Wina naszych serc
Chuuya powoli osunął się na ziemię, widząc pierwszą stronę przysłanej mu rano gazety. Wyschniętą krwią zaznaczono pojedyncze litery, tworzące napis:
"Pójdziesz ze mną, czy mam pozbyć się kolejnego członka Agencji? Zaczynam tracić cierpliwość"
Minęło ponad osiem miesięcy od zdrady Nakahary, który zwyczajnie nie mógł dłużej znieść swojej niebezpiecznej pracy, chcąc jedynie działać w imię dobra.
O dziwo przyszło mu to z łatwością, bo dołączył do Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Przyjęli go wspaniali, pełni energii ludzie, którzy potrafili coś więcej niż żartować ze skromnej fedory byłego mafiosy.
Jeśli już o byłych mowa, były partner rudzielca nie wydał się zbyt zadowolony z odejścia cennego klejnotu portowej mafii. Dazai Osamu pierwszy kontakt próbował nawiązać zaledwie tydzień po rezygnacji niebieskookiego, wysyłając mu romantyczne listy, wszystkie zachowane w podobnym tonie:
"Drogi Chuu, wróć albo zacznę mordować Twoich nowych przyjaciół, bo według moich bezbłędnych wyliczeń i tak niedługo ich zostawisz. Nie muszę się podpisywać, buziaki."
Reszta detektywów bardzo wspierała dręczonego złymi przeczuciami ryżego, jednak nawet nimi wstrząsnął widok zmasakrowanego ciała sprzątaczki w miesięcznicę przyjęcia Chuuyi do ADA.
Niestety nie skończyło się na jednym trupie, a rosnące napięcie powoli wyniszczało zmęczonego wyrzutami sumienia chłopaka. Każdego dnia zastanawiał się, kto stanie się kolejną ofiarą, aż wreszcie dostał zakrwawioną gazetę, dzień po tajemniczym zniknieciu jego nowego partnera, K. Doppo.
Ch- Tym razem... Ci nie wybaczę...
Gwałtownie wstał, mimo nagłych zawrotów głowy dumnie podchodząc do szeroko otwartego okna. Przełożył obie nogi za parapet, spoglądając wgłąb liczącej pięć pięter przepaści.
Ch- CO TERAZ ZROBISZ, DAZAI!? POPCHNIESZ MNIE!? ŚMIA-
Ktoś wciągnął wściekłego kapelusznika do środka, wręcz rzucając nim o biurko. Rudzielec przy uderzeniu stęknął z bólu, otwierając odruchowo zamknięte wcześniej oczy, lecz widząc twarz wybawcy miał jeszcze większą ochotę skoczyć.
D- CHUUYA, NIE MOŻES-
Ch- Cały czas siedziałeś w szafie?
Nikt przy zdrowych zmysłach nie przerwałby wypowiedzi bossa mafii, ale Nakaharze było już wszystko jedno. Zbyt wiele osób zmarło z jego winy, dlatego on będzie ostatnią ofiarą.
D- SŁUCHAJ TY MAŁY...
Brunet rzadko pozwalał sobie na takie wybuchy gniewu, lecz widząc przez szparę w drzwiach samobójczą próbę skrycie kochanej osoby nie mogł odpuścić. Wreszcie westchnął, próbując odzyskać spokój.
D- Nie możesz odebrać sobie życia.
Ch- Gdy ja tak mówiłem, miałeś to gdzieś, więc niby czemu miałbym być posłuszny?
Nie jest to zbyt mądra rzecz do powiedzenia, gdy leży się na swoim własnym biurku pod byłym partnerem stanowczo trzymającym twoje nadgarstki, o czym rudzielec miał się boleśnie przekonać.
D- Trzeba było zostać w mafii.
Osamu sięgnął do pasa detektywa, ignorując jego desperackie próby ucieczki i chwycił luźno na nim wiszący, metalowy przedmiot.
Ch- Co ty...
Delikatny uśmiech ciemnookiego nie wydawał się już tak niewinny. Ostentacyjnie machał kajdankami przed nosem wściekłego kapelusznika, jakby chcąc go jeszcze bardziej zdenerwować.
D- Jeśli znów targniesz się na swoje życie, założę je na twoje drobne nadgarstki i siłą zaciągnę do bazy. Dobrze wiesz, że nie żartuję, ślimolu.
Nakahara bezradnie zacisnął dłonie, opierając czoło o osłoniętą marynarką klatkę piersiową ciemnookiego. Cicho westchnął, próbując powstrzymać zbierające się łzy.
D- Shhh, po prostu się mnie słuchaj i wszystko będzie dobrze, Chu~
Po raz pierwszy od wielu dni poczuł swoją znienawidzoną słabość, która zawsze pozbawiała go tchu w obecności partnera. Ludzie nazywali to uczucie miłością, lecz ryży unikał tego słowa niczym Dazai obowiązków.
Zapanował nad stresem, darząc złośliwie uśmiechniętego bruneta jednym ze swoich najgroźniejszych spojrzeń.
Ch- Nie odejdę, bo to by oznaczało, że pozostali zginęli na marne.
Osamu wybuchnął śmiechem, odruchowo odkładając metalowe więzy na blat.
D- Ty ich zabiłeś, każdy...
Przerwał, czując przypływ ciepła na policzku. Dopiero chwilę później zdał sobie sprawę, że został spoliczkowany, ale nim zdążył adekwatnie zareagować, detektyw ostrym kopnięciem pchnął go na ścianę.
Ch- Milcz, Dazai.
Zajęli się sobą, a po opanowaniu sytuacji stali naprzeciw w bezpiecznym odstępie jednego metra, aż rozmasowujący czerwoną skórę rywal przemówił.
D- Ne, jedna rzecz mnie najbardziej ciekawi... Czemu od razu tego nie zrobiłeś? Jako mój partner musiałeś mieć jakiś powód, inaczej nie pozwoliłbym Ci tyle żyć.
Rudzielec drobnymi kroczkami zbliżał się do okna, a gdy brunet skończył wypowiedź, on już trzymał drżącymi z ekscytacji dłońmi klamkę.
Ch- Chciałem znaleźć się w tym miejscu.
Wpuścił do środka zimne powietrze, jednocześnie opadając prosto w mrok. Nawet dla niego grawitacja bywa bezlitosna.
D- CHUUYA, NIE!
Nie zdołał chwycić kostki mafiosy i mógł tylko bezradnie patrzeć, jak ten coraz bardziej zbliża się do swojej zguby. Uderzył pięścią we framugę tak mocno, że z rany od razu poleciała krew.
D- Jak mogłeś mnie tak nastraszyć...
Ch- Zabiłeś moich przyjaciół i grozisz mi w moim własnym biurze, hipokryto.
Osamu śmiał się coraz głośniej, brzmiąc wręcz niczym niesłusznie wypuszczony że szpitala psychiatrycznego szaleniec. Naprzeciw niego, tuż za oknem, lewitował Nakahara, z wyraźną satysfakcją podziwiając desperację chłopaka.
D- Pięknie rozegrane, ale wracaj już do środk...
Ch- Jeśli nie przystaniesz na moje warunki, anuluję zdolność.
Bruneta ogarnął zimny pot, bo po wyrazie twarzy ryżego widać było, że nie blefował. Oczy świeciły determinacją, a zbierające się łzy tylko ją podkreślały.
Ch- Oi, zaczynam tracić siły~
D- Czego chcesz?
Wiatr targał rude loki na wszystkie strony, przez co ciemnooki miał znaczny kłopot z zachowaniem powagi. Przypomniały mu się czasy, gdy on sam doprowadzał je do tak niechlujnego stanu. Chrząknięcie Nakahary błyskawicznie przywróciło go do rzeczywistości, więc w skupieniu czekał na odpowiedź.
Ch- Po prostu zostaw moich przyjaciół w spokoju.
D- Czyli z Tobą będę mógł się czasem zabawić? Jesteś mi to winien za tak bolesną zdradę~
Detektyw długo się nie wahał, ostatecznie kiwając smutno głową. Wiedział, że Dazai i tak próbowałby dalej zdobyć jego atencję, ale dzięki dobrowolnej rezygnacji z buntu zapobiegł kolejnym mordom. Oczywiście całkowite posłuszeństwo nie wchodziło w grę, Chuuya potrzebował po prostu trochę czasu na przemyślenie kolejnego kroku.
Ch- Niech będzie.
Rudzielec wleciał do środka, wpadając prosto w szeroko otwarte ramiona byłego partnera. Chłopak objął go czule, zaskakując ich obu. Kapelusznik spodziewał się ciosu, lecz Nakaharze nie przeszkadzało, że zamiast tego został przytulony. Naprawdę brakowało mu ciepła.
D- Dobrze, że jesteś... taki niski, bo dzięki temu czuję się jeszcze wyższy~
Ch- Tsk, jak ja Cię nienawidzę!
_Happy End_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro