Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

- Kochanie, zaczekaj! - krzyknąłem, kiedy starałem się dogonić moją rodzinę z wózkiem przed sobą. Nie odwróciła się, ani nie zwolniła. Jedyne co ją nie opuściło, to złośliwość, która chyba była cechą odziedziczoną po Brianie. - Wiem, że teraz nie jest między nami najlepiej, ale mogłabyś zwolnić.

- Widać twoja kondycja nie jest odpowiednia.

- W łóżku nie narzekałaś. - wtedy się zatrzymała i odwróciła w moim kierunku. Leoś spojrzał na mamę, a raczej na jej minę, a potem zaczął piskliwie się śmiać oraz pokazywać na mnie palcem.

- To nie jest dobry moment na tego typu odzywki, wiesz? Użyj resztki swojego mózgu i się hamuj. - ponownie usłyszałem śmiech synka, który pomimo tego, że nic nie rozumiał, to idealnie zachowywał się do sytuacji. 

- Przepraszam. Hej, nie obrażaj się. - odebrałem od niej Leo, którego cmoknąłem w policzek i ułożyłem wygodnie w wózku. Zatrzymałem nas na środku dróżki w parku, więc ludzie musieli nas omijać, lecz to najmniej mnie interesowało. Złapałem ją za dłonie i zacząłem sunąć nosem po jej szyi.

- Przestań mnie smyrać. Jestem na ciebie wściekła, jestem zraniona i cię nienawidzę. I mam ochotę na ciastko, ale wiesz co? Tata zjadł ostatnie, rozumiesz? Stary grzyb.

- Kotku, czy ty masz okres?

- Mam. - dla własnego dobra odsunąłem się, ponieważ doskonale pamiętałem jak kiedyś miała okres i prze to, że nie posprzątałem w sypialni, musiałem spać w ogródku. Dobrze, że było lato.

Szliśmy w ciszy. Emma obok mnie, a ja prowadziłem wózek. Jedynie Leoś przerwał milczenie swoimi piskami lub odgłosami jak coś zauważał. Zajęliśmy jedną z ławek i ustawiliśmy wózek tak, żeby być twarzą do malucha.

- Chciałbym, abyś poszła ze mną jutro zobaczyć dom.

- Dom?

- Nie sądzę, żebyś chciała wracać do Francji. Poza tym tutaj są dziadkowie Leosia, twoja i moja rodzina. Do Lyonu zawsze możemy jechać na weekendy, ferie lub wakacje. Nie sprzedałem domu, ponieważ jesteś współwłaścicielką, ale zamierzam się przenieść do Londynu.

- Co z kancelarią?

- Wciąż działa, jednak obowiązki przejął Dennis. Zostaję tutaj. Kupiłem już nawet budynek. Wszystko trzeba wyremontować, jednak tym się nie trzeba przejmować.

- Dobrze, a gdzie ten dom?

- Tutaj niedaleko. Blisko parku, byśmy mogli chodzić na spacery, kancelarii, która nie jest jeszcze gotowa i... pewnego miejsca. - obserwowałem jak delikatnie się uśmiecha, a potem nachyla nad Leosiem, żeby poprawić mu bluzę. Zdecydowała się jednak wziąć go na swoje kolana i w tym momencie zaczął patrzeć na wszystko, co się ruszało. Ludzi, patki, liście, cokolwiek. - Kocham was, wiesz to, prawda?

- Wiem. - zawahała się na samym początku i to mnie martwiło, bo musiała mieć pewność, że kochałem tylko ich i byli najważniejsi, aczkolwiek miała wątpliwości. Nie powinna ich mieć.

- Kochasz mnie? - wzięła głęboki wdech i pierwszy raz zwróciła na mnie swój wzrok. Chwila, w której się nie odzywała była jedną z najbardziej stresujących oraz potwornych chwil w moim życiu. 

- Kocham. - przymknąłem na sekundę oczy, słysząc jej odpowiedź. Uspokoiłem się i chwytając ją za kawałek żuchwy oraz miejscem pod uchem, złączyłem nasze usta. Najpierw nie odwzajemniła pocałunku, potem niepewnie to uczyniła. Oderwaliśmy się od siebie, gdy Leoś machnął w moją stronę zaciśniętą ręką. Spojrzałem na jego okrągłą buźkę i przyglądałem mu się jak podnosił ramiona do góry.

- Mój kochany maluszek. - przycisnąłem wargi do jego policzka, a później wsłuchiwałem się w jego gaworzenie. - Niedługo zaczniesz mówić "tata".

- Tak, po tym jak powie "mama".

- "Tata" będzie jego pierwszym słowem.

- Wybacz, ale raczej muszę cię rozczarować.

- Zobaczymy, skarbie. - spacerkiem wróciliśmy do domu, w którym rodzice Emmy siedzieli przed telewizorem. Oznajmili nam, że jedzenie było w lodówce, dlatego postanowiliśmy coś zjeść.

- Tato, chciałbyś pobawić się z Leo?

- Oczywiście! - mały był już po karmieniu, także wystarczyło poczekać na brudną pieluszkę. Zabraliśmy sałatkę i widelce i prędko pobiegliśmy na górę. - Ej! Paskudy jedne, nie będę go przewijał!

Następnego dnia oboje się ogarnęliśmy, zjedliśmy śniadanie, zajęliśmy się odpowiednio maluszkiem i razem wybraliśmy się do samochodu.

- Gdzie ta łapa? - usłyszałem, kiedy położyłem dłoń na jej kolanie. Uśmiechnąłem się do niej i odpaliłem auto.

- Lubisz to. - parsknęła śmiechem, odwracając swoje brązowe tęczówki w kierunku okna. - Zamierzam sprzedać samochód.

- Co? Dlaczego?

- Chciałbym mieć większy, rodzinny.

- Nasza rodzina liczy trzech członków. Bez przesady. Ten w zupełności wystarczy.

- A nie wolałabyś mieć swoje własne?

- Jasne, ale najpierw muszę na nie zarobić.

- W porządku. Kupimy ci nowe auto.

- Harry, wiesz, że nie o to chodzi. Możesz mi kupić cały świat, ale to ma najmniejsze znaczenie. Nie pieniądze się liczą.

- Chcę, żeby żyło nam się lepiej. Kochanie, jeśli potrzebujesz nowy samochód, to go kupimy. - wywróciła oczami i skupiła się na widoku za szybą, bo zaparkowaliśmy pod domem.

- Duży. - stwierdziła, wychodząc na zewnątrz. Zrobiłem to samo i przywitałem się z agentem nieruchomości. Bezczelnie gapił jej się w dekolt, dlatego objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Dyskretnie poprawiłem jej bluzkę, co wprowadziło ją w śmiech, a mężczyznę w zakłopotanie.

- Dobrze, może wejdziemy do środka. - zaprowadził nas do wnętrza domu i musiałem przyznać, że prezentowało się doskonale. Duży salon, jadalnia, kuchnia, gabinet i łazienka na jednym piętrze. - Dom jest idealny dla dużych rodzin. Perfekcyjne miejsce spotkań, dla spędzenia wszystkich świąt. Świetny do zakładania sporych rodzin.

- Moglibyśmy się rozejrzeć?

- Oczywiście. - weszliśmy wgłąb salonu, w którym Emma kpiąco na mnie zerknęła.

- Co?

- Jesteś zazdrosny o czterdziestoletniego agenta nieruchomości?

- Musiałaś ubierać taką bluzkę? Patrzył ci się na piersi. 

- Bo mam ładne.

- Fakt, ale tylko ja mogę na nie patrzeć... i dotykać. - przysunąłem ją bliżej siebie, obejmując ją w talii. Całując jej zagłębienie między szyją a obojczykiem, przeniosłem nas na kanapę. Placami muskałem jej odkryte ramiona, a ustami żuchwę i jej okolice.

- Jest jeszcze doskonały ogród dla dzieci. Dużo przestrzeni, więc można wybudować plac zabaw, basen, jest patio, można jeść na dworze w letnie dni... Boże, bardzo przepraszam. 

- Nic się nie stało, to my przepraszamy.

- Więc co państwo sądzą o willi? - wymownie zwrócił uwagę na naszą pozycję, także wstaliśmy, poprawiając swoje ubrania.

- Jesteśmy zadowoleni. Możemy podpisać papiery.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

To nadal nie jest Hemma. Nie pogodzili się!  Oops.

Liczę na Wasze opinie, misie xx

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro