five
Ósmy miesiąc ciąży.
Poród.
Podczas trasy Jimin korzystając z tego, że Jeongguk ma pierwsze trzy koncerty w Seulu, zadzwonił do niego.
„Taeś rodzi, rusz się"
Taehyung rodzi.
Cholera, jasna jego skarb znowu rodzi.
I to trzy tygodnie przed terminem.
Bał się o swoje skarby.
Nie da rady sobie z Junghyunem.
BO JEŚLI ON BĘDZIE NA DOLE?! JAK KTOŚ, KTO GO SPŁODZIŁ MA Z NIM O TYM ROZMAWIAĆ?! Bo na pewno nie powie, jakie to uczucie.
A tak serio.
Nie da rady zastąpić mu matki.
-Ahhh! Cholera, boli! - usłyszał krzyk swojego chłopca.
Szybko pobiegł do sali.
-Proszę stąd wyjść! To sala operacyjna!
-K-Kookie?! - pisnął Taehyung.
-Jestem, kochanie, już dobrze. - wziął krzesełko i złapał rączkę chłopca, tymi swoimi, aby przycisnąć do niej swoje wargi.
-Ała! O-ostatni raz rodzę n-normalnie! A-a ty, d-debilu, j-już nigdy n-nie zamoczysz! - wypłakał młodszy, a starszy zaśmiał się przez łzy.
-To samo mówiłeś parę lat temu, Taehyungie. - mruknął mężczyzna, pociągając nosem.
Był taki szczęśliwy.
Jego rodzina się powiększała.
-Aaaah! T-tym razem będzie i-inaczej! Jak to boli!
-Ten ból jest wart. - starszy pocałował dłoń chłopca. - Już za niedługo będziesz miał naszego synka na rączkach.
-M-mhm!
Flashback
-A-ał! T-to boli! - pisnął czerwonowłosy na porodówce.
-Zaraz przestanie, kochanie. - mruknął uspokajająco Jeon i cmoknął narzeczonego w usta.
-O-obiecujesz?
-Przysięgam. - wymruczał.
Koniec flashback'u
Płacz. Płacz i malutka istotka w rączkach jego chłopca.
Z uśmiechem patrzył na zaschnięte łzy partnera. Był tak cholernie szczęśliwy.
Te łzy, ten płacz był zdecydowanie wart tej chwili, tego momentu.
Tym razem Taehyung płakał ze szczęścia.
Uśmiechał się szeroko do Baekhyuna i złapał jego malutką rączkę, a dziecko się na chwilę się uspokoiło, i otworzyło oczka.
Spojrzał ciekawie na swoją matkę, a następnie na ojca.
Jungkook objął swoją rodzinę.
-Tak bardzo was kocham.
-M-my ciebie też, Kookie. - mruknął Tae i pociągnął noskiem.
a/n gdzie moja wenaaa?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro