17
- Co wy jesteście tacy szczęśliwi?
- A co? Powinniśmy być zmęczeni i gburowaci po tym jak waliłeś... - uderzyłam Harry'ego w bok, aby nie dokończył tego, co chciał powiedzieć.
- Och, ty też się w nocy nie nudziłeś.
- Ostrzegam cię. Ja nie będę wychowywał siostrzyczki lub braciszka Emmy. Wiem, że się nie zabezpieczyłeś, bo jedynym posiadaczem kondomów w tym domu jestem ja.
- Ta, a jakoś Leosia spłodziłeś. - i tu go miał. Zaśmiałam się na widok miny zielonookiego, który trzymał na rękach syna. Spojrzał na mnie, szukając pomocy, a ja jedynie wzruszyłam ramionami i zajęłam miejsce przy stole. - Więc? Coś się wydarzyło, że jesteście jak po dobrym seksie?
- Brian...
- Tak właściwie to jesteśmy po świetnym porannym seksie, ale i nareszcie mogę nazwać Emmą swoją narzeczoną.
-Harry...
- Ty, wy jesteście zaręczeni. Zgodziłaś się?
- Tak szczerze, to nie wiemy kto komu się oświadczył. - uśmiechnęłam się do rodziców i nałożyłam sporą ilość dżemu na tosta. Mama wydawała się szczęśliwa, aczkolwiek tata siedział wyprostowany z grobową miną. - Tato, wszystko dobrze?
- Tak, tylko jestem trochę pozbawiony sił, bo o drugiej obudziły mnie czyjeś krzyki.
- No jak mi przykro. Godzinę wcześniej to ja nie mogłem nawet przymknąć oczu. Obudziłeś moje dziecko.
- To nie ja.
- A kto?
- Rose.
- Jasne, zwal na kobietę. Nie krzyczałabym, gdyby...
- Już, stop! Jesteście okropni.
- Kochanie, seks to coś naturalnego. Nie musisz się tego wstydzić.
- Wyjedźcie już, proszę.
Po zjedzeniu śniadania wybrałam się na spacer z Leosiem, Harry wyszedł do pracy, a rodzice określili to jako wypad we dwoje. Nie chciałam wiedzieć nic więcej. Zwłaszcza po wczorajszej nocy.
Siedziałam w parku już dobre dwie godziny, czytając książkę, którą przywiozłam z Londynu. Maluch dobrze czuł się na dworze, więc mogłam z nim wychodzić na dłużej.
- Halo? - odebrałam telefon, nie patrząc na dzwoniącego. Wstałam, aby odłożyć książkę do wózka i poprawić kocyk Leosiowi, wciąż trzymając komórkę przy uchu.
- Mogłabyś nie eksponować swojej pupy? Stanął mi już przy przejściu dla pieszych, a poza tym są tu inni napaleńcy.
- Co? Przecież ty...
- Mam przerwę, rozprawa się skończyła, ale zaraz wracam do pracy. - zostałam podniesiona do góry i okręcona dwa razy, a następnie dostałam bukiet kwiatów, buziaka w usta i standardowe uderzenie otwartą dłonią w tyłek. Wziął synka na ręce i upewniając się, że nie było mu zimno, pocałował go w czoło. - Twoja mama powiedziała gdzie jesteście i postanowiłem przyjść. Ciaśniejszych spodni nie było?
- Chciałam się poczuć dobrze. Nie czepiaj się.
- Kochanie, wyglądasz pięknie, a czepiam się wyłącznie dlatego, że jakieś fiutki się na ciebie patrzą. - pomimo moich szpilek to musiałam się postarać, żeby dosięgnąć jego warg. Parsknęłam śmiechem, gdy uważnie spojrzał na grupkę studentów przechodzących obok nas.
- Mam dla ciebie dobre wieści. Byłam w aptece i...
- Jesteś w ciąży?! - wywróciłam oczami, gdyż wyraźnie nie wyczuł mojego sarkazmu. Nie była to szczęśliwa wiadomość. Na pewno nie dla nas.
- Nie, nie jestem. Moi rodzice wyjeżdżają za dwa dni.
- Nareszcie! Chryste, myślałem, że już nie wyjadą. Czemu tak patrzysz? - z szerokim uśmiechem przygryzłam delikatnie wargę, nie wiedząc czy mu to powiedzieć.
- Byłam w aptece i dzwoniła do mnie Anne.
- Nie, błagam, nie mów tego.
- Twoja rodzina przyjeżdża za dokładnie pięć dni.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Hej, hej, hej misie! ♥
oczywiście, że Anne nie mogło zabraknąć ^^
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro