Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Itachi oraz Kisame byli w drodze na zadupie. Rybi agent FBI siedział za kierownicą, a łasic kontynuował nucenie "Alejandro" w siedzeniu obok.

-Hej... może włączyć ci radio?

-Nie trzeba, częściej słucham muzyki z płyt niż radia. Mam je nawet ze sobą.

-To może chciałbyś którejś posłuchać?

-Na pewno mogę? -Itaś był zakłopotany. Zazwyczaj jeździł samochodem z rodziną albo z Deidarą i nikt jeszcze nigdy nie pozwolił mu puścić albumów Lady Gagi.

-No jasne, nie widzę problemu. -Odpowiedział z uśmiechem rekin.

Itachi wyjął z kieszeni swojego kitla dwie płyty.

-Tylko tyle zmieściłem. Wolisz "Born This Way" czy "The Fame Monster"?

-Ymm... to drugie?

Itaś uśmiechnął się szeroko, co spowodowało rumieńce na twarzy Kisame.

-To mój ulubiony! Słuchałeś kiedyś?

-N-nie.

-Nie szkodzi, zaraz posłuchasz.

Czarnowłosy, jak szybko przekonał się Kiszczame, nie miał ani trochę talentu do śpiewania. Pierwszą piosenką w albumie było "Just Dance". Przy pierwszej zwrotce, pomimo wielkiego fałszowania, Kisame mógł jeszcze wytrzymać. Gorzej z refrenem.

-JUST DANCE, GONNA BE OKAYYY! DA-DA-DOO-DOOT-N! JUST DANCE! -Zapiał niczym kogut Itachi. Tak, to "da-da-doo-doot-n" to oficjalny tekst piosenki. Możecie sobie sprawdzić w Google.

Z jednej strony kierowca bał się o swoje bębenki, ale z drugiej... Itachi był taki szczęśliwy... Nie mógł mu po prostu przerwać dobrej zabawy. Szczególnie, gdy miał ten cudowny uśmiech.

Przesłuchali jeszcze dwie piosenki i kiedy zaczęło się "Poker Face" byli już na miejscu. Kisame odetchnął z ulgą.

-Oh... Chciałem jeszcze to zaśpiewać...

-Eheh, no cóż.

-Kisame?

-Słucham, mój drogi Itachi?

-Weźmiesz mnie jeszcze na taką przejażdżkę? Było bardzo miło.

Hoshigaki tak bardzo chciał odmówić. I odmówiłby, gdyby osobą która go o to prosiła nie był Uchiha Itachi.

-O...Oczywiście.

Itaś zaśmiał się.

-Bardzo dziękuję! Skoro już mnie podwiozłeś, może chcesz się czegoś napić w mojej przychodni?

-No jasne! Bardzo chętnie. -Szybko odpowiedział znów czerwony na twarzy Kisame.

Rybi mężczyzna był tak bardzo zapatrzony w Itachiego, że nie zauważył w jakim stanie był budynek do którego właśnie weszli. Dotarło to do niego dopiero, gdy poczuł smród grzyba/pleśni czy jakiegoś innego świństwa rozwijającego się na ścianie w gabinecie łasicy.

-Yy? Czy ten gabinet to jakiś inny ekosystem?

-Co masz na myśli, Kisame? Coś nie tak?

Kiszczame rozejrzał się po pomieszczniu zauważając wszystko, co w porządnym gabinecie lekarskim nie miało prawa bytu - Niehigieniczne strzykawki leżące na stole, brak jakichkolwiek środków do dezynfekcji czy skrzypiąca kozetka.

-Itachi... Przecież to pomieszczenie jest w okropnym stanie! Ty tu przyjmujesz pacjentów?

-No... tak?

-I jeszcze nikt tu nie wezwał sanepidu?!

Uchiha zdał sobie sprawę, że popełnił spory błąd. Przyprowadzenie agenta FBI do swojego dość szajsowego gabinetu mogłoby skutkować kolejnyn aresztowaniem, szczególnie jeśli dowiedziałby się jak niehigienicznie łasica leczy pacjentów. Kisame jednak nie wkurzył się. Zrobił za to coś, czego nikt by się nie spodziewał.

-I-Itaś... Aaaa... -Rekin rozpłakał się i mocno przytulił Itachiego. -Nie miałem pojęcia *smark*, że miałeś aż takie problemy finansowe! Uhu... tak mi przykro...

-S-słucham? -Łasica był mocno confused. -Już, już... Kisame, nie ma co płakać... Y? Fuj, usmarkałeś mi rękaw-

-Itachi Uchiha.

-Tak...?

-Chcę ci pomóc. Nie możesz pracować w takich warunkach. Nie mam pieniędzy, żeby to wszystko odnowić, ale... Może chciałbyś pracować ze mną w FBI?

-Że co?! Przecież nie mam żadnych kwalifikacji!

-Ja też nie. Szef zatrudni każdego, kto powie, że do twarzy mu z tymi jego piercingami.

-To chyba nie powinno tak działać...

-A ty nie powinieneś leczyć ludzi w tym burdelu.

-Racja.

-Pomyśl nad moją propozycją. No i mam jeszcze jedną. Czy chciałbyś ze mną... pójść na randkę na kawkę? -Kisame był już cały czerwony. Itachi z resztą też.

-Naprawdę chcesz? Chcesz... być moim... Alejandro? Moim... Judasem?

-Tak, Lady Itachi.

*Rzyga na dywan Swag Sasora*. Yhyh. Przepraszam. Wiedziałem, że ten fanfik mnie wykończy. Te dialogi Itachiego i Kisame są tak cringowe, że mnie zabiły normalnie. Szczególnie ten ostatni tekst. Zagrajcie "Helenę" na moim pogrzebie. O i skoro już się odzywam, to mogę wam powiedzieć, że zeszyt wysechł i notatki z Dziadów mają się dobrze :). Pozdrawiam cieplutko.

Hidan i Kakuzu znów szli w stronę przychodni na zadupiu. Minęło sporo czasu od pobrania krwi, więc mieli nadzieję, że lekarz zdążył już wrócić z aresztu i przebadać krew Hidana.

Kiedy doszli już na miejsce Kakadu zapukał do rozpadających się drzwi. Czekali trochę na odpowiedź, ale nie było żadnej. Zniecierpliwiony Kałuż złapał więc za klamkę. Kiedy miał już za nią pociągnąć, drzwi zostały otworzone od drugiej strony tak mocno, że z impetem uderzyły go w twarz. Hidan z zaskoczenia wydał z siebie wysoki pisk, który po chwili przerodził się w śmiech.

-BAHAHAHA! Ale ci Kaukazu zmiażdżyło ryj!

Przez otwrte na oścież drzwi zgniatające Kazoo wybiegli trzymający się za ręce Itachi i Kisame. Przy okazji dość brutalnie popchnęli umierającego ze śmiechu Hidana i romantycznie odbiegli w stronę zachodzącego słońca.

Kakuzu powoli wyłonił się zza drzwi.

-Oni są nienormalni. Nie poznali się przypadkiem dzisiaj?

-Oof. -Zdychał Hidan -Pewnie są napaleni. Jak człowiek jest horny to mu różne pomysły przychodzą do głowy.

-No dobra, nie musiałem tego wiedzieć. Chyba mam krwotok z nosa przez te walone drzwi. Cholera, cała maska mi się uwali. Miałeś rację, Hidan.

-Ja? Miałem rację? Kiedy?

-Trzeba było iść do innego lekarza.

Hidanek był tak zszokowany, że Kakuzu przyznał mu rację, że nic nie odpowiedział.

-A teraz wstawaj z tej ziemi, wracamy. Nie ma co tu czekać aż wrócą.

~W biurze szefa FBI~

Za biurkiem siedział rudy mężczyzna z dziwnymi fioletowymi soczewkami i kolczykami na całym ciele. Itachi zupełnie inaczej wyobrażał sobie szefa FBI. Rozmawiali trochę i szef raczej nie był zadowolony z braku jakiegokolwiek doświadczenia czarnowłosego. Wtedy Uchiha zastosował swoją tajną technikę.

-Bardzo do twarzy panu w tych kolczykach. I te soczewki bardzo podkreślają pana urodę.

W połaczeniu z pięknym łasicowatym uśmiechem zdanie to było wystarczające, aby przekupić lidera.

-No dobrze. Zobaczymy jak sobie będzie pan radził. -Rudzielec wstał, podszedł do Itacza i podał mu dłoń. -Nazywam się Pain. Powodzenia w nowej pracy.

-Bardzo dziękuję.

-Musimy jeszcze wymyślić panu jakiś pseudonim, panie Uchiha. -Pain wpatrywał się w niego dłuższą chwilę i stwierdził -Wygląda mi pan na Gerwazego Konopkę. Może być?

-Dobrze, szefie.

-Może na początek zlecę ci jakąś łatwą misję... Możesz wziąć ze sobą pana Hoshigakiego.

I tak właśnie zaczęła się wspaniała współpraca ☆ Roberta Halibuta and  Gerwazego Konopki ☆, która wkrótce miała przerodzić się w coś więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro