omegaverse
Gdzieś w nadmorskim miasteczku skrywał się mały, niepozorny sklep. Za każdym razem, gdy ktoś przekraczał jego próg, rozbrzmiewał dźwięk dzwoneczka wiszącego nad drzwiami. Dźwięk ten zabrzmiał również, gdy dwójka przyjaciół weszła do środka. Chłopak rozejrzał się z ciekawością. Sklep był niewielki, a półki uginały się od najróżniejszych kryształów, tworząc mieniącą się kolekcję.
– Eryk – odezwała się jego przyjaciółka, przerywając mu obserwacje. Spojrzał na nią. W dłoniach trzymała kilka zielonych kryształów.
– Pomóż mi wybrać, który awenturyn kupić, to szybciej stąd wyjdziemy – poprosiła.
– Dobra – westchnął z udawanym znużeniem.
Przyjrzał się kamieniom w jej dłoniach. Różniły się subtelnie: niektóre były większe, inne jaśniejsze, jeszcze inne miały linie pośrodku. Wszystkie jednak miały tę samą cenę. Zerknął na kartkę przy pudełku: „Awenturyn, 8 zł, kamień szczęścia.” Po chwili wskazał na największy z nich, o szmaragdowym odcieniu.
– Jeśli to kamień szczęścia, to potrzebujesz go dużo – uśmiechnął się złośliwie. – Najlepiej kup kilka. Może wtedy uda ci się zdać egzaminy.
– Ha, ha – odparła, przewracając oczami. Wiedziała, że gdyby naprawdę zależało mu na jej ocenach, pomógłby jej w nauce, ale oczywiście "nie miał na to czasu".
W końcu dotarli do kasy. Na ladzie leżały wizytówki różnych „czarodziejek” oraz pudełka z herbatami sezonu. Koleżanka położyła awenturyn, inny kryształ i dodała do zakupów herbatę lawendową.
Za ladą stał chłopak o mocno obrysowanych czernią oczach, zielono-czarnych włosach opadających na ramiona i ubrany w luźny czarny sweter. Eryk od razu skupił wzrok na obroży widocznej na jego bladej szyi. Było jasne, że prawdopodobnie jest omegą. Nieczęsto omegi decydowały się na zakrycie swoich gruczołów zapachowych – obroże były podobno niewygodne, a niektórzy mówili, że potrafią nawet swędzieć i piec. Jednak Eryk rozumiał, czemu ktoś mógłby się na to zdecydować. To było jak dodatkowa warstwa ochrony przed alf, którzy nie mieli do omeg żadnego szacunku. Praktycznie co tydzień wiadomości donosiły o kolejnym ataku, kolejnym ugryzieniu… a on sam wiedział, że gdyby był omegą, pewnie i tak nie potrzebowałby tej ochrony. Jego rodzina dawno sprzedałaby go do innej, elitarnej familii.
– Zapraszamy ponownie – powiedział pracownik, podając paragon jego przyjaciółce. Gdy podniósł wzrok, jego oczy na moment spotkały się ze spojrzeniem Eryka. Blondyn poczuł dziwne ukłucie znajomości, jakby już kiedyś go spotkał. Mimo że wątpił, by rzeczywiście kiedykolwiek się poznali, poczuł pewną niejasną więź.
Blondyn wrócił do pokoju i rzucił się zmęczony na łóżko. Dzisiejszy dzień zdawał się ciągnąć bez końca, a to jeszcze nie był jego kres. Za chwilę będzie musiał zejść na kolację z rodzicami i rodzeństwem. Jak co piątek, czekała go kolejna rozmowa o jego ocenach. Eryk sam nie wiedział, po co miałby się starać – nie był alfą, więc i tak nie otrzymałby żadnego udziału w firmie. Niezależnie od jego wysiłków, nigdy nie zasłuży w oczach rodziców na więcej niż tylko bycie ich synem z najlepszymi ocenami. Dla nich były one wyłącznie pretekstem do chwały na elitarnych przyjęciach. Gdyby nie jego wyniki, zapewne wcale by dla nich nie istniał.
Przewrócił się na bok, gdy nagle z kieszeni uniformu wypadł zielony kamień. Przyjaciółka wepchnęła mu go do ręki na pożegnanie, mówiąc, że to prezent na imieniny. Obrócił awenturyn między palcami, nieświadomie przypominając sobie, że ten szmaragdowy kolor idealnie pasował do oczu chłopaka z sklepu. Ciepła, głęboka zieleń, otoczona chłodnym spojrzeniem czerni i bieli…
Dźwięk powiadomienia na telefonie wyrwał go z zamyślenia, zmuszając do odłożenia kamienia na komodę. Przełknął ślinę, zanim sięgnął po telefon. To była wiadomość na grupie od przyjaciółki, która przypominała o swoich nadchodzących urodzinach. Faktycznie, został już tylko tydzień, a on wciąż nie miał dla niej żadnego prezentu.
Dzwonek nad drzwiami zabrzmiał, gdy Eryk wszedł do sklepu, tym razem sam. Przez dłuższą chwilę krążył między półkami, przyglądając się kamieniom. Nie miał pojęcia, co dokładnie mogłoby ucieszyć przyjaciółkę. Już miała w domu tyle kryształów, że nie był pewien, czy potrzebuje kolejnego. Podrapał się po karku, podnosząc kryształ – identyczny do tego, który kupiła ostatnim razem.
– Witam. – Eryk drgnął, słysząc nagle głos tuż obok siebie. Szybko spojrzał w bok i napotkał zielone oczy tego samego chłopaka. – Potrzebujesz pomocy?
– Aż tak to widać? – Westchnął, gdy omega wzruszył ramionami. – Szukam prezentu urodzinowego dla przyjaciółki. Lubi kamienie, kryształy… ale zastanawiam się, czy nie ma już każdego rodzaju.
– Hm. – Pracownik zamyślił się na chwilę. – Możesz zrobić dla niej zestaw czakr.
– Zestaw czakr?
– To siedem kryształów, które wspierają ciało i pomagają wprowadzić harmonię oraz balans. Otwierają czakry, centralne punkty energii.
– Brzmi jak coś, co ją zainteresuje – stwierdził z lekkim uśmiechem. – Dobra, biorę ten zestaw. Jak go zrobić?
– Jesteś teraz jedynym klientem, więc chętnie pomogę. – Chłopak uśmiechnął się i wskazał na pudełko z kryształami. – Zacznij od wybrania białego kamienia.
– Okej.
Czarno-zielone kosmyki. Szmaragdowe oczy. Uśmiech, tuż nad którym widniał pieprzyk. Eryk nie mógł przestać myśleć o tych oczach i ciepłym uśmiechu. Pragnął zobaczyć go jeszcze raz, może zdobyć jego numer i po prostu… zaprzyjaźnić się. Tylko jaką wymówkę mógłby tym razem wymyślić, żeby znów pojawić się w tamtym sklepie? I czy w ogóle znalazłby w sobie odwagę?
Podrapał się po karku, wzdychając. Ostatnio robił to nieustannie, jakby to miało mu pomóc zebrać myśli.
Eryk poinformował dziś szofera, że zadzwoni, kiedy będzie potrzebował podwózki. Planował zrobić sobie spacer do ulubionej kawiarni, aby napić się ziołowej herbaty, a później zajrzeć do pobliskiej księgarni po nowy film. Idąc, kątem oka zauważył przebłysk czarno-zielonych włosów w ulicznym zaułku. Zatrzymał się, po czym cofnął kilka kroków, by dostrzec wśród śmietników pracownika sklepu z kryształami. Mijały go obojętne spojrzenia przechodniów, jakby był niewidzialny. Czy coś się stało, że tam siedział, skulony przy śmietnikach, dysząc? Został zaatakowany przez alfę? Może ma ruję? Eryk rzucił spojrzenie na mijających go ludzi, nikt nie reagował na zapach hormonów.
Blondyn wziął głęboki oddech i wszedł w ciemną uliczkę, kucając przed prawie nieznajomym.
- To ja, - powiedział łagodnym tonem, jakby chłopak miał go rozpoznać po samym głosie.
Gdy nie doczekał się odpowiedzi, Eryk przyglądał mu się dalej. Nie widział jego twarzy, ale dostrzegł, że pod włosami nosi obrożę. Przynajmniej nie został ugryziony, co dla omegi oznaczałoby niemal wyrok. Gdyby został ugryziony, byłby związany z tym, kto go skrzywdził, zmuszony do szukania u tej osoby poczucia bezpieczeństwa. W głowie Eryka takie ugryzienie przypominało syndrom sztokholmski.
- Mam zadzwonić po pomoc? - zapytał, ale czarnowłosy pokręcił głową.
Szare oczy Eryka dostrzegły drżące dłonie chłopaka, ledwie widoczne pod rękawami bluzy. Eryk nie chciał go wystraszyć, więc zadał kolejne pytanie, "Chcesz... zostać sam?".
Kolejne zaprzeczenie głową.
Blondyn niepewnie wyciągnął dłonie, chwytając jego drżące palce delikatnym uściskiem, jakby trzymał kruche szkło.
- Zostanę, jeśli chcesz, - powiedział cicho.- Oddychaj powoli.
Ku zaskoczeniu Eryka, oddech chłopaka powoli się uspokajał. Kiedy w końcu całkowicie zniknął, Eryk nie był pewien, czy powinien puścić jego palce. Przez chwilę siedzieli w ciszy, trzymając się prawie za ręce, otoczeni brudem zaułka. Nagle czarnowłosy uścisnął jego dłoń mocniej i przyciągnął go do siebie, opierając twarz o jego koszulkę.
Eryk czuł, jakby jego własne płuca zapełniały się gwiazdami. Teraz to on musiał złapać oddech.
- Pachniesz ziołami... uspokajająco. Bezpiecznie - wyszeptał czarnowłosy, odsuwając się i pierwszy puszczając jego dłoń. - Dziękuję.
- Nie ma sprawy...
-
Hej! Hey~ Hejo! Widzimy się ponownie... Cześć. - Eryk podrapał się po karku, czując, jak jego serce przyspiesza. - Pomyślałem, że warto byłoby się przedstawić. Mam na imię Eryk, jestem w ostatniej klasie liceum. Jeśli ci to nie przeszkadza, może chciałbyś się wymienić numerami? Jakbyś chciał z kimś pogadać, zawsze będę pod telefonem.
Zerknął w lustro i dostrzegł czarny eyeliner oraz różowy puder. Nie mógł uwierzyć, że tak bardzo przygotowywał się do tej chwili, że nawet namówił się na makijaż. Przyjaciółka powiedziała mu, że jeśli chce zauroczyć cool omegę, musi przestać wyglądać jak bogaty nastolatek alfa, którym nawet nie był, bo był bogatym betą twinkiem.
Poprawił swoje blond włosy po raz ostatni, zdając sobie sprawę, że już było za późno, by zmyć makijaż i wrócić do domu. Każda sekunda w tej sytuacji wydawała się niepewna, ale Eryk wiedział, że nie ma już odwrotu.
Dzwonek nad drzwiami zadzwonił, gdy Eryk przekroczył próg sklepu. Jego szare oczy rozejrzały się po wnętrzu w poszukiwaniu szmaragdowych spojrzeń, ale zamiast tego dostrzegł tylko rude loki za ladą.
- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? - zapytała uśmiechnięta kobieta.
- Nie... - odpowiedział, rozglądając się jeszcze raz z nadzieją, że jednak znajdzie gdzieś chowającego się chłopaka. - Czy jest tu ten czarno... um, zielono włosy pracownik? - zapytał niepewnie.
- Przepraszamy, ale Otis już tu nie pracuje. Miał "wypadek" podczas pracy.
Eryk uśmiechnął się do niej, a po chwili milczenia wyszedł z sklepu. Każdy wiedział, co oznacza słowo "wypadek" użyte w kontekście omeg. Otis został zwolniony z powodu braku regulacji hormonów podczas pracy. Eryk nie rozumiał, czemu nagle poczuł pustkę po dowiedzeniu się, że nie będzie miał już okazji zobaczyć Otisa. Przecież nie znali się dobrze — spotkali się tylko trzy razy, a dzisiaj odkrył jego imię. Mimo to jego serce było ciężkie, a myśli przypominały gęstą mgłę. Czuł żal, że przyszedł za późno; nie tylko stracił szansę na kolejne spotkanie, ale również nie mógł już zapytać, czy wszystko w porządku.
Co kilka miesięcznych badań hormonów było dla Eryka obowiązkiem, ponieważ jego rodzice nadal wierzyli, że jest alfą. Nie mogli zaakceptować, że po prostu był betą. Ich rozczarowanie było widoczne — woleliby, żeby przynajmniej był omegą, bo wtedy miałby jakiś użytek w rodzinie. Mogliby go sprzedać bogatym alfom, ale nie. Nawet teraz badania potwierdziły, że wciąż był betą.
- Przykro mi - powiedział szofer, zabierając go z sali 305. Był jednym z wielu, którzy zachowywali się, jakby bycie betą było najgorszą rzeczą na świecie, mimo że sam był betą. Eryk nienawidził tego.
Pojechali windą na dół. Mijali mnóstwo ludzi, ale tylko jedna osoba przykuła uwagę Eryka. Przy recepcji stał chłopak o czarno-neonowo zielonych włosach, czarnej koszulce i spodenkach, a łańcuchy zwisały z każdego elementu jego ubrania. Eryk od razu wiedział, że to był Otis. Ale dlaczego był w szpitalu? Obok niego stała kobieta, która co chwilę pokazywała palcem na kartkę przed Otisem.
- Jestem spragniony. Kupisz dla mnie napój z maszyny? Cokolwiek będzie ok. - Eryk odwrócił wzrok, by spojrzeć na swojego szofera, który wyglądał na zaskoczonego. - No idź. Poczekam tutaj.
Szofer nie zadał żadnych pytań i ruszył do automatu, zostawiając Eryka na chwilę samego. Chłopak postanowił wykorzystać sytuację. Podszedł szybkim krokiem do Otisa i, nie zastanawiając się, dotknął jego ramienia. Otis spojrzał za siebie, a to samo zrobiła kobieta obok. Jego wzrok przesunął się od czubka blond włosów Eryka do brązowych spodni od garnituru, zanim zatrzymał się na jego twarzy.
- Pamiętasz mnie...? - zapytał Eryk, nagle uświadamiając sobie, że Otis mógł nie pamiętać o jego istnieniu. Widzieli się przecież tylko trzy razy, a to było kilka miesięcy temu.
- Owszem -odpowiedział Otis, co natychmiast przyniosło Erykowi ulgę.
- Nie wiem, czy to dobry moment, mogę poczekać. Ale chciałbyś się wymienić kontaktami? - zapytał.
- Ok. Poczekaj chwilę.
Otis wrócił do pisania informacji na kartce, podczas gdy kobieta kątem oka obserwowała Eryka. Zastanawiała się, co taki (elegancki, prawdopodobnie bogaty) chłopak, chciałby od jej syna (punka, omegi, biednego).
W końcu Eryk i Otis wymienili się numerami, oficjalnie stając się przyjaciółmi.
Dni mijały. Tygodnie, a nawet miesiące, przechodziły w szybkim tempie, a Eryk i Otis pisali do siebie każdego dnia. Nie raz dzwonili, spędzając czas w milczeniu, ciesząc się swoją obecnością. Po pewnym czasie Eryk zaczął odwiedzać Otisa raz w tygodniu. Mieszkanie przyjaciela znajdowało się w bloku, na którym od dawna rósł mech, a schody na zewnątrz były połamane.
Pewnego dnia Eryk, jak zwykle, odwiedził swojego przyjaciela. Musiał jednak poczekać chwilę, ponieważ Otis wracał właśnie z wolontariatu w schronisku. Po przywitaniu z mamą Otisa chłopak ruszył do jego pokoju, ale został zatrzymany.
- Eryk, możemy chwilę porozmawiać? - zapytała jego mama.
Chłopak zgodził się, siadając z nią przy stole. Pomiędzy nimi zapanowała niezręczna cisza, więc Eryk postanowił przełamać lody.
- O czym chciała pani ze mną porozmawiać?
- Wiem, że lubisz Otisa. Wasza przyjaźń bardzo mu pomaga; dawno go nie widziałam w tak dobrym stanie, ale chciałabym się upewnić, że pozostaniecie przyjaciółmi - zrobiła przerwę. - Otis jest omegą. Potrzebuje partnera, który będzie alfą, rozumiesz?
- Rozumiem. - Eryk zmusił się do przyjaznego uśmiechu w jej kierunku.
Przecież wiedział, jak jego bycie betą było największym przekleństwem dla jego rodziny, a teraz również dla niego. To była jedyna rzecz, która nie pozwalała mu powiedzieć Otisowi o swoich uczuciach.
Usłyszeli otwierane drzwi, a chwilę później mijający ich Otis zatrzymał się na ich widok, ale nic nie powiedział.
- Eryk opowiadał mi o swoich planach na przyszłość. Masz naprawdę ambitnego przyjaciela - zauważyła jego mama, spoglądając najpierw na swojego syna, a potem na Eryka. - Myślę, że na pewno poznasz w przyszłości wspaniałego betę, który będzie szczęśliwy, zostając twoim partnerem.
- Dziękuję... - odparł Eryk, niepewny, co jeszcze mógłby powiedzieć.
W końcu Eryk i Otis ruszyli do pokoju. Pokoju z czarnymi ścianami i białymi paskami. Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi, Otis w końcu się odezwał.
- O czym tak naprawdę rozmawialiście? - zapytał, w jego głosie słychać było niepokój. Znał swoją mamę i wiedział, że nie rozmawiali o planach na przyszłość; nie wierzył w to. Jego mama nigdy nie interesowała się Erykiem na tyle, by rozmawiać o czymś innym niż jego płeć. Więc o czym tak naprawdę rozmawiali?
Eryk wiedział, że nie może skłamać przed Otisem. Musiał mu powiedzieć prawdę... albo chociaż jej część.
– Podziękowała mi za to, że się z tobą przyjaźnię – wyznał, próbując unikać jego wzroku. Jednak spojrzenie Otisa było intensywne, pełne cichej determinacji, i Eryk zrozumiał, że to wyznanie nie wystarczy. Wziął głęboki oddech. – Prosiła też… abym się z tobą nie umawiał.
Słowa zawisły między nimi. Otis uniósł wzrok, spoglądając prosto w oczy Eryka. Ich spojrzenia spotkały się, a na chwilę czas jakby zwolnił.
– Czemu miałbyś się ze mną nie umawiać? – zapytał Otis.
Eryk przełknął ślinę, czując, jak serce bije mu coraz szybciej. – Bo… jestem betą, a ty omegą – wyjaśnił cicho. – Nie przeszkadzałoby ci, że nie jestem alfą?
Otis odpowiedział mu delikatnym ruchem głowy, w którym nie było żadnych wątpliwości. Nie przeszkadzałoby mu to.
– Nie musisz być alfą – szepnął.
I zanim Eryk zdążył pomyśleć, Otis stanął na palcach i dotknął jego warg własnymi. Był to pocałunek.
Kiedy się odsunął, Eryk spojrzał na niego, lekko oszołomiony, ale szczęśliwy. Czy to naprawdę się działo?
- Więc… - zaczął Eryk, próbując stłumić uśmiech i znaleźć właściwe słowa. Jego serce biło szybciej, a w głowie kłębiły się myśli. Czy to naprawdę się działo?
Otis odwzajemnił spojrzenie, a w jego szmaragdowych oczach pojawił się cień uśmiechu. Chłopak miał wrażenie, że świat wokół nich na chwilę zniknął. Ich świat omegaverse się w tej chwili nie liczył, byli tylko oni.
- Czy… czy to znaczy, że się umawiamy? - zapytał.
Otis skinął głową. - Myślę, że tak, - odpowiedział.
Cisza między nimi wypełniła się kolejnym pocałunkiem, a Eryk zrozumiał, że ich przyjaźń zamienia się wkońcu w coś znacznie głębszego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro