niż dwie minuty.
Ch- Tsk, amatorzy.
Otrzepał z błota płaszcz, zabrał czyjś sztylet i jak gdyby nigdy nic wyszedł z chaty, na wszelki wypadek z użyciem wciąż nagrzanego komina podpalając ją.
Minęło parę chwil, a zaczynał tracić czucie w lewej nodze. Pełen złych przeczuć podwinął nogawkę, dostrzegając dużą ilość zaschniętej krwi zalanej warstwą świeżej. Ktoś musiał go trafić podczas jednego z uników.
Ch- Cholerne wojsko.
Zrzucił płaszcz i koszulę, której skradzionym nożem uciął jeden rękaw. Delikatnym materiałem zablokował krwawienie, choć ten natychmiast przesiąkł posoką rudzielca. W obecnym stanie nie miał szans do kontynuowania podróży, tym bardziej walki z kimkolwiek.
Nagle dopadły go zawroty głowy tak silne, że zmuszony był usiąść pod pobliskim dębem. Halucynacje sie nasilały, zaczynał słyszeć czyjś głos. Szyderczy ton brzmiał znajomo, jakby właściciel tych słów...
?- Mam Cię, Chu~
Ktoś trzymał jego ramiona, może nawet stał tuż naprzeciw niego, lecz rudowłosy nie zdążył tego sprawdzić, bo stracił przytomność.
...
Śniła mu się Francja. Spędzał w niej czas z jakimś tajemniczym młodzieńcem, którego imienia nie potrafił sobie przypomnieć. Wspólnie spróbowali żabich udek, wspinaczki na szczyt wieży Eiffla, biegania po ogrodach Elizejskich, jednak nagle sceneria się zmieniła.
Przed Nakaharą klęczał ten sam chłopak, trzymając ostrożnie małe pudełeczko. Zaciekawiony kapelusznik otworzył je, widząc w środku srebrny pierścionek otoczony krwiście czerwoną nicią.
D- Czy chcesz zostać moim partnerem, moim służącym, moją bronią, armią, wojskiem~
Momentalnie się obudził zlany zimnym potem. Usłyszał wolne klaskanie, po czym dostrzegł wychodzącego z kąta króla, który z uśmiechem nieskrywanej satysfakcji usiadł na rogu zajmowanego przez wojownika łóżka.
D- Proszę, proszę, królewna wstała.
Ch- Od kiedy... masz białe włosy, gnido?
Władca roześmiał się, chowając platynowe pasmo za ucho. Brakowało mu rozrywki przed tych parę samotnych lat, lecz na szczęście Chuuya wrócił. Co prawda nie do końca z własnej woli, choć Osamu jakoś się tym nie przejął. W jego opinii cel zawsze uświęca środki.
Ch- Na jasnych kolorach lepiej widać krew.
D- Nie zamierzam w niej myć włosów, więc nie widzę problemu~
Patrzyli sobie w oczy dłuższą chwilę, próbując przejrzeć rywala na wylot. Znali swoje zalety, słabości, ulubiony kolor, znak zodiaku, a nawet datę urodzin co do godziny.
Nagle koronowana głowa nachyliła się nad jeńcem, jak zwykle nie kryjąc poczucia wyższości. Z uśmiechem niewinnego dziecka położył dłoń na nodze Nakahary, tuż obok rany. Ta prosta sztuczka psychologiczna miała na celu pokazanie siły, lecz ryży skwitował ją ostentacyjnym prychnięciem.
Ch- Z charakteru nic się nie zmieniłeś...
D- Przyznaj, brakowało Ci tego.
Wojownik czuł, że dotyk ciemnookiego pozbawia go jakichkolwiek zdolności, choć może tylko mu się wydawało. Spróbował potajemnie ruszyć opatrzoną już częścią ciała, lecz przeszywający ból bardzo szybko pozbawił chłopaka takich pomysłów. Zamiast myśleć o ucieczce, poważnie rozważył słowa Dazaia, który znów nie potrafił przerwać swojego kolejnego monologu.
D- Tych przekomarzanek, wrednych komentarzy, używania pełnej wersji zdolności...
Dreszcz przebiegł po obolałym karku, a niebieskooki z wyrzutem spojrzał na byłego partnera, odruchowo przeklinając pod nosem.
Ch- Skończyłem z tym, Dazai.
D- Dwudziestu zabitych strażników sugeruje coś innego.
Rzeczywiście, dopiero teraz Nakahara przypomniał sobie o tej akcji, plus skoro był uznawany za największego zbrodniarza w królestwie, to sędziego mało będzie interesowało, że działał w samoobronie.
Ostrożnie zdjął dłoń partnera ze swojego kolana, ściskając ją na tyle mocno, by były partner nie uznał tego gestu za znak sympatii, ale wyraz bezgranicznego sprzeciwu. Osamu jedynie nieznacznie uniósł kąciki ust, z trudem powstrzymując się od porządnego wytargania policzków ryżego. Pod względem ich wyglądu wojownik naprawdę przypominał wiewiórka.
D- Wiesz, że między innymi za swoje ostatnie działania jesteś oskarżony o zdradę i grozi Ci kara śmierci? Jednak mógłbym Cię ułaskawić... gdybyś ponownie został najlepszym wojownikiem na dworze... takim moim psem gończym~
Z oburzenia kapelusznik gwałtownie nabrał powietrza, odpychając od siebie cynicznego króla. Ten, nie spodziewając się oporu, przypadkowo upuścił koronę, która z brzdękiem potoczyła się po podłodze. Nie podniósł jej, tylko słuchał pełnych wyrzutu słów byłego partnera, choć szczerze Dazaia niezbyt obchodziło jego zdanie w tej kwestii.
Ch- Ha? Może jeszcze mi się oświadczasz, ty chodząca parodio władcy!
D- Tak szczerze, to z chęcią, lecz zacznijmy od mniejszych rzeczy. Masz godzinę do namysłu, ślimolu. Dobrze ją wykorzystaj~
Nim chłopak zdążył odpowiedzieć, ciemnooki wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając go jednocześnie czerwonego ze złości i bladego z bólu.
Ch- Tsk, Daaaazai...
Odczekał parę minut, nim postanowił zacząć działać. Ze sporym wysiłkiem zdołał podnieść się z królewskiego łoża, po czym ciężko dysząc podszedł do uchylonego okna. Mocą wyrwał je z zawiasów, wypełniając pomieszczenie powiewem chłodnego, północnego wiatru. Skoro zdolność wróciła, to nic nie mogło go powstrzymać przed dyskretnym użyciem jej do bezpiecznego zejścia ze szczytu wieży.
Ch- Ciekawe, co teraz zrobisz, partnerze~
...
D- JAK TO UCIEKŁ!? MIELIŚCIE JEDNO, JEDYNE ZADANIE. ZNAJDŹCIE GO!
Wściekły monarcha uderzył pięścią w stół, z trudem powstrzymując się od osiodłania konia i samotnego pościgu za partnerem. Jako dyplomata nie mógł sobie na to pozwolić, lecz wierzył, że drugi najlepszy wojownik zdoła równie skutecznie sprowadzić rudowłosego.
Ze zrezygnowaniem podszedł do okna, z rękoma splecionymi za plecami obserwując gnające po wysuszonych słońcem polach rumaki, wszystkie klacze czystej krwi arabskiej. Westchnął, kładąc obolałą od wybuchu gniewu dłoń na kojąco chłodnej szybie.
D- Doprawdy, Chuuya, potrafisz być naprawdę irytujący... Ale to nic, i tak wkrótce będziesz służył u mego boku.
Chrząkniecie dobiegające zza uchylonych drzwi skłoniło białowłosego do przerwania wypowiedzi. Skinął zachęcająco dłonią, nawet nie odrywając wzroku od okna.
Fyo- Wybacz najście, lecz moi ludzie znalezli ślady twojej zguby. Pogoń wciąż trwa.
Ponieważ król nie odpowiedział, niepewny sytuacji Dostojewski dyskretnie się wycofał, ostrożnie zamykając drzwi komnaty. Wtedy też Osamu wybuchł szaleńczym śmiechem, z niepokojącym spojrzeniem świdrując swoje blade odbicie na szkle.
Przeciętny obywatel widząc takiego władcę w obawie o swe życie natychmiast uciekłby z kraju, bo tak niepokojącą minę z całego dworu tylko Nakahara potrafił adekwatnie zinterpretować. Oznaczała ona niezaprzeczalny triumf Dazaia.
D- Zobaczymy się szybciej, niż myślisz, ślimolu.
~• happy end •~
Znalazłam dwa ostatnie rozdziały w notatniku, a szkoda było, by się zmarnowały. To niestety ostatnia opublikowana rzecz na całym profilu, dlatego dziękuję za czytanie moich książek i życzę Wam miłego dnia ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro