Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nowe kłopoty

• newt
Obudziliście się przez promienie słoneczne, które wślizgnęły się przez żaluzję. Twój chłopak pocałował cię w policzek i zszedł do kuchni, poprawiając zmierzwione snem miodowe włosy. Poprzewracałaś się chwile w łóżku, ale i tak wykręciłaś się spomiędzy kołdry, by z ziewnięciem zejść po drewnianych schodach do topiącego się w słońcu salonu z kuchnią. Wyjęłaś z szafki cukier, podczas gdy Newt wsypywał kawę to kubków.
Gdy wspólnie zaparzyliście kawę, oparliście się o blat i w ciszy spokojnie sączyliście napój.
Idealny spokój przerwał huk w szybę. Zdziwiona odstawiłaś kubek i rzuciłaś pytające spojrzenie na chłopaka. Podeszłaś otworzyć okno, lecz nie spodziewałaś się, że od razu wtargnie sowa z listem w dziobie. Podleciała do Scamandera, który odebrał równie skołowany kopertę. Ptak od razu wyleciał, muskając cię skrzydłem.
- Od kogo? - zapytałaś cicho, zamykając okno i podchodząc do niego.
Ten przełamał pieczęć. Koperta ułożyła się w groteskowo realne origami, by za chwile unieść się i wypowiedzieć mrożącą krew w żyłach formułkę.
- Zostają państwo wezwani, by stawić się o godzinie jedenastej w sali przesłuchań Ministerstwa.
  Minister Magii, Mr. Travel
Przerażeni znów wymieniliście spojrzenia.
- Newt - powiedział cichym głosem i chwyciłaś go za rękę - Co on może chcieć?
- Nie wiem - odparł i odłożył wezwanie, by drżącymi palcami przeczesać włosy. Chwycił cię za obie ręce i stanął tuż przed tobą, niemalże się stykaliście. Jednakże to nie był czas na rumieńce. - Dumbledore mówił, że jest on koszmarnym człowiekiem. Musimy... - zająknął się i ścisnął mocniej palce. - Trzeba szybko dokarmić zwierzęta, przenieść twe smoki do mnie i zapieczętować je w walizce.
- Już są dwa, jeszcze tylko został Gillis oraz kilka nieśmiałków, które przeniosłeś do drzewa u mnie. Dobrze że wszystkie są zdrowe - weschnęłaś i wtuliłaś się w niego. - Damy walizkę Bunty, dobrze się nimi zaopiekuje.
Newton kiwnął głową. Zadrżał ci w ramionach, w strachu o podopiecznych i ciebie.
Jak powiedzieliście, tak zrobiliście. Mieliście niewiele czasu zanim zaczną się denerwować w Ministerstwie.
Dzięki Merlinowi, w ciągu dwudziestu minut udało ci się przetransportować smoka wodnego do wód, gdzie mieszka kelpia, choć wściekłe gadzisko ugryzło cię, prawie przegryzając palce. Oblałaś rany eliksirem, owinęłaś je bandażem i migiem pomogłaś dokarmić zwierzęta do końca.
Zapieczętowaliście walizke. Przebraliście się i staliście w drzwiach, patrząc, jak Bunty przed wami aportuje się z walizką pełną magicznych zwierząt.
- Różdżka przyszykowana Niu? - spytałaś.
- Błagam, niech będzie tam Tezeusz lub Dumbledore - odpowiedział jedynie. - Jeżeli coś się stanie, uciekaj.
Skrzywiłaś się, a Scamander już wiedział, że na to nie przystajesz.

• grindelwald
Dwa dni po podróży do Bułgarii stałaś przed swym partnerem. Obydwoje patrzyliście na siebie w ciszy.
- Gellert - zaczęłaś, ale uciekłaś wzrokiem na jeden z guzików jego koszuli. - Przez to... J-ja... - zacięłaś się. Nie umiałaś wymówićb tych parzących przełyk słów. Objęłaś się ramionami i spojrzałaś na nos czarnoksiężnika. Byle nie tylko w te ukochane oczy.
Nim zdążył się odezwać, wciągnęłaś głośno powietrze, by zacząć od nowa.
- Od tylu lat jesteśmy razem i podbijamy umysły czarodziejów, ukazujemy im prawdę - zaczęłaś powoli - Jednakże to ty rozpocząłeś tą misję i to Ty jesteś najpotężniejszym czarnoksiężnikiem. Ja jedynie weszłam ci w życie z buciorami i... To, co jest między nami - wskazałaś palcem go oraz siebie - T-t-to, nasze emocje, nad którymi nie panujemy nie pozwala nam się skupić na celu. Musimy coś zrobić... Muszę odejść, muszę odejść i przestać się zatruwać, to wszystko moja wina - wyrzuciłaś ostatnie zdanie na jednym wdechu.
Czułaś koszmarną... skruchę.
Przez dłuższą chwilę było słychać jedynie wiatr bijący w okna. Zamartwiona spojrzałaś w końcu mu w oczy. Jedno oko płonęło błękitnym płomieniem, drugie przypominało ochłań.
- Co się dzieje? - spytał chłodno. Ty tylko uniosłaś podbródek, maskując starannie emocje.
- Przeze mnie możemy nie osiągnąć celu. Jestem wadą.
Gellert patrzył na ciebie z tym zimnym ogniem. Twarz jego jednakże przeraziła cię po raz pierwszy od lat.
- Powiedz prawdę - rzekł chłodno.
- POWIEDZIAŁAM! - wrzasnęłaś na niego, a samotna łza popłynęła ci z kącika zaciśniętych oczu.
Zadrżałaś, gdy poczułaś jego ciepły oddech na szyi. Objął cię lekko i położył dłoń na tyle twej głowy, jakby obejmował przerażone dziecko.
Przypomniała ci się ta emocjonalna dziewczynkę, jaką byłaś kiedyś. Zabiłaś ją, gdy w wieku dziesięciu lat chwyciłaś „Czarna magia zaawansowana".
- [t.imie.], co się stało? - znów spytał, dalej cię trzymając.
Odkleiłaś się od niego. Zerknęłaś ukradkiem na gazetę na stole. Pokręciłaś głową. Gellert jednakże już ujrzał, na co patrzyłaś i podszedł po gazetę. Stałaś do niego plecami, podczas gdy on czytał artykuł. Z cichym szelestem odłożył ją, lecz ty dalej na niego nie patrzyłaś.
- Dlatego muszę odejść - westchnęłaś - Byliśmy nieczujni i ktoś widział, jak walczyłeś w tej kamiennicy. Teraz będą cię gonić aurorzy i...
- To nic takiego - przerwał ci cicho - Już czas nawet, a to jest nam na rękę.
Położyć ci rękę na ramieniu i cię obrócił. Uwiązał cię spojrzeniem.
- Też na początku to wszystko co nas zwiąże było dla mnie niezrozumiałe. Jesteśmy mistrzami w byciu zimnymi i wyrachowanymi - uśmiechnął się lekko, jak to tylko robił przy tobie. Nie mogłaś się nie uśmiechnąć. - Ale ty mi pokazałaś, że to nie jest złe. Te niektóre uczucia. I nauczyliśmy się z tym żyć.
Kolejna łza poleciała Ci, a on ją starł. Chwyciłaś go za policzki i pocałowałaś delikatnie. Po chwili pogłębiliście pieszczotę. Obydwoje zachwycilaliście się smakiem ust tego drugiego, jakby to był wasz pierwszy pocałunek. W końcu bez tchu niechętnie go przerwaliście.
- A więc odpalmy plan - mruknęłaś. - Jednak...
Zmarkotniałaś trochę. Twój partner znów popatrzył bez słowa na ciebie. Nie chciał ci przerywać.
- Ja nie mogę z tobą się wybrać do Nowego Yorku...
- Zanim tam dotrę wraz z załatwieniem harmideru w gazetach miną dwa miesiące.
- Nie mohę zostać Gel - powiedziałaś cicho - Będę cię rozpraszać - chciał ci przerwać ale n kontynuowałaś. - Powiedz innym, że wysłałeś mnie na misję - chwyciłaś go znów za policzki. Musnęłaś kciukiem jego kość policzkową. - Ja pojadę zbadać sprawę, która mnie dręczny od dawna.
Grindelwald westchnął.
- Nie mogę cię zatrzymać - odparł.
Teraz ty go ciepło przytuliłaś. Ogrzałaś swoim oddechem jego ucho.
- Zobaczymy się za cztery miesiące w Paryżu - powiedziałaś mu do ucha, po czym złożyłaś delikatny pocałunek na styku szyi i żuchwy.
Czarnoksiężnik stał w miejscu i patrzył, jak odchodzisz, by pójść walizkę. Narzuciłaś na plecy gruby płaszcz, chwyciłaś pełną walizkę. Popatrzyłaś na niego. Uniosłaś wysoko podbródek, dodając mu otuchy.
- Nie zawiedz mnie - rzekłaś cicho, nie chcąc, by usłyszał twój łamiący się głos. Nie chciałaś go opuszczać, ale taka była konieczność.
- Nigdy - stwierdził z chystrym uśmieszkiem.
Zaśmiałaś się i wskazałaś palcem pamiętną pozytywkę na komódce. Lśniła srebrem, a szare światło poranka uwydatniało rzeźbienia skrzydeł.
- Nie zapomnij jej. I mnie - dodałaś ciszej, po czym z trzaskem się aportowałaś.

• albus
- Dumbledore - jęknęłaś, patrząc z niemałym strachem na niego. Wparowałaś do jego pokoju, a z twej ręki zwisała... damska para majtek. Albus otępiały patrzył na fragment koronki.
- Co to jest? - spytał.
- Jesteś bezczelny! - zawyłaś. Łza poleciała ci z oka. - Od tygodnia chodzi plotka, że przrspałeś się z Minervą. Nie! - krzyknęłaś, gdy chciał ci przerwać. - Nie wierzyłam w to, dopóki nie opuściłeś sali godzinę, a ja z Crest'em znaleźliśmy To... - zamachałaś parą majtek. - W pieprzonej szufladzie biurka! - krzyknęłaś, a strach i niedowierzanie zamieniło się w furię.
Patrzyłaś wyczekująco, podczas gdy jedynie Albus przejechał dłonią po rudych, krótkich włosach i patrzył na ciebie niezrozumiałym wzrokiem. Twa buta wyparowała, powróciła trzydziestoletnia kobieta, która bała się, że jej miłość życia ją haniebnie porzuci.
- Nic nie powiesz? - zapytałaś cicho. Upuściłaś piekielne majtki i ze zwieszonymi rękoma na niego patrzyłaś.
- Z kim niby? - zapytał i ułożył dłonie na karku, jakby się poddawał. - Ja naprawdę nic nie rozumiem, kocham cię ponad życie nigdy...
- Ja naprawdę nic nie rozumiem - powtórzyłaś jego słowa. Zapłakałaś cicho. Chciał do ciebie podejść, lecz cofnęłaś się do drzwi. - Może uznałeś, że skoro jesteśmy w związku dwa lata i nigdy do niczego międzzy nami nie doszło, szukałeś pociechy w ramionach innej?
- Nie mógłbym - szepnął załamanym głosem. Serce niemalże ci pękło. - Nie zależy mi na niczym innym oprócz naszej miłości...
Poczułaś znów tą falę agresji.
- Pieprzę to! - krzyknęłaś, a łzy lały ci się po policzkach. - Skoro mnie kochasz, to czemu nie powiedziałeś, że masz braterstwo krwi z Grindelwald'em?!!
Albus popatrzył na ciebie z jeszcze większym żalem.
- Bo Minerva...
- Bo Minerva! - warknęłaś. - Kocham Cię Al całym sercem, ale ostatnio gdzieś znikasz, a plotki stają się coraz bardziej realne!
Wybiegłaś z jego gabinetu i zbiegłaś najszybciej na błonia, bo czym uciekłaś jak najdalej od Hogwardu w biegu.

• credens
Sobotni dzień zapowiadał się cudownie. Miałaś dziś dzień wolny, więc planowaloście z Credensem pozostać w domciu i czytać książkę. Nic jednakże nie szło dobrze. Twemu chłopakowi trzęsły się ręce powodując stłuczenie się szklanki z eliksirem Słodkiego Snu, wywrócił się o nogę fotela, a na domiar złego cały czas odpływał myślami. W końcu usiadłaś obok niego na kanapie i włożyłaś mu kubek z kakao, usztywniając jego dłonie na naczyniu swymi. Jego oczy popatrzyły na nią, lecz z resztkami mgły.
- Jak tam myśli słonko? - spytałaś łagodnie, ale rzeczowo. Sam cię kiedyś poprosił, byś zadawała mu pytania, na które nie może odpowieć "nie".
- On chce, bym uważał, bo coś za mnie czycha - odparł, a wypowiedzianr słowa pozwoliły mu wrócić do ciebie.
- Kto?
- Kocham Cię - powiedział i spojrzał na ciecz w kubku.
Uśmiechnęłaś się i odjęłaś jedną rękę od jego, by ułożyć ją na jego skroni. Ten przylgnął do twego ciepła.
- Ja ciebie też. Właśnie tec uczucia pozwala, byś mógł tyle współgrać ze swym bliźniakiem.
- Zaufać mu?
Skinęłaś głową.
- Teraz musimy się pilnować - dodałaś.

• flamel
Obudziłaś się w swym mieszkaniu ku twemu zdziwieniu. Potarłaś skroń, lecz nie mogłaś sobie przypomnieć czemu tu śpisz. Pamiętałaś jedynie, że byłaś tu przedwieczorem, i piłaś z młodzieńcem herbatę, dyskutując o jego kubnie tego jej mieszkania. Potem film Ci się urwał.
Wtedy zauważyłaś, że naprzeciwko siedzi ów młodzieniec na fotelu i drzemie.
Jęknęłaś przeciągle i usiadłaś, zrzucając nogi za ramę łóżka. Jak na zawołanie chłopak się obudził.
- Niech pani nie wstaje! - krzyknął i wyciągnął do ciebie rękę. Ty zbyłaś to machnięciem dłoni.
- Nie jestem pani Albertusie - stwierdziłaś i wstałaś, by podejść do drzwi. Oparłaś rękę na klamce i odwróciłaś się do niego. - Co się stało?
- Widzi... pani zemdlała, więc...
- Umiesz się aportować? - przerwałaś mu. Musiałaś szybko wrócić do Nicolasa, bo cię zje za to. Znów zemdlałaś, trzeci raz w dwa dni. Teraz to cię nigdzie pewnie nie puści jak zaraz nie wrócisz.
Młody przytaknął i chwycił twą dłoń.
- Gdzie?
- Paryż, może być kawiarnia "Cztery Mile" - powiedziałaśc po prostu.
Gdy tylko tam dotarliście, rzuciłaś mu klucze i niefrancuskie "adios", po czym pobiegłaś do chyba już waszego domu.
Stanęłaś niczym burza w drzwiach. Z salonu przybiegł Flamel. Uśmiechnęliście się do siebie. Od razu cię przytulił.
- Wszystko dobrze? - spytał.
W tym momencie poczułaś się, jakby ktoś cię walnął wałkiem w potylice. Aportacja i bieg wymęczyły cię, a poczułaś to dopiero teraz. Idiotyczne - pomyślałaś. I zemdlałaś.

• seraphina
Seraphina wiedziała, że zawsze masz huśtawki natrojów, ale od halloween małi gadałyście. W końcu to kobietę lekko zdenerwołało i zatrzymała cię w gabinecie.
- Co się dzieje? - powiedziała wprost.
Ty jedynie splątałaś niemrawo palce.
- Ostatnio... - zaciełaś się. - Zauważyłam, że dziwnie się zachowujemy... Ja cały czas pragnę ciszy, a ty... Jesteś taka... Ugh, po prostu...
Seraphina mruknęła cicho, ale czekała aż zechcesz ciągnąć.
- Ta nasza praca rządowa mnie męczy, chciałabym odpocząć trochę na kilka dni, pojechać do brata.
- Czyc to dlatego... - amerykanka nie chciała używać tego brutalnego słowa, ale nie miała wyjścia. - Naskoczyłaś na mnie?
Potarłaś oczy palcami.
- Bo brakuje mi tego, że to ty zawsze panowałaś nad wszystkim. Nie udaje nam się to - dokończyłaś i zebrałaś myśli. - Muszę po prostu odpocząć, by wrócić, przeprosić cię, ogarnąć emocje i wkopać Graves'owi.
Zaśmiałaś się i spojrzałaś ciepło na kobietę życia.
- Dobrze?
- Oczywiście kochana - odparła z małym uśmieszkiem. - A ja naprawię maskę powagi oraz postawię aurorów do pionu.
Pocałowałaś ją w policzek i wyszłaś. W drzwiach ominęłaś się z wspominanym osobnikiem. "Przupadkowo" kopnęłaś go w piszczel i uciekłaś z krzykiem faceta za sobą.



1930 słów 👁👄👁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro