nowe kłopoty
• newt
Obudziliście się przez promienie słoneczne, które wślizgnęły się przez żaluzję. Twój chłopak pocałował cię w policzek i zszedł do kuchni, poprawiając zmierzwione snem miodowe włosy. Poprzewracałaś się chwile w łóżku, ale i tak wykręciłaś się spomiędzy kołdry, by z ziewnięciem zejść po drewnianych schodach do topiącego się w słońcu salonu z kuchnią. Wyjęłaś z szafki cukier, podczas gdy Newt wsypywał kawę to kubków.
Gdy wspólnie zaparzyliście kawę, oparliście się o blat i w ciszy spokojnie sączyliście napój.
Idealny spokój przerwał huk w szybę. Zdziwiona odstawiłaś kubek i rzuciłaś pytające spojrzenie na chłopaka. Podeszłaś otworzyć okno, lecz nie spodziewałaś się, że od razu wtargnie sowa z listem w dziobie. Podleciała do Scamandera, który odebrał równie skołowany kopertę. Ptak od razu wyleciał, muskając cię skrzydłem.
- Od kogo? - zapytałaś cicho, zamykając okno i podchodząc do niego.
Ten przełamał pieczęć. Koperta ułożyła się w groteskowo realne origami, by za chwile unieść się i wypowiedzieć mrożącą krew w żyłach formułkę.
- Zostają państwo wezwani, by stawić się o godzinie jedenastej w sali przesłuchań Ministerstwa.
Minister Magii, Mr. Travel
Przerażeni znów wymieniliście spojrzenia.
- Newt - powiedział cichym głosem i chwyciłaś go za rękę - Co on może chcieć?
- Nie wiem - odparł i odłożył wezwanie, by drżącymi palcami przeczesać włosy. Chwycił cię za obie ręce i stanął tuż przed tobą, niemalże się stykaliście. Jednakże to nie był czas na rumieńce. - Dumbledore mówił, że jest on koszmarnym człowiekiem. Musimy... - zająknął się i ścisnął mocniej palce. - Trzeba szybko dokarmić zwierzęta, przenieść twe smoki do mnie i zapieczętować je w walizce.
- Już są dwa, jeszcze tylko został Gillis oraz kilka nieśmiałków, które przeniosłeś do drzewa u mnie. Dobrze że wszystkie są zdrowe - weschnęłaś i wtuliłaś się w niego. - Damy walizkę Bunty, dobrze się nimi zaopiekuje.
Newton kiwnął głową. Zadrżał ci w ramionach, w strachu o podopiecznych i ciebie.
Jak powiedzieliście, tak zrobiliście. Mieliście niewiele czasu zanim zaczną się denerwować w Ministerstwie.
Dzięki Merlinowi, w ciągu dwudziestu minut udało ci się przetransportować smoka wodnego do wód, gdzie mieszka kelpia, choć wściekłe gadzisko ugryzło cię, prawie przegryzając palce. Oblałaś rany eliksirem, owinęłaś je bandażem i migiem pomogłaś dokarmić zwierzęta do końca.
Zapieczętowaliście walizke. Przebraliście się i staliście w drzwiach, patrząc, jak Bunty przed wami aportuje się z walizką pełną magicznych zwierząt.
- Różdżka przyszykowana Niu? - spytałaś.
- Błagam, niech będzie tam Tezeusz lub Dumbledore - odpowiedział jedynie. - Jeżeli coś się stanie, uciekaj.
Skrzywiłaś się, a Scamander już wiedział, że na to nie przystajesz.
• grindelwald
Dwa dni po podróży do Bułgarii stałaś przed swym partnerem. Obydwoje patrzyliście na siebie w ciszy.
- Gellert - zaczęłaś, ale uciekłaś wzrokiem na jeden z guzików jego koszuli. - Przez to... J-ja... - zacięłaś się. Nie umiałaś wymówićb tych parzących przełyk słów. Objęłaś się ramionami i spojrzałaś na nos czarnoksiężnika. Byle nie tylko w te ukochane oczy.
Nim zdążył się odezwać, wciągnęłaś głośno powietrze, by zacząć od nowa.
- Od tylu lat jesteśmy razem i podbijamy umysły czarodziejów, ukazujemy im prawdę - zaczęłaś powoli - Jednakże to ty rozpocząłeś tą misję i to Ty jesteś najpotężniejszym czarnoksiężnikiem. Ja jedynie weszłam ci w życie z buciorami i... To, co jest między nami - wskazałaś palcem go oraz siebie - T-t-to, nasze emocje, nad którymi nie panujemy nie pozwala nam się skupić na celu. Musimy coś zrobić... Muszę odejść, muszę odejść i przestać się zatruwać, to wszystko moja wina - wyrzuciłaś ostatnie zdanie na jednym wdechu.
Czułaś koszmarną... skruchę.
Przez dłuższą chwilę było słychać jedynie wiatr bijący w okna. Zamartwiona spojrzałaś w końcu mu w oczy. Jedno oko płonęło błękitnym płomieniem, drugie przypominało ochłań.
- Co się dzieje? - spytał chłodno. Ty tylko uniosłaś podbródek, maskując starannie emocje.
- Przeze mnie możemy nie osiągnąć celu. Jestem wadą.
Gellert patrzył na ciebie z tym zimnym ogniem. Twarz jego jednakże przeraziła cię po raz pierwszy od lat.
- Powiedz prawdę - rzekł chłodno.
- POWIEDZIAŁAM! - wrzasnęłaś na niego, a samotna łza popłynęła ci z kącika zaciśniętych oczu.
Zadrżałaś, gdy poczułaś jego ciepły oddech na szyi. Objął cię lekko i położył dłoń na tyle twej głowy, jakby obejmował przerażone dziecko.
Przypomniała ci się ta emocjonalna dziewczynkę, jaką byłaś kiedyś. Zabiłaś ją, gdy w wieku dziesięciu lat chwyciłaś „Czarna magia zaawansowana".
- [t.imie.], co się stało? - znów spytał, dalej cię trzymając.
Odkleiłaś się od niego. Zerknęłaś ukradkiem na gazetę na stole. Pokręciłaś głową. Gellert jednakże już ujrzał, na co patrzyłaś i podszedł po gazetę. Stałaś do niego plecami, podczas gdy on czytał artykuł. Z cichym szelestem odłożył ją, lecz ty dalej na niego nie patrzyłaś.
- Dlatego muszę odejść - westchnęłaś - Byliśmy nieczujni i ktoś widział, jak walczyłeś w tej kamiennicy. Teraz będą cię gonić aurorzy i...
- To nic takiego - przerwał ci cicho - Już czas nawet, a to jest nam na rękę.
Położyć ci rękę na ramieniu i cię obrócił. Uwiązał cię spojrzeniem.
- Też na początku to wszystko co nas zwiąże było dla mnie niezrozumiałe. Jesteśmy mistrzami w byciu zimnymi i wyrachowanymi - uśmiechnął się lekko, jak to tylko robił przy tobie. Nie mogłaś się nie uśmiechnąć. - Ale ty mi pokazałaś, że to nie jest złe. Te niektóre uczucia. I nauczyliśmy się z tym żyć.
Kolejna łza poleciała Ci, a on ją starł. Chwyciłaś go za policzki i pocałowałaś delikatnie. Po chwili pogłębiliście pieszczotę. Obydwoje zachwycilaliście się smakiem ust tego drugiego, jakby to był wasz pierwszy pocałunek. W końcu bez tchu niechętnie go przerwaliście.
- A więc odpalmy plan - mruknęłaś. - Jednak...
Zmarkotniałaś trochę. Twój partner znów popatrzył bez słowa na ciebie. Nie chciał ci przerywać.
- Ja nie mogę z tobą się wybrać do Nowego Yorku...
- Zanim tam dotrę wraz z załatwieniem harmideru w gazetach miną dwa miesiące.
- Nie mohę zostać Gel - powiedziałaś cicho - Będę cię rozpraszać - chciał ci przerwać ale n kontynuowałaś. - Powiedz innym, że wysłałeś mnie na misję - chwyciłaś go znów za policzki. Musnęłaś kciukiem jego kość policzkową. - Ja pojadę zbadać sprawę, która mnie dręczny od dawna.
Grindelwald westchnął.
- Nie mogę cię zatrzymać - odparł.
Teraz ty go ciepło przytuliłaś. Ogrzałaś swoim oddechem jego ucho.
- Zobaczymy się za cztery miesiące w Paryżu - powiedziałaś mu do ucha, po czym złożyłaś delikatny pocałunek na styku szyi i żuchwy.
Czarnoksiężnik stał w miejscu i patrzył, jak odchodzisz, by pójść walizkę. Narzuciłaś na plecy gruby płaszcz, chwyciłaś pełną walizkę. Popatrzyłaś na niego. Uniosłaś wysoko podbródek, dodając mu otuchy.
- Nie zawiedz mnie - rzekłaś cicho, nie chcąc, by usłyszał twój łamiący się głos. Nie chciałaś go opuszczać, ale taka była konieczność.
- Nigdy - stwierdził z chystrym uśmieszkiem.
Zaśmiałaś się i wskazałaś palcem pamiętną pozytywkę na komódce. Lśniła srebrem, a szare światło poranka uwydatniało rzeźbienia skrzydeł.
- Nie zapomnij jej. I mnie - dodałaś ciszej, po czym z trzaskem się aportowałaś.
• albus
- Dumbledore - jęknęłaś, patrząc z niemałym strachem na niego. Wparowałaś do jego pokoju, a z twej ręki zwisała... damska para majtek. Albus otępiały patrzył na fragment koronki.
- Co to jest? - spytał.
- Jesteś bezczelny! - zawyłaś. Łza poleciała ci z oka. - Od tygodnia chodzi plotka, że przrspałeś się z Minervą. Nie! - krzyknęłaś, gdy chciał ci przerwać. - Nie wierzyłam w to, dopóki nie opuściłeś sali godzinę, a ja z Crest'em znaleźliśmy To... - zamachałaś parą majtek. - W pieprzonej szufladzie biurka! - krzyknęłaś, a strach i niedowierzanie zamieniło się w furię.
Patrzyłaś wyczekująco, podczas gdy jedynie Albus przejechał dłonią po rudych, krótkich włosach i patrzył na ciebie niezrozumiałym wzrokiem. Twa buta wyparowała, powróciła trzydziestoletnia kobieta, która bała się, że jej miłość życia ją haniebnie porzuci.
- Nic nie powiesz? - zapytałaś cicho. Upuściłaś piekielne majtki i ze zwieszonymi rękoma na niego patrzyłaś.
- Z kim niby? - zapytał i ułożył dłonie na karku, jakby się poddawał. - Ja naprawdę nic nie rozumiem, kocham cię ponad życie nigdy...
- Ja naprawdę nic nie rozumiem - powtórzyłaś jego słowa. Zapłakałaś cicho. Chciał do ciebie podejść, lecz cofnęłaś się do drzwi. - Może uznałeś, że skoro jesteśmy w związku dwa lata i nigdy do niczego międzzy nami nie doszło, szukałeś pociechy w ramionach innej?
- Nie mógłbym - szepnął załamanym głosem. Serce niemalże ci pękło. - Nie zależy mi na niczym innym oprócz naszej miłości...
Poczułaś znów tą falę agresji.
- Pieprzę to! - krzyknęłaś, a łzy lały ci się po policzkach. - Skoro mnie kochasz, to czemu nie powiedziałeś, że masz braterstwo krwi z Grindelwald'em?!!
Albus popatrzył na ciebie z jeszcze większym żalem.
- Bo Minerva...
- Bo Minerva! - warknęłaś. - Kocham Cię Al całym sercem, ale ostatnio gdzieś znikasz, a plotki stają się coraz bardziej realne!
Wybiegłaś z jego gabinetu i zbiegłaś najszybciej na błonia, bo czym uciekłaś jak najdalej od Hogwardu w biegu.
• credens
Sobotni dzień zapowiadał się cudownie. Miałaś dziś dzień wolny, więc planowaloście z Credensem pozostać w domciu i czytać książkę. Nic jednakże nie szło dobrze. Twemu chłopakowi trzęsły się ręce powodując stłuczenie się szklanki z eliksirem Słodkiego Snu, wywrócił się o nogę fotela, a na domiar złego cały czas odpływał myślami. W końcu usiadłaś obok niego na kanapie i włożyłaś mu kubek z kakao, usztywniając jego dłonie na naczyniu swymi. Jego oczy popatrzyły na nią, lecz z resztkami mgły.
- Jak tam myśli słonko? - spytałaś łagodnie, ale rzeczowo. Sam cię kiedyś poprosił, byś zadawała mu pytania, na które nie może odpowieć "nie".
- On chce, bym uważał, bo coś za mnie czycha - odparł, a wypowiedzianr słowa pozwoliły mu wrócić do ciebie.
- Kto?
- Kocham Cię - powiedział i spojrzał na ciecz w kubku.
Uśmiechnęłaś się i odjęłaś jedną rękę od jego, by ułożyć ją na jego skroni. Ten przylgnął do twego ciepła.
- Ja ciebie też. Właśnie tec uczucia pozwala, byś mógł tyle współgrać ze swym bliźniakiem.
- Zaufać mu?
Skinęłaś głową.
- Teraz musimy się pilnować - dodałaś.
• flamel
Obudziłaś się w swym mieszkaniu ku twemu zdziwieniu. Potarłaś skroń, lecz nie mogłaś sobie przypomnieć czemu tu śpisz. Pamiętałaś jedynie, że byłaś tu przedwieczorem, i piłaś z młodzieńcem herbatę, dyskutując o jego kubnie tego jej mieszkania. Potem film Ci się urwał.
Wtedy zauważyłaś, że naprzeciwko siedzi ów młodzieniec na fotelu i drzemie.
Jęknęłaś przeciągle i usiadłaś, zrzucając nogi za ramę łóżka. Jak na zawołanie chłopak się obudził.
- Niech pani nie wstaje! - krzyknął i wyciągnął do ciebie rękę. Ty zbyłaś to machnięciem dłoni.
- Nie jestem pani Albertusie - stwierdziłaś i wstałaś, by podejść do drzwi. Oparłaś rękę na klamce i odwróciłaś się do niego. - Co się stało?
- Widzi... pani zemdlała, więc...
- Umiesz się aportować? - przerwałaś mu. Musiałaś szybko wrócić do Nicolasa, bo cię zje za to. Znów zemdlałaś, trzeci raz w dwa dni. Teraz to cię nigdzie pewnie nie puści jak zaraz nie wrócisz.
Młody przytaknął i chwycił twą dłoń.
- Gdzie?
- Paryż, może być kawiarnia "Cztery Mile" - powiedziałaśc po prostu.
Gdy tylko tam dotarliście, rzuciłaś mu klucze i niefrancuskie "adios", po czym pobiegłaś do chyba już waszego domu.
Stanęłaś niczym burza w drzwiach. Z salonu przybiegł Flamel. Uśmiechnęliście się do siebie. Od razu cię przytulił.
- Wszystko dobrze? - spytał.
W tym momencie poczułaś się, jakby ktoś cię walnął wałkiem w potylice. Aportacja i bieg wymęczyły cię, a poczułaś to dopiero teraz. Idiotyczne - pomyślałaś. I zemdlałaś.
• seraphina
Seraphina wiedziała, że zawsze masz huśtawki natrojów, ale od halloween małi gadałyście. W końcu to kobietę lekko zdenerwołało i zatrzymała cię w gabinecie.
- Co się dzieje? - powiedziała wprost.
Ty jedynie splątałaś niemrawo palce.
- Ostatnio... - zaciełaś się. - Zauważyłam, że dziwnie się zachowujemy... Ja cały czas pragnę ciszy, a ty... Jesteś taka... Ugh, po prostu...
Seraphina mruknęła cicho, ale czekała aż zechcesz ciągnąć.
- Ta nasza praca rządowa mnie męczy, chciałabym odpocząć trochę na kilka dni, pojechać do brata.
- Czyc to dlatego... - amerykanka nie chciała używać tego brutalnego słowa, ale nie miała wyjścia. - Naskoczyłaś na mnie?
Potarłaś oczy palcami.
- Bo brakuje mi tego, że to ty zawsze panowałaś nad wszystkim. Nie udaje nam się to - dokończyłaś i zebrałaś myśli. - Muszę po prostu odpocząć, by wrócić, przeprosić cię, ogarnąć emocje i wkopać Graves'owi.
Zaśmiałaś się i spojrzałaś ciepło na kobietę życia.
- Dobrze?
- Oczywiście kochana - odparła z małym uśmieszkiem. - A ja naprawię maskę powagi oraz postawię aurorów do pionu.
Pocałowałaś ją w policzek i wyszłaś. W drzwiach ominęłaś się z wspominanym osobnikiem. "Przupadkowo" kopnęłaś go w piszczel i uciekłaś z krzykiem faceta za sobą.
1930 słów 👁👄👁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro