Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

- Kochanie, powiedz mi co się dzieje. Twój głos, brzmisz źle, a Harry nie odbiera.

- Nic, mamo. Jest dobrze.

- Kochanie, znam cię dwadzieścia trzy lata i jestem pewna, że coś się dzieje. Powiedz o co chodzi, bo przyjadę.

- Wszystko jest w porządku. Nie ma potrzeby wydawać pieniądze na lot. - faktycznie, że mój głos był fatalny, jednak nie chciałam, by tu przyleciała. Pożegnałam się z nią krótkim "pa" i rozłączyłam połączenie.

Cóż, przynajmniej nie musiałam się już martwić o moją figurę, gdyż schudłam więcej niż cztery kilogramy z samego płaczu i małej ilości pokarmu. Nie potrafiłam zmusić się do jedzenia, a musiałam o siebie dbać dla Leosia, aczkolwiek nie mogłam. Wciąż nie miałam możliwości dodzwonić się do bruneta, a minął już tydzień. Nie widział swojego syna przez siedem dni i nie wysłał choćby głupiego SMS-a z pytaniem czy u niego było okej.

- Pójdziemy na spacerek i do pani Durand, co skarbie? - wzięłam go na ręce i wsadziłam do wózka, który musiałam przecież znieść po schodach. - I jak ja mam do cholery to zrobić?

Nie powinnam nim zjechać po schodach, ponieważ w środku był Leo, a wózek mógłby się zepsuć, jednak nie miałam innego wyjścia. Na całe szczęście nic się nie stało, dlatego zamknęłam dom i ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie pracowała moja pani ginekolog.

- Emma? W czym mogłabym ci pomóc? - gdy byłam już wewnątrz budynku, zostałam poinformowana, że musiałam poczekać, ponieważ doktor Durand miała pacjentkę. Wyszła z gabinetu i spojrzała na mnie z zdziwieniem. W końcu nie byłam umówiona.

- Czy ma pani chwilkę? B-bo...

- Wprawdzie mam przerwę, ale oczywiście. Proszę. - weszłam z Leo na rękach, zostawiając wózek przy recepcji.

- Więc o co chodzi, kochana? Strasznie schudłaś, a karmiąc powinnaś o siebie dbać.

- Wiem, a-ale...

- Coś się stało? - kiwnęłam głową, poprawiając dziecko tak, by spokojnie i wygodnie siedziało na moim udzie. Pociągnęłam nosem, żeby powstrzymać się przed uronieniem łez.

- J-ja i Harry, my...

- Rozstaliście się?

- T-tak i nie mam kompletnie pojęcia jak sobie poradzić. Na jedzenie nie mogę patrzeć, a wiem, że muszę, na spacery wychodzę bardzo rzadko, bo samej jest mi trudno znosić wózek, nie daję rady.

- Spokojnie, uspokój się. Dzwoniłaś do niego?

- Oczywiście, że tak. Nie odebrał ani razu.

- Podaj mi jego numer. Może ode mnie odbierze. - posłusznie podałam jej cyferki, które odpowiadały za jego numer i z nadzieją czekałam na to, aż podniesie słuchawkę. - Harry Styles? Doktor Durnad - lekarz Emmy. Proszę się nie rozłączać tylko mnie wysłuchać. Rozumiem, że macie problemy, ale pomyślał pan o dziecku? Nie "placku" a "dziecku". Cholera, nie, pan... rozłączył się. Przykro mi, Emmo, lecz podejrzewam, że jest w stanie nietrzeźwym.

- Domyśliłam się. I co ja mam zrobić?

- Skontaktuj się z bliskimi. Oni ci pomogą, jednak zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. - podziękowałam jej za wszystko i wyszłam z Leosiem z pomieszczenia, a następnie z całego budynku. Później zatrzymałam się w parku, gdzie usiadłam na ławce i obserwowałam otoczenie, mając wciąż oko na małego. 

- Hej, mamo.

- Skarbie! Czy powiesz wreszcie co się dzieje?

- Harry mnie zostawił. - te słowa trudno przechodziły mi przez gardło, a zwłaszcza źle mi było jak musiałam je wypowiedzieć. Nie chciałam płakać w miejscu publicznym. Och, przecież ja uwielbiałam w miejscach publicznych.

- Spokojnie, kochanie. Przyjedziemy do ciebie jak najszybciej. Brian! Ta pudlowa gnida zostawiła naszą córkę!

- Co? Kurwa, niech ja go tylko spotkam. Będzie swojego kutasa szukał wśród szczątków swojego mózgu, który i tak nigdy nie był używany. Emi, nic się nie martw. Pomożemy ci. Zajmij się Leosiem, a my do ciebie przyjedziemy. - na początku nie byłam do tego przekonana, jednakże teraz poczułam ulgę i nie mogłam się doczekać jak będę w stanie wypłakać się mamie w ramię. Tego chyba potrzebowałam najbardziej.

- Dziękuję. - pogadałam z nimi jeszcze przez chwilę i postanowiłam wrócić już do domu, gdzie nakarmiłam Leosia, a potem położyłam go spać, choć nie odbyło się od krótkiego płaczu.

Siadając na kanapie, wybrałam numer Styles'a. Nie miałam pojęcia czy byłam już tak zdesperowana, czy chodziło o syna, czy się martwiłam, czy po prostu byłam ciekawa jego reakcji. 

- C-co?

- Harry?! Boże, dlaczego się tak zachowujesz?! Czemu nie odwiedzasz...

- N-nie krzycz tak, Lindy.

- Lindy? Przecież to ja - Emma. - moje serce pomału się łamało, bo docierał do mnie powód, czemu nazwał mnie Lindy. Nawet jeśli się z kimś przespał to nie mogłam nic na to poradzić. Nie byliśmy już razem.

- Emma? E-Emma? Nie kojarzę.

- Jestem matką twojego dziecka. - szepnęłam, lecz na tyle, żeby usłyszał.

- Och, to ile ja w-wypiłem?! K-kurwa, dzieciaka zrobiłem. P-przykro mi, ale nie kojarzę żadnej E-Emmy. - chyba lepiej byłoby gdybym do niego nie dzwoniła. Od razu się rozłączyłam, wybuchając głośnym płaczem. Nie kojarzył żadnej Emmy, a może zwyczajnie nie chciał.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro