Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

219: Koncert Royal Blood, sprawa Eugenii Cooney i #jestemLGBT

     Kolejny koncert, kolejny rozdział.

     26 lipca, czyli niecały tydzień temu, odbył się koncert Royal Blood w Warszawie. Royal Blood poznałam dzięki mojej przyjaciółce, Natalii, która ma lekkiego bzika na ich punkcie [można rzec, że RB jest w jej trójce ulubionych zespołów]. Więc nie było opcji, żebym nie poszła z nią na ten koncert. Zresztą sama ich już wcześniej trochę poznałam dzięki MTV Rocks, więc no.

     Pod Palladium przyszłam o dwunastej i byłam jedenasta w kolejce. Ogólnie Royal Blood głównie słuchają ludzie nieco starsi ode mnie, tak między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia w większości bym powiedziała. Więc większość osób idąca na koncert miała tego dnia pracę, stąd właśnie luz w kolejkowaniu. 

     W kolejce poznałam Natalię [inną niż ta moja], która, jak się okazało, znała mnie już z polskiej grupy fanów Panic! At The Disco. Z tym, że miała o mnie negatywne wrażenie [się nie dziwię, skoro administracja tamte grupy to rak, który kłamał w chuj na mój temat ze względu na to, że się im sprzeciwiłam]. Ale już po godzinie stwierdziła, że myliła się co do mnie i w ogóle fajna baba ze mnie jest.

     Widzicie? To dowód na to, że ciocia Opty jest c00l.

     Anyway, kolejkowanie mijało szybko, bo co chwilę gadaliśmy, wygłupialiśmy się oraz spacerowaliśmy do KFC, by odwiedzić toalety.

     Tak z dwie godziny przed otwarciem Natalia zauważyła Demob Happy, czyli support. Wstydziła się na tyle do nich zagadać, że musiałam ją pchać i poprosić o to i owo. I ostatecznie sama też zaliczyłam zdjęcie, z czego się w sumie cieszę, bo po ich występie zaczęłam ich słuchać [serio, są niesamowici].

     I wszyscy mają długie włosy, aaaa. No uwielbiam ich po prostu. Polecam.

     W ogóle to było tak, że oni szukali wejścia do środka [ale nie głównego], więc Natalia ich pokierowała gdzieś tam. Po czym po dziesięciu minutach wracają i się okazuje, że mają wejść głównym wejściem. Byliśmy zetresowani, że to my coś zwaliliśmy, ale okazuje się, że w tym innym wejściu przekierowano ich do głównego.

     Ale dobra, w końcu nas wpuścili. Wraz z Natalią [już moją] miałyśmy pierwszy rząd na środku, czyli najlepsze z możliwych miejsc w sumie. Jeszcze przed Demob Happy zaczepiła mnie jakaś dziewczyna [Paulina miała na imię] i się mnie spytała nagle: Ej, to ty śpiewałaś z Brendonem na scenie? Ja naprawdę nie wiem, jak mnie rozpoznała. Szanuję.

     Już o Demob Happy wspominałam, więc przejdźmy do Royal Blood. Tłum był po prostu cudowny. Nie dało się nie zauważyć, jak bardzo Mike i Ben się cieszyli. Czuli się u nas tak swobodnie, że co chwilę się wygłupiali, Ben to nawet tańczył niczym balerina. Pod koniec Mike powiedział, że był to najlepszy koncert, jaki kiedykolwiek grali, i że nigdy nigdzie indziej tak nie powiedział. Więc no. Ten koncert był cudowny, jeden z lepszych, na jakim byłam. Nie mam niestety żadnych zdjęć, bo się zbyt dobrze bawiłam, sorki.

     Ale wiecie, co mam?

     Setlistę z Demob Happy oraz z Royal Blood. Bang¡

     Serio, ja chcę tam wrócić. Było cudownie.

     I się cieszę, że w końcu byłam w Palladium, bo teraz wiem, jak to będzie wyglądało na Yungbludzie.

     Á propos Yungbluda, w końcu zrobiłam sobie zdjęcia do akcji. Pewna dziewczyna robi ze zdjęć polską flagę, yas¡

     Cały czas się nie mogę zdecydować, które z tych dwóch zdjęć jest lepsze, więc już wstawiam Wam oba. Ale na akcję wysłałam to na dole, bo bardziej pasuje do Yungbluda.

     I zanim przejdziemy do dwóch ważniejszych tematów, dwie informacje.

     Numer jeden — mam nowy telefon i jest on zaje-kurwa-bisty. Serio. Nie potrafię jak na razie znaleźć ani jednej jego wady. [Samsung Galaxy A70, jakby ktoś pytał]. W końcu mam świetny aparat, w chuj pamięci [ekhem, 128GB to mi do śmierci wystarczy], brak zacinania się oraz takie bajery jak odblokowanie telefonu kciukiem albo nocny tryb wszędzie. Dosłownie wszędzie.

     No kocham ten telefon, no.

     Numer dwa — założyłam pracę o RuPaul's Drag Race. Publikuję tam moje jakieś top 10/15 i opinie [na razie jeszcze żadnej nie ma, ale niedługo wypłynie rozdział dlaczego Phi Phi nie da się lubić?]. Tak więc jeśli ktoś ogląda Drag Race, to zapraszam. Jeśli nie oglądacie, to nie wchodźcie, bo tam są spojlery.

     Tak, tytuł to cytat Jasmine Masters. Iconic.

     I tym gejowskim akcentem przechodzimy do świeżej sprawy, jaką jest hasztag #jestemLGBT na Twitterze.

     Ogólnie hasztag powstał, bo jakiś koleś napisał posta ej, zróbmy taki hasztag. I ten gościu popularny jest, więc hasztag ten szybko się rozprzestrzenił. Sama nawet dorzuciłam swoje trzy grosze, gdy go zobaczyłam.

     I to było naprawdę super. W sensie, ludzie pisali, co zamierzają robić w przyszłości, pisali o swoich pasjach, o tym, że pomogli wielu osobom i w ogóle taka miła atmosfera z tego biła. W komentarzach też ludzie byli kochani. Było mnóstwo komplementów i życzeń.

     Było.

     Jak to zawsze, ludzie musieli się przyczepić. W komentarzach zaczął panować hejt. Stworzono hasztagi #jestemantyLGBT, gdzie obrażano społeczność LGBT. Były wpisy, że LGBT znowu prowokuje.

     Kurwa mać, prowokuje? W jaki sposób? Bo ludzie chcieli pokazać, że ludzie LGBT+ są wszędzie? Bo być może lesbijką jest twoja koleżanka z klasy, która Ci pomogła wiele razy z lekcjami? Albo że ten miły pan, co zawsze życzy Ci dobrego dnia na klatce schodowej, jest trans? Gdzie tu, kurwa, jest prowokacja?

     Załamałam się po raz kolejny po prostu. Już nawet miłe akcje na Twitterze nie mogą mieć miejsca, bo od razu się zbiegną ludzie, w tym politycy pisowscy i dziennkarze TVP,  którzy będą pisali, jak zranieni są tymi wpisami... i w ogóle, jakie to LGBT+ złe.

     Jeśli nic się nie zmieni w tym kraju w ciągu kilku następnych lat, wyjeżdżam. Piszę poważnie. Będę miała gdzieś, że Polska już nigdy nie ruszy do przodu, skoro wszystkie inteligentne i ludzkie jednostki wypierdolą z tego kraju, by móc w końcu normalnie żyć.

     No i ostatnią sprawą na dziś jest sprawa Eugenii Cooney. Ostatnio o niej głośno w związku z jej powrotem, więc być może już coś słyszeliście.

     W skrócie — Eugenia to amerykańska youtuberka, której tematyka kanału obraca się wokół makijażu, cosplayów i tego typu rzeczy. Jest na YouTubie już tak z pięć/sześć lat. Od samego początku widać było, że miała wielką niedowagę. Ale to dopiero jakieś dwa lata temu/rok temu ludzie zauważyli, że stan Eugenii nie dość, że się nie polepszył, to się znacznie pogorszył. Eugenia wyglądała jak martwa. Sama skóra i kości. Sami zresztą zobaczcie.

     I nagle, pięć miesięcy temu, Eugenia zniknęła. Zewsząd. Wszyscy myśleli, że umarła, bo jednak z takim ciałem trudno byłoby przeżyć.

     Ale okazało się, że Eugenia żyje. W dodatku zauważono, że jest z nią lepiej. Co prawda nadal ma ogromną niedowagę, ale widać, że zaczęła jeść. I to jest niesamowity progres.

     Ale problem nie jest rozwiązany. W ogóle. Tak naprawdę przyczyną, dla której Eugenia zaczęła jeść, była akcja jej przyjaciół. Między innymi Jaclyn i Evy, które oglądam. Martwili się oni o nią na tyle, że postanowili postawić na szali ich przyjaźń, wiecie, byle Eugenia przeżyła. Dowiedzieli się o programie w USA, które może siłą wziąć kogoś na leczenie. I zgłosili sprawę Eugenii na policję.

     W filmie Shane'a, dzięki któremu sprawa się tak nagłośniła, Eugenia wspomina, że została zdradzona przez swoich przyjaciół. Nietrudno więc dojść do wniosku, że, skoro tak mówi, to tak naprawdę nie chciała i nie chce się leczyć. Bo gdyby chciała, to dziękowałaby im za interwencję, no a już na pewno nie mówiłaby, że została zdradzona.

     Czyli problem nadal trwa. Z tym, że Internet już się domyślił, czym jest naprawdę ten problem. A raczej kim.

     Jej matką.

     Eugenia od zawsze i wszędzie powtarza, że ma dobre relacje z matką. Nagrywa z nią nawet filmy [choć wygląda na nich na przerażoną, więc to kolejny dowód]. Problem polega na tym, że jej matka jest nienormalna. Odcina ją od świata [nawet w filmie Shane'a jest moment, gdzie Shane się pyta, po co rodzinie Eugenii tyle zamków do drzwi, na co Eugenia nie daje konkretnej odpowiedzi i okazuje się, że nawet nie wie, jak otworzyć poszczególne zamki] i kontroluje jej życie w chuj. To ona ustala, z kim się może spotykać, a z kim nie. W dodatku Eugenię zawozi wszędzie i odwozi jakiś ochroniarz. Nawet podczas filmiku Shane'a  razem z nimi cały czas przebywał prawnik Eugenii. No to nie jest normalne.

     Ale najbardziej niepokoi mnie to:

     W 05:25 da się słyszeć You're gonna kill her! od jakiejś kobiety, zaś w 05:29 I want the money! od mamy Eugenii. Wtedy też Eugenia musi powtórzyć zdanie, a po następnych krzykach nagle niby jej kamera się rozładowuje.

     Wszyscy wiemy, że matką Eugenii jest wplątana w zły stan jej córki. Ale co dokładnie robi — nie wie nikt. Jest teoria, że specjalnie jej nie daje jeść, bo ludzie się wtedy interesują Eugenią, a to daje im pieniądze. Jest też teoria, że matka się nad nią znęca psychicznie i/lub fizycznie, więc Eugenia, nie mając kontroli nad swoim życiem, postanowiła, że chociaż będzie miała kontrolę nad jedzeniem, czyli jedną z nielicznych rzeczy, o których to ona decyduje. Do mnie jednak przemawia bardziej tą pierwsza teoria, bo jest na nią mnóstwo dowodów.

     A co wy myślicie o całej tej sprawie?

     Miejsce na pytania.

     No i do kiedyś tam¡ Lecę czytać THROAM, elo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro