Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

- Kochanie, co się z tobą stało?! - tymi słowami przywitała mnie mama, która natychmiast pociągnęła mnie do uścisku. Leosiem zajął się tata, bagaże zostawiając w przedpokoju. - Nie możesz się doprowadzać do takiego stanu! Musisz myśleć o Leo.

- Wiem, mamo, ale to ciężkie.

- Rozumiem, opowiesz nam wszystko. Brian, zrób herbaty.

- Jasne. - dostałam od niego po drodze całusa w czoło i zostałam sama z mamą.

- No mów, skarbie. - wzięłam głęboki wdech, a potem zaczęłam bawić się swoimi palcami, starając się wymyślić jakiś początek. 

- H-Harry tak jakby mi się oświadczył, ale to raczej było zwykłe pytanie czy bym teraz za niego wyszła. P-powiedziałam, że nie chcę, po prostu nie chcę wychodzić za mąż, jeszcze nie w tej chwili, ani w najbliższym czasie. Odmówiłam mu już trzeci razy i zwyczajnie się poddał. Zostawił mnie.

- A Leoś? Nie pomyślał o Leo?

- Obiecał, że będzie go odwiedzać.

- I ile razy ten kutasiarz przyszedł do mojego kochanego wnuka? - spojrzałam na tatę, który przyniósł herbatę i od razu wziął na ręce synka.

- Ani razu. - mruknęłam, czując na sobie wzrok każdego kto tu się znajdował. Było mi z tego powodu przykro, że taka była prawda. Nie widział się z Leosiem od momentu opuszczenia mieszkania. 

- A to spierdolina ludzka, niech ja go tylko dorwę.

- Brian, nie przy dziecku.

- Niech maluch wie czyje ma geny.

- Tato, akurat to moja wina. Mógł się poczuć urażony.

- To nie oznacza, że może ot tak sobie zapomnieć o synu. Niech tylko poprosi o spotkanie z Leosiem. Będzie miał spotkanie, ale z moją pięścią, niedorobiony kutas jeden. Wkurzyłem się. Cholera, jaką mam ochotę mu przywalić.

- Teraz musimy myśleć o Leo, a tobie trzeba zrobić porządny obiad. - zgodziłam się, choć nie miałam innego wyjścia, bo widać było, że mama nie zamierzała przyjąć innej odpowiedzi. 

- Pójdziemy na spacerek, na zakupy, ponieważ lodówka świeci pustkami.

- Przepraszam, ale nie mam jak chodzić na dwór. Wózek jest ciężki, a...

- A ty powoli znikasz w oczach. - przyznałam jej rację, gdyż mówiła wyłącznie prawdę, a poza tym, nie umiałam tego zakryć i nie było co zaprzeczać.

Przebrałam się w ubrania, które nadawały się na wyjście do ludzi. Rozczesałam swoje włosy i związałam je w zwykłą kitkę. Makijażu nie robiłam, gdyż nie widziałam w tym sensu i tak nie poprawi to mojego samopoczucia. 

Zjadłam danie, które moje rodzicielka przygotowała mi na szybko i z składników znalezionych gdzieś w szafkach. Tata zniósł wózek, do którego ostrożnie położyłam Leosia i powoli kierowaliśmy się do parku. 

- Tata wziął urlop, więc przez najbliższe dwa tygodnie będziemy ci pomagać. Może pomyślisz o powrocie do Anglii?

- Nie mogę. Leoś jest za mały.

- Przecież nie tylko samolotem da się dostać do Londynu. Damy radę samochodem.

- Może wszystko się jeszcze ułoży. - przynajmniej miałam taką nadzieję. Brzmiałam zapewne okropnie żałośnie, lecz nadal wierzyłam, że będzie dobrze.

- Kochanie, nie łudź się. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale gdyby się opamiętał to wróciłby po paru dniach. Przynajmniej do syna.

- Kutasiarz jeden z monopolowego wraca! - odwróciłam się z Leosiem na rękach, podążając wzrokiem za moim tatą. Nie zdążyłam zareagować, a mężczyzna przebiegł przez drugą stronę ulicy, zatrzymując Styles'a. Kłócili się, a następnie 47-latek pociągnął Harry'ego w naszą stronę. - Spójrz im teraz w oczy! Nawet jeśli moja córka nie chciała za ciebie wyjść to masz pierdolony obowiązek zająć się dzieckiem! Gdzie wtedy byłeś, gdy musiała sama znosić wózek, gdy Leo płakał i nie umiała go uspokoić?! 

- Tato...

- Podnieś głowę i spójrz na nich. - od prawie dwóch tygodni po raz pierwszy nasze oczy się spotkały i jedyne co mogłam dostrzec to cienie oraz podpuchnięte powieki. Nie wyglądał najlepiej. Schudł, to na pewno.-Po prostu ich zostawiłeś, a to nie są zabawki. Rozumiem, że to przemyślałeś, bo nie masz już czego szukać u mojej rodziny.

- Leo jest moim synem...

- Myślałeś o tym przez ostatnie dni? Wydaje mi się, że nie. Informuję cię, że chciałeś końca to go masz. Życzę powodzenia w dalszym życiu. - oboje posłali mu rozczarowane spojrzenie i odeszli od niego, natomiast ja wciąż stałam przed nim, patrząc na niego tak jakbym przyglądała się sobie w lustrze.

- Emmo? - powoli zaczęłam się odwracać i odeszłam w kierunku swoich rodziców.

- I tak go kocham.

- Kompletnie na to nie zasługuje.

- Jest ojcem mojego dziecka. Tak będzie już zawsze i sama nie jestem bez winy.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro