wyznanie miłości 👄❤
wyznanie miłości ♥
JAK ZOSTANIECIE PARĄ
plus foteczki ♡
• newt
Siedziałaś w fotelu w mieszkaniu, patrząc od czasu do czasu za okno w zachmurzone nocne niebo. Księżyc ani gwiazdy nie lśniły, lecz lampka starczyła. Pozwoliłaś sobie na chwilę przyjemności przed snem, choć przedłużała się już do trzeciej godziny.
Nie byłaś dziś u newta, bo musiałaś zająć się chorą smoczycą. Wysłałaś swemu przyjacielowi sowę,lecz do teraz nie odpisał.
Odłożyłaś książkę z westchnieniem i wstałaś. Popatrzyłaś na male drzewko w koncie pokoju. Dostałaś roślinę na urodziny od skamandera. Gdy o nim pomyślałaś, lekko się zarumieniłaś.
W tym momencie przez otwarte okno wleciała szarawa sowa. Przysiadła na fotelu, choć nim ledwo wylądowała, ty już do niej dopadłaś. Sowa chłopaka oddała potulnie wiadomość przy łapie.
Rozwinęłaś rulon, czytajac chaotycznie.
W ciągu minuty przywołałaś płaszcz, ubrałaś buty i wyleciałaś z mieszkania. Wybieglaś na dziedziniec kamiennicy, po czym aportowałaś się przed drzwi rudowłosego. Dopadłaś do drzwi. Otworzył ci, ubrany w koszulę z szelkami jak zwykle, lecz z zawiązaną muchą.
- „Opuszczam Londyn, by odnaleść zaginione zwierzęta w zakazanym lesie"? - szepnęłaś przerażona i się w niego wtuliłaś.
Ten oddał uścisk, płacząc cicho.
- Ja cię przepraszam, profesor dumbledore prosi o po-
- Nie możesz! - powiedziałaś, zmuszając go by patrzył ci w oczy.
Ten chciał odpowiedzieć, ale mu przerwałaś.
- To niebezpieczne...
- Ale tak jest rzadki magiczny rodzaj jelenia...
- Nie możesz, bo kocham cię - załkałaś i uścisnęłaś mu dłonie.
Patrzyliscie sobie w oczy, ty przerażona swoim zwierzeniem, a on...
- Ja też cię kocham - odparł.
Po czym pocałował cię. Ten nieśmiały, troskliwy mężczyzna też cię kochał i całował.
Przedłużyłaś pieszczotę, na co jęknął ci do ust. Oderwaliście się od siebie, zdyszani oraz czerwoni, ale z czułymi uśmiechami na ustach. Wciągnął cię do mieszkania, a ty zamknęłaśb drzwi.
- Pojadę z tobą - dopowiedziałaś, znów chwytając go zab ręcę.
- Zawsze - odparł cicho, lecz mocno - Zostań moją towarzyszką*.
Ty znów go pocałowałaś w formie potwierdzenia.
Jednak chwilę potem po schodach wbiegło jedno ze zwierząt podobne do kota i dziobaka, tyląc się do waszych nóg.
Zaśmialuście się, lekko zawstydzeni, ale szczęśliwi jak nigdy.
*uznałam że słowo towarzyszko będzie lepiej brzmiało niż dziewczyna, szczególnie że łącząca więź przypomina to, co nazywa się u zwierząt.
• grindelwald
Kolejny dzień siedziałaś w mieszkaniu po zmarłym kimś-tam na poddaszu. Siedziałaś na drewnianej podłodze oparta o ścianę pod oknem. Było to podłużne pomieszczenie zakończone ostrymi uchyłami dachu tworzącymi czubiasty sufin, a dwie ostatnie ściany były pionowe pod kształt narzucony przez poddasze. Przypominało ci ono starą salę baletową. Jednakże zadowoliłaś się tym miejscem, pomimo hałasu w ulewne nocy - choć ty nazwałabyś to plusem. Obok ciebie stał taborenik pełny przez górę notatek i dwa grube tomiszcze. Prowadzilaś badania nad zapomnianymi zaklęciami werbalnymi lub nie. Wykorzystywałaś czas.
Po miesiącu pozbierałaś uczucia w kupę i wcisnęłaś w skrzynię na rzeczy zbędne. Umysł wypełniał ci spokój i wiedza. Czasami brakowało ci gellerta, lecz wiedziałaś, że jest mu dobrze bez ciebie. Starałaś się wmówić sobie to samo.
Wsadziłaś stopy pod stary, granatowy dywan i z zainteresowaniem czytałaś artykuł sprzed dekad o innym efektach zaklęć nuewybaczalnych.
Przerwało ci skrzypnięcie podłogi, jednakże instynkt jak zawsze nue zawiódł, każąc zerwać się na równe nogi. Wyjęłaś różdżkę zza połów bordowego "palto".
- Jak zawsze ubrana pięknie i staroświecko - powiedział głos, a na środku pomieszczenia pojawił się twój przyjaciel.
Nie opuściłaś różdżki, lecz przekrzywiłaś głowę w bok. Ten schował różdżkę do spodni i postawił krok w twoją stronę. Lecz dalej się nie ruszył. Dawał ci terenu.
Po chwili i ty opuściłaś różdżkę, lecz na twej twarzy nie było widać nic.
On uśmiechnął się krzywo, ale po chwili starł go z twarzy.
Popatrzyłaśb mu w oczy. Skrzyły się od emocji. Widok ten zabrał ci dech w piersi.
Zrobiłaś krok ku niemu. Potem kolejny.
Żaden z was nie chciał się zbytnio otworzyć. W końcu westchnęłaś przeciągle.
- Co teraz? - spytałaś się cicho.
Grindelwald skupił wzrok na papierach, które czytałaś i tych rozwalonych wraz z książkami na dywanie. Nie patrzył tylko na ciebie. Ty patrzyłaś na guzik na jego płaszczu. Cisza trwala długo.
- Przemyślałem to - jego zimny głos przeciął ciszę - uważam, że ta separacja nam pomogła. Musieliśmy naprawić nasze emocje - przerwał - ale...
Znów się zaciął, wprawiając cię w osłupienie. Skupiłaś się na jego dwukolorowych tęczówkach. Zbliżyłaś się do niego na trzy stopy odlegliści. Patrzył na ciebie z lekko/- wysoka.
- Czuję do ciebie sprzeczbe, gorące emocje - powiedział na jednym w dechu, dalej z chłodem w oczach.
Zamrugałaś zaniepokojona.
- Kochasz mnie?
Twe pytanie spowodowało, że w końcu lód w jego oczach stopniał.
- Zostaniesz mą partnerką? - zapytał i położył dłoń na twym policzku.
Położyłaś swą rękę na jego.
- Oczywiście - odparłaś - I ja także cię kocham, Gellercie Grindelwaldzie.
• albus
Gdy skończyliście lekcje Obrony, a połowa grupy skladająca się z klas piątych Ravenclaw'u i Gryffindoru, podeszłaś do przyjaciela.
- Mogłeś być łagodniejszy dla biednego Xaviera - rzuciłaś i szturchnęłaś go w ramię.
Ten się skrzywił i uśmiechnął zarazem.
- Następnym razem znów postawimy ich przed szafą.
- Ciekawe czy pamiętają zaklęcie jeszcze.
Zachichotaliście cicho.
Ku waszemu zdziwieni podeszła do wasz grupka uczniów z obydwu domów oraz jeden puchon.
- To jest ostatnia lekcja, iii... - zaczęla niepewnie uczennica domu roweny.
- Czy profesorowie wzięliby udział w wyścigach na miotłach? - walnął prosto z mostu dumny gryfon.
Zdziwieni zerkniliście po sobie. Wiedzieliście, że wy - a szczególnie on - wzbudzacie zaufanie, ale żeby takie coś.
- Dawno nie tykałam miotły- westchnęłaś rozmarzona cicho, by dzieciaki nie usltszeli. Niestety nie wyszło.
- Za pół godziny na placu do gry w quidich'a (wiem, żle napisane) - powiedział uradowany uczeń Hufflepuff'u, po czym grupka wybiegła.
Ty i albus rzuciliście sobie spojrzenia.
- Jestem lepszy! - powiedział dumbledore.
~~~~~
Pojawiliscie się przy stoisku z miotłami. Wybraliście losowe i wzbiliście się w niebo, niezauwazeni przez małolatów.
Śmignęłaś między wiszące nisko chmury.
-
Nie znajdziesz mnie! - krzyknęłaś do przyjaciela.
Ten jednakże wisiał już nad tobą.
- BOO!
Stanęłaś w miejscu i podniosłaś głowę. Centymetry nad tobą byłab twarz wiszącego do góry nogami albusa. Jego oddech pieścił twe usta.
- Jesteśmy za starzy na takie zabawy - parsknęłaś, patrząc w głębie jego oczu.
- Mogę latać ile tylko zechnemy, byleś była szczęśliwa - szepnął - Ponieważ kocham cię jak nigdy nikogo nie pokocham.
Łzy poleciały ci z oczu.
- Kocham cię aż na wieki - powiedziałaś uradowana.
Któryś z was połączył usta w pocałunku.
Jeden z puchonów klasy szóstej zauważył was w chmurach, czyli wiszącego do góry nogami na miotle profesora całującego ciebie. Krzyknął do reszty, że dołączycie później i pogonił chłopaków oraz dziewczyny do gry.
• credens
Credens od rana był bardzo cichy i nie chciał wyjść z waszego domu. Z bólem serca zostawiłaś go w jego łóżku zakopanego pod kocami, by spotkać się na kilka godzin w sprawach służbowych z pewnym zagranicznym aurorem.
Kwadrans po twoim wyjściu wyskoczył z swojego kokonu i podszedł do komódki. Po raz ostatni zastanowił się, czy dobrze robi dla ciebie. Od tygodnia chodził niewyraźny, myśli uciekały w dziwny kierunek. Lecz na pozór nieśmiały, lecz uroczy i wspaniałomyślny chłopak uznał, że pójdzie w tym kierunku. Musiał wziąć sprawę w swe pobliźnione dłonie, ponieważ widział, jak tracisz siły. Wiedział, że twoja rodzina cię gnębi, choć starałaś się o tym nie mówić, zakrywałaś to półuśmiechami czy pracą.
Ubrał się ładnie, czyli zastąpił koszulę ciemnym kaftanem z srebrnymi mankietami. Zawsze mówiłaś mu, że jego typowy styl ubioru jest idealny, a więc wybrał to, co uznał za piękne.
Kiedy wróciłaś, zamykając za sobą drzwi, ujrzałaś ciemność rozjaśnioną przez światło księżyca wpadającego przez okno. Zdziwił cię brak zapalonych lamp, lecz uznałaś, że może twój przyjaciel już śpi. Byliście przecież młodzi, ledwo dorośli, więc nawyki pozostały jeszcze i czasem kładliście się wcześniej.
Gdy weszłaś do salonu, widok cię urzekł. Na stoliku między fotelami stały świeczki, a między nimi bukiet róż. Plama księżycowego światła idealnie padała między krąg ogników na kwiaty. Podeszłaś i dotknęłaś opuszkami palców śnieżnobiałe płatki.
Obok ciebie cicho stanął credens.
–
Cudowne - szepnęłaś.
Odwróciłaś się do niego. Znów stanęłaś jak zaklęta, patrząc na niego. Przejechałaś palcem po ramieniu, dotykając pięknego kaftanu. Popatrzyłaś mu w oczy.
– J-j-ja - zająknął się credens, lecz nie przerwał kontaktu wzrokowego. Zabrałaś rękę dla jego komfortu – Wiem, że jesteśmy młodzi, choć znamy się tyle czasu. Ufam Ci jak nikomu, mam nadzieję że ty także...
Zadrżały mu wargi.
– Ostatnio masz wiele na głowie - kontynuował - Twa rodzina, aurorzy... Jednakże chciałbym, byś wiedziała, że zawsze będę obok. Chciałbym utwalić moje słowa.
Podniósł dłonie, pokazując ci białe pudełko. Lekko drżącymi dłoniami zdjęłaś wieko, a twym oczom ukazał się piękny, nietypowy naszyjnik. Na samym środku obręczy zamiast się łączyć, miał dwa kryształy. Jeden był okrągły i blękitny, a drugi w kształcie księżyca na leciutkim łańcuszku. Przyłożyłaś dłoń do ust i popatrzyłaś na niego.
– Nie musiałeś...
– Musiałem - przerwał ci - zobaczyłem go i przypomniał mi ciebie oraz wspólne wieczory, podczas których patrzymy w księżyc.
Odstawił pudełeczko na stolik, by wolną dłonią zetrzeć ci łzę z policzka. Z tym ruchem jego pewność siebie wyparowała, a zastąpiła niepewność.
- C-czy - zaczął się jąkać, język mu się plątał - Czujesz to samo co ja? Czujesz nie tylko motylki w brzuchu? Zostaniesz moją dziewczyną? - powiedział na dwóch wdechach, dalej się czasem jąkając.
Ty położyłaś mu dłonie na szyi, muskając kciukami policzki różowe od rumieńców.
– Darzę cię równą miłością i zostanę twą dziewczyną, a ty mym chlopakiem - powiedziałaś te piękne słowa i uśmiechnęłaś się do niego.
On także się uśmiechnął oraz założył prezent na twą szyję.
(znalazłam dokładnie taki 💗💗💗)
• flamel
Wrzuciłaś składnik do probówki. Zdziwiłaś się z nicolasem, gdy nie doszło do oczekiwanej reakcji. Wszystko było dobrze!
Nachyliłaś się nad mieszaniną, piorunując ją wzrokiem
– Nawet nie dymi - rzuciłaś zdziwiona.
Twój przyjaciel burknął niezadowolony.
W tym momencie substancja trzasnęła i zaczęła dymić się czarnymi strugami.
– Uważaj!!! - krzyknął przerażony mężczyzna.
Rzucił się na ciebie, przewracając waszą dwójkę. W tej samej sekundzie z naczynka wybuchł czerwony ogień, grzejąc nieprzyjemnie jemu plecy.
Zaklęłaś siarczyście i przytuliłaś leżącego na tobie flamela.
Chciałaś coś powiedzieć, ale wyszedł z ciebie jedynie przeciągły jęk bólu.
Ten zerwał się na równe nogi, wymijając czerwone języki płomienia. Zalał probówkę płynem neutralizującym, po czym pomógł ci wstać. Przycisnęłaś dłon do przedramienia. Łzy kapały ci z nosa na ubranie.
– Słońce, musisz to pokazać - powiedział do ciebie nicolas, przerażony widokiem twwojego bólu.
Jak na zawołanie emocje zaczęły bulgotać w nim.
Ty, nie otwierając oczu, ukazałaś piekącą niczym piekło ranę, nie chcąc na nią patrzeć.
Jednakże flamel zaklął z większym przerażeniem, chwytając twoją rękę.
– Nie patrz tylko! - ostrzegł i pobiegł szybko po różdżkę oraz medykanty.
Otworzyłaś jedno oko i pożałowałaś. Zawyłaś aż, widząc zwęgloną skórę oraz tkankę ręki, a przez to także widoczne żyły, w których dalej gotowała się krew, powodując rozprzestrzeniający się ból. W jednym miejscu jęzor ognia dopalił się do kości.
– Miałaś nie patrzeć! - powiedział przyjaciel, który wrócił.
Bez ostrzeżenia rzucił zaklęcie niewerbalne, które zmusiło ciało do regeneracji i uzupełnienia tkanki za cenę kolejnego cierpienia.
Gdy tylko delikatna skóra odrosła, oblał całą rękę ochładzającą substancją, nie myśląc o butach i podlodze, które także oblał.
Jęknęłaś przeciągle na ulgę.
Na ten odgłos w nicolasie coś się ścisnęło, oddech mu przyśpieszył i przykurczył palce u nóg.
Gdy zostało jedynie lekkie pulsowanie, obandażował przedramię od łokcia po nadgarstek.
W końcu popatrzyłaś mu w oczy, a on ci.
– Przepra- – zaczęłaś, ale...
Flamel przerwał ci pocałunkiem, który szybko złożył na ustach. Dreszcz zdziwienia i podniecenia cię przeszedł. Przez ten szmer uczuć skupiłaś się na nim.
– Przeraziłem się - powiedział z rozbieganym wzrokiem.
Złapałaś go za brodę, by skupił na tobie wzrok.
– Czy tylko ja kocham cię? - spytałaś, chcąc poznać odpowiedź na nurtujące pytanie.
– Ja też cię kocham - odpiwiedział szczerze.
– Wszystko jasne - zaśmiałaś się.
Ten popatrzył na ciebie zdziwiony.
– Jesteś strasznie żywiołowy ostatnio - odparłaś, jakby to była odpowiedz.
– Czyli jesteśmy parą? - spytałaś.
– Oczywiście.
• seraphina
To był dziwny dzień. Seraphina chodziła cały czas zestresowana, a ty nic nierozumiejąca stałaś w miejscu, próbując zrozumieć ją.
– Co się dzieje? - spytałaś wb końcu, przerywając nerwowe jej wyłamywanie palców.
Ta westchnęła. Wiedziała, że nie umie się oprzeć twej niewinności.
– Po prostu - zawachała się.
Podeszłaś do niej i przysiadłaś na podlokietniku krzesła, patrząc z tej samej wysokości na przyjaciółkę. Dzieliła was niewielka odległość.
– Po prostu nadchodzą złe czasy, tobie samej to się śniło. Martwię się o nas.
Zmarszczyłaś brwi na ostatnie dwa jej słowa.
– O nas?
Seraphina spojrzała na ciebie z mieszaniną strachu i czegoś innego. Poprawiłaś jej kosmyk jasnych włosów wylatujacych spod chusty.
– Ja czuję coś niezwykłego do Ciebie. Twoja obecność nie pozwala mi spać. Kocham cię.
Zapłakalaś cicho, słysząc w końcu te piękne słowa. Objęłaś ją i przytuliłaś. Ta oparła głowę na twym ramieniu, odnajdując w tobie wsparcie oraz spokój.
– Także cię kocham, partnerko.
2039 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro